3 kwietnia 2016

Rozdział 17

- A co ty tu, do diabła robisz?! - podszedł bliżej mnie. Wszyscy zgromadzili się wokół nas.
- A co ty tu robisz?! - zapytałam, a on spojrzał mi głęboko w oczy i nie spuszczał ze mnie wzroku.
- Poczekajcie - wtrąciła się Sara, lekko zaniepokojona, a my nawet na nią nie spojrzeliśmy - Jak możecie się w ogóle znać?
Nikt jej nie odpowiedział. Ja i Harry, nadal toczyliśmy bitwę na spojrzenia. Zdając sobie sprawę, że nie uzyska żadnej odpowiedzi, wróciła do otaczającego nas kręgu.
- Co ty tu robisz? Dlaczego nie odbierałaś telefonu? Mieliśmy porozmawiać! - krzyczał.
- Nie, co ty tu do cholery robisz?! I śmiesz się mnie pytać dlaczego nie odbierałam? Nie mieliśmy o czym rozmawiać! - ja również zaczęłam krzyczeć.
- Nie mieliśmy o czym porozmawiać?
- Nie!
- Wiem, że to co się zdarzyło, nie powinno mieć miejsca...
- Oczywiście, że nie powinno. Dlaczego byłeś w moim świecie, kiedy twój jest tu?
- To był jeden z powodów, dla których musiałem wrócić, ja...
- I nie mogłeś mnie łaskawie o tym poinformować? Nie o tym, że jesteś wampirem, ale przynajmniej mogłeś mnie okłamać, że wyjeżdżasz!
- Jak miałbym niby to zrobić, jak co chwilę gdy do ciebie dzwoniłem odzywała się sekretarka?!
Westchnęłam sfrustrowana, machnęłam rękami i szybkim krokiem poszłam w stronę domku, nadal nie zwracając na nikogo uwagi.
- O nie! - odwrócił się na pięcie i ruszył w moim kierunku - Nie dokończyliśmy tej rozmowy.
Ruszył za mną, ale Will zatarasował mu drogę. Nie zaszczyciwszy mojego partnera, ani jednym spojrzeniem, wyminął go z taką prędkością, jakiej nigdy nie widziałam i znalazł się za mną po pięciu sekundach. Przyspieszyłam tępo i dalszą drogę do domku pokonałam drąc się na mojego byłego, a on na mnie.

Dochodząc już do schodów, złapał mnie za rękę. Szarpnęłam się, ale jego uścisk, był jak ze stali. Nie próbowałam się już wyrywać, ale zaczęłam miarowo oddychać.
- Wtedy - zaczął spokojnie - kiedy zobaczyłaś mnie z Eden, ja... ja cię nie oszukałem. Ona... My byliśmy kiedyś ze sobą, ale wszystko rozpadło się od pierwszego najazdu zori. Zacząłem trenować, szkolić się. Wtedy ze mną zerwała, bo stwierdziła, że już się nią nie interesuję i nie chce być z kimś, kto nie ma dla niej czasu. Niedługo po tym mój brat, Michel wysłał mnie do twojego świata, abym tam zaczął się szkolić, żebym tam zdobywał wiedzę. Więc znalazłem rodzinę, która wprowadziła się niedawno do miasta i za pomocą mojej mocy wmówiłem im, że jestem ich synem. Nadałem im nigdy nie zrealizowane wspomnienia. Zapisałem się do liceum. Wtedy spotkałem ciebie, Clover. Wiesz, kiedy pierwszy raz się spotkaliśmy poczułem, że masz temperament, że jesteś inna od wszystkich. Tego i następnego dnia nie mogłem przestać o tobie myśleć. Po tygodniu zebrałem się w sobie i zaprosiłem cię na pierwszą randkę. Wiedziałem, że tak robią ludzie, bo szybko zaakceptowałem się w nowym środowisku. Zapytałem cię, gdzie byś chciała się udać, a ty powiedziałaś, że chciałabyś pojeździć na quadach. Zdziwiłem się, bo nie miałem pojęcia, co to jest. Wieczorem znalazłem w internecie tor, na który moglibyśmy się udać. Wiesz, że to jest jeden z tych dni, których nie zapomnę do końca życia? Tego dnia pierwszy raz w życiu się zakochałem. Cały czas cię okłamywałem, że jestem człowiekiem. Spotykałem się z moimi ludźmi i omawialiśmy strategię walki. Tydzień przed naszym zerwaniem pojawiła się Eden. Była załamana. Podczas jednego z ataków zori... zginęła jej siostra bliźniaczka i rodzice. Ona jedyna  z całej rodziny się uratowała. Straty były ogromne, wielu przyjaciół, rodzina... musiałem wrócić. Spotykałem się z nią dość często i przeżywałem żałobę razem z nią. Może nie powinienem. Ale to zrobiłem i gdybym wiedział, że przez to stracę ciebie, nigdy bym tego nie zrobił. Powiedziałbym jej, żeby spadała, tylko po to by być z tobą. Ale los miał wobec nas inne plany. Jeden z wampirów przybył zawiadomić mnie, że potrzebują mojej pomocy, więc... musiałem wyjechać.
Łzy zaszkliły mi się w oczach. Uścisk na ręce ustąpił, a ja już nigdzie się nie wybierałam. Jaka byłam głupia!
- Przejdźmy się - zaproponowałam, a on nawet nie próbował ukryć ulgi malującej się na jego twarzy. Podał mi ramię, które przyjęłam i poszliśmy w stronę lasu.
- Musisz wiedzieć, że cię nie kochałem - powiedział nagle - Zakochałem się w tobie, ale zabrakło mi czasu na pokochanie cię.
Znów patrzyłam w te wielkie piwne oczy i zastanawiałam się nad odpowiedzią.
- Ja ciebie też nigdy nie zdążyłam pokochać - odpowiedziałam, odwracając wzrok.
- Clover, ja...
- Nie będę się pytać, dlaczego - przerwałam mu - bo to pytanie jest bezsensowne. Nie mogłeś mi powiedzieć, bo nigdy bym nie uwierzyła. Nie dało się w tym czasie tego wyjaśnić.
- Nie, nie dało.
- Jeśli mówisz prawdę. To jesteśmy sobie winni przeprosiny, więc... przepraszam.
- Przepraszam - szepnął.
- Mam pewien pomysł - odparłam nieśmiało.
- Tak, a jaki?
- Zacznijmy z czystą kartą. Oczywiście, że nie możemy zapomnieć o wcześniejszych wydarzeniach, ale dajmy sobie czas, żeby się pogodzić.
- Świetny pomysł.
- Ale nie zaczynajmy od nowa związku.
- Nie - zaprzeczył, co mnie zaskoczyło. Spojrzał na mnie, a złote iskierki zaświeciły mu w oku. - Straciliśmy swoją szansę.
- To prawda. Ale kto powiedział, że nie możemy się pogodzić i żyć w zgodzie?
- Nikt, więc tak zrobimy. Czysta karta.
Uśmiechnęłam się do niego, a on odwzajemnił uśmiech. Szliśmy tak dalej w ciszy. Cieszę się, że sobie wszystko wyjaśniliśmy. Cieszę się, że jednak był wobec mnie szczery i cieszę się, że... mam go znów blisko siebie. Może nie jako chłopaka, ale nie jako wroga.
- No to teraz mi powiedz jakim cudem znalazłaś się tutaj? - spytał podekscytowany.
- Długa historia.
- Mam czas. Zaczynaj - więc zaczęłam mu streszczać jak to się wszystko potoczyło. Jak ze zwykłej dziewczyny z problemami, stałam się wybranką proroctwa.
Chodziliśmy sobie swobodnie po lesie. Rozmawialiśmy ze sobą jak starzy znajomi, którzy odnaleźli się po miesiącach. Opowiadałam mu, co działo się po jego wyjeździe i o tym co przeżyłam tutaj. Nie rozmawialiśmy, o tym że jest wampirem,ani o zerwaniu, ani o zori. Właśnie tego mi było trzeba. Odskoczni od całego tego ciążącego na mnie obowiązku. Oderwałam się od problemów innych i zaczęłam nadawać o sobie. Pierwszy raz od długiego czasu, nie martwiłam się o innych. Nie martwiłam się o nic. Największym plusem, który posiadał Harry było to, że potrafił słuchać. Gdy słońce zaczęło zachodzić zaproponowałam, że powinniśmy wracać. Stając pod domem uściskałam go i pożegnaliśmy się. Weszłam do domu i stojąc chwilę nasłuchiwałam, czy ktoś jest w środku. Ale znowu nikogo tu nie było. Weszłam do kuchni i zaczęłam nucić piosenkę. Od przybycia do tej krainy, nie słuchałam muzyki. Kochałam ją. Grałam nawet kiedyś na pianinie, ale lata temu. Nawet nie wiem jak mogłam tak długo bez niej wytrzymać. Nie miałam kontaktu z żadną melodią! Nalewając sobie wody do szklanki zaczęłam śpiewać cichutko.
 Any way you want it
That's the way you need it
Any way you want it
She loves to laugh
She loves to sing
She does everything
She loves to move
She loves to grove
She loves the lovin' things
Ooh, all night, all night
Oh, every night
So hold tight, hold tight
Ooh, baby, hold tight
Oh, she said...

Nagle poczułam chłodny powiew i ktoś chwycił mnie za ramię, a ja podskoczyłam, drąc się wniebogłosy.
Za mną stał Will.
 Niewzruszony moją reakcją. W cieniu, wyglądał jak seryjny morderca.
- Co ty robisz? - zapytał.
- Skończcie się wszyscy do mnie podkradać! - tętno powoli wracało do normy - Śpiewam.
- W środku nocy?
- Nie widziałam tabliczki z zakazem.
- Skąd go znasz - o to prawdziwy William! Nie, ten człowiek nie bawi się w podchody, ani niedopowiedzenia. On wali prosto z mostu, o co mu chodzi.
Westchnęłam głęboko, bo nie chciałam już się z nim kłócić.
- To mój były - William nawet nie mrugnął - Myślałam, że... stare dzieje, ale wyjaśniliśmy sobie wszystko i pogodziliśmy się. Popełniliśmy błędy i... postanowiliśmy sobie wybaczyć.
- Jesteście znowu razem? - spytał, a ja szukałam w jego głosie oznak zazdrości. Na marne.
- Nie - odpowiedziałam - Mieliśmy swój czas.
Skinął głową lekko i przeczesał włosy ręką. Podszedł do mnie bliżej. Patrzyliśmy sobie w oczy. Próbowałam wyczytać z nich coś wyczytać, znaleźć najmniejszy ślad jakichkolwiek emocji... bezskutecznie. Jego tęczówki były koloru zielonego mchu, ogrzewanego przez słońce. Patrzyliśmy tak na siebie chwilę za długo, aż w końcu nachylił się nade mną. Nie spuszczałam z niego wzroku, a on ze mnie. Jego twarz przysunęła się jeszcze bliżej mojej. A po chwili gwałtownie się odsunął. Zdezorientowana wewnątrz, a pewna siebie na zewnątrz, spojrzałam na butelkę wody, po którą się schylił. Odwrócił się do mnie plecami i wyjął szklankę z szafki. Zamaskowałam zawód, który czułam i usiadłam na kuchennym blacie. Starałam się patrzeć wszędzie tylko ie na Willa. W końcu mój wzrok skierował się na widok za oknem.
- Jutro - odezwał się po chwili, a ja niechętnie skierowałam na niego wzrok - Walka. A po niej wyruszamy.
- Kto idzie z nami? - spytałam.
- Caspar, Ryan, Lucas, Paul, Gabriel, Mark i oczywiście wampir. Sara i Robert zostają. Znów się wymieszają połowa zmiennokształtnych zostaje tut, a reszta wyrusza do obozów wilkołaków i elfów, tak samo zrobią pozostali.
- Dobrze. A o której, zaczyna się walka?
- O siódmej rano - odrzekł i upił łyk wody.
- Więc, pójdę się położyć.
Zeskoczyłam z blatu i ruszyłam do wyjścia. Znów unikając wzroku Willa. Kiedy przechodziłam obok niego, otarliśmy się o siebie, a moje serce na moment przestało bić. Próbując ratować niezręczną sytuację jednym susem pokonałam drogę do drzwi.
- Dobranoc - burknęłam.
Wbiegłam do sypialni i ustałam na środku pokoju. Uspokajałam oddech.
- Co się z tobą dzieje? - wysapałam.
Nie rejestrując już nic więcej położyłam się do łóżka i zasnęłam.

Tego dnia od niepamiętnych czasów, ktoś mnie obudził! Tym kimś, oczywiście był mój współlokator, który zaczął walić w drzwi do mojego pokoju. Jęknęłam głośno i nasunęłam poduszkę na głowę.
- Wiem, że już nie śpisz! Wstawaj z łóżka! - krzyczał. Nie doczekawszy się odpowiedzi wszedł po pokoju i ustal na środku niego - Jaki ty przykład dajesz innym?
- Nie daję żadnego. Chcę się wyspać, czy to tak wiele?
- Pewnie nie, ale mamy za chwilę walkę, a ty się wylegujesz, kiedy twoje dzieciaki pewnie się już rozgrzewają. - wyjaśniał - A, wiem już o co chodzi. Nie chcesz patrzeć na ich porażkę? - zapytał prowokująco.
- Po prostu wiem, że wygrają z zawiązanymi oczami.
Westchnął przeciągle i podszedł do łóżka. Odkrył moją kołdrę i zabrał poduszkę z głowy. Jęknęłam jeszcze głośniej. On natomiast chwycił mnie za ręce i podniósł na nogi.
- Ja i tak nigdzie, nie idę - powiedziałam, ale to było oczywiście kłamstwo, bo wiedziałam, że za pięć minut się ubiorę. Niestety Will, chyba tego nie wiedział i przerzucił mnie sobie przez ramię. Krzyczałam i protestowałam, widząc jak zabiera mnie do łazienki.
- Już się obudziłam! - krzyczałam - Już idę się ubrać! William, proszę nie!
Postawił mnie na ziemi. Alleluja! Odetchnęłam z ulgą, ale na jego twarzy widniał złośliwy uśmieszek. Jednym ruchem ręki wepchnął mnie pod oszklony prysznic, a drugą odkręcił wodę. Nagle poczułam na sobie lodowatą ciecz i westchnęłam sfrustrowana. Ale nie pozostałam mu dłużna, w chwili gdy zataczał się ze śmiechu wciągnęłam pod lodowaty strumień i jego. Patrzył na mnie zaskoczony, a ja posłałam m złośliwy uśmieszek. Zakręcił wodę i teraz staliśmy na przeciwko siebie, cali mokrzy... pod prysznicem. Po chwili oboje wybuchnęliśmy histerycznym śmiechem. Otworzyłam szklane drzwi i ustałam pod drzwiami z ręcznikiem w ręku. Cały czas się śmiejąc wróciłam do pokoju. Ubrałam boyfriendy, czarną koszulkę bez rękawków z napisami i białe trampki.
Wyszłam razem z Williamem z domu, a następnie skierowaliśmy się na polanę. Faktycznie, wszyscy już na nas czekali. Podeszłam do swojej drużyny i przywitałam się z nimi.
- Będę tu stać i czekać na zwycięzców, jasne? Nie uznaję porażek. Trenowaliśmy krótko, ale solidnie. Możecie ich pokonać, bo ja tak mówię. I pamiętajcie: Trzy rzeczy się liczą. Pierwsza, Fred?
- Skuteczność ataku - odpowiedział, a ja wystawiłam jeden palec.
- Dwa, Kevin?
- Element zaskoczenia - wystawiłam drugi palec.
- Trzy, Viola?
- Dobra strategia - trzeci palec.
- Nie dajcie się zwieść. Nie ufajcie sile, bo ona może was zawieść. Można pokonać najsilniejszego przeciwnika, ale mając dobry plan, zmyłkę i technikę. Wszystko może się zdarzyć, ale trzeba umieć się wywinąć z najtrudniejszej możliwej sytuacji. Nie wahajcie się myśleć. Przemyślcie każdy ruch, każdy cios, unik, obrót... wszystko. Bądźcie uważni. To co? Zbierzmy się.
Stanęliśmy w kręgu i otoczyliśmy ramionami.
- Liczę na was. Nie zawiedźcie mnie i pokażcie, że umiem trenować i że wy tu rządzicie. Jasne?
- Tak! - krzyknęli wszyscy.
- No to do roboty! - dodałam i ruszyliśmy w stronę innych grup.
- Zaczynamy - zapowiedział Shane - Walczy grupa przeciwko grupie. Na początek: Paul i Robert.
Zmiennokształtni ustali na przeciwko siebie i na znak Shane'a zaczęli walczyć. Byli nudni, tacy jak moja drużyna na początku. Bardzo przewidywalni. Słabsi odpadli po kilku minutach. To była zabawa, a nie walka. Skończyła się ona, tak szybko jak się zaczęła. Wygrał Paul, a Robert odpadł i jego zawodnicy wymęczeni padli na ziemie. Następnie walczył Will z Darrenem. Wygrał Will. Później walczył mój skład ze składem Lewisa. Nasz przeciwnik nie miał szans, co było oczywiste. Wszyscy działali zespołowo, a atak był tak niespodziewany, tak szybki... przepełniała mnie duma, radość i zachwyt. Ta walka trwała sześć minut z zegarkiem w ręku, a moja ekipa lekko się zmachała. Widziałam te przerażone twarze wszystkich zmiennych, prócz drużyny Shane'a, oni stali jedynie lekko zaniepokojeni. Poklepałam wszystkich po ramionach. Walki trwały nadal, ale w półfinale zostały grupy: Lucasa, Shane'a, moja i Willa. Mark odpadł walcząc z ludźmi Willa.
Dalej walczyliśmy z drużyną Shane'a. Jego chłopacy byli zmęczeni czego starali się nie okazywać. Zanim Kevin podszedł do nich, szarpnęłam go za ramię i szepnęłam do ucha:
- Są wykończeni - uśmiechnął się i przekazał tę informację dalej. Na twarzach moich uczniów, pojawiły się promienne uśmiechy. Shane krzyknął "Start!" i zaczęło się. Zoe załatwiła małego blondaska i pobiegła na pomoc Lexi, która miała małe problemy. Uporawszy się z przeciwnikami, naskoczyły na kolejnych. Patrzyłam w jak idealnej harmonii walczą Jane i Thony, atakując jak prawdziwe maszyny, stworzone do destrukcji. Pierce miał małe problemy, ale kilka porządnych uderzeń w żuchwę i skroń pomogło. Inna dziewczyna, nie mogła ogarnąć ciosów Zack'a i padła na ziemię po minucie. Victor nawet nie dał złapać oddechu dwóm atakującym go chłopakom. Ciosy nadchodziły, ni to z boku, ni to z przodu. Był wszędzie i nigdzie. Viola nie mogła dać sobie rady. Myślałam, że uda jej się zaatakować, ale ona tylko unikała ciosów.
- Atakuj, Viola! - krzyknęłam, ale po chwili ona leżała już na ziemi, a przeciwnik nie dawał jej forów ze względu na płeć. Po chwili zjawił się Mike i Gin, którzy w jednej chwili trzymali za oba ramiona chłopaka, który powalił Violę, ta szybko podniosła się na nogi i z idealnego pół obrotu kopnęła chłopaka, tak że już się nie podniósł. Dziewczyna otarła krew z nosa i przybiła piątkę z chłopakom.
Nikt z ludzi Shane'a nie dał rady wygrać. Oniemiały przywódca rozpoczął kolejną walkę między Willem, a Lucasem. Oczywiście wygrał wilkołak.
W ostatecznym starciu mieliśmy walczyć przeciwko Lucasowi.
- Dobra! Zbiórka! - zawołałam - Chciałam, żebyście wiedzieli, że zaszliście daleko. Bardzo daleko. Pokonaliście dobrych zawodników. Teraz czekają na was lepsi. Oni wam nie odpuszczą... Ale, widziałam jak walczyliście z ludźmi Sahne'a. Daliście radę ich pokonać i stoicie tu przede mną, więc dacie radę pokonać i Lucasa! Wynik zależy od was!
Zmotywowałam ich. Tyle tylko mogłam zrobić. Teraz wszystko leży w ich rękach.
Shane wrzasnął "Start!". Ale moja drużyna nawet nie kiwnęła palcem. Stali w miejscu, jak posągi i patrzyli na rywalów. Oniemiała patrzyłam, na to co robili. Zmiennokształtni od Lucasa, ustali zdziwieni na przeciwko każdego z zmiennokształtnego. Wyglądało to jak funkcja... wiecie każdemu zmiennokształtnemu, był przyporządkowany jeden zmiennokształtny z innego zbioru. Lucas śmiał się głośno, a gdy jego uczniowie zaczęli przygotowywać się do ataku. Jak na sygnał, którego nie było wszyscy wykonali półobroty i jednym zamachem wymierzyli idealnie swoje ciosy w skronie przeciwników, powalając ogłuszonych na ziemie.
Nastąpiła cisza, gdy w końcu ja wybuchałam radością i podbiegłam do moich uczniów. Przytulałam ich klepałam po ramionach, a wokół rozeszły się wiwaty. Wygrali! Wygrali! Wygrali!
Lucas stał z rozdziawioną buzią patrząc na podnoszących się z ziemi przegranych. Nie mogłam opanować radości. Gratulacje napływały z każdej strony. Później zostawiłam moich zwycięzców i poszłam spakować się na podróż, do domu. Znalazłam mój czarny plecak i ogarnęła mnie fala wspomnień... i pytań. Co się dzieję z Samem? Co z Monster'em i Ronem? Czy wyszli już z poprawczaka? A Brandon? Poszedł na Oxford? Rodzice? Pamiętają o mnie?
Wstałam, zebrałam ubrania i pościeliłam łóżko. Spakowałam przybory toaletowe i spojrzałam jeszcze raz na domek, w którym wydarzyło się tyle rzeczy. Zamknęłam za sobą drzwi i prosiłam los o to, żeby wrócić tu jeszcze kiedyś. Miałam jeszcze kilka spraw do załatwienia i musiałam załatwić wszystko do końca.

Żegnaj, człowiek! Żeeeegnaj!
Joe łkał już tak dobre pięć minut na moich kolanach. Koniec tego! Postawiłam go na ziemi i pogłaskałam po sierści.
- Muszę już iść, Joe.
Wróć do mnie.
- Zobaczę, co da się zrobić.

- Będę tęsknić! - krzyczała Poppy.
- Trzymaj się, dasz radę. Nie martw się. Spotkamy się jeszcze - pocieszał mnie Luke, obejmując ramieniem Poppy.
Poppy wyrwała mu się i uściskała mnie mocno, wylewając łzy na moją koszulkę. Luke też mnie uściskał.
- Na pewno się jeszcze zobaczymy - obiecałam, pomachałam do nich i odeszłam szybko, żeby nie zobaczyli łez spływających mi po policzkach.

Po pożegnaniach, wyruszyliśmy w drogę.
- Jak to jest z tą krwią? - zapytałam Harry'ego, na co on się roześmiał.
- Działa to mniej więcej w taki sposób, że krew w naszych żyłach jest jak woda. Bez żadnych wartości, które posiada krew ludzi i innych stworzeń. Żeby żyć dalej musimy spożywać składniki, aby to co krąży w naszym ciele mogło sprawować odpowiednie funkcję. Wszyscy chociaż raz musimy przyjąć krew, a później możemy zacząć przyjmować same składniki.
- Wgryzają się... - dociekałam, ale Harry mi przerwał.
- Nikt się w nic nie wgryza. no może czasami, ale rzadko. Ogólnie krew lub składniki, które mamy dostarczyć nie mogą wylądować w żołądku, no nie? Dostarczamy bezpośrednio do żył. Jak przy transfuzji. Oczywiście Ci z nas, którzy wybierają dostarczanie krwi cały czas, muszą przyjmować określone grupy.
- Dlaczego?
- Ponieważ, każdy z nas, kiedy po raz pierwszy przyjął krew musiał wybrać grupę, która zostanie już określona u niego na stałe. Najlepsza jest 0, bo z nią może przyjmować każdy rodzaj krwi. Niestety nie wszyscy mają 0. Najgorszą grupą jest AB, dlatego że może przyjmować tylko krew od AB.
- A jaka jest twoja grupa?
- B. Mogę przyjmować krew od AB lub B i na tym zakres moich możliwości się kończy.
- Co się stanie, gdybyś przyjął krew od innej grupy.
- Wytworzyłby się zator w naczyniu krwionośnym i bym wysechł. Później nie ma ratunku, niby żyjesz ale nie możesz nic z tym zrobić. Dlatego lepiej jest już umrzeć, niż się wysuszyć.
- Mówiłeś coś o składnikach...
- Wszystkie te płytki krwi, leukocyty, erytrocyty itp, itd. Nie potrzebujemy tego tak dużo jak ludzie, ale potrzebujemy. Jeśli dostarczasz składniki musisz je doprowadzić do tętnic i do żył. Tak samo jak krew.
- Skąd ją bierzecie?
- A skąd ludzie biorą krew? Kiedy ich organizmy same jej nie produkują?
- Bierzecie krew z banków krwi? Ale ona jest potrzebna...
- Nam też jest. I nie bierzemy jej dużo, zważając na to, że pozostało 400 wampirów z czego 256 przyjmuje składniki. Dawców na tym świecie jest dużo, Clov. Wystarczy dla wszystkich.
Zrobiło mi się słabo, ale starałam się tego nie okazywać.
- Przestraszyłem cię? - zapytał Harry.
- Nie. Mało rzeczy jakoś mnie już przeraża.
- To tutaj! - krzyknął Gabriel.
- Wchodzimy - powiedział Harry i wszyscy ruszyliśmy za nim. Tym razem, nie dotarliśmy na plac główny jakiegoś obozu. Nie, my dotarliśmy na dziedziniec zamku, gdzie wszyscy zajmowali się swoimi sprawami. Gdy tylko pojawiliśmy się na rynku wszystkie spojrzenia przeniosły się na nas (typowe) i staliśmy się głównym tematem plotek. Nie okazywałam żadnych emocji. Kiedyś bym się bała, ale teraz stałam i patrzyłam każdemu w oczy, robiłam to czego oczekiwali. Bo wampirów przekonamy postawą. Nie możemy okazać strachu, musimy pokazać im, że jesteśmy godni ich uwagi. Nagle wrota zamku się otworzyły z hukiem, a rozmowy przycichły. Słychać było tylko odgłos kroków nadchodzącego wampira. Brata Harry'ego, przywódcy wampirów. Ustał na przeciwko mnie. Miał takie same czarne włosy jak Harry. Ale na tym podobieństwa do brata się kończyły. Patrzyliśmy na siebie uważnie, a następnie jego wzrok przeniósł się na Williama. Po kilku chwilach odezwał się wreszcie.
- Witajcie, moi drodzy. Przebyliście kawał drogi, a niektórzy zasuwali podwójnie - zachichotał - Ale teraz chciałbym was powitać w naszych skromnych progach. Mam nadzieję, że pobyt u nas stanie się dla was czystą przyjemnością. Nazywam się Michel.
- Michelu, ja jestem Clover.
- William - jak zwykle wylewnie.
- Miło mi was poznać. Pierwszy raz mam styczność z ludźmi. Wampiry pokażą wam pokoje.
- Jeszcze mam kilka spraw do ciebie Michelu... - zaczął Caspar.
- Zapraszam - odezwał się wampir i zniknęli nam z oczu.
- Milutko - prychnął Paul, a ja popatrzyłam na stare, szare zamczysko, tak bardzo pasujące do tych wszystkich horrorów.
Wampiry zaprowadziły nas do naszych pokoi. Mój był cały w purpurze i czerni. Bardziej przygnębiająco się nie dało? Dzięki Bogu, był balkon z podwójnymi drzwiami. Wyszłam na zewnątrz i wdychałam świeże powietrze. Po chwili usłyszałam głosy.
- Nie... nie mogłeś jej... rób tak dalej, a... - mówiła jakaś dziewczyna, a obok niej stał chłopak.
- Wiem, że nie powinienem... miałem... no tak - stali przy jakimś budynku, ale z mojego balkonu widać ich było idealnie. Twarzy chłopaka była twarzą Hrry'ego. Z kim on rozmawiał? Chciałam się dowiedzieć. Mój balkon był na samym dole. Jakieś cztery metry od ziemi. Wystawiłam nogę za barierę i kiedy sprawdziłam stabilność, wystawiłam drugą. Po chwili przytrzymałam się gzymsu rękami, a nogi dyndały mi nad ziemią. W końcu skoczyłam. Sprawdziłam, czy nikt mnie nie usłyszał i zakradłam się do tej dwójki, którą miałam podsłuchiwać. Podeszłam jeszcze bliżej i rozpoznałam dziewczynę, z którą rozmawiał Harry. To była Eden. Spokojnie, Clover oni, nie...
- Musisz jej o nas powiedzieć - rzekła Eden.
- Mam jej powiedzieć, że jesteśmy razem?! - krzyknął Harry.
Oczywiście.
Ruszyłam marszem w stronę lasu, nie rejestrowałam już dalszej części awantury. Kiedy dotarłam do niego, schowałam się głęboko wśród liści. Stałam jak oniemiała, kiedy w końcu zakończyłam etap zaprzeczenia i opanowała mnie złość.
Krzyknęłam na całe gardło, a następnie kopnęłam z całej siły drzewo. Podczas wiązanki nieciekawych przekleństw zobaczyłam ruch między gałęziami. Podeszłam bliżej. Byłam tak nabuzowana energią, że mogłam zabić. Rozsunęłam gałęzie i nagle ujrzałam...

16 komentarzy:

  1. Co to za piosenka: "Any way you want it
    That's the way you need it
    Any way you want it
    She loves to laugh
    She loves to sing
    She does everything
    She loves to move
    She loves to grove
    She loves the lovin' things
    Ooh, all night, all night
    Oh, every night
    So hold tight, hold tight
    Ooh, baby, hold tight
    Oh, she said..." ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piosenka nazywa się "Any way you want it" zespołu Journej, ale najbardziej mi się podoba wersja z serialu. Jak będziesz chciała sobie ją odsłuchać to wpisz na youtubie "any way you want it - glee". To jest jedna z piosenek, którą mogę słuchać i słuchać i mi się nie nudzi.

      Usuń
  2. Pewnie Marka zobaczyła albo Willa z jakąś babką na koniec

    OdpowiedzUsuń
  3. świetne! zacznę czytac od początku całą opowieść ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. JEST! Nareszcie nie fanfik tylko jakaś dobra książka z elementami fantasty!

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie jest to fanfiction.... NA SZCZĘŚCIE JEST TO O WIELE LEPSZE. CUDO. Kocham tego, kto to wymyślił! Zostaję na stałe ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. powinnyście zrobić Q&A na czacie w weekend

    OdpowiedzUsuń
  7. Powinnaś się zareklamować na jakichś stronkach dla książek takich albo fanfictów! Zdobądź popularność, bo jakby sie więcej osób tu dostało i przeczytało to wszystko to było by w niebie ♥ Może nawet byś znalazła wydawcę ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Genialny post, zresztą jak zawsze!

    OdpowiedzUsuń
  9. Kocham to! Świetne dzieło! Szkoda, że tak mało jest opowiadań na bloggerze, tylko same fanfiki. Ja na przykład nie chcę czytać o Lady Gadze flirtującej z Beyonce haha
    Pozdrawiam x

    OdpowiedzUsuń