10 kwietnia 2016

Rozdział 18

- Joe - wypowiedziałam jego imię bezbarwnym tonem. Nawet się za bardzo nie zdziwiłam.
Wybacz człowiek, ja chciałem Ci towarzyszyć w podróży. Obiecuję, że nie będę przeszkadzał i będę pod ręką, gdybym był potrzebny. Tylko mnie nie odsyłaj z powrotem.
- Dobra, już dobra. Wiesz, nawet fajnie cię widzieć. Nawet. Chodź wracamy - odwróciłam się plecami od lisa i zaczęłam odchodzić, Joe natychmiast mnie dogonił.
Nie wierzę. Nie usłyszę żadnego "Co ty tu robisz?!", "Dlaczego, ty tu jesteś?". No kurczę, spodziewałbym się wszystkiego, tylko nie "Chodźmy". Nie chcesz jakichś wyjaśnień, czy czegoś? Bo wiesz całą drogę układałem przemowę i...
- O Boże, Joe! Co ty tu robisz?! - przyklękłam przed nim i wydałam z siebie dramatyczne westchnienie, na co lis zachichotał.
No więc, przyszedłem tu za twoim zapachem. Wyruszyłem po południu z obozu. Strasznie tam bez ciebie nudno, tak na marginesie. 
- Cóż, zawsze dostarczam komuś rozrywki, nieprawdaż? - burknęłam, nawet się na niego nie oglądając.
Uuu, komuś tu nie dopisuje humorek.
- Jutro mi przejdzie - zapewniłam już o wiele łagodniejszym tonem.
Skoro tak mówisz... A tak w ogóle gdzie my idziemy?
- Do zamku, a gdzie niby mamy iść? - Joe zatrzymał się gwałtownie, a ja westchnęłam. - Idziesz?
TO JEST ZAMEK WAMPIRÓW!
- Dobrze, że mi powiedziałeś Joe, bo myślałam, że nocuję w zamku dobrej wróżki. No, co ty? Boisz się wampirów?
To są specyficzne stworzenia. Przez lata nie nie mieli do czynienia z innymi rasami, nawet przed tym jak ich król i przywódca rozpoczął rozwój zori. Nie są serdeczni, czy mili. Są zimni, nieczuli, wredni i podstępni. 
- No weź, nie jest chyba tak źle... - nie dokończyłam, bo jednak Joe miał rację. Pierwszy wampir z jakim miałam bliższą znajomość, okazał się kłamcą, ale jeśli to jest natura wampirów to chyba naprawdę nie mam ochoty się z nimi bratać. Jednak muszę coś z nimi zrobić. Bo musimy się zjednoczyć.
No i potrafią kłamać jak nikt inny. 
No, a jak.
Dlatego wybacz, ale nie mam ochoty korzystać z ich gościnności.
- Dobra, Joe. Słuchaj. Nie mamy tak jakby wyboru, bo trzeba się zjednoczyć. Chyba, że status tej wyprawy się zmienił i zostajemy z trzema z pięciu ras. Wszystko się zmienia. Ostatnio wilkołaki nie wierzyły, że możemy im pomóc. Nie było w nich życia, bo byli gotowi na śmierć, a teraz? Teraz są silni i niepokonani, żyją na nowo, mają drugą i ostatnią szansę. Wszyscy się baliśmy tego, co przyniesie jutro. Ale, do diabła, Joe! Jeśli zwyczajni ludzie mogą pomóc, to pomogą. Jeśli da się coś zmienić, to ja to zmienię.
Zakończyłam swoją mowę i wzięłam głęboki wdech. Na co lis się odwrócił i zaczął maszerować w stronę zamku. Oburzona brakiem reakcji, podążyłam w ślad za nim.
Zaczynasz mówić, jak przywódczyni. Będą z ciebie ludzie, człowiek. 
I całą drogę szliśmy w ciszy. Po cichu zakradliśmy się do mojego pokoju, gdzie zdjęłam buty i padłam twarzą na białą pościel, pachniała lawendą. Leżąc na łóżku poczułam ruch obok siebie.
- Co ty robisz? - jęknęłam do Joe'go, który zwinął się w kłębek przy moim biodrze.
Zamierzam spać. Wiedziałaś, że lisy też potrzebują snu? 
- Ale czemu, robisz to na moim łóżku? - spytałam. Na co on uniósł lekko głowę, a jego bursztynowe oczy patrzył na mnie przez chwilę. Następnie pokręcił z niedowierzaniem rudym łebkiem i powrócił do poprzedniej pozy.
Myślałaś, że będę spał na ziemi?
Nie odpowiedziałam i postanowiłam zignorować jego pytanie.
- Tylko nie rozwalaj się za bardzo i nie zabieraj mi kołdry - ostrzegłam, a on na moje słowa znów podniósł głowę.
Nie zrzuć mnie z łóżka i nie kop w nocy - odparował.
Odwróciłam się do niego plecami. Wraz z zamknięciem oczu, ogarnęło mnie zmęczenie i sen przyszedł natychmiast.

Obudziło mnie wschodzące za oknem słońce. Przymrużyłam oczy i rozejrzałam się po pokoju. Zaczęłam zauważać detale tego pokoju, czy raczej komnaty. Nie wiem, czy wczoraj nie zauważyłam ogromu pokoju, bo byłam zamęczona, czy powiększył się przez noc. Drzwi były zrobione z bardzo grubego, ciemno brązowego drewna. Podłoga była wyłożona białą, mięciutką wykładziną. Ściany zdobiła purpurowa tapeta. Pod oknem i wyjściem na balkon stały dwa wielkie fotele, a pomiędzy nimi stolik do kawy. Pod jedną ze ścian stała szafa i komoda tego samego koloru, co drzwi. A łóżko, na którym spałam z Joe'm zapełniało połowę tego pomieszczenia.
Wygrzebałam się z białej pościeli, tak by nie obudzić lisa, który jeszcze kimał w najlepsze. Podeszłam do szafy, chcąc zobaczyć jakie ubrania znajdę w środku. Otworzyłam dwa skrzydła i spojrzałam na ciuchy. Wzięłam pierwsze, co wisiało na wieszaku, czyli czarne spodnie, szary top i dżinsową kamizelkę. Plus bordowe trampki Converse. Wyszłam na korytarz i znalazłam łazienkę, w której wzięłam prysznic i ubrałam się. Włosy zostawiłam rozpuszczone. Przygotowana na nowy dzień, ruszyłam na zewnątrz. Moglibyście pomyśleć, że wampiry prowadzą nocny tryb życia. Ale to kolejny stereotyp. Wampiry wolą dzień od nocy. Wyszłam poza mury zamku i teraz chciałam się udać do głównej części obozu. Nie mówiłam nikomu dokąd idę i zostawiłam Joe'go, ale on sobie poradzi. Teraz muszę zidentyfikować tą rasę. Muszę zobaczyć na własne oczy, co takiego jest upiornego w wampirach.
Wchodząc do obozu patrzyłam na wszystko. Po drodze nie było żywej duszy. Podziwiałam budynki, które były o wiele bardziej skomplikowane, niż te które wcześniej widziałam w tej krainie. Nagle skręciłam w prawo i stanęłam jak wryta. Plac był pełen wampirów. Stałam z boku, nie chcąc rzucać się w oczy. Obserwowałam. Czym charakteryzowały się te stworzenia? Postawą. Wszyscy stali tacy pewni siebie, wyprostowani, mieli szczupłe sylwetki, każdy z wyrazem twarzy mówiącym, że jest kimś. Można było się przy nich speszyć. Chyba, właśnie dlatego ich rasa zajmowała tron. Mogłabym tak na nich patrzeć godzinami. Podeszłam pod mur. Nie wiem ile tak stałam, ale przebudziłam się z tego transu dopiero, gdy obok mnie ktoś ustał. Odwróciłam powoli głowę. Ujrzałam chłopaka i dziewczynę. Spojrzałam im w oczy, a następnie odwróciłam wzrok by przyglądać się dalej wampirom. Tak zachował by się ktoś z ich rasy. Nie przestraszył, ale zignorował. Po chwili, czyjaś sylwetka zasłoniła mi widok. To była dziewczyna. Patrzyła na mnie z uśmiechem na ustach, a chłopak stał nadal z tyłu.
- Chciałabyś coś konkretnego, ode mnie?
- Kim ty jesteś? - zapytała i zmrużyła oczy - Nie widziałam cię tu nigdy, a ja znam wszystkich.
- Chyba nie wszystkich, jeśli nie znasz mnie?
- Powtórzę ostatni raz. Kim jesteś?
- Domyśl się.
Patrzyłam rozbawiona, jak wampirzyca stara się mnie rozgryźć. Gdy w następnej chwili jej ręka uderzyła mnie z całej siły w brzuch, pozbawiając mnie tchu. Zatoczyłam się lekko do tyłu, próbując złapać oddech.
- Clover - wysapałam i zmierzyłam tą dwójkę wściekłym spojrzeniem. Nie zaprzyjaźnimy się, o nie.
- Jak się tu dostałaś? - warknęła.
- Wiesz, weszłam tu za eskortą brata waszego przywódcy. Może dlatego, że jestem człowiekiem? Albo dlatego, że próbuję wam pomóc? Hmm, zastanówmy się, czy jestem tak głupia, żeby przychodzić tu i ryzykować życie, jeśli nie zostałam zaproszona?
Na ich twarzach pojawił się istny szok, niedowierzanie. Uśmieszek satysfakcji błąkał się po mojej twarzy. Trzymałam cały czas ręce na podbrzuszu. Będę miała konkretnego siniaka, nie ma co.
- Mamy przerąbane - powiedział chłopak.
- My nie chcieliśmy Ci nic zrobić. - zaczęła zapewniać dziewczyna - Nadal mamy tu najazdy zori i myśleliśmy, że jesteś jednym z nich. - Poza tym, trzeba było od początku powiedzieć, że jesteś wybranką proroctwa.
Bez komentarza spiorunowałam ją wzrokiem i w tym momencie podeszła do nas kobieta.
Miała siwe włosy upięte w staranny kok. Całe jej ręce pokrywały tatuaże. A ubrana była w szare poszarpane dżinsy, czarną bluzkę z koronką, włożoną w spodnie i skórzaną kurtkę motocyklową. Jej twarz zasłaniały czarne, grube oprawki okularów. Nie miała, ani jednej zmarszczki.
- A wy, co robicie? - spytała lodowatym tonem, patrząc na dwójkę wampirów. Chłopak wzruszył niedbale ramionami, a dziewczyna skrzyżowała ramiona na piersi i sprawiała wrażenie, jakby ta sytuacja nie miała żadnego związku z nią.
- Przechodziliśmy i wpadliśmy na nią - wskazała mnie palcem wampirzyca - Ta niezdara potknęła się i przewróciła na nas, a ja w akcie zdezorientowania kopnęłam ją w brzuch.
Roześmiałam się. Cała trójka spojrzała na mnie, a ja nie mogłam się uspokoić. Niezdara? Dobra na pewno nie mam szans z wampirem, ale umówmy się. Ja nie jestem niezdarą. Wszystko, co Joe powiedział o wampirach to prawda.
- No to chyba trzeba będzie cię wysłać na zajęcia z koordynacji ruchowej, jeśli nie umiesz utrzymać równowagi - warknęła kobieta, która dopiero przyszła.
- Nie, to nie będzie potrzebne - odparłam.
- A ja się ciebie pytam o zdanie? Wydaję polecenie, które musisz wypełnić. Wampir, który nie umie utrzymać równowagi, to jak pies bez ogona. Sprawdzę jakie czynisz postępy.
- Dobra, to inaczej. Nie pójdę na te zajęcia, bo się nie przewróciłam, a moja koordynacja ruchowa jest sprawna. A po drugie, jestem człowiekiem i nie muszę przechodzić tych waszych wampirzych szkoleń.
Kobieta przyglądała mi się jak wryta, a następnie z nadnaturalną prędkością, przyszpiliła do ściany dwójkę wampirów.
- Poniesiecie konsekwencję waszej niesubordynacji. Wy śmiecie nazywać się wampirami? W jakim świetle nas ukazujecie? Na zajęcia!
Wampiry nie czekały, tylko od razu zniknęły z naszego pola widzenia. Wampirzyca odwróciła się do mnie i zlustrowała mnie spojrzeniem.
- Mam na imię Hexa - odezwała się spokojnie - Przepraszam. Jestem zastępczynią Michela. Właśnie miałam cię odebrać z zamku i pokazać obóz, ale spotykamy się w innych okolicznościach.
- Nie udawaj - powiedziałam. - Nie jesteś miła. Widzę to, jak próbujesz powstrzymać zgryźliwy komentarz. Nie udawaj, tylko bądź sobą. Bo tylko takich ludzi dopuszczam do siebie - autentycznych.
Podły uśmieszek zawitał na jej twarzy.
- Hexa - podała mi rękę i odwzajemniłyśmy uściski - Więc ruszamy, mięczaku. Cały obóz do zwiedzenia.
- Dobra. William z nami nie idzie?
- Nie. Nie zdążymy obejrzeć całego obozu w jeden dzień, więc oprowadzi go ktoś inny po obiektach, których my nie obejrzymy.
Uznałam to za wyczerpującą odpowiedź i poszłam za wampirzycą przed siebie.

- To jest chłodnia - otworzyła przesuwane metalowe drzwi i naszym oczom ukazały się wielkie lodówki. - W środku jest krew. Chyba nie chcesz tego oglądać, więc teraz przejdziemy do sektora z wartościami odżywczymi.
- Nigdy nie brzydził mnie widok krwi. - może dlatego że tyle razy ją widziałam? Wyprzedziłam Hexę i otworzyłam jedną z lodówek. W środku, poustawiana w równym rządku, torebka na torebeczce, leżała krew. Lodówka, którą otworzyłam oznakowana była literką A. To oznaczenie grupy krwi.
Zamknęłam ją i podeszłam do wampirzycy.
- Ile tu tego jest?
- Dwa tysiące litrów.
Zacisnęłam usta w wąską linię i rozejrzałam się jeszcze raz po pomieszczeniu.
- Wampiry do szóstego roku życia muszą pić określoną grupę, a później przerzucamy je na zwykłe składniki. Zaraz pokażę ci jak je wytwarzamy.
Widząc moją niepewną minę, wzdycha i mówi.
- Ta krew jest nam potrzebna, Clover. My musimy...
- Nie, ja rozumiem. Ona jest tak samo potrzebna wam jak i ludziom. Nie myślę o was, jak o jakichś pasożytach. I tak, świetne jest to, że nie musicie jej brać więcej, bo znaleźliście inny sposób na przetrwanie.
Uśmiechnęła się lekko i definitywnie ten uśmiech był w pełni szczery. Potem ruszyłyśmy do drugiego sektora. Chłodnia jak i wytwórnia składników, znajdowały się w podziemiach. Za drugimi metalowymi wrotami znajdowała się wytwórnia. Hexa rozpromieniła się i zaczęła opowiadać.
Po godzinie wyszłyśmy z podziemi i skierowałyśmy się do budynku, w którym odbywały się zajęcia dla wampirów.
- Wampiry kończą się starzeć po ukończeniu dwudziestego pierwszego roku życia. Uprzedzając twoje pytanie. Wampirem trzeba się urodzić. Musimy jeść, czosnek też i możemy wychodzić na słońce. Nawet musimy. Witamina D jest nam potrzebna. Jesteśmy bladzi, bo nasz organizm słabo ją przyjmuję. Coś pominęłam? A tak i nie wgryzamy się w szyję.
- A te zęby?
- No tak, mamy kły i to bardzo ostre. Lecz nie są nam potrzebne. Krwi nie dostarczamy do żołądka, tylko do żył. A wgryzanie się w szyję, to kolejna bzdura.
- A co, z tymi waszymi mocami?
- A tak. Jesteśmy rasą najszybszą i najsilniejszą. To znaczy wilkołaki w czasie pełni są silniejsze, ale my możemy wykorzystywać tę moc bez końca. Zabić nas może jedynie ogień. Nasze ciało nie reaguje na nic innego.
Doszłyśmy do budynku. Na dworze bawiły się dzieciaki, a na ławkach dalej rozsiadli się nastolatkowie. Kiedy przechodziłyśmy z Hexą obok biegającej dzieciarni, nie zwracały na nas uwagi. Jedynie zajmujące ławki, wampiry nie odrywały wzroku i śmiało podeszły.
- Jesteś nową uczennicą? - zapytała jakaś dziewczyna.
- Nie. - odpowiedziała Hexa - Szukamy Barbry i Nicolasa, wiecie gdzie ich znajdziemy?
- Pewnie w stołówce.
- A dlaczego wy tam nie jesteście? - zapytała wampirzyca.
- Bo zajmują ją starsi.
- Ale dlaczego...  - zapytałam.
- Powiem ci po drodze. - odparła i kiedy weszłyśmy na korytarz zaczęła mówić - Młodzież, którą minęłyśmy ma czternaście lat. W stołówce siedzą starsi i najsilniejsi lub dzieciaki rodziców, którzy są ważniakami.
- Skąd ja to znam? - szepnęłam.
- Może uda ci się ich trochę ogarnąć. - odpowiedziała i wyszczerzyła idealnie proste zęby.
- Niby dlaczego?
- Bo zostajesz tu.
Roześmiałam się.
- Rzuciłam szkołę i nie zamierzam wracać.
- Clover, koś musi ogarnąć tych egoistycznych dupków, a ja słyszałam, że jesteś osobą idealną do tego zadania.
- Kto podaje ci tak błędne informacje? Nie panuję nad nastolatkami. Sama jestem jeszcze gówniarą.
- Czyżby? Bo mnie się wydawało, że jesteś wybranką proroctwa, a na pewno nie zachowujesz się jak gówniara. Jesteś lekkomyślna, ale też inteligentna i odważna. Oprowadzając cię czułam się jakby rozmawiała z osobą dorosłą, odpowiedzialną, a taka na pewno jesteś.
- Spróbuję, ale nic nie obiecuję - kolejny szczery uśmiech.
- Spoko. To chodź. - Przed nami pojawiły się szerokie na dwanaście metrów schody. Zaczęłam powoli po nich wchodzić. Kiedy dotarłam na ostatni z nich, przede mną zobaczyłam. Dzieciaki w moim wieku, młodsze i nawet starsze. Zdenerwowałam się. Ludzie ja umiem się bić, a nie wychowywać rozkapryszoną młodzież! Ustałyśmy przy ścianie na środku stołówki, która bardziej przypominała salę bankietową z ośmioosobowymi stolikami. Kilku uczniów zwróciło już na nas uwagę i lustrowało zaciekawionym spojrzeniem. Gdy nagle Hexa, podniosła głos.
- Smacznego - wszyscy się wzdrygnęli na dźwięk lodowatego głosu kobiety - Dobra, egoistyczne pijawki. Chciałam wam przedstawić waszą nową nauczycielkę, czy raczej może bardziej profesjonalnie - instruktorkę. To jest Clover - wskazała mnie otwartą dłonią, ja nawet nie spojrzałam na nią. Udawałam, że mam ich wszystkich gdzieś. Stałam wyprostowana, ze skrzyżowanymi na piersi ramionami. Układałam w głowie plan działania. - Ona pokaże wam jak powinniście się zachowywać - po sali rozszedł się tubalny śmiech, na co ja posłałam im wredny uśmieszek. To tylko mnie podbudowało do działania. Nie. Trzeba was nauczyć dobrych manier smarkacze.
- Zamknijcie się! - ryknęła dziewczyna, ta sama, która dzisiaj mnie znokautowała, a w sali zrobiło się od razu ciszej. Jednak jeden chłopak nie mógł się powstrzymać.
- No co ty, Barb? Jakieś wampirzątko będzie mnie uczyło jak się zachowywać?
- Nie wampir - odezwałam się - Bo tobie chłopie, nawet wampir nie pomoże. Siedzisz to pewnie tylko dlatego, że tatuś jest szychą, co?
Twarz wampira pobladłą jeszcze bardziej i z nadnaturalną prędkością odbił się od stolika. I ustał ze mną twarzą w twarz. Hexa jednym ruchem znalazła się przy mnie, ale on odtrącił ją tak mocno, że poleciała na ścianę. Dwóch innych osiłków ją przytrzymało.
- Puśćcie mnie! Trzy tygodnie szlabanu dla każdego! - ale jej krzyki na nic się nie zdały. Nawet doprowadziły do tego, że jeden z nich zatkał jej usta pięścią. Co tu się dzieję?! To szkoła, czy poprawczak?! Za plecami chłopaka ujrzałam tą dwójkę, która mnie napadła. Barbra i Nicolas to ich szukaliśmy. Też stali przytrzymywani przez wampiry i próbowali się im wyrwać.
Nawet najsilniejszego przeciwnika da się pokonać. Tylko musisz wiedzieć jak się do tego zabrać.
Rozległ się w mojej głowie głos Ron'a. Zawsze mi to powtarzał.
- Odwołaj to, co powiedziałaś, a skończysz tylko ze złamaną ręką.
 Uniosłam pod brudek wyżej i wyłączyłam emocje.
-- To jest chłodnia - otworzyła przesuwane metalowe drzwi i naszym oczom ukazały się wielkie lodówki. - W środku jest krew. Cyba nie chcesz tego oglądać, więc teraz przejdziemy do sektora z wartościami odżywczymi.
- Nigdy nie brzydził mnie widok krwi. - może dlatego ze tyle razy ja widziałam? Wyprzedziłam Hexę i otworzyłam jedną z lodówek. W środku poustawiana w równym rządku, torebka na torebeczce, leżała krew. Lodówka, którą otworzyłam oznakowana była literką A. To oznaczenie grupy krwi.
Zamknęłam ją i podeszłam do wampirzycy.
- Ile tu tego jest?
- Dwa tysiące litrów.
Zacisnęłam usta w wąską linię i rozejrzałam się jeszcze raz po pomieszczeniu.
- Wampiry do szóstego roku życia muszą pić określoną grupę, a później przerzucamy je na zwykłe składniki. Zaraz pokażę ci jak je wytwarzamy.
Widząc moją niepewną minę, wzdycha i mówi.
- Ta krew jest nam potrzebna, Clover. My musimy...
- Nie, ja rozumiem. Ona jest tak samo potrzebna wam jak i ludziom. Nie myślę o was, jak o jakichś pasożytach. I tak, świetne jest to, że nie musicie jej brać więcej, bo znaleźliście inny sposób na przetrwanie.
Uśmiechnęła się lekko i definitywnie ten uśmiech był w pełni szczery. Potem ruszyłyśmy do drugiego sektora. Chłodnia jak i wytwórni składników, znajdowały się w podziemiach. Za drugimi metalowymi wrotami znajdowała się wytwórnia. Hexa rozpromieniła się i zaczęła opowiadać.
Po godzinie wyszłyśmy z podziemi i skierowałyśmy się do budynku, w którym odbywały się zajęcia dla wampirów.
- Wampiry kończą się starzeć po ukończeniu dwudziestego pierwszego roku życia. Uprzedzając twoje pytanie. Wampirem trzeba się urodzić. Musimy jeść, czosnek też i możemy wychodzić na słońce. Nawet musimy. Witamina D jest nam potrzebna. Jesteśmy bladzi, bo nasz organizm słabo ją przyjmuję. Coś pominęłam? A tak i nie wgryzamy się w szyję.
- A te zęby?
- No tak, mamy kły i to bardzo ostre. Lecz nie są nam potrzebne. Krwi nie dostarczamy do żołądka, tylko do żył. A wgryzanie się w szyję, to kolejna bzdura.
- A co, z tymi waszymi mocami?
- A tak. Jesteśmy rasą najszybszą i najsilniejszą. To znaczy wilkołaki w czasie pełni są silniejsze, ale my możemy wykorzystywać tę moc bez końca. Zabić nas może jedynie ogień. Nasze ciało nie reaguje na nic innego.
Doszłyśmy do budynku. Na dworze bawiły się dzieciaki, a na ławkach dalej rozsiadli się nasto-latkowie. Kiedy przechodziłyśmy z Hexą obok biegających dzieciaków, nie zwracały na nas uwagi. Jedynie zajmujący ławki, wampiry nie odrywały wzroku i śmiało podeszli.
- Jesteś nową uczennicą? - zapytała jakaś dziewczyna.
- Nie. - odpowiedziała Hexa - Szukamy Barbry i Nicolasa, wiecie gdzie ich znajdziemy?
- Pewnie w stołówce.
- A dlaczego wy tam nie jesteście? - zapytała wampirzyca.
- Bo zajmują ją starsi.
- Ale dlaczego...  - zapytałam.
- Powiem ci po drodze. - odparła i kiedy weszłyśmy na korytarz zaczęła mówić - Te dzieciaki mają po czternaście lat. W stołówce siedzą starsi i najsilniejsi lub dzieciaki rodziców, którzy są ważniakami.
- Skąd ja to znam? - szepnęłam.
- Może uda ci się ich trochę ogarnąć. - odpowiedział i wyszczerzyła idealnie proste zęby.
- Niby dlaczego?
- Bo zostajesz tu.
Roześmiałam się.
- Rzuciłam szkołę i nie zamierzam wracać.
- Clover, koś musi ogarnąć tych egoistycznych dupków, a ja słyszałam, że jesteś osobą idealną do tego zadania.
- Kto podaje ci tak błędne informacje? Nie panuję nad nastolatkami. Sama jestem jeszcze gówniarą.
- Czyżby? Bo mnie się wydawało, że jesteś wybranką proroctwa, a na pewno nie zachowujesz się jak gówniara. Jesteś lekkomyślna, ale też inteligentna i odważna. Oprowadzając cię czułam się jakby rozmawiała z osobą dorosłą. Odpowiedzialną, a taka na pewno jesteś.
- Spróbuję, ale nic nie obiecuję - kolejny szczery uśmiech.
- Spoko. To chodź. - Przed nami pojawiły się szerokie na dwanaście metrów schody. Zaczęłam powoli po nich wchodzić. Kiedy dotarłam na ostatni z nich, przede mną zobaczyłam dzieciaki w moim wieku, młodsze i nawet starsze. Zdenerwowałam się. Ludzie ja umiem się bić, a nie wychowywać rozkapryszoną młodzież! Ustałyśmy na środku stołówki, która bardziej przypominała salę bankietową z ośmioosobowymi stolikami. Kilku uczniów zwróciło już na nas uwagę i lustrowało zaciekawionym spojrzeniem. Gdy nagle Hexa, podniosła głos.
- Smacznego - wszyscy się wzdrygnęli na dźwięk lodowatego głosu kobiety - Dobra, egoistyczne pijawki. Chciałam wam przedstawić waszą nową nauczycielkę, czy raczej może bardziej profesjonalnie - instruktorkę. To jest Clover - wskazała na mnie otwartą dłonią, a ja nawet nie spojrzałam na nią. Udawałam, że mam ich wszystkich gdzieś. Stałam wyprostowana, ze skrzyżowanymi na piersi ramionami. Układałam w głowie plan działania. - Ona pokaże wam jak powinniście się zachowywać - po sali rozległ się tubalny śmiech, na co ja posłałam im wredny uśmieszek. To tylko mnie podbudowało do działania. Nie. Trzeba was nauczyć dobrych manier smarkacze.
- Zamknijcie się! - ryknęła dziewczyna, ta sama, która dzisiaj mnie znokautowała, a w sali zrobiło się od razu ciszej. Jednak jeden chłopak nie mógł się powstrzymać.
- No co ty, Barb? Jakieś wampirzątko będzie mnie uczyło jak się zachowywać?
- Nie wampir - odezwałam się - Bo tobie chłopie, nawet wampir nie pomoże. Siedzisz tu pewnie tylko dlatego, że tatuś jest szychą, co?
Twarz wampira pobladła jeszcze bardziej i z nadnaturalną prędkością odbił się od stolika. I ustał ze mną twarzą w twarz. Hexa jednym ruchem znalazła się przy mnie, ale on odtrącił ją tak mocno, że poleciała na ścianę. Dwóch innych osiłków ją przytrzymało.
- Puśćcie mnie! Trzy tygodnie szlabanu dla każdego! - ale jej krzyki na nic się nie zdały. Nawet doprowadziły do tego, że jeden z nich zatkał jej usta pięścią. Co tu się dzieję?! To szkoła, czy poprawczak?! Za plecami chłopaka ujrzałam tą dwójkę, która mnie napadła. Barbra i Nicolas to ich szukaliśmy. Też stali przytrzymywani przez wampiry i próbowali się im wyrwać.
Nawet najsilniejszego przeciwnika da się pokonać. Tylko musisz wiedzieć jak się do tego zabrać.
Rozległ się w mojej głowie głos Ron'a. Zawsze mi to powtarzał.
- Odwołaj to, co powiedziałaś, a skończysz tylko ze złamaną ręką.
 Uniosłam podbródek wyżej i wyłączyłam emocje.
- Nie będę odwoływać czegoś, co jest prawdą.
Z jego gardła wyrwało się warknięcie, a w drugiej chwili zostałam przyduszona do ściany, jego ciałem.
- Aha, czyli tak rozwiązujesz problemy?
Hexa powiedziała, że zachowuję się jak osoba dorosła i odpowiedzialna, to teraz muszę pokazać, ze nie rzucała słów na wiatr. Siłą go nie pokonam, ale mam swoją moc. W końcu proroctwo, obdarzyło mnie darem przekonywania.
- Słuchaj, nie unośmy się tak. Ty mi nagadałeś, ja ci nagadałam. Skończmy z tą dziecinadą i porozmawiajmy.
Zastanowił się, ale mnie posłuchał, odsunął się i skrzyżował ręce na piersi. Wampiry uwolniły Hexę, Barbrę i Nicolas'a.
- Siadajcie. - powiedziałam tonem nie znoszącym sprzeciwu - Mam na imię Clover i nie jestem żadnym wampirem, tylko człowiekiem.
- Właśnie matoły! - wrzasnęła Barbra - Człowiek, wybranka proroctwa, a ty mógłbyś ją zabić!
Chłopak, który przed minutą przydusił mnie do ściany, zamarł.
- Od jutra! - wrzasnęła Hexa - Dostajecie zmniejszone dawki wartości odżywczych. Koniec z pokazywaniem siły. Przez tydzień docenicie dar, jaki otrzymaliście i nie będziecie go wykorzystywać wobec słabszych. Tydzień bez żadnych mocy!
Nikt nie śmiał się odezwać.
- Plus oczywiście kara za wasze dzisiejsze zachowanie. Słyszałam, że Clover była trenerką zmiennokształtnych, a teraz jej uczniowie to najlepsi z najlepszych. Może jutro, kiedy nie będziecie mieli, ani nadnaturalnej siły, ani  szybkości. Docenicie waszą instruktorkę. Odechce wam się tych głupot raz na zawsze.
I wyszłyśmy ze stołówki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz