24 lipca 2016

Rozdział 29

Kiedy narzędzie dzieliło kilka milimetrów od lustra, wciąż z zamkniętymi oczami zmieniłam decyzję i przekierowałam młotek na odbicie numer siedem, po czym stłukłam je, a ono zniknęło. Teraz zdałam sobie sprawę z tego, że cały czas wstrzymuję oddech. Napełniłam płuca świeżym powietrzem i roześmiałam się z ulgi jaką teraz odczułam.
Spojrzałam na lustro, które pozostało.
Uśmiechałam się na nim dumnie i kiwałam głową z aprobatą. Po chwili zniknęło i to odbicie, a ja na nowo stałam w lesie, w którym brakowało jedynie Eleonory. Chwilę później Joe opierał swoje łapki o moje kolana.
- Nigdy więcej, człowiek! Nie wiedziałem co się dzieję, jak ci pomóc! A ta wstrętna kobieta ciągle powtarzała "Nic jej nie będzie, poradzi sobie", ale co z tego, że ona mi to mówiła? I tak się martwiłem.
Och, Joe.
- Dobra, partnerze w zbrodni ruszamy.                                                               

                                                       POV: William

Wziąłem głęboki oddech i moje ciało zniknęło pod powierzchnią ruchomych piasków. Jedynie moja ręka pozostała na powierzchni trzymając rękę Clover. Czułem jak ta breja chce pochłonąć mnie całego. Moje palce powoli zaczęły się wyplątywać z jej palców, a rękę również pochłonął piasek.
Co to ma być?! Nie wystarczyły im jakieś tajne przejścia, trzeba było nas jeszcze utopić. Powietrze powoli mi się kończyło i zdałem sobie sprawę, że to koniec. Jestem zakopany żywcem i to dosłownie. Świetne uczucie. Serio polecam każdemu.
Kiedy już napadł mnie czarny humor zdałem sobie sprawę, że ziemia, w której przed chwilą się znajdowałem... znika. Że co do cholery?!
I nim zacząłem analizować bezsensowność tego zdarzenia poczułem, że spadam, a chwilę później moje ciało boleśnie styka się z ziemią.
Jęknąłem i rozejrzałem się dookoła. Jak widać nie tylko ja się tu znalazłem. Byli tu wszyscy... wszyscy oprócz, Clover. Jednak z doświadczenia wiedziałem, ze ta dziewczyna pojawi się już niedługo. Skąd wiem?
Bo to jest, Clover. Ta dziewczyna wszczęłaby bójkę z drzewem, gdyby naszła ją taka ochota.
I jakieś piaski mają ją pokonać? Nie sądzę. Ale to nie zmienia faktu, że jednak martwiłem się o brunetkę. Gdybym chociaż miał stu procentową pewność, że jest bezpieczna, a nie tylko moje domysły byłbym zupełnie spokojny. Jednak jedyne, co mogę teraz zrobić to zachować pozory spokojnego, spróbować się trochę ogarnąć i... czekać.
Podniosłem się jako pierwszy z ziemi, a następnie zacząłem badać teren wzrokiem. Nie znajdowaliśmy się już w lesie. Okay...?
Teraz stałem na jakiejś plaży. To jakiś żart. Prawda? Bo jak tak to naprawdę nie śmieszny.
Jednak jeszcze dalej przechadzali się... ludzie. Albo osoby wyglądające identycznie jak my.
- Czarownice - szepnął do mnie Caspar, który jak zauważyłem również postanowił wziąć się w garść.
Po drewnianych palach przechadzały się rodziny z dziećmi. Wyglądali tak beztrosko. Przez tyle lat się ukrywali i tak właśnie żyją? Jak widać im odłączenie się od reszty przyniosło same korzyści.
Oj czuję, że trochę tu zabawimy, a oni nie będą skorzy do współpracy.
Moją uwagę w pewnym momencie przykuł mały chłopczyk, który wraz z wiaderkiem i łopatką zaczął zbliżać się do wody. Gdy stał już blisko brzegu wrzucił do niej łopatkę, a ta nagle zniknęła pozostawiając po sobie parę unoszącą się na powierzchni wody. Spaliła się... w wodzie? Otworzyłem szeroko oczy ze zdumienia, a kiedy dzieciak zaczął pochodzić do wody niewiele myśląc rzuciłem się przed siebie i chwyciłem chłopaka zanim podzielił los łopatki. Brzdąc zaczął płakać, a do mnie podbiegłą jakaś kobieta, zapewne jego matka.
- Charlie, skarbie? Wszystko w porządku? - zadawała pytania i porwała dzieciaka z moich ramion. - Dziękuję...
Powiedziała, a kiedy spojrzała na mnie jej wzrok już nie skrywał łez ulgi, tylko czystą złość i nienawiść.
- Jak śmiałeś tu przyjść, potworze?! Zamienię cię zaraz w zwykłego robaka, a następnie rozgniotę z uśmiechem. Jak się tu dostałeś?! - krzyczała i oddała chłopczyka w ręce jakiejś jedenastoletniej dziewczynki. Wokół nas zebrało się mnóstwo osób, a z ich min dało się wywnioskować, że raczej nie będzie to przyjazne spotkanie z herbatą i ciastkami. Znowu to samo. Westchnąłem głośno i przetarłem twarz ręką, na to co zaraz się stanie.
- Nikt nie będzie tu nikogo rozgniatał. - odezwał się Lucas i zasłonił mnie swoim ciałem. - Za około dziesięć godzin dobije pełnia, a ja już odczuwam jej nadejście, więc nie radzę ze mną zadzierać - odezwał się groźnie.
- O! Wilkołak na dokładkę. Przeniosłeś się na stronę tych kreatur?! Zbiją cię, tylko tego chcą zabić nas wszystkich. Wszystkich tych, którzy nie są nimi! Zdradzić swoich pobratymców. Nie wstyd ci? - darł się jakiś facet.
Wtedy reszta wyskoczyła jakby spod ziemi i głos w tej ostrej wymianie zdań zabrał Ryan.
- Gdyby przeszedł na ich stronę, zabiłbym go osobiście - uśmiechnął się do Lucasa, który tylko prychnął lekceważąco na jego słowa - Chcemy się widzieć z waszym przywódcą.
- Naprawdę myślisz, że zgodzimy się na coś takiego?! Jesteś śmieszny sądząc, że spotkasz się z...
Przerwał kobiecie Gabriel.
- Ja jednak sądzę, że dwójka przywódców i kilku przedstawicieli jest w stanie na krótką rozmowę.
- A zori? - odparł niepewnie mężczyzna.
- Jesteś śmieszny, jeśli myślisz, że przyszlibyśmy tutaj z zori - wtrącił się, Paul.
- To kim on... - mężczyzna zaczął zadawać pytania, ale Mark zbył go machnięciem ręki.
- W swoim czasie, teraz chcemy porozmawiać z...
- Co tu się wyprawia?! - krzyknął dziewczęcy głos. Po chwili na twarzach zebranych wymalował się nieukrywany szok i lekki strach. Czarownice i czarodzieje odsunęli się na boki robiąc przejście... piętnastoletniej dziewczynie? Miała czarne proste włosy sięgające całej długości pleców. Porcelanową cerę i czekoladowe oczy. Była dość wysoka i bardzo wysportowana, a w tym momencie, gdyby wzrok mógł zabijać połowa leżałaby już martwa. Przejechała spojrzeniem po zgromadzonych, a następnie przeniosła je na naszą małą armię. Jej spojrzenie zmieniło się, gdy tylko napotkała mój wzrok. Uśmiechnęła się łagodnie i ponownie przybrała surowy wyraz twarzy patrząc na kobietę, której dziecko uratowałem.
- Angel - szepnęła roztrzęsiona kobieta, ale dziewczyna podniosła rękę i skutecznie uciszyła ją tym gestem.
- Alfre, powinnaś być dozgonnie wdzięczna temu człowiekowi za uratowanie życia twojemu dziecku - warknęła nieprzyjaźnie. - Wszyscy powinniście obnosić się do wybrańca proroctwa z szacunkiem.
Niedowierzanie.
To jedno słowo opisywało odczucia wszystkich tu zgromadzonych, prócz tych, którzy wtajemniczeni są już od dawna.
- Wy... wy... wybrańca - zaczęła się jąkać, Alfre. Ale po raz kolejny zgromiła ją wzrokiem, Angel. Nie jestem przekonany, czy rodzice byli świadomi podczas wybierania imienia dla dziewczyny, bo kompletnie nie pasuje albo minęło się z przeznaczeniem - Dziękuję, bardzo dziękuję, ze uratowałeś Charliego. Mam dług wdzięczności u ciebie.
Posłałem jej uspokajający uśmiech i skinąłem lekko głową.
Angel zaklaskała w dłonie i całe zgromadzenie szybko się rozeszło. A po jej bokach zostało dwóch chłopaków. W ciemnych okularach wyglądaliby jak ochroniarze, ale efekt psuły ubrania. Jeden z nich miał na sobie marynarkę w dziwne wzory, czarne spodnie i białą koszulę. Natomiast drugi stał rozbawiony całą sytuacją miał na sobie czarne dżinsy, biały T-shirt i skórzaną kurtkę.
- Nazywam się Angel jestem przywódczynią czarownic. Jestem świadoma waszych zamiarów względem naszej rasy. Jestem jak najbardziej po waszej stronie i cieszę, że wreszcie będziemy mogli wyjść z ukrycia.
- Nie wyglądacie na kogoś, kto chce nam pomóc - powiedziałem. Angel uśmiechnęła się chytrze.
- Możesz w to nie wierzyć, Williamie - zaakcentowała moje imię tym samym zwracając uwagę na to, że się jej nie przedstawiłem - Ale chcemy naprawić nasze błędy i opowiedzieć wam naszą historię, której nie znacie. Chcemy na nowo żyć w królestwie pięciu ras. Chcemy starego życia i zrobimy wszystko, żeby je odzyskać. Wiemy, co mamy robić, znamy naszą rolę. Jesteśmy świadomi ryzyka. My sami chcemy się do was przyłączyć i to my prosimy was o szansę. Ufamy wam. Prosimy tylko, abyście nas zjednoczyli, żeby inni nas zaakceptowali i nie żywili do nas urazy - powiedziała to wszystko nie wiele młodsza ode mnie dziewczyna z zachowania przypomina trochę, Clover. Jestem pewien, ze nawiążą ze sobą dobry kontakt.
Otwierałem już usta, żeby coś powiedzieć, ale przerwał mi to czyjś krzyk, a konkretnie wrzask wyżej wymienionej dziewczyny. Spadła na ziemie w tym samy miejscu, w którym leżała niedawno cała nasza paczka.
Jęknęła głośno po czym wstała z ziemi, a kiedy jej wzrok namierzył nasze małe zgromadzenie podeszła do nasz szybkim krokiem. Spojrzała na Angel, która w szoku patrzyła na rozwścieczoną dziewczynę. Clover najwidoczniej wywnioskowała, że ona tu rządzi i nawet nie pokazała po sobie, że zdziwił ją wiek przywódczyni. Tylko wygarnęła jej dobitnie wszystko.
- Przejście w borsuczej norze?! Czy wy jesteście poważni? Nie można było zrobić jakiejś tabliczki i kulturalnie zademonstrować przechodniom w jaką stronę się udać?! - teraz zauważyłem, że dziewczyna ma we włosach mnóstwo gałązek, jak i jest cała brudna. Chciało mi się śmiać patrząc na złą dziewczynę, która wyglądała jak siedem nieszczęść i do tego musiała być bardzo zmęczona, bo pod jej oczami widoczne były fioletowe sińce. Oczywiście nie przeszkadzało to w wylewaniu swoich skarg i zażaleń, Angel - To był okropny pomysł! Co wy sobie myślicie, że szczytem marzeń jest wycieczka do nory borsuka? Niestety mylicie się, bo ja będę miała do końca życia traumę!
- Jestem Angel... - powiedziała lekko zaniepokojona wybuchem, Clover dziewczyna, lecz niedane jej było dokończyć, gdyż brunetka postanowiła jej przerwać.
- Tak, tak, a ja jestem Clover - zaczęła z sarkazmem - zgadzamy się na wszystko tylko pokaż mi jakieś łóżko do spania.
Po tych słowach ominęła przywódczynię, która wystawiła do niej rękę w geście przywitania i ruszyła przed siebie zapewne w poszukiwaniu miejsca do wypoczynku.
Angel szybko schowała rękę i spojrzała na mnie pytająco.
- Czyli... - zaczęła, ale teraz ja jej przerwałem.
- Słyszałaś, Clover. Zgadzamy się na wszystko pod warunkiem, ze dacie gdzieś się nam kimnąć.
Wzruszyłem niedbale ramionami, a ręce schowałem w kieszeniach spodni. Angel uśmiechnęła się zadowolona i skinęła na nas dłonią, abyśmy poszli za nią. Uśmiechnąłem się pod nosem na zachowanie mojej partnerki, o którą tak nie potrzebnie się martwiłem. Cieszę się, że jest już z nami. Ostatni etap tej podróży czas zacząć.

Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że los szykuje dla nas więcej niespodzianek i ten etap chociaż ostatni, będzie tym najtrudniejszym i najwięcej od nas wymagającym.


10 lipca 2016

Rozdział 28

To nie działa! Mimo tego, że stali nieruchomo breja, w którą wpadli wciągała ich w swoje sidła. Jeżeli czegoś za chwilę nie zrobię siódemka moich towarzyszy zacznie wąchać kwiatki od spodu! Przecież to nie możliwe, aby zwykłe ruchome piaski... Cholera jasna! To nie są zwykłe "ruchome piaski". Przecież znajdujesz się w krainie stworzeń nadprzyrodzonych i do tej chwili nie ogarnęłaś, że nie ma tu niczego normalnego? Mówiła moja podświadomość, którą starałam się ignorować, odzywa się jedynie wtedy, gdy najmniej jej potrzebuję. Nim się obejrzałam, całe towarzystwo było zatopione po samą szyję. Zagryzłam nerwowo wargę i chwyciłam za rękę Williama, który był najbliżej mnie starając się nadaremnie go uwolnić. Wiedziałam, że to nic nie da, ale obwiniałabym się, gdybym nie spróbowała. William posłał mi uspokajające spojrzenie i chciał coś powiedzieć, ale jego głowa zniknęła w odmętach tego paskudztwa. Po chwili jego palce zaczęły wyplątywać się z moich.
 - Nie - warknęłam - Stój! - jęknęłam, co na nic się zdało, bo ręka chłopaka puściła mnie całkowicie i zniknęła jak reszta ciała jej właściciela. Upadłam na kolana i rozejrzałam się wokół. Nikogo już nie było. Z ośmiu podróżników został jeden. To była druga rzecz jakiej najbardziej obawiałam się zawsze w swoim życiu - samotność. Nikomu, o tym nie mówiłam bo lęk to słabość, a słabości się nie ujawnia. Jedną z moich był strach przed całkowitym opuszczeniem. Rodzice mnie opuścili, Monster i Ron zostali zamknięci, Brandon chciał mnie opuścić, odszedłby i Sam. Tak... do tamtego życia nie miałam, co wracać, bo nie zostałoby ze mną nikogo. Teraz też nikogo nie ma. Wplątałam palce we włosy i zaczęłam powoli się kołysać w przód i w tył.
Lucas, ten irytujący dupek. Ten nadopiekuńczy, ostrożny, wkurzający i muszący zawsze postawić na swoim dupek! Tak go uwielbiałam.
Ryan spokojny i opanowany wilkołak, który ufał mi cały czas.
Paul ten zielonowłosy wariat, który zawsze stanąłby za mną murem.
Gabriel... jak ja chcę, żeby powiedział mi, że nie mam się czym przejmować.
Jak bym chciała teraz posłuchać, jak Mark opowiada o swojej nowej dziewczynie.
Chcę usłyszeć głos Caspara, który mówi mi co mam robić i kim są czarownice, jak je do siebie przekonać, chcę żeby jeszcze raz wyleczył moją nadwyrężoną kostkę jak tego dnia w lesie, kiedy wyjaśniał mi co przekazało mu proroctwo.
I William...
Zaczęłam szybciej oddychać ze zdenerwowania. Boję się. Chcę, żeby był przy mnie, żeby mnie przytulił i powiedział, że wszystko będzie dobrze. A jeśli już nigdy nie spojrzę w jego zielone oczy? Już nigdy z nim nie porozmawiam, już nigdy się z nim nie pokłócę? Wolę się z nim cały czas kłócić, niż być bez niego. Nie oznajmiliśmy sobie, że jesteśmy parą, ale łączyła nas dziwna więź emocjonalna, taka że te słowa były zbędne. Ja się po prostu w nim zakochałam, a teraz nawet nie mogę mu o tym powiedzieć.
Oczy zaszkliły mi się od łez, szybko je zamknęłam, nie chciałam płakać. Chciałam tylko, żeby do mnie wrócili.
- Clover - usłyszałam cichy szept. Ooo zaczynam świrować. Podniosłam lekko głowę do góry i wyplątałam palce z włosów. - Clover - głos powiedział nieco bardziej stanowczo. Nadala nie podnosiłam głowy - Clover! - krzyknął. Podskoczyłam i podniosłam głowę do góry.
Eleonora.
Szybko podniosłam się z ziemi i spojrzałam na demona, który nawiedzał mnie w snach.
- Nie bój się. Jesteś na moich ziemiach nic Ci nie grozi.
Spojrzałam na nią niepewnie, ale ufałam jej w zupełności. Czarne oczy mogły przerażać każdego, ale nie mnie. Przyjrzałam się jej czarnym gałkom ocznym z czerwoną szparką i mogłam stwierdzić, że już nie była to tak intensywna czerń jak w moich snach, teraz była bardziej wyblakła, a czerwony stawał się powoli różowym. Białe włosy przybrały kolor blondu, a na skórze nie widniały już tak liczne pęknięcia. Jej skóra była idealnie gładka, a cera porcelanowa. Była piękna. Obraz tego piękna szpeciły jedynie oczy.
- Twoje oczy... - zaczęłam, ale pomachała na to jedynie ręką, jakby chciała odgonić niewidzialną muchę.
- Gdy tylko zjednoczysz czarownice z resztą ras gałki na powrót staną się białe, a tęczówki fiołkowe. Swój teraźniejszy wygląd zawdzięczam jedynie dzięki Tobie i Williamowi.
Uśmiechnęła się wdzięcznie, na co ja skinęłam lekko głową. William. W moich oczach nagromadziły się ponownie niechciane łzy. Eleonora zauważyła to i szybko zabrała głos.
- Nie martw się o swoich przyjaciół są bezpieczni - spojrzałam na nią zaskoczona - Te ruchome piaski to moja sprawka. Chciałam, żebyśmy zostały same. Pamiętasz jak mówiłam Ci, że William ma swoją rolę, w całym tym zamieszaniu? - pokiwałam twierdząco głową - Tak, więc właśnie to w interesie chłopaka leży - zjednoczenie czarownic, dajmy mu wolną rękę. Niech się chłopak przyzwyczaja, bo niedługo ciebie zabraknie.
- To po to się chciałaś ze mną spotkać? Chcesz mi wyjaśnić, co mam zrobić?
- Chcę Ci przedstawić plan działania, ty będziesz go realizować. Muszę jednak Cię do niego przygotować.
- Jak? - zapytałam nic nie rozumiejąc.
- Chodźmy - wskazała ręką szlak i ruszyła w jego kierunku. Podreptałam za nią i po chwili szłyśmy już obok siebie.
- Jakim cudem stoisz tu przede mną? - zapytałam, bo widziałam ją jedynie w moich snach, a teraz maszerujemy obok siebie, jakby nigdy nic.
- Daliście mi siłę, aby wejść na trochę do realnego świata. Jak już mówiłam. Moja dusza zostanie oczyszczona, po zjednoczeniu czarownic. Przestanę być demonem, a im bliżej tego dnia, tym świat daję mi więcej możliwości. Mogę urzeczywistniać się w nocy, ale w dzień pozostaję duchem.
- Co się stanie jak... całkowicie przestaniesz być demonem? - spytałam.
- Wszystkie moje wspomnienia zostaną wymazane, a ja pozostanę zwykłą czarownicą. Nigdy nie można wyprzeć się nadnaturalności. Nigdy.
- Eleonoro, a co z naszymi mocami? - spytałam mając na myśli siebie i Willa.
- Znikną. Jesteście ludźmi, Clover. A ludzie nie mają żadnych mocy.
- A co z bitwą? - powoli zaczynałam się martwić, a kobieta zaśmiała się lekko. Ona się śmieję?!
- Spokojnie wasza moc zniknie od razu po bitwie. Tak, jak i wasza nieśmiertelność.
- Oh - tylko tyle zdołałam z siebie wykrztusić.
- Taka jest kolej rzeczy, Clov. Ludzie umierają. Kiedy przestanę być już księgą proroctw, moce nadane przeze mnie znikną wraz z proroctwem.
Po tym stwierdzeniu, żadna z nas się już nie odezwała, aż do momentu, gdy Eleonora postanowiła się zatrzymać.
- Chcę wystawić cię na trzy próby, Clover. Chcę wiedzieć, czy naprawdę jesteś gotowa na misję, którą zamierzam Ci powierzyć.
Kobieta spojrzała na mnie uważnie.
- Dobra - głos mi się lekko załamał, byłam już lekko zdezorientowana, zdenerwowana i trochę, troszeczkę przestraszona. - Dobrze - powiedziałam głośniej, bo wątpiłam, że za pierwszym razem mogła mnie usłyszeć. Spojrzałam na nią, a ta skinęła głową mówiąc niemo, że rozumie.
Machnęła lekko ręką i drzewa rozstąpiły się nagle, tworząc okrągłą scenę. Rozejrzałam się dookoła.
- Wow - szepnęłam.
- Jak dobrze widzisz, dawno zapadł już zmierzch. Nie mamy dużo czasu, o wschodzie słońca będę musiała niestety Cię opuścić. - odezwała się Eleonora. - Po pierwsze, chcę sprawdzić twój spryt, czy będziesz umiała wywinąć się z trudnej sytuacji. Zaczynajmy.
Uniosła rękę lekko do góry, a przede mną pojawiła się skrzynia, a obok niej największy pęk kluczy jaki w życiu widziałam. Było ich ze sto, może dwieście? Miedziane, złote, srebrne, ołowiane, duże, małe, szerokie, wąskie, zwykłe lub bogato zdobione. Kiedy oderwałam wzrok od kluczy, nad moją głową uformowała się kopuła. Spojrzałam pytająco na kobietę, która mnie tu zamknęła.
- Otwórz skrzynię, Clover. Masz równe trzy minuty, później w kopule skończy się tlen.  Zaczynaj!
Popatrzyłam na klucze. Przecież nie mam czasu na testowaniu wszystkich! Podeszłam do skrzyni. Zaczęłam jej dotykać, a tym samym brałam płytkie oddechy, aby starczyło mi powietrza na jak najdłużej. Drewno było mocne, a zamek jeszcze bardziej trwały. Co zdziwiło mnie najbardziej nie była ciężka, a bardzo stara. Pogładziłam wieko skrzyni i jego ściany, chyba nawet diamentowe wiertło by ich nie rozwaliło. A spód? Przewróciłam na bok mało ciężką skrzynie. Teraz wiem, dlaczego to pudło było tak lekkie. Ściany może i były solidne, ale spód to zwykłe deski. Jedyne, co może nie przetrwać to pakunek skrzyni, jednak Eleonora wyraźnie kazała ją otworzyć, a nie uważać na zawartość. Wstałam z ziemi i zamachnęłam się nogą. Drewniane deski lekko się rozchyliły, a noga bolała mnie niemiłosiernie. Zagryzłam wargi i kopnęłam jeszcze raz i jeszcze raz. Powietrza było coraz mniej. Wzięłam ostatni oddech i włożyłam całą swoją siłę w ostatni kopniak. Pojawiła się dziura. Powietrza już nie było, a ja szybko klęknęłam i wyrywałam sterczące dechy. Kiedy pozbyłam się całego spodu wypuściłam powietrze, a kopuła upadła.
Wzięłam głęboki oddech, ciesząc się świeżym powietrzem.
- Przecież tam nic nie było - stwierdziłam, a kobieta wzruszyła ramionami.
- Często nastąpią sytuację, kiedy niczego nie będzie w dobrze zabezpieczonej skrytce. Czas na zadanie numer dwa. - odwróciła się do mnie tyłem i zastanawiała nad czymś chwilę - Ludzie mówią, że boją się śmierci. Ale tak naprawdę się jej nie boją, lecz obawiają. Jedną z rzeczy, których ludzie boją się najbardziej jest ból. Gdy go doświadczamy myślimy tylko o nim, czujemy tylko go. Doświadczając bólu zapominamy o świecie, o problemach. Zostajemy z nim sam na sam, a on ma nad nami przewagę i perfidnie ją wykorzystuje. Kiedy będą od ciebie chcieli informacji, masz milczeć. Muszę wiedzieć, czy wytrzymasz zadawane tortury. - odwróciła się i spojrzała na mnie - Dzięki mózgowi odczuwamy ból. Możesz go pokonać, ale nie wiem, czy będziesz miała na tyle siły. Można powiedzieć, że niemożliwym jest kontrolowanie tego, ale w tym świecie wszystko jest możliwe. Tylko najsilniejsi potrafią kontrolować zadawany im ból. Zaczynajmy.
Podniosła rękę po raz kolejny i piętnaście metrów ode mnie pojawiła się biała linia.
- Będę zadawać Ci ból. Musisz podczas tego dojść do białej linii. Dopiero po jej przekroczeniu, zadanie zostanie zaliczone. Daj znać, gdy będziesz gotowa.
Nie jestem na tyle silna by pokonać cierpienie. Jestem jedynie w stanie je przetrwać. Torturowany zostanie mój umysł, nie ciało, ale potrzebowałabym wielu godzin treningu, aby nie dopuszczać do siebie tortur umysłowych. Muszę wytrzymać. Muszę...
Skinęłam lekko głową, patrząc w oczy Eleonorze. I nagle rozpoczęła się moja męczarnia. Lekko się skrzywiłam, ale ruszyłam dwa kroki do przodu, nie było źle. Wewnętrznie szlochałam, bo jak mówiła Eleonora ból zajął moje wszystkie myśli.  Po postawieniu kolejnych dwóch kroków zatrzymałam się gwałtownie i mało nie upadłam, bo moja męka wskoczyła na kolejny poziom. Chciałam upaść na kolana i błagać, żeby przestała, ale zamiast tego zrobiłam kolejne cztery kroki do przodu. Po raz kolejny uderzyła we mnie fala silniejszej tortury. Teraz już nie mogłam się powstrzymać i upadłam na kolana, zaczęłam jęczeć. Pokonałam dopiero połowę drogi, a już nie mogę ustać na nogach. Ból, ból, ból... wszystko mnie boli. Głowa mi zaraz eksploduję. Ja nie chcę więcej, tak bardzo cierpię, ze nie mogę nawet otworzyć oczu. Moje ciało jest całe obezwładnione. Nie wiem skąd znalazłam w sobie siłę na pokonanie kolejnych czterech metrów, ale doczołgałam się jeszcze ten kawałek. Zostały jeszcze trzy. Tylko, ze teraz nie mogłam się w ogóle ruszyć. Podwinęłam nogi pod brodę i zaczęłam łkać. Łzy leciały ciurkiem po moich policzkach, a  ja nawet nie mogłam się ruszyć. Doświadczyłam pierwszy raz w swoim życiu takiego piekła. Zaciskałam mocno zęby i ściskałam skórę, ale nawet tego nie czułam. Czułam tylko, że mogę zrobić wszystko i powiedzieć wszystko, za chwilę wytchnienia od tej gehenny. Chwilę później poczułam jak coś pcha mnie do przodu. Przymrużyłam oczy, bo nie byłam w stanie otworzyć ich w całości. Ujrzałam sylwetkę małego rudego lisa, który pchał mnie do przodu. Joe.
- Człowiek, jeszcze trochę, dawaj! Wiem, że wyglądam jak kulturysta, ale masz swoją wagę, więc wytrzymaj jeszcze trochę. Zostały trzy metry. Dasz radę! Ty nie dasz?
Starałam się myśleć o wszystkim tylko nie o uczuciu męki jaką przeżywam. Wraz z pomocą małego przyjaciela i swoimi resztkami sił dobrnęłam do białej linii, gdy moje ciało przetoczyło się przez nią. Ból i ochota na popełnienie samobójstwa przeszły, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Nie czułam nawet małego ukłucia ubolewania. Podniosłam się z ziemi, jakby nigdy nic, ale wciąż miałam w pamięci to, co przed chwilą przeżyłam. Nie życzyłabym takiej kary, nawet najgorszemu wrogowi.
Popatrzyłam na kobietę, która powinna od teraz zacząć płacić za moje sesje u psychologa. Patrzyła z wątpliwościami na Joe'go, który wziął się tu Bóg wie skąd i pomógł mi przejść przez drugie zadanie.
- Kazałaś dojść tylko i wyłącznie do białej linii. Nie wspominałaś nic o pomocy - od razu zaczęłam się bronić.
- Masz rację, po prostu nie przypuszczałam, że jest tu ktoś jeszcze - wskazała na lisa. - Zastanawia mnie  jak on się tu dostał?
Lis nagle spuścił łepek na swoje futerko, które nagle zaczęło go bardzo interesować.
- Nie uważacie, że to futro jest niezwykle ciekawe, takie, takie... rude z dodatkiem migdałowego i złotordzawego. Może jestem jakoś szlachetnie urodzony? Może jestem zaginionym księciem Joe'em lisów, którego można rozpoznać tylko i wyłącznie po futrze? 
Zaczął nadawać, ale wystarczyło mu jedno moje spojrzenie i od razu zaczął schodzić na właściwy temat.
- Śledziłem was, od momentu, kiedy wyruszyliście szukać czarownic, szedłem za wami. 
- Jak obszedłeś ruchome piaski? - zapytałam.
- Po prostu obszedłem to naokoło.
- Fascynujące, ale teraz, Joe usiądź sobie wygodnie i nie przeszkadzaj, proszę - zagadnęła lisa Eleonora, ten pokiwał głową na zgodę i skulił się pod drzewem mając nas na oku. Zastanawiało mnie jak, Eleonora usłyszała, Joe'a. Ale szybko zdałam sobie sprawę, że ona jest demonem i ma nieograniczoną moc.
- Przejdźmy do trzeciego zadania, bo za chwilę dopadnie nas wschód słońca. W razie gdyby czas nam się skończył, chcę żebyś wiedziała, co masz robić, po tym, gdy oddasz się w ręce zori. Twoje miejsce zastąpi twój klon, podmieniony przez te kreatury. Ty natomiast, dowiesz się o każdym planie, jaki będą chcieli użyć w walce. Zniszczysz każdy, który może ułatwić im zwycięstwo. Rolą Williama będzie zaplanowanie tej bitwy. Dzięki pomocy Joe'a będziesz na bieżąco ze wszystkim, co będzie chciał zrobić Will. Zniszczysz zori od środka i skarzesz ich na kompletną porażkę. Walka już nie będzie wielką niewiadomą, będzie zwykłą formalnością. Po zjednoczeniu czarownic zniknę. Pamiętaj, że gdy wasza wygrana nastąpi wasze moce i nieśmiertelność również znikną. Clover, teraz musisz zrobić wszystko, aby nasz plan się powiódł. Ostatnia próba. Musisz znaleźć prawdziwą siebie. Myślę, że to nasze ostatni spotkanie. Żegnaj, Clov. Prawdziwym zaszczytem było dla mnie spotkani Cię. Dziękuję Ci za wszystko i cieszę się, ze cię wybrałam, a teraz... Zaczynaj. Powodzenia!
Podniosła rękę do góry, posłała mi ostatnie spojrzenie dodające odwagi i zniknęła. Raczej ja zniknęłam. Stałam pośrodku czarnego pokoju, a dookoła mnie były rozstawione lustra. Pod moimi stopami leżał młotek i karteczka.
Zbij każde lustro, w którym nie będzie ciebie. Tylko jedno z nich przedstawia twoje prawdziwe odbicie. Tylko, uważaj! Zbijając lustro z prawdziwą sobą - zniknie na zawsze. Wybierz dobrze.Nie zapomnij kim jesteś.
Osiem luster stało dookoła mnie. Muszę rozbić siedem z nich. Jedno tylko jest tym prawdziwym, ale które? Kiedy zbiję to właściwe, kiedy rozbiję siebie - rozbiję realną siebie i... zniknę. Wzięłam tak dla żartu osiem głębokich wdechów. Już zaczyna dopadać mnie czarny humor. Uśmiechnęłam się niewesoło i wzięłam do ręki młotek i podeszłam do pierwszego lustra. Stałam tam ja ze skrzyżowanymi na piersi rękoma. 
- Nie boję się tego zadania. Bardziej przeraża mnie perspektywa tego, że mogę nie znać samej siebie. Dwa poprzednie były trudne, ale to chyba będzie najtrudniejsze. Czy można nie znać samej siebie? 
Powiedziało odbicie numer jeden. Odstąpiłam od niego kilka kroków, bo mogło być moim prawdziwym. Odbicie numer dwa. Siedziałam tam w siedzie skrzyżnym i obgryzałam paznokcie.
- Nie mogę znieść tej presji, którą wywiera na mnie ta misja...
Nie dałam jej dokończyć, bo uderzyłam w to lustro młotkiem. Nagle całe zniknęło. Nie chodziło o jej wypowiedź, chodziło o to, że ja  nie potrafię obgryzywać paznokci. Uśmiechnęłam się dumna z siebie i podeszłam do następnego. W tym odbiciu opierałam się ramieniem o jakąś ścianę. 
- Nienawidzę swoich rodziców za to, że zostawili mnie i Brandona samych sobie z kupą kasy. Oni mieli się nami opiekować, a nie zostawiać jak jakieś psy! Mogłam liczyć tylko na mojego starszego brata. 
Podniosłam młotek i zbiłam to odbicie. Nie nienawidziłam rodziców, wręcz przeciwnie kochałam ich, ale miałam o to do nich żal. To lustro również zniknęło. Opcja numer cztery.
- Boję się tej wojny. Obawiam się, że przegramy i tylko zmarnowałam tu swój czas...
Młotek i pęknięcie. Kolejne lustro zniknęło. Nigdy nie uznałabym czasu spędzonego tutaj za zmarnowany. Nigdy.
Lustro numer pięć.
- Zakochałam się w Williamie, ale czuję, że mam niedokończone sprawy z Markiem. Cały czas się zastanawiam, czy pogodziłam się z kłamstwami Harry'ego.
Podniosłam młotek wysoko do góry i już miałam zbijać taflę lustra, ale zatrzymałam młotek kilka milimetrów od niej. Westchnęłam głęboko i podeszłam do odbicia numer sześć.
- Jestem uparta. Kocham ryzyko i adrenalinę pulsującą mi w żyłach. Nie umiem się poddawać i nie wystawiłam nigdy przyjaciół do wiatru.
Z bólem serca podniosłam młotek do góry i zbiłam to lustro, a ono jak reszta zniknęło. Wystawiłam do wiatru Sam'a, co z tego, że pierwsza część wypowiedzi była całkiem trafna. Z Samem przed odejściem nawet się nie pożegnałam. A co z Ronem i Monster'em gdybyśmy przyszli na to spotkanie, nie trafili by do poprawczaka. Zamknęłam oczy. Za dużo emocji jak na jeden dzień. Podeszłam do siódmego lustra.
- My jesteśmy panami własnego losu, jedyne co, to trzeba go dobrze od początku do końca rozplanować. Mój los płata mi figle, bo nie rozplanowałam go. Żyję chwilą i kocham to.
Podeszłam do lustra numer ósiem.
- Brzydzę się kłamstwem, ale muszę to robić. Nie mogę patrzeć na cierpienie ludzi, których kocham, muszę chronić ich za wszelką cenę. Po trupach do celu.
Zbiłam i to lustro. Bo prawda jest taka, że nie brzydzę się kłamstwem, jeśli jest na rzecz dobra innych i wcale nie muszę tego robić.
Trzy pozostałe lustra ustawiły się obok siebie. Numer jeden, cztery i siedem. Któreś z nich jest moim prawdziwym. Na pewno nie jest nim numer cztery. Wzięłam młotek i zbiłam środkowe zwierciadło. Do Marka nic nie czuję i dawno pogodziłam się z kłamstwami Harry'ego. Nie jestem dziewczyną, która będzie odmawiać sobie nowej miłości z obawy na przeszłość.
Zostały dwa, lecz teraz nie miałam zielonego pojęcia, które jest prawdziwe. Postanowiłam posłuchać głosu serca i podniosłam młotek do lustra numer jeden.
Uda się albo nie.
Zamknęłam oczy i...

Za tydzień kochani nie będzie rozdziału, ponieważ wyjeżdżam na urlop i spodziewajcie się nowego postu za dwa tygodnie :)
Ashley xxx

7 lipca 2016

Odpowiedzi Q&A

1. Ile jeszcze rozdziałów do końca?
Sama bym chciała wiedzieć... Jak na razie nie więcej niż 15 się spodziewamy.

2. Czy przyjaźnicie się z kimś stąd? Z kimś rozmawiacie poza blogiem? 
 Zaprzyjaźniłyśmy się z dwiema osobami stąd, a mianowicie są to Georgia i Foxes. Pisałam także  Juśś, ale ona chyba nie zdaje sobie sprawy, że pisała ze mną.

3. Ulubiona piosenka na ten moment? 
Mery: Selena Gomez - Me & The Rythm
 Ashley: Jessie J - Mamma Knows Best or Flashlight

4. Ile macie lat?
 Ashley - 15 lat
 Mery - 15 lat

5. Jesteście z Polski? Jak tak to jakie województwo?
Polska - Kujawsko-pomorskie.

6. Czemu zamiast obserwujących jest obserwowanie przez e-mail? I na czym to polega?
 Bo obserwować nas nikt nie chciał i to słabo wyglądało  #szczerość. Po za tym kto chce obserwować nas to i tak wiadomości na e-mail dostanie o nowym poście dodanym na naszego bloga.
Wpisujesz swój e-mail, klikasz submit i potwierdzasz.

7.  Macie jakichś idoli? Jak tak to jakich?
Ashley: Tak mnie ostatnio wzięło na: 5 seconds of summer i piosenki One Direction, i ogólnie różne zespoły. Generalnie moich idoli trudno określić, ponieważ nie mam jako gwiazdy żadnego konkretnego. Co do muzyki jestem straszną sezoniarą, bo każda piosenka szybko mi się nudzi. Moimi idolami są ludzie, którzy swoją twórczością przekazują jakieś wartości życiowe. Mją idolką jest Colleen Hoover.
Mery - Selenator i Arianator

8. Jakie polecacie pomadki do ust lub błyszczyki?
 Ashley: Ja polecam firmy "Pupa", a konkretnie "Lipstick Pupa Volume Rossetto 100".
Mery: Moim faworytem jest szminka firmy MAC pod tytułem "Rouge A Levres" z serii Viva Glam Ariany Grande.

9. Jaki macie kolor włosów?
    Ashley: czekoladowy brąz.
    Mery: ciemny blond.

10. Woda czy sok?
 A:  woda                      M: woda

11. Francja vs Anglia?
A: Anglia                      M: Anglia

12. Zima vs lato?
A: zima                         M: zima

13. Wiosna vs jesień?
A: jesień                       M: wiosna

14. Pies vs kot?
A: pies                          M: kot

15. Bieber vs Malik?
A: Żaden z powyższych    M: Zayn Malik

16. Siatkówka vs koszykówka?
A: SIATKÓWKA ♥       M: koszykówka

17. Quiz
 poziom łatwy:
1.  Alvaro Soler - Sofia.
2. Margaret - Cool me down.
3. Jennifer Lopez - Ain't your mama.
4. Sylwia Grzeszczak - Tamta dziewczyna.

poziom średni:
1. Rihanna - Diamonds.
2. Lady Gaga - Telephone.
3. Tabb&SundNGrace - Dach.
4. Fifth harmony - Work from home

poziom trudny:
1. ???
2. Alessia Cara - Here.
3. Meghan Trainor - Me too.
4. Nicki Minaj - Anaconda.

18. Co sądzicie o Foxesie?
Miły, sympatyczny, normalny chłopaczek, resztę naszej opinii o nim zachowamy dla siebie :))).

19. Czy ty, Ashley masz crusha?
Tak :)))

20. Byłyście na koncie kogoś sławnego, jak tak to kogo? Jak nie to na kogo koncert chciałybyście pojechać? 
Mery: Byłam na koncercie Margaret i w październiku będę w Pradze na koncercie Seleny Gomez.
Ashley: Ja bym chciała być na koncercie 5 seconds of summer.

21. Jaki macie kolor ścian w pokoju?
Mery: niebieski i fototapeta
Ashley: szare i biała tapeta z napisami

22. Ulubiony smak lodów?
M: guma balonowa
A: truskawkowe

23. Ashley masz chłopaka?
Nie mam.

24. Od jak dawna się znacie? Od kiedy się przyjaźnicie? Jak się poznałyście?
 Zaczęłyśmy się przyjaźnić w szóstej klasie podstawówki, a znałyśmy się od czwartej. Zaczęło się od tego, że razem chodziłyśmy do klasy sportowej. Nie przyjaźniłyśmy się, ponieważ ja byłam bardziej tą szaloną i towarzyską, a Mery natomiast cichą i nieśmiałą. Przez klasę czwartą i piątą trzymałam się z moją najlepszą przyjaciółką - Magdą. Do czasu, aż ona przeniosła się do innej klasy, ponieważ często chorowała i nie mogła brać udziału w treningach, które odbywały się codziennie. W szóstej klasie, gdy zabrakło Magdy, jakoś (dokładnie nie pamiętamy jak :D) się spiknęłyśmy i zaczęłyśmy przyjaźnić... do teraz.

25. Kiedy jakaś inna powieść z naszej strony?
Zaczęłam pisać kolejną książkę. Mam już stworzony prolog i pierwszy rozdział. Niestety to będzie książka, gdzie muszę wszystko dobrze rozplanować, każdy szczegół, każdy najdrobniejszy element, bo będzie to powieść innego typu niż fantasy. Będzie dla niej stworzony nowy blog. Przymierzamy się już do kolorystyki i szablonu. Od razu powiem, że po zakończeniu Czasu Proroctwa pojawi się link z nowym blogiem i nową powieścią!

26. Czy jest jakaś szansa na spotkanie nas w realu? 
Sorki, ale żadnego meet-up'u się nie spodziewamy :(

27. Kiedy zrobicie livechata lub livea?
Livea przykro nam nie będzie, a livechat będzie dzisiaja o 20.00.

28. Ulubiony film?
A: Iluzja
M: Love Rosie

29. Ulubiony album muzyczny?
A: 5 SOS - Sounds good feels good
M: Selena Gomez - Revival

4 lipca 2016

Zapowiedź Q&A

Hej!
Pragnęliście Q&A, więc go dostaniecie! W czwartek opublikujemy post, w którym odpowiemy na wasze pytania, a także będziemy dostępne na czacie od godziny 20:00. Zadawajcie pytania pod tym postem.

Mery xo

2 lipca 2016

Rozdział 27

Od godziny siedzę nad mapą i próbuję nauczyć się jej na pamięć. Muszę znać każdy szczegół, ponieważ nikt nie może dowiedzieć się gdzie znajdują się czarownice. Nie mogę zawieść ich zaufania. Za każdym razem kiedy jestem pewna, że mam ją w głowie w całości, biorę czystą kartkę papieru i przerysowuje to co zapamiętałam, a następnie porównuję z oryginałem. Z każdym razem coś omijam. Za siódmym razem, kiedy porównuję wszystko jest idealnie. Dla pewności powtarzam czynność i odtwarzam mapę ponownie. Znowu sukces. Opieram głowę o zagłówek fotela, wzdycham głęboko i zamykam oczy. Udało mi się. Uśmiech nie schodzi mi z twarzy, a teraz trzeba się wszystkiego pozbyć. Wstałam z fotela i pozbierałam wszystkie kartki, a mapę schowałam do kieszeni. Udałam się w stronę kuchni. Kiedy tylko przekroczyłam próg pomieszczenia wzrokiem odszukałam piec. Rozejrzałam się i upewniłam, że nie będzie świadków tego co zamierzam zrobić. Pierwsze co zrobiłam to wrzuciłam w ogień moje szkice. Następnie sięgnęłam do kieszeni i wyjęłam pergamin. Rozłożyłam go i spojrzałam na niego po raz ostatni. Zgniotłam w kulkę i patrzyłam jak ogień opatula go z każdej strony. Gdy już zamienił się w popiół, niespodziewanie zerwał się wiatr, który ugasił pomarańczowo złote płomienie. To co pozostało z mapy zostało rozwiane po całej kuchni.
- Pięknie - mruknęłam, a po chwili cały popiół wzniósł się do góry i połączył. Później za pomocą jednej iskierki, zniknął. Patrzyłam zdumiona tym, czego byłam świadkiem. Wstałam z ziemi i otrzepałam kolana. Udałam się do swojego pokoju. Trzeba się spakować. Wyjęłam z szafy czarny plecak i włożyłam do niego ubrania, kompas, przybory toaletowe,  butelkę wody. Spojrzałam na pakunek rozbawiona. Wiele mi nie potrzeba. Kiedyś, gdy miałam się pakować to tylko i wyłącznie w wielką walizkę, a teraz? Wystarcza mały plecak. Z samego rana jak się obudziłam poinformowałam wszystkich, że wyruszamy jeszcze dziś. Nie powiem, że nie byli zdziwieni, bo byli. Tak nagle wyskoczyłam z wyprawą, że zaczynają coś podejrzewać. Jednak, co innego mogę zrobić? Usiadłam na łóżku i przetarłam twarz rękom.
- Wszystko się ułoży, Clov. Wszystko będzie dobrze. - wstałam z łóżka, a dłonie włożyłam do kieszeni wielkiej szarej bluzy. Dziś było naprawdę zimno. Wzięłam plecak i wyszłam z pokoju ostatni raz na niego spoglądając. Ostatni raz... mam nadzieję, że nie. Zamknęłam drzwi i w podskokach ruszyłam na dziedziniec, gdzie czekał już Gabriel z Casparem. Obaj byli ubrani na sportowo i trzymali w rękach plecaki.
- Powiesz nam, Clover gdzie będziemy ich szukać? - zapytał podejrzliwie Gabriel.
- Mam przeczucie, gdzie może znajdować się ich obóz. - skłamałam.
- Gabriel...- uciszył go Caspar, bo ten chciał coś jeszcze dodać - Dajmy jej wolną rękę, jej "przeczucia" nigdy nas nie zawodziły. Przecież by nas nie oszukała.
Wzdrygnęłam się na te słowa.
Niestety będę musiała zawieść wasze zaufanie.
Uśmiechnęłam się, a raczej próbowałam i chyba nic nie wyszło z moich wysiłków. Czekaliśmy jeszcze chwilę, każdy pogrążony w swoich własnych myślach. Dołączył do nas William, Ryan, Lucas, Paul i Mark.
- My przyszliśmy się pożegnać - zaczął Paul, ponieważ on z Ryanem zostawali tutaj. Wczoraj pożegnałam się jeszcze z moimi przyjaciółmi wilkołakami i zmiennymi, którzy zostali, aby nawiązać jeszcze lepszy kontakt z wampirami. Ryan wczoraj mówił, że mieszanie się ras dało zamierzony efekt. Teraz w jednym obozie mieszkają nawet wszystkie gatunki, elfy zbratały się najbardziej ze zmiennymi, a wilkołaki o dziwo z wampirami. Już dziś przybędą tutaj znowu się wymieszać.
Cztery rasy się zjednoczyły, a piąta jest z nami na najlepszej drodze. - Będziemy tęsknić, ale pamiętajcie, że mnie się tak łatwo nie pozbędziecie! Od razu, gdy zostanę poinformowany o sukcesie w obozie czarownic, będę tam ustalać plan bitwy!
- Dacie radę. To już prawie koniec - spojrzał na nas z uśmiechem Ryan.
Nie chciałam nikogo załamywać, ale to dopiero koniec początku.
- Dzięki - odpowiedział William.
- Wiecie w ogóle gdzie macie iść? - zapytał Paul.
- Tak - warknęłam, bo po raz kolejny ktoś się o to pyta - Wiem, gdzie mamy iść. Ile razy mam to jeszcze powtarzać? - zapytałam załamana. - A teraz ruszajmy z trzy, cztery godziny zajmie nam samo dojście - odwróciłam się do nich plecami i strzeliłam sobie facepalma w myślach. Nie dałam nic po sobie poznać i ruszyłam do przodu. Za sobą usłyszałam jedynie szept Lucasa "Coś jest nie tak, miejmy ją na oku". Dołączyły do niego pomruki aprobaty. Nie odzywałam się przez całą drogę do nikogo. To podwójnie alarmowało ich o moim podejrzliwym zachowaniu, ale ja nie miałam czasu zwracać uwagi na ich ukradkowe spojrzenia. Za łatwo nam poszło. Idziemy tak i idziemy, a za dwadzieścia minut powinniśmy być na miejscu. Oni się nas spodziewają, ale ukrywali się przez tyle lat i co tak po prostu wejdziemy do ich obozu? Wątpię. Kolejna sprawa - zori. Dawno nie atakowali, jaki mają plan? Za długo nie pojawiają się na horyzoncie, i co chcą czekać do ostatecznego starcia? Chyba, że ich jedynym planem pomiędzy wojną jest... wyeliminowanie mnie i Willa. Nagle stało się zbyt cicho.
- Stop! - krzyknęłam i zobaczyłam przed sobą ścianę ciemnobrązowych korzeni. Grubych, starych, wytrwałych sto lat i niepokonanych korzeni z drewna. Przeplatały się przed siebie. Wglądało to jak wielka ściana i coraz bardziej kręciło mi się w głowie, gdy na nią patrzyłam. Jedyną drogą do ich obozu jest przejście przez... to coś.
- Polecę zobaczyć, czy da się to ominąć - powiedział Gabriel, a ja cały czas głaskałam ścianę, nawet się na niego nie obejrzałam.
- Wiesz myślę, że jak zrobili niezniszczalną przeszkodę to górą jej też nie ominie... - mówiłam, ale przerwał mi krzyk Gabriela.
- Nie ma opcji, górą się nie da!
- Dobrze, że mówisz, bo bym całe życie była w błędzie - mruknęłam i odsunęłam się od pnączy. - Jest tu jakieś przejście tylko my go nie widzimy.
- Dostaje oczopląsu patrząc na to. - dodał Mark.
Usiadłam w siedzie skrzyżnym przed wielką przeszkodą i próbowałam rozgryźć, gdzie jest mała usterka w tej mistrzowskiej zaporze. Chłopacy siedzieli dalej i rozmawiali, kilka razy proponowali, abym odpuściła na chwilę i z nimi odpoczęła, ale nie dałam się namówić. Zaczynała boleć mnie głowa i byłam zirytowana faktem, że nie mogę znaleźć tego przejścia.
- Clover! -  zawołał Caspar.
- Czego! - odwróciłam się do nich.
- Zbliża się noc! - powiedział Lucas. Spojrzałam na zachód słońca, faktycznie za chwilę zapadnie zmrok i za chwilę stracimy jakiekolwiek szanse na odnalezienie przejścia. Spojrzałam na drzewa i nie mogłam się z głowy pozbyć słów Lucasa "Zbliża się noc". Patrzyłam na drzewa i powtarzałam co chwila to zdanie w myślach. Te same słowa, te same litery krążyły w mojej głowie i powtarzałam je sobie jak mantrę. Była w nich odpowiedź, ale gubiłam co chwila sens tego zdania, aż w końcu krzyknęłam.
- Z bliska! - oni cały czas patrzyli na mnie, kiedy zagłębiłam się w swoich myślach, a teraz patrzyli na mnie jak na wariatkę. Zerwałam się z miejsca i pobiegłam w przeciwną stronę do ściany. To jest haczyk! Chłopacy do mnie podbiegli.
- Co jest? - zapytał Paul.
- Nie możemy patrzeć z bliska, bo tego oczekują. Nie patrzmy uważnie. Spójrzmy na to jak na zwykłą ścianę. Poczekajmy do zachodu słońca. To jest zmyłka. Trudno jest dostrzec przejście w tym labiryncie w dzień, a co dopiero w nocy. Tylko, że przejście nie jest ukryte, ono jest widoczne z daleka, nie z bliska. Zobaczyliśmy zaplątaną ścianę z korzeni i od razu podeszliśmy szukać przejścia, ale ono było cały czas widoczne z daleka, w porze dnia, gdy statystycznie najtrudniej je dostrzec. Rozumiecie?
- Pogubiłem się. - wyznał Mark.
- Clover chodzi o to, że to było bardziej zagranie psychiczne. Daliśmy się złapać w ich pułapkę doszliśmy do tego, że przejście możemy znaleźć tylko w dzień przy dobrym oświetleniu i wysiłku mózgu. Kto by pomyślał, że przejście łatwiej znaleźć kiedy będzie ciemno i nie rozgryzać całej tej plątaniny roślin, tylko spojrzeć na nią z daleka. - uzupełnił Will.
Czekaliśmy cierpliwie, a ja byłam podekscytowana i ciekawa, czy moja teoria będzie trafna. Słońce już całkowicie zaszło, a jego miejsce zastąpił księżyc. Wschodził niespiesznie i powoli, a kiedy cała jego poświata padła na ścianę, światło księżyca odbiło się od niej jak w lustrze i nakierowało nasz wzrok na przejście pomiędzy dwoma drzewami, nagle rośliny pomiędzy drzewami zaczęły zwijać swoje łodygi w przeciwne strony i utworzyły nam wąską drużkę.
- Kto by pomyślał? - zapytał Caspar.
- Na pewno nie ja - odparłam i wpatrywałam się z podziwem w przejście, o którym bym w życiu nie pomyślała. - Chodźmy - szepnęłam i ruszyłam do przodu. Normalnie czułam się jak w jednym z tych horrorów, gdzie za chwilę coś wyskoczy z ukrycia. szliśmy rozglądając się na wszystkie strony, aż doszliśmy do obozu. Obozu czarownic. Nie wierzę, że zaszliśmy tak daleko. Ale po chwili usłyszałam krzyk Gabriela.
- To chyba nie jest to co myślę?!
Obejrzałam się do tyłu i zobaczyłam jak reszta towarzyszów wycieczki jest w połowie na lądzie, a połowie... pod ziemią.
- Nie ruszajcie się! Im więcej się ruszacie tym bardziej zatapiacie - ruchome piaski, czyli to nie koniec atrakcji? Świetnie. Myśl, myśl, myśl... chwila. Dlaczego ja się nie zatapiam? Spojrzałam w dół i tak jak myślałam moje nogi stoją na stałym gruncie. Przecież...
...Posłuchaj. Zostałaś obdarzona darami mojego żywiołu. Wyjaśnię Ci wszystko...
Dlatego to nie działa!
Ale co ja mam teraz robić?!