tag:blogger.com,1999:blog-59559404886358600072023-11-16T07:24:09.911+01:00Czas ProroctwaCzas ProroctwaMery ♡http://www.blogger.com/profile/03338268005442427424noreply@blogger.comBlogger46125tag:blogger.com,1999:blog-5955940488635860007.post-9493106505726376342017-05-04T16:00:00.004+02:002017-05-04T16:00:45.106+02:00Nowy blog! Nareszcie.Proszę państwa, tym z was, którzy wytrwali do tej wiekopomnej chwili serdecznie gratuluję! Właśnie dzisiaj drugiego maja roku pańskiego 2017, tym z was, którzy są, chcemy podać link do nowego bloga, nad którym pracujemy już od czasów CP. Było ciężko, ale warto :)<br />
Mam nadzieję, że się spodoba. Nowa przygoda. Nowy blog. Godziny pisania. Godziny redagowania.<br />
Już się nie mogę doczekać.<br />
Ashley x<br />
<br />
Link: www.pod-lodem.blogspot.com, ewentualnie wattpad: Under The Ice//Pod LodemAshley ♥http://www.blogger.com/profile/17231641403844385028noreply@blogger.com39tag:blogger.com,1999:blog-5955940488635860007.post-35813755965994414942017-02-27T16:52:00.002+01:002017-02-27T16:56:53.152+01:00Dla niedowiarków...Ale przecież nowego bloga nie ma (sarkazm, który jak się dowiedziałam jest już nie modny).<br />
Czemu jeszcze wracamy do tego bloga, a po za tym jak mówiłam, że będzie nowy blog, to znaczy ze będzie. Tylko dajcie mi to napisać do końca. Mery sprawdzić i żeby nie powstało z tego takie gówno jak CP. Nie wyłączajcie powiadomień, bo link do nowego bloga będzie. Udostępniam to tylko i wyłącznie dlatego, że zobaczyłam, iż znowu jesteście aktywni i nie dowierzacie, a oto dowód. Link będzie opublikowany niedługo. Rozdziałów będzie całkowicie 20.<br />
<div>
My tu byłyśmy, będziemy i niestety jesteśmy.<br />
Ashley xxx<br />
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgI4Lu3vysCScujKT9oM7ti-FgGYH6yHECn2qhvLoDqVydhwuHsDNGiobnyx9t4KnNvCGBR7dFEYUSNk5mRQlwNCCDoj7OJeXAz651VglXe-_PZcGZhE-2KzjXZdjniHmw__JtqlbSdxc_e/s1600/CXKBcpxn.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="640" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgI4Lu3vysCScujKT9oM7ti-FgGYH6yHECn2qhvLoDqVydhwuHsDNGiobnyx9t4KnNvCGBR7dFEYUSNk5mRQlwNCCDoj7OJeXAz651VglXe-_PZcGZhE-2KzjXZdjniHmw__JtqlbSdxc_e/s640/CXKBcpxn.jpg" width="360" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgreTNb-6farOhEmLdBc8aX6rlP2u129LIlmwTd4RRm5nUzXIFStfuHPVgnnc2B4OzkR-2kHNRUn3iJTGO31aWNSN_pNC05K8y9RryiqQnobdJeTG0_ETPDGY-UM_sgrA44lvxrXJoaJWOU/s1600/b2YR6zaZ.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="640" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgreTNb-6farOhEmLdBc8aX6rlP2u129LIlmwTd4RRm5nUzXIFStfuHPVgnnc2B4OzkR-2kHNRUn3iJTGO31aWNSN_pNC05K8y9RryiqQnobdJeTG0_ETPDGY-UM_sgrA44lvxrXJoaJWOU/s640/b2YR6zaZ.jpg" width="360" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
Ashley ♥http://www.blogger.com/profile/17231641403844385028noreply@blogger.com41tag:blogger.com,1999:blog-5955940488635860007.post-80476063038073181102016-11-19T21:11:00.001+01:002016-11-19T21:12:16.776+01:00Zakończenie i podziękowania.Takie dodatkowe zakończenie związane z rozdziałem 32 :)<br />
<br />
- Jak się nazywasz? - zapytał.<br />
- Clover - odpowiedziała.<br />
- Dobrze kim jesteś?<br />
- Człowiekiem - odparła pewniej.<br />
- Jesteś z tego dumna?<br />
- Tak.<br />
- Wspaniale. Co masz zrobić?<br />
- Żyć. Tak, abym zawsze była szczęśliwa.<br />
- Świetnie. Jak to zrobisz?<br />
- Przypomnę sobie chwile, które sprawiły, że dorosłam, aby żyć.<br />
W jego oczach pojawiła się duma.<br />
- Po co?<br />
- Aby nie popełniać tych samych błędów.<br />
- Ostatnie pytanie. Po czyjej stronie jesteś?<br />
- Ludzi. Zawsze.<br />
<br />
<b><i><u><span style="font-size: large;">Podziękowania: Serio nie mogę uwierzyć, że to koniec! Po prostu...WOW!</span></u></i></b><br />
<b><i><u><span style="font-size: large;"><br /></span></u></i></b>
Głównie chciałam podziękować wam czytelnikom za cierpliwość do mnie i opóźnień do rozdziałów. Za wyrozumiałość względem mnie w chwilach, gdy rozdział był jednym z tych słabszych, za wyrozumiałość do braku pomysłów na kolejne rozdziały i za czytanie Czasu Proroctwa. Powiem, że CP, że koniec tej książki został napisany tylko dla was. I nie jest idealny, cała książka nie jest idealna. Ponieważ rozwijałam w niej wątki, których nie kończyłam, ponieważ rozwój akcji był niepotrzebny lub zagmatwany. Ponieważ był przerost formy nad treścią.<br />
Dziękuję tym, którzy zostali do końca jeszcze bardziej tym, którzy odeszli w połowie. Dziękuję za wszystkie komentarze, których czytanie dowartościowywało mnie. Dzięki wam mogłam rozwijać swoją pasję. I nie kończę z pisaniem. W ostatniej notce powiedziałam, że nowa powieść, którą tworzę będzie już w przyszłym miesiącu. Myliłam się. Nie będzie w przyszłym miesiącu. Trzeba wziąć pod uwagę to, że Czas proroctwa to książka, którą zaczęłam w wieku czternastu lat i skończyłam ją. To moja pierwsza książka, która zyskała jak sądzę wielką jak na jej standardy popularność tylko dzięki wam. Nowa książka będzie nie bazgrołami nastolatki, tylko książką nastolatki dla nastolatków o nastolatkach. Chcę zrobić to od początku do końca dobrze. Mam już pewne doświadczenie. Chodzę na spotkania i warsztaty literackie. Zaczęłam pisać codziennie i rozwijać się w tym kierunku. Czytam i pisze każdego dnia, aby być w tym jeszcze lepsza. Ponieważ chcę spróbować robić to w życiu na poważenie. Nie wiem, czy mi się uda, ale jak będę ćwiczyć, to liczę, że coś z tego będzie. Dzięki za tą pierwsza przygodę. Będą następne, bo ja nie umiem tylko czytać ja potrzebuję wymyślać i tworzyć własne historie. Jeszcze raz wielkie dzięki, bo to dzięki wam chcę więcej pisać!<br />
A teraz czuję się jakbym musiała coś jeszcze napisać na CP i mnie to będzie dręczyć, a ja już nic nie mogę napisać, bo to koniec XD<br />
Ashley<br />
xxx<br />
<br />
Dzięki za jednostronną rozrywkę (w sensie że dostarczaliście mi rozrywki, a sami nie wiedzieliście, że ja wiem o wszystkim haha). Większość zapewne teraz zadaje sobie pytanie kim ja jestem i skąd się wzięłam, ale dla waszej wiadomości byłam tu wcześniej niż ktokolwiek was (nawet niż Ashley :)). Dziękuję za wszystkie dramy, kłótnie, konwersacje, znajomości. Wzloty i upadki. Za to, że niektórzy z was byli tu od początku do końca (tak, ja was wszystkich pamiętam). CP było wspaniałą przygodą i na pewno nie zapomnę ani o tej historii, ani o tym blogu, ani o każdym was. Zapisaliście się na kartach mojej pamięci. Wszystkie przychylne komentarze były dla nas inspiracją, a te negatywne były dobre dla Ashley do narzekania! Do zobaczenia w przyszłości no i odmeldowuję się.<br />
MeryAshley ♥http://www.blogger.com/profile/17231641403844385028noreply@blogger.com45tag:blogger.com,1999:blog-5955940488635860007.post-32373831337090624322016-11-19T20:55:00.000+01:002016-11-19T20:55:01.415+01:00Epilog<i>Dziesięć lat później</i><br />
<br />
- William, człowieku zachowuj się! - syknęłam. Poprawiłam krawat od garnituru Williama i klapy od jego marynarki. Mały zmiennokształtny wyjął kopertę z kieszeni mojego męża.<br />
- Widzisz! To on zaczyna! - jak dziecko. Chłopak zaczął gonić syna Marka i Mandy. Pięcioletni zmienny polubił Williama i co chwilę szukał pretekstu do zabawy z nim. Mark był o to zazdrosny, ale musiał wzbudzać autorytet jako przywódca zmiennokształtnych. Jego żona, Mandy nie może poradzić sobie z trójką synów, którzy wydają się synami szatana niż zmiennokształtnych. Pozostała dwójka biega po naszym pokoju, a mały Logan zaczepia Willa. Sama zaraz zwariuję. Małe garnitury, w które są ubrani są już pogniecione do granic możliwości.<br />
- Koniec! - krzyknęłam, a czterech chłopaków ze spuszczonymi głowami ustało przede mną, a ja mierzyłam ich surowym wzrokiem królowej. Poprawiłam muszki małych zmiennych i starałam się wygładzić nadaremnie ich koszule - Idziemy - zarządziłam. Will wziął mnie pod rękę i wyszliśmy z komnaty odnowionego zamku i ruszyliśmy na zewnątrz do ogrodu. Chłopacy szli przed nami bawiąc się w straż królewską i maszerowali do przodu rozbawiając mnie i Willa do łez. Gwardziści dołączyli do nas, jednak Will pomachał na nich ręką szepcząc, że mamy już ochroniarzy i powinni martwić się o swoją posadę. Gwardziści z lekkimi uśmiechami odsunęli się pod ścianę.<br />
Przejmując tron krainy stworzeń nadprzyrodzonych, nikt nie kwestionował tego, że ludzie objęli tron i stali się rodziną królewską. Wracając do rodziny. Tydzień po porażce zori udaliśmy się do naszych rodzin pozamykać nasze sprawy. Brandon, kiedy mnie zobaczył porwał mnie w ramiona i porządnie ochrzanił. Willowi też się dostało, za to, że trzymał mnie za rękę dodając otuchy. Ustaliliśmy z Willem, że nie powiemy nikomu, gdzie tak naprawdę będziemy i gdzie byliśmy. Wytłumaczyliśmy, że będziemy wracać, ale oni sami nie mogą wiedzieć, co się z nami dzieje. Byli temu przeciwni, ale po namowach mój brat jak i matka Willa się zgodzili. Poznałam również młodszą siostrę mojego męża, którym stał się zaraz po objęciu tronu. Nie wyobrażam sobie, że mogłabym znaleźć się w innym miejscu i robić cokolwiek innego. Naszym jedynym zadaniem jest przedłużenie linii królewskiej, ale na to mamy jeszcze czas. Dokładnie wieczność. Gdyż czarownice rzuciły na nas zaklęcie nieśmiertelności, takie jak narzuciła na nas Eleonora.<br />
Co do przywódców jako pierworodny syn Shane'a zmiennokształtnych przejął Mark i Mandy. Wampirami rządzi teraz Hexa, ale niedługo za naszą zgodą ma ich objąć jej wnuczka Lizzie.<br />
Wychodząc z pałacu wraz z "obstawą". Dostrzegliśmy wszystkich gości siedzących w ławkach. Przy nawie głównej stał już blady pan młody. Dlaczego blady? Ponieważ Mark właśnie stał przed nim i trzymał go dość mocno za ramię. Ten kto by nie znał Marka mógłby pomyśleć, że właśnie sobie luźno rozmawiają. Ale to była rozmowa z przyszłym szwagrem. Właśnie miejsce miał ślub młodszej siostry Marka, Mercedes. Wychodzi za mojego byłego ucznia z obozu zmiennych, Cody'ego. Oczywiście wraz z Willem zostaliśmy zaproszeni na ślub. W planach nie było opieki nad trzema diabłami tylko przyszli do naszej sypialni, ponieważ uciekli opiekunce. Gdy tylko Mandy ujrzała nas i swoich synów podbiegła do nas szybko.<br />
- No nie wierzę - powiedziała blada - Przepraszam was najmocniej Poopy miała się nimi zająć.<br />
- Nic nie szkodzi - uśmiechnęłam się lekko.<br />
- Szkodzi... - mruknął Will, a ja dźgnęłam go łokciem w żebra.<br />
Mandy jeszcze raz spojrzała na nas przepraszającym wzrokiem i odeszła ze swoimi pociechami.<br />
Usiedliśmy na dwóch tronach ustawionych przy miejscu, w którym Mark odda swoją siostrę pod opiekę Cody'ego. To on udzieli im ślubu.<br />
Usiedliśmy na przeznaczonych dla nas miejscach. Wszyscy goście już przybyli, a my oczekiwaliśmy już tylko na pannę młodą. Kilka chwil później pojawiła się Mercedes ubrana w białą, długą suknię z koronkowym gorsetem i białe szpilki. Włosy uczesane miała w pięknego koka, a kiedy podeszła do ukochanego dostrzegłam, że suknia nie zakrywa pleców.<br />
Ślub mój i Willa odbył się dwa razy. Raz dla naszych rodzin w świecie ludzi, a drugi w krainie dla całego królestwa.<br />
Po tym jak Mark niechętnie powierzył swoją młodszą siostrę Cody'emu pocałowali się i mieli podejść do nas uzyskać nasze błogosławieństwo. Wstaliśmy z naszych miejsc i ustaliśmy przed klęczącą parą młodą.<br />
- Od dzisiaj będziecie małżonkami, kochającymi się, szanującymi. W przyszłości poszerzycie swoją rodzinę sprowadzając na świat kolejnych naszych poddanych i owoce waszej miłości. Bądźcie sobie wierni i uczciwi wobec siebie. Patrzcie zawsze na dobro tego drugiego i zawsze walczcie razem. Bo razem możecie więcej niż osobno. Zawsze dążcie do zjednoczenia z królestwem. Bo proroctwo się wypełniło i otrzymaliśmy wolność. To nasza kraina, której nikt nam nie odbierze, a jeśli będzie chciał my otrzymamy kolejne proroctwo i je wypełnimy. Udzielamy wam błogosławieństwa pary królewskiej i nigdy nie wątpcie, że może nastąpić kolejny czas proroctwa.<br />
<br />
KONIECAshley ♥http://www.blogger.com/profile/17231641403844385028noreply@blogger.com23tag:blogger.com,1999:blog-5955940488635860007.post-69128073893924169712016-11-19T19:41:00.005+01:002016-11-19T19:41:48.921+01:00Rozdział 34Śnieżnobiałe wzgórze, na którym stali otwierało widok na całą część krainy zajmowaną przez zori. Przybyli na szczyt i czekali na swoich wrogów. Byli żądni ich krwi i pozbycia się ich raz na zawsze. Nie chcieli od nich pokoju. Pewnie nawet nie brali takiej opcji pod uwagę. Byli gotowi rozpętać wojnę i rozerwać na strzępy każdego przedstawiciela ich gatunku. Postanowili nie oszczędzać dzieci i kobiet. Każdy z nich jest kreaturą, która niszczyła pierworodnych obywateli krainy. A teraz to ci pierworodni będą niszczyli swoich oprawców. Zemszczą się za te wszystkie lata.<br />
<div>
Zori natomiast kroczyli dumnie przez las pewni swojej wygranej. Każda strona była jej pewna, ale kto wygra? Tego jeszcze tak naprawdę nikt nie wie. Ustawieni w perfekcyjnym szyku omijali zgrabnie drzewa. Nie przygotowywali się na tą walkę. Szczerze? To nawet się jej nie spodziewali. Byli gotowi powybijać po kolei każdego z wilkołaków, wampirów, zmiennokształtnych, elfów i czarownic od początku swojego istnienia. To była ich szansa. Wszyscy, których zamierzali zabijać po kolei już czekali na nich. To będzie rzeź. Jedynym ich słabym punktem było to, że łatwo będzie ich zabić. Zaletą jest to, że posiadają wszystkie dary ich przeciwników, a oni nie będą się bali wykorzystać ich przeciwko nim. Strategia walki zori była prosta. Punkt pierwszy: atak. Punkt drugi: patrz na punkt pierwszy. Punkt trzeci: Nie baw się z wrogiem, po prostu go zabij. </div>
<div>
Tak jak zjednoczone rasy miały ułożoną strategię, to jednak nie tworzyli oni tak efektownego szyku bojowego, jak ci drudzy, którzy mieli pojawić się na polanie przykrytej białym puchem za kilka sekund. Słychać było już ich miarowe, głośne kroki i z każdym kolejnym byli gotowi do walki. Spodziewali się, że ich przeciwnicy zaatakują od razu. Nie wiedzieli, że muszą czekać na rozkaz swojego króla. Kiedy nieprzyjaciele zebrali się na polanie wszystkie rasy miały wrażenie, że nie ma ich końca. Chcieli już biec, rozpocząć wojnę, ale ujrzeli, że Malcolm zatrzymał swoich wojowników. Zdezorientowani przywódcy wraz z Williamem powstrzymali się oraz innych od ataku. Natomiast zeszli ze wzgórza ustawiając się na przeciwko zori w odległości stu metrów. Nie było problemu z usłyszeniem ich, wszyscy za wyjątkiem Williama mieli wyczulone zmysły. Malcolm wyszedł im na przeciw, a rasy okazały brak szacunku swojemu byłemu władcy. Ten jednak nie przejął się tym za bardzo. Nie mógł doczekać się, aż zobaczy ich miny i reakcji na niespodziankę, jaką dla nich przygotował. Obok Malcolma stała postać w czarnej pelerynie zakrywającej jej ciało i twarz. Uśmiechnięty od ucha Pan i władca powiedział głosem przepełnionym władzą:</div>
<div>
- Zastanawiam się już od dawien dawna, dlaczego wy ciągle jesteście tacy głupi - roześmiał się, a bardziej zarechotał - Co rusz nie uczycie się na swoich błędach, które popełniacie bez przerwy. Przychodząc tu, skróciliście sobie życie.</div>
<div>
Z tłumu ras wyszedł Gabriel:</div>
<div>
- A ja ciągle zadaję sobie pytanie, dlaczego nigdy nas nie doceniasz. Jedynymi przegranymi będziecie tu wy. </div>
<div>
Okrzyki aprobaty wydobyły się z tłumu drużyny, w której był Gabriel.</div>
<div>
Malcolm uśmiechnął się pobłażliwie, wręcz z rozbawieniem.</div>
<div>
Żaden z nich nie zdawał sobie sprawy, że w ciemnym lesie mały rudy lis obserwuje całe zdarzenie. Zaniepokojony o swoją najlepszą przyjaciółkę. Mieli zrealizować wspólny plan, a teraz? Wszystko się komplikuje. Zdenerwowany krążył wokół drzewa czekając, aż jego przyjaciółka zdejmie kaptur z głowy. </div>
<div>
- Uspokój się - szepnął wściekły i również zdenerwowany głos za nim, a Joe posłusznie usiadł na ziemi i czekał na dalszy rozwój wydarzeń. </div>
<div>
- Widzę jednego człowieka - zaczął swoją chorą grę, Malcolm - Gdzie ta dziewczyna z bojowym nastawieniem do życia? </div>
<div>
Wszyscy ucichli. Oddawali szacunek poległej, według nich wybrance proroctwa. To rozśmieszyło Malcolma do granic.</div>
<div>
- Zemścimy się za to co jej zrobiliście - warknął, Paul.</div>
<div>
- Zrobiliśmy jej coś, ale nie to co myślisz - oświadczył król. Tym samym wśród jego przeciwników rozległy się głośne szepty, a ten skinął ręka na człowieka w pelerynie obok niego. W tym samym momencie kaptur spadł z jej głowy. Ukazując twarz "zamordowanej", Clover. </div>
<div>
Wzrok miała skierowany w stronę ras, ale jej twarz przybrała maskę obojętności. Gabriel zachłysnął się powietrzem. Paul warknął rozwścieczony :</div>
<div>
- Zamieniliście ją w jedną z waszych kreatur! To gorsze niż śmierć!</div>
<div>
- Mylisz się, elfie. Clover, jest nadal człowiekiem, któremu odebraliśmy wszelkie wspomnienia i wpoiliśmy w nią nasze zasady i nienawiść do was. Jest człowiekiem po naszej stronie. </div>
<div>
Dziewczyna, o której mówili stała ciągle w tej samej pozie, jakby nie słyszała, że rozmawiają o niej. </div>
<div>
Rasy, które zjednoczyła były zdruzgotane, że ich autorytet zmienił się i odwrócił przeciwko nim, chociaż w głębi duszy wiedzieli, że nie jest sobą i tak muszą ją zlikwidować. </div>
<div>
- Clover, nie mogłaby zabić żadnego z nas. W głębi serca, z wspomnieniami, czy bez nich, nie skrzywdzi nas! - krzyknął, Lucas.</div>
<div>
- A chcesz się przekonać? - zapytał władca, ale nie czekał na odpowiedź. Tylko dał znak ręką, Clover, a dziewczyna wyciągnęła zza płaszcza łuk, którym wycelowała centralnie w serce... Williama. Wystrzeliła, a strzała, która przecinała powietrze nie spudłowała i trafiła w cel. Uczyła się strzelać przez wszystkie dni w siedzibie zori. Dzień i noc, w końcu opanowała tą sztukę do perfekcji. Lucas, a także wszyscy inni patrzyli na człowieka, który właśnie umierał. Nie powiedział nawet ostatniego słowa, a tłum opętała histeria. </div>
<div>
Dziewczyna jak, gdyby nigdy nic znów patrzyła lodowatym spojrzeniem swych niebieskich tęczówek w dal.</div>
<div>
Angel uklękła przy Williamie, a łzy spływały jej po policzkach. Zakochała się w nim, nie okazywała tego, ale tak było na jej nieszczęście. Przez chwilę wróciła wzrokiem do Clover, której surowe, a jednocześnie nieobecne spojrzenie skierowało się na nią. Angel miała wrażenie, że pokręciła lekko głową, prawie nie zauważalnie, a jej twarz przybrała grymas obrażonego dziecka, lecz tylko na chwilę, tak krótką, że mogło to się wydawać tylko złudzeniem, ale czarownica dokładnie wie, co widziała. Ludzka dziewczyna nie była do końca po stronie zori, jak to opisywał Malcolm. Lecz, żeby to udowodnić zabiła swojego towarzysza. W Angel wstała wściekła z mordem w oczach skierowanych na Clover. </div>
<div>
Zrozpaczona czarownica wyciągnęła ręce przed siebie i krzyknęła załamana rzucając w dziewczynę lodowymi kołkami. Jednak dziewczyna w odpowiednim momencie padła na ziemie unikając śmiertelnych pocisków. </div>
<div>
Chwilę później Ryan złapał w pasie niepanującą nad sobą wiedźmę i unieruchomił ją. Ta natomiast wyrywała się z jego objęć, krzycząc i wierzgając się. Clover podniosła się z niemi ubrudzona śniegiem, ale nawet nie zwróciła na niego uwagi. Podniosła swój łuk i wycelowała w Angel. Nikt nie zareagował wszyscy byli sparaliżowani intensywnością wydarzeń. Kiedy naciągnęła cięciwę w ułamku sekundy zmieniła swój cel. Skierowała strzałę w głowę króla zori. Pana i władcy. </div>
<div>
Zabiła Malcolma.</div>
<div>
Znów nikt nie śmiał się odezwać, a z lasu wybiegł rudy lis. Joe pędząc ile sił w nogach dotarł do dziewczyny i obszedł ją dookoła po czym usiadł przed nią, jakby czekając na sygnał. Kiedy ta skinęła głową, on wrócił do lasu. Chwilę później wyłonił się z niego ponownie, a obok niego spokojnym, lecz zdecydowanym krokiem szedł... William. </div>
<div>
Wszyscy patrzyli na zwłoki chłopaka, który został zaatakowany przez wybrankę proroctwa. Jego ciało zaczęło się powoli zmieniać w ciało zori. Tak samo jak wtedy, kiedy William zabił "Clover". </div>
<div>
- To zori - oświadczył niedowierzający ciągle, Ryan.</div>
<div>
- To prawda - odezwała się praz pierwszy niebieskooka, która podeszła do nich bliżej razem ze swoim towarzyszem - To zori, który zdradził swoją rasę i poprosił mnie o śmierć. Wolał otrzymać śmierć z ręki wybranki proroctwa, niż jako zdrajca swojej rasy sądzony przez swoich pobratymców. </div>
<div>
- A Clover nigdy nas nie zdradziła - wytłumaczył William - Przeszła w szeregi zori, aby zdobyć ich zaufanie. Na człowieka nie działa siła stworzeń, które nie są pierworodnymi. Joe poinformował mnie o całym planie, a wy nie mieliście niczego wiedzieć. </div>
<div>
- Zbiłaś naszego władcę! - krzyknął jeden z zori, a my odwróciliśmy się w stronę armii, która już nie tworzyła idealnego szeregu, stali wściekli i zrozpaczeni na całej polanie - A za to zginiecie! </div>
<div>
I się zaczęło.</div>
<div>
Czarownice zareagowały jeszcze szybciej niż nieprzyjaciele. Wysłały w ich stronę moce czterech żywiołów. Angel, która nie dawno stała przytrzymywana przez przywódce wilkołaków zamrażała naszych wrogów. Pierwszy szereg wrogów właśnie palił się od ognia, po chwili została na nich posłana fala tsunami czarownic panujących nad żywiołem wody. Powietrzem atakowały wiedźmy zori, które od elfów posiadły moc skrzydeł. A największymi skałami i darami natury rzucali magowie ziemi. Pierwsza grupa naszych przeciwników została pokonana. Czarownicy tracili moce, a chwilę później została Angel która sama jedna zamroziła kolejnych. </div>
<div>
Przyszła kolej na elfy, które przez cały czas ukrywały się na drzewach, według pierwotnego planu. Wzbiły się w powietrze jak jeden mąż i strzelali palącymi się strzałami w tłum, po czym te uderzając w ziemie wybuchały. </div>
<div>
Gdyby nie mordowały, efekt byłby piękny. Kiedy elfy wylądowały obok nas. Wilkołaki zawyły do księżyca, który jeszcze w pełni nie pojawił się na niebie, po czym przemieniły się w wilki i ruszyły do ataku. Za nimi ze swoją nadprzyrodzoną prędkością znalazły się wampiry, a po nich zmiennokształtni przybrali formy zwierząt. Tak rozpoczęła się walka, po której zwycięzcy w pełni przejmą krainę. Clover za pomocą reszty strzał, które je pozostały zabiła dwunastu zori, po czym chwyciła za noże przyczepione do nogawek spodni i ruszyła do ataku z Willem, który był równie zdeterminowany jak ona. </div>
<div>
Starała się pomagać w razie potrzeby niż szukać sobie przeciwników. Musiała pamiętać, że nie chroni jej już nieśmiertelność. </div>
<div>
Spostrzegła obok jak znakomicie radziła sobie grupa zmiennokształtnych, którą szkoliła w ich obozie. Nie przemienili się, jeszcze. Walczyli zespołowo i wygrywali. Victor biegał dookoła ogłupiając wrogów, a w tym czasie Lexi i Thony z zaskoczenia atakowali zori. </div>
<div>
Clover pomogła Kevinowi, który miał złamaną rękę i rozcięty łuk brwiowy, wbiła nóż w plecy leżącej na Kevinie kreaturze, która była blisko odebrania mu życia. Will odepchnął od Violi jej oprawcę po czym zamachnął się z wielką siłą i odciął mu głowę, jednym ruchem miecza. </div>
<div>
Biegnąc do Cody'ego Clover widziała leżącego na ziemi martwego Dean'a, a niedaleko niego leżała Samanta, żona Shane'a. Kiedy przywódca zmiennych ujrzał swoją ukochaną z otwartymi oczyma i kołkiem wystającym z jej piersi, nie spostrzegł jednego z zori za nim.</div>
<div>
- Shane! - krzyknęła, Clover.</div>
<div>
Ten spojrzał na nią, ale nie zdążył obronić się przed toporem, który trafił go w głowę. Tak zginął jeden z pięciu przywódców ras.</div>
<div>
Po zobaczeniu martwego ciała Paula, elfa, który oddał skrzydło za życie wilkołaka, Clover nagle straciła siły widząc każde kolejne martwe ciało osoby, którą znała. </div>
<div>
Nie zauważyła nawet noża, który leciał w jej stronę. Srebrny wilk rzucił się w jej kierunku, chroniąc ją przed śmiercią. Postać wilka zmieniła się w Lucasa, którego nóż wystawał z nogi. Wyjął go jednym ruchem ręki, krzywiąc się przy tym lekko i odparł kolejny atak wstając z miejsca. Chwycił miecz martwego Paula i stojąc w miejscu walczył do ostatniej kropli krwi. </div>
<div>
Później wszystko jakby się zatrzymało. Zori przestały się ruszać. Ich ruchy stawały się wolniejsze i mało energiczne. Chwilę później stali w miejscu niezdolni do jakiegokolwiek ruchu. Końcowy efekt był taki, że ich ciała rozdrabniały się na kawałki i stali się kupką popiołu, który upadł na ziemie. A wiatr, który nie był wywołany przez maga powietrza rozniósł je po całym świecie.</div>
<div>
- Smoczy jad - krzyknął Caspar utykając na jedną nogę - Ktoś ich otruł. Ale kto mógł mieć smoczy jad? Jest on praktycznie mitem, czytałem o nim dużo w książkach. Wystarczy kropla, aby zabić wszystkich, a efekt jest właśnie taki. </div>
<div>
- Nie ktoś - odezwał się William - Tylko, Clover.</div>
<div>
Wszystkie zaciekawione spojrzenia skierowały się na nią. </div>
<div>
- Dodałam go do ich jedzenia dziś rano - przyznała. </div>
<div>
- Więc... - zaczął Gabriel patrząc na Capsara - Mamy ich z głowy?</div>
<div>
- Do końca świata - przyznał, Caspar.</div>
<div>
Rozejrzeli się dookoła patrząc na poległych. Wśród nich były Paul, Shane, Michael, kolejny przywódca tym razem wampirów, Samanta, Amanda, Felix, Edward, Sara i wielu innych. </div>
<div>
Chwilę później Clover zauważyła postać Harry'ego leżącego na ziemi. Podbiegła do niego szybko. Na jego szyi były widoczne czerwone ślady łap i zadrapania na całym ciele. Kilka łez wymknęło się jej spod powiek i spłynęły po policzkach. Nieważne co zrobił, czy tego chciała, czy nie był dla niej kimś bliskim, wszyscy byli. Gdzieś dalej zobaczyła ciało Angel. Wstała z ziemi i spostrzegła, że Lucas klęczał przy martwym ciele Sary. </div>
<div>
- Oni wiedzieli, że mogą umrzeć. Wy też. Wam się udało, im nie. Umarli za nas i za naszą krainę. To piękna śmierć - powiedział, Caspar - Ale to już koniec. </div>
<div>
William podszedł do swojej towarzyszki i objął ją ramionami od tyłu, kładąc brodę na jej ramieniu. </div>
<div>
- Co teraz? - zapytał, a ona westchnęła.</div>
<div>
- My już spełniliśmy naszą misję. Chyba pora wracać - odpowiedziała.</div>
<div>
- Tak właściwie - zaczął, Gabriel - Zrobiliście dla nas tak wiele i nie uzgadnialiśmy tego z resztą przedstawicieli, ponieważ nie wiedzieliśmy, czy dożyjemy, ale... myślę, że wszyscy mnie w takim wypadku poprą i zapytam się, czy uczynilibyście nam ten zaszczyt i zasiedlibyście na naszym tronie?</div>
<div>
Zaniemówili na chwilę, a Lucas krzyknął.</div>
<div>
- Jak tu nie zostaniecie to i ja nie mam po co tu zostawać!</div>
<div>
Wszyscy dookoła poparli go, a Clover łzy szczęścia spłynęły po policzkach.</div>
<div>
- Trzeba pozamykać wszystkie sprawy w tamtym świecie - powiedział Will - Później nic nas tam nie trzyma. </div>
<div>
Spojrzeli sobie porozumiewawczo w oczy, a Clov odchrząknęła.</div>
<div>
- W takim razie to my będziemy zaszczyceni, że możemy zasiąść na waszym tronie. </div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
Ashley ♥http://www.blogger.com/profile/17231641403844385028noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-5955940488635860007.post-89508658628972047332016-11-06T15:05:00.001+01:002016-11-06T20:57:56.347+01:00Rozdział 33Kimkolwiek jesteś. Cokolwiek zrobisz. Nigdy. Powtarzam nigdy nie możesz przewidzieć, czy cię nie zdradzą. Możesz uciekać, walczyć i wmawiać sobie, że ciebie to nie spotka. Ale rzeczywistość jest inna, mniej kolorowa. Bo bez względu na to kim jesteś każdy może oszukać każdego. Mówią, że ludzie są głupi. Ale wbrew pozorom są sprytni, przebiegli, kreatywni i... głupi. Są tylko ludźmi.<br />
A może aż ludźmi?<br />
<br />
<u>Will</u><br />
Mieliśmy plan. Wczorajsza noc była pełna roboty. Wraz z przedstawicielami każdej rasy stworzyliśmy plan bitwy, która ma się odbyć w pierwszą pełnię księżyca. Czyli za niecałe dwa dni. Czy byliśmy gotowi? Obserwator powiedziałby, że tak. Fizycznie jesteśmy na najwyższym poziomie, a psychicznie? Wielu zaprzecza słuszności walki z zori. Dzielą się oni na trzy grupy. Pierwsza uważa, że nie ma to sensu. Druga, że po walce ponownie się rozdzielimy, a trzecia dalej ma obiekcje do siebie nawzajem. Clover stara się jak może, aby nastawić ich na naszą stronę. Ale od dłuższego czasu mam wrażenie, że nikt jej nie słucha, że straciła swój dar. Zyskała tyle szacunku wśród wszystkich ras, a teraz? Z każdym dniem wydaje mi się, że chce się poddać. Co nie jest do niej podobne.<br />
Plan polega na wystawieniu na przedzie naszych wojsk czarownic, które za pomocą żywiołów odepchną pierwszy atak. Wiadomo, że zori jest więcej niż nas. Tylko, że my mamy większą motywację do wygranej nawet ci, którzy wątpią są żądni krwi.<br />
Druga fala to elfy, które początkowo będą siedziały an drzewach, a wtedy nastąpi atak z powietrza. Będą strzelać palącymi się strzałami z naszych przeciwników.<br />
Ostatni atak wykonany zostanie przez wilkołaki, zmiennokształtnych i wampiry. Tym mamy zamiar ich dobić. Walka odbędzie się na granicy terenu zamieszkiwanego przez zori, a naszym. Kiedy tylko pojawimy się tam, wyczują nasz zapach i nasze zamiary po czym przystąpią od razu do ataku.<br />
Westchnąłem i opadłem na sofę. Czuje, że coś się nie uda. Ba! Zawsze, kiedy coś planuję to to nie wychodzi. Opracowanie strategii zajęło nam dobry tydzień i niby wszystko jest ładnie pięknie, ale czuję w kościach, że zaskoczą nas czymś. To nie jest tak, że walczymy z jakąś nędzną rasą. O nie, walczymy z wrogami, którzy mają przewagę liczebną, a także nie bez powodu sto lat byli postrachem innych. Mamy silnych przeciwników i musimy wierzyć, że my jesteśmy równie silni, aby stawić im czoła.<br />
<br />
<i>Dwa dni później.</i><br />
<br />
- Wszystko gotowe - oznajmił, Paul.<br />
- Niech wszyscy zbiorą się na placu głównym - odpowiedziałem wypranym z emocji głosem.<br />
Clover stała przed lustrem i poprawiała włosy ułożone w idealnego koka. Przyglądałem się jej uważnie. Była ubrana w czarną bluzę, spodnie i buty tego samego koloru. Westchnęła głęboko i odwróciła się w moją stronę. Przybrała na twarz lekki uśmiech. Nie był wymuszony. Podszedłem do niej, złapałem jej twarz w dłonie i spojrzałem głęboko w oczy. Musiałem mieć pewność. W jej niebieskich tęczówkach nie było ani cienia strachu.<br />
- Nie boisz się? - zapytałem, a ona skwitowała to wzruszeniem ramion.<br />
- Tyle przeszliśmy razem, że strach to jest jedyne uczucie, którego nie odczuwam.<br />
Skinąłem głową, następnie chwyciłem ją za rękę prowadząc w stronę drzwi. Wyszliśmy pomieszczenia kierując się na plac główny. Byli tam wszyscy. Kobiety, mężczyźni, dzieci. Każda rasa. Po tej bitwie będą albo żyli w spokoju do końca świata albo ten koniec nastąpi jeszcze dzisiaj. Wilkołaki były pobudzone od pełni księżyca. Właśnie dlatego wybraliśmy ten termin, aby wilkołaki stanowiły bardzo ważną część naszej armii, ponieważ są w pełni swoich sił. Jedynym minusem jest też to, że zori również podczas pełni stają się silniejsi. Coś za coś.<br />
Popatrzyłem na zgromadzonych, dziewczyna, którą trzymałem za rękę spuściła wzrok.<br />
- Już od cholery się nasłuchaliście gadek motywujących do zjednoczenia - zacząłem, a zgromadzeni wybuchli stłumionym śmiechem - To jeszcze jedna wam nie zaszkodzi. Może na początek się przedstawię? - wszyscy popatrzyli na mnie zdziwieni myślą, że mnie znają? To są w błędzie - Nazywam się William Foster mam dziewiętnaście lat, żyło mi się stosunkowo dobrze, ale później wyruszyłem za Casparem do waszego świata - nastąpiła cisza - To tutaj odnalazłem swoje miejsce. Tu znalazłem przyjaciół i sens życia. Nie straćcie tego. Macie o co walczyć. Walczycie o swój dom, o waszych bliskich, o wolność, a przede wszystkim o życie, które dla was jest wieczne. Czy pozwolicie, aby zori odebrały wam to wszystko?<br />
- Nie! - krzyknęli zgodnie.<br />
- A może sami im to oddacie?<br />
- Nigdy!<br />
- No to jak wygracie?<br />
- Wygramy razem, zjednoczeni, bo walcząc osobno jesteśmy niczym. Tylko razem możemy coś zmienić! Czas wypełnić proroctwo!<br />
Uśmiechnąłem się z zadowoleniem.<br />
- Czas proroctwa! - zgodziłem się, a następnie wyjąłem nóż myśliwski i wbiłem go centralnie w serce, Clover. A raczej zori, który mocą zaczerpniętą od zmiennokształtnych przybrał postać dziewczyny. Domyśliłem się tego od razu po tym jak powiedziała, iż się nie boi walczyć. Clover może udaje, że jest niezniszczalna, ale jest człowiekiem, a ludzie bez względu na wszystko zawsze się boją. To nasza wada, a zarazem zaleta. Mamy świadomość porażki, której się boimy, ale strach nas motywuje do pokonania własnych lęków. Dzięki niemu twardo stąpamy po ziemi.<br />
Wszyscy w szoku przyglądali się moim działaniom. Po chwili rzekoma postać dziewczyny zaczęła się zamieniać w najbardziej typowego zori. Chyba każdy wiedział, co to oznacza. Brak wybranki proroctwa, a zastąpienie ją zwykłą kreaturą to chyba czytelny znak, że Clover nie żyje.<br />
Niektórzy płakali cicho, a inni byli wściekli lub zszokowani.<br />
- Śmierć zori! - krzyknąłem, a tłum mnie poparł.<br />
Za Clover!<br />
<br />
<i>Siedziba zori, ten sam dzień.</i><br />
<i><br /></i>
- Lisek mówi, że przybędą dzisiaj - odparł jednen z wazeliniarzy, którzy tylko nie chcą zostać zabici przez Malcolma, więc robią wszystko co im się każe.<br />
- Dobrze. Czyli wystawiają się na samobójstwo? - zapytał władca.<br />
- Taak - zająknął się.<br />
- Coś ukrywasz? - bardziej stwierdził niż zapytał, Malcolm.<br />
- Boo oni wydają się być naprawdę doobrze przyygotowani - odparł. Bał się, że zdenerwował swojego Pana, a nie chciał stawać mu na drodze, kiedy ten jest wściekły lub niepocieszony. Jednak władca roześmiał się głośno, jego przydupas pierwszy raz usłyszał śmiech, co z tego, że ironiczny, ale po raz pierwszy go usłyszał, ponieważ on i jego pobratymcy nie wiedzieli, co to jest uczucie szczęścia, czy też radości. Przepełniała ich agresja i nadmierna pewność siebie. Chociaż patrząc na pomocnika władcy, istniały wyjątki.<br />
- Nic się nie martw, skończymy z nimi nim zdążą wymówić "Poddajemy się!". Szykuj wszystkich naszych wojowników. Chcę ich widzieć zaraz przed pałacem. Dzisiaj przejmiemy całą tą krainę. Nawet nie wiedza ile oszczędzili nam czasu. Wydaj rozkazy moim ludziom, mój pomocniku. Powiedz im, że mają zabić każdego zdrajcę lub przeciwnika własnej rasy, mają chronić mnie! Mają poświęcić własne życie dla mnie. Bo ja tu jestem królem i Panem tego wszystkiego, a jak kraina będzie za mała, aby spełnić moją żądzę władzy to zawojujemy też świat ludzi!<br />
Wazeliniaż zanotował wszystko trzęsącą się ręką, a następnie odważył się spytać.<br />
- A co z dzieeewczyną?<br />
Malcolm spojrzał na niego jeszcze bardziej dumny z siebie.<br />
- Ma być żywa. Jest jedną z nas. Dzięki niej jestem jeszcze potężniejszy. Zadziwiające, co potrafi zwykły człowiek. I jest tylko moja jest na każde moje zawołanie. Ona jest moją marionetką, a ja pociągam za jej sznurki i gram nią we własną grę.<br />
<br />
<b>Od razu uprzedzam, że do końca naszego związku (czytelnik - autor) dzielą nas dwa rozdziały! Właśnie Cp skończy się już nie długo planuję zrobić jeden zwykły rozdział taki na maksa długi, bo musi być tam wszystko i ostatni to będzie krótki epilog! Następnie napiszę jakieś wypasione podziękowania i Czas proroctwa zostanie w naszych wspomnieniach i sercach. Od razu mówię miałam pomysł na drugą część, ale jak się okazało nie jestem zbyt dobrą autorką powieści fantastycznych :). No i nie będzie drugiej części po prostu. Przy okazji chcę wam już tutaj napisać kontakt do mnie i Mery (to znaczy na razie tylko do mnie, bo Mery jeszcze nie podałam hasła, ale jak najszybciej postaram się to zrobić). </b><br />
<b>Nasz email to: newbookashandmer@gmail.com</b><br />
<b>Ten email stworzyłam już do nowej książki i tego nowego bloga i ogólnie to jest kontakt do nas w jakiejkolwiek sprawie piszcie śmiało.</b><br />
<b>I w tym momencie od razu mówię link do nowego bloga z nową książką będzie udostępniany tylko dla ludzi, którzy postanowią do mnie napisać! Już wam tłumaczę. Nowa książka będzie zawierała dużo prywatnych rzeczy jak i moje poglądy na temat innych ludzi. I chcę uniknąć napływu osób, z którymi miałam różne przygody na tym blogu (choć sądzę, że jak będą chciały to i tak nowego bloga znajdą). </b><br />
<b>Podsumowując, nowa książka będzie miała zawarte w sobie elementy zimy (tja wiem, zę to dziwne, ale akcja dzieje się zimą i to jest bardzo istotne), to od tej pory roku bierze się tytuł i dużo z fabuły. Ogólnie ja mam zimą urodziny, więc w dzień moich urodzin oficjalnie rozpoczynamy przygodę z nowym blogiem - 7 grudnia. Zatem w tym dniu powysyłam do osób, które napiszą do mnie na maila lub na twitter'a, którego również zamierzam założyć, żebyście mieli gdziekolwiek z nami kontakt i po prostu napiszcie coś o sobie lub do nas, wtedy na waszą wiadomość odpowiemy i dodamy link nowej książki. Tak to się będzie odbywać. </b><br />
<b>Do następnego,</b><br />
<b>Ashley xxx</b>Ashley ♥http://www.blogger.com/profile/17231641403844385028noreply@blogger.com8tag:blogger.com,1999:blog-5955940488635860007.post-55155875541075045482016-09-19T18:01:00.000+02:002016-09-19T18:04:58.614+02:00Rozdział 32<div style="text-align: center;">
<i>***</i></div>
<i><br /></i>
<i>- Jak się nazywasz? - zapytał.</i><br />
- Clo... Clover? - odpowiedziała, lecz jej odpowiedź brzmiała bardziej jak pytanie.<br />
<i>- Dobrze. Kim jesteś? </i><br />
- Wybranką proroctwa - odparła pewniej.<br />
- Jesteś z tego dumna?<br />
- Nie.<br />
<i>- Wspaniale. Co masz zrobić?</i><br />
- Zabić.<br />
<i>- Świetnie. Jak to zrobisz?</i><br />
- Bez uczuć. Szybko. Sprytnie. Ostatnią rzeczą jaką zobaczą w swoim życiu będzie moja twarz.<br />
W jego oczach pojawiła się duma.<br />
<i>- Po co?</i><br />
- Aby ich zniszczyć. Zniszczyć te karykatury! Zemścić się za to, co mi zrobili.<br />
Zacisnęła mocno pięści, a on był zadowolony, że odwalił kawał dobrej roboty.<br />
- Ostatnie pytanie - zapowiedział z uśmiechem na twarzy - Po czyjej stronie jesteś?<br />
To było najłatwiejsze pytanie. Nawet nie mrugnęła odpowiadając na nie.<br />
- Zori.<br />
Przyglądał się dokładnie dziewczynie, a ona przypatrywała się beznamiętnie ścianie. Poklepał ją po ramieniu i wyszedł z pokoju. Poszło gładko. Wykonał swoje zadanie, a Pan będzie zadowolony z efektów. Sprawnie zrobił pranie mózgu, Clover. Idealnie wypełnił swoją misję.<br />
Ruszył długim korytarzem z uśmiechem samozadowolenia.<br />
<span style="text-align: center;"> </span><br />
<span style="text-align: center;"> ***</span><br />
<i>22 listopada 2017</i><br />
<i><br /></i>
Dziś są jej urodziny. Dziś skończyłaby siedemnaście lat. Dokładnie półtora roku temu zaginęła jego młodsza siostra. Uciekła pewnej nocy z domu. Tej nocy powiedziała mu kilka rzeczy. Przez to, co powiedziała chciał ją wysłać do psychiatry. Gdyby postąpił inaczej siedziałaby tutaj na przeciwko niego. Śmiała się z jego słabych żartów, ale byłaby z nim.<br />
Odłożył szklankę z whisky na kryształowy stolik do kawy. Oparł łokcie na kolanach i zaczął masować skronie. Alkohol krążył mu w krwi. Postanowił się dzisiaj upić, dzisiaj chce zapomnieć i odsunąć od siebie wyrzuty sumienia.<br />
Wyjechał na studia za namową rodziców. Powiedzieli, że może to zajmie chociaż w małym stopniu jego myśli.<br />
Szukał jej. Gdy na drugi dzień, gdy poszedł ją obudzić zastał tylko starannie posłane łóżko, zamiast jego siostry. Skontaktował się z policją i zgłosił jej zaginięcie. Cały dzień dzwonił do jej znajomych pytając, czy może jej nie widzieli. Sam, sąsiad, a zarazem jej najlepszy przyjaciel, pomógł mu rozwieszać po mieście plakaty. Był tak samo przygnębiony, jak Brandon. Jego najlepsza przyjaciółka zniknęła i nawet się z nim nie pożegnała. Najpierw był smutny i przygnębiony. Później smutek i rozpacz przeobraziły się w złość, nie w wściekłość i garnęło go uczucie pustki. Nie ufał już ludziom, nigdy nie ufał, ale teraz nawet nie chodził na randki. Każda dziewczyna jaką spotkał przypominała mu, Clover. Tęsknił - rzecz jasna - to ona była jedyną osobą, której mógł się zwierzyć, jako jedyna go rozumiała i mógł z nią porozmawiać o wszystkim. Stracił ją. Stał teraz przed zakładem poprawczym i palił papierosa. Dzisiaj były jej urodziny. Dzisiaj był dzień, w którym jego znajomi wychodzili z więzienia dla nieletnich. Dzisiaj powinni świętować te dwie rzeczy. Ale teraz został tylko on sam. Był wściekły na swoich przyjaciół, że go zostawili. Przyszedł tu... Sam nie wie po co. Przyszedł tylko po to, aby zobaczyć czy jest w stanie im wybaczyć.<br />
Metalowe wrota rozsunęły się, a z za nich wyszła dwójka chłopaków. Każdy z nich trzymał w ręku swoją torbę. Kiedy go zobaczyli podeszli do niego niepewnie. Sam też się zmienił. Nauczył się być sam. Wmawiał sobie, że nie potrzebuje nikogo do szczęścia - oczywiście to było kłamstwem. Kiedy tylko ujrzał Rona i Monstera zmierzających w jego kierunku, jego serce zaczęło mocniej bić, ręce zaczęły się pocić. Zaciągnął się tą trucizną po raz ostatni. Następnie rzucił niedopałek na ziemie i zdeptał go końcówką buta. Włożył ręce do kieszeni kurtki. Dwójka chłopaków ustała przed nim i rzucili torby na ziemie. Stali chwilę do póki głosu nie zabrał Ron.<br />
- Nie wiedziałem, że palisz.<br />
- Ostatnio się wciągnąłem - odparł.<br />
- Co się stało? - zapytał Monster. Może byli nieobecni przez dwa lata, ale znali go jak nikt inny. Wzruszył ramionami i po chwili przyciągnął każdego z przyjaciół, po kolei do męskiego uścisku.<br />
- Jestem tak cholernie na was wściekły, a zarazem tak szczęśliwy, że nie wiem na co się zdecydować. Teraz powinienem wam dać w mordę, ale myślę, że odpowiednio się wami zajęli przez te dwa lata.<br />
Sam widział, ze jego koledzy zmienili się. Na pewno przypakowali i zrobili sobie kilka nowych tatuaży.<br />
- Nie wiem, czy powinienem pytać, bo czuję, że przez te dwa lata straciłem ten przywilej - zaczął Monster - Ale co u, Clover?<br />
Na to pytanie Sam się spiął, lecz był przygotowany na nie.<br />
- Zaginęła - powiedział krótko.<br />
- Jak to?! - wykrzyknął, Ron, a jego ręce zacisnęły się w pięści.<br />
- Nic więcej nie wiem - westchnął zrezygnowany - Półtora roku temu. Dzisiaj nawet nie wiem, czy żyje. - kopnął kamień leżący na drodze.<br />
Podczas drogi do domu, chłopacy zadawali Samowi mnóstwo pytań odnośnie brunetki. Widać było, że nie mogli się pogodzić z tym, że ta dziewczyna zniknęła.<br />
Tymczasem, Brandon siedział na schodach swojego domu całkowicie pijany, lecz jego palce uparcie zaciskały się na flaszce wódki. Śmiał się, płakał, a nawet czasami przysypiał. Trzej mężczyźni szli dyskutując ze sobą zawzięcie. Brandon patrzył na nich i bełkotał coś pod nosem. Jeden z przechodniów usłyszał go i spojrzał w jego kierunku. Przyglądał mu się uważnie i w końcu go rozpoznał.<br />
- Brandon? - Sam, podbiegł do niego, a za nim pozostała dwójka, nie dowierzając, że nietrzeźwy mężczyzna może być bratem ich przyjaciółki. - Coś ty ze sobą zrobił, chłopie?<br />
Wszyscy trzej pomogli go zaprowadzić do domu i położyli na kanapie w salonie. Sam rozejrzał się uważnie po pomieszczeniu, ledwo się opanował przed wybuchem.<br />
- To wszystko przeze mnie... -wymamrotał pijany mężczyzna.<br />
- Co? - zwrócił się do niego sąsiad.<br />
- Chciałem ją wysłać do psychiatry, przez to uciekła...<br />
- Jak to? Czemu?! - wściekł się. Chciał coś rozwalić.<br />
- Zaczęła bredzić...<br />
Nie powiedział nic więcej tylko zasnął. Sam nawet zazdrościł mu tego stanu. Chłopak zapomniał. Szkoda, że oni wszyscy nie mogą zapomnieć.<br />
<span style="text-align: center;"> </span><br />
<span style="text-align: center;"> ***</span><br />
<span style="text-align: center;"><br /></span>
- Nie - odpowiedział mu Gabriel - William, czy możesz...<br />
Chłopak nawet nie dał dokończyć Gabrielowi, a już uaktywniał swoją tarczę. Czarownice i czarownicy sprawdzali, czy dadzą radę przebić się przez to zabezpieczenie. Wysyłali w jego stronę pioruny, kule lodowe, fale wody, smugi ognia, tornada i wiele innych śmiercionośnych ataków. Tarcza, jednak ochroniła chłopaka przed wszystkimi. Angel z uśmiechem na twarzy patrzyła, jak ten chłopak świetnie poradził sobie z każdym zagrożeniem. Był opanowany i skupiony na zadaniu jakie wykonywał. Nie mogła zaprzeczyć, że był też przystojny. Gdy pierwszy raz go zobaczyła poczuła "motylki w brzuchu". Była najsilniejszą czarownicą na świecie. Mogła zmusić każdego, aby się w niej zakochał. Nigdy nie spotkała na swojej drodze mężczyzny, który by jej się spodobał tak, jak William. Westchnęła głośno, a kiedy jego tarcza opadła, zaczęła klaskać. Nie mogła zaprzeczyć, że zauroczyła się w chłopaku.<br />
William poczuł na sobie czyjś wzrok. Nie było to spojrzenie czarownicy, Angel. Odwrócił się za siebie, a od razu mógł dostrzec, Clover. Dziewczyna zachichotała, kiedy Will złapał się za serce, w geście przerażenia. Było to dziwne, że dziewczyna zakradła się i go zaskoczyła. Głównie to wszyscy zakradli się do niej i przyprawiali ją o skok adrenaliny. Sama nigdy nie pomyślała, aby wykorzystać tę broń przeciw komuś innemu, ale to była, Clover. Tego... po prostu nie ogarniesz.<br />
<br />Ashley ♥http://www.blogger.com/profile/17231641403844385028noreply@blogger.com6tag:blogger.com,1999:blog-5955940488635860007.post-64546712109377062282016-09-10T00:10:00.000+02:002016-09-11T18:54:35.994+02:00Rozdział 31<b>Dobra to lecimy, robaczki!</b><br />
<br />
Po przedstawieniu nam czwórki czarodziei, którzy panują nad jednym z żywiołów i pilnują przejścia do tej krainy, spojrzałam na maga wody, który przyglądał mi się z zaciekawieniem, a następnie skinął głową w kierunku drzwi.<br />
- Muszę coś sprawdzić - mruknęłam, a William bardziej zainteresowany omawianiem planu zjednoczenia czarownic, nawet nie zwrócił na mnie uwagi. Wstałam lekko z krzesła i ruszyłam w kierunku drzwi, nikt nawet nie zaprotestował na moje poczynania.<br />
Wyszłam z sali i oparłam się o ścianę, chwilę potem obok mnie pojawił się mężczyzna.<br />
- Wyjaśnię ci wszystko - powiedział i ruszył w kierunku bliżej mi nie znanym. Odepchnęłam się od ściany i potruchtałam za nim. Chwilę później wyszliśmy na zewnątrz i przemierzaliśmy drogę przez las. Maszerowaliśmy tak, dopóki nie dotarliśmy do strumyka.<br />
- Woda jest jednym z najbardziej niebezpiecznych żywiołów.<br />
Powiedział mężczyzna i podniósł rękę do góry. Woda ze strumyka również się uniosła, aby po chwili ponownie opaść, powodując lekką falę.<br />
- Wszystkie żywioły są równie niebezpieczne, ale przeważnie służą do czynienia dobra - zaprzeczyłam i usiadłam na ziemi, opierając się przy tym o konar drzewa.<br />
- O ile wiesz, jak ich używać - dodał, nie patrząc na mnie. Nie chciało mi się drążyć tematu, bo uważam, że każdy mag ma na temat żywiołu, którym włada taką samą opinię.<br />
- Powiedziałeś, że posiadam niektóre moce żywiołu wody. Miałeś mi wszystko wyjaśnić - próbowałam zaprowadzić rozmowę na właściwe tory.<br />
- Ale ty już chyba wszystko wiesz? Plany uległy małej zmianie - odwrócił się w moim kierunku i dokładnie przeanalizował moją osobę spojrzeniem. Nie zrozumiałam, o co mu chodzi.<br />
- Jak to niby wszystko wiem? Przecież ja nic nie wiem! - warknęłam poirytowana.<br />
- Eleonora, niczego ci nie wyjaśniła? - zapytał, a ja zrobiłam głupią minę.<br />
- Mam sny, które przesyła mi ona. Pokazała mi się i opowiedziała, że nasza moc wraz z nieśmiertelnością znikną, po walce - powiedziałam wszystko, co wiedziałam.<br />
- To wszystko, co musisz wiedzieć - odparł i ruszył w kierunku ścieżki, która nas doprowadziła nad strumyk. Szybko wstałam z miejsca i pobiegłam za nim.<br />
- To jest żart, prawda? Nie wiem nic! Nie wiem, co mam robić, jak czego używać! Nie wiem, jak mam sobie poradzić, a nie chcę tego zawalić - rzekłam załamana.<br />
- Nie mogę ci powiedzieć nic więcej, Clover - popatrzył na mnie ze smutkiem w oczach, a ja zrozumiałam, że on chciałby, ale ktoś mu zabronił - Przykro mi, sama...<br />
- Jasne! - krzyknęłam sfrustrowana - Wszystko muszę robić sama. Dlaczego nikt mi nie pomoże, dlaczego nie chcecie mi tego ułatwić? Może być prościej, ale wy tylko robicie sobie pod górkę!<br />
W moich oczach pojawiły się łzy, zaczęłam szybko mrugać powiekami, aby nie ujrzały światła dziennego.<br />
- Naprawdę myślisz, że gdybyśmy mogli to naprawić, nie zrobilibyśmy tego? - to głupie, ale moje podejrzenia nabrały sensu, gdy patrzyłam mu prosto w twarz.<br />
- Tak właśnie myślę - odparłam odważnie, a on chyba się tego nie spodziewał i odwrócił wzrok.<br />
- Wracaj...<br />
- Dlaczego? - zapytałam - Po co wam to?<br />
- Żeby dostali nauczkę - odpowiedział bez wahania.<br />
- Nauczkę w postaci kilkudziesięciu, jak nie kilkuset ofiar? - ciągle mierzyliśmy się spojrzeniem - Możecie coś z tym zrobić, ale nie chcecie! Eleonora wie?<br />
- Nie wie i się nie dowie, bo już niedługo będzie wśród nas, jako jedna z czarownic, która nie będzie pamiętać poprzedniego życia. Już nigdy się nie rozdzielimy, bo po tej wojnie będziemy silniejsi. Czasami trzeba ponieść ofiary, aby otrzymać efektowny skutek.<br />
- Czy zdajesz sobie sprawę, że poświęcasz ich życie? Życie, które u nich jest wieczne?! Śmiertelnicy i tak umrą, a oni? Mogą żyć wiecznie!<br />
- Nikt nie chce żyć wiecznie - to powiedziawszy zniknął. Po tej rozmowie pozostało jeszcze tyle nie wiadomych, że żałuję, że się na nią zgodziłam.<br />
Rozejrzałam się dookoła i ruszyłam w kierunku obozu. Po kilku minutach dotarłam na miejsce.<br />
Dlaczego ja się w to w ogóle wpakowałam? Po co były mi dodatkowe zmartwienia? Mogłam zostać w domu, pożegnać się należycie z bratem. Przeżywać beztroskie chwilę z Samem. Niedługo z poprawczaka wyszliby Monster i Ron, stworzylibyśmy dawną ekipę.<br />
Co by zrobił na moim miejscu Ron? Uciekłyby? Poddałby się? Czy może został do końca? Taa, trzecia opcja chyba jest najtrafniejsza dla tego kretyna. Szkoda tylko, że ja jestem na tym miejscu, a nie on. Jak można być tak głupim, żeby wciągnąć się w hazard? A wisienką na torcie, było wykradanie pieniędzy z kont bankowych zwyczajnych ludzi, tylko po to, aby mieć hajs na gry. Mało tego, jaki kretyn wrabia w to swojego najlepszego kumpla? Pamiętam dzień, w którym policja zakuwała ich w kajdanki, pamiętam dzień rozprawy sądowej, w której uczestniczyłam jako świadek. Niestety pamiętam, też ostatnią rozmowę z Monster'em:<br />
<i>- Nie próbuj nawet kłamać, nie możesz ponieść żadnych konsekwencji, powiedz to samo Samowi. Nic nie wiecie, bo nic wam nie powiedzieliśmy. Każdy ponosi konsekwencje za swoje czyny.</i><br />
<i>- Dlaczego dałeś się na to namówić Ronowi? - zapytałam z wyrzutem, ale w środku rozpadałam się na kawałki. Dostaną po pięć lat jak nic, to nie jest pierwszy ich konflikt z prawem.</i><br />
<i>- Bo mnie o to poprosił - odpowiedział spokojnie. </i><br />
<i>- A jakby cię poprosił, żebyś skoczył z mostu, to też byś się zgodził?!</i><br />
<i>- To co innego...</i><br />
<i>- Nie, Monster! Pójdziecie siedzieć! Jak ty to sobie wyobrażasz? - wybuchłam, po czym spuściłam wzrok i dodałam ciszej - I dlaczego, jak gdyby nigdy nic, wybaczyłeś mu? </i><br />
<i>- Bo to mój przyjaciel, a przyjaciele popełniają błędy. Wszyscy musimy popełniać błędy, aby się czegoś nauczyć. Jest dla mnie jak brat, a braci się nie zostawia. Zrobiłbym to samo dla ciebie, czy Sama. Ale teraz muszę się zmierzyć z konsekwencjami. To co zrobiłem było złe, wiem to. Ron też. Mogłem mu pomóc w inny sposób, ale nie zrobiłem tego. Ron do niczego mnie nie zmuszał, potrzebował pomocy, ale nie takiej jaką mu zafundowałem. Dlatego mu wybaczyłem, bo mogłem mu pomóc, a nie zrobiłem tego. Gryzie mnie sumienie, Clov. Zrozum to proszę, nie mogę cofnąć czasu.</i><br />
<i>Wtedy tylko powiedziałam.</i><br />
<i>- Dociera to do mnie, ale wybacz mi - nie rozumiem. Może kiedyś pojmę o co ci chodzi.</i><br />
Pamiętam tylko, że za rok powinni wyjść na wolność. Chociaż teraz to ja nawet nie wiem ile czasu minęło. Dostali łagodny wymiar kary, dzięki prawnikowi, którego wynajęliśmy z Samem.<br />
<i>Nie mogę cofnąć czasu... Muszę ponieść konsekwencje swoich czynów.</i><br />
Tak też trzeba najwidoczniej zrobić. Dokończyć wszystko i zakończyć to raz na zawsze. Czas wdrożyć plan Eleonory w życie. Czas... Zabawne ile jest sposobów na zmarnowanie go i jak mało go jest. Bo wszystko się toczy wokół czasu. A ja poświęcdzcxam swój czas na wypełnienie proroctwa.<br />
<br />
Około kilku godzin obmyślałam strategię. Każdy szczegół. Plan na wypadek niepowodzenia wcześniejszego planu. Każdą najmniejszą drobnostkę. Teraz zabieram się do wdrążania go w życie.<br />
A w tym momencie tłumaczę Joe'owi jego wkład w ten projekt.<br />
- <i>Wyruszę z tobą człowiek. Pomogę ci. Zawsze. </i><br />
- Joe - szepnęłam - to nie do końca bezpieczne. Nie chcę, żebyś czuł jakikolwiek obowiązek wyruszenia ze mną w tą podróż. To tylko i wyłącznie twój wybór, do niczego nie chcę cię zmuszać...<br />
<i>- Nigdy się nikomu nie podporządkowywałem. Bo nikt mnie nie rozumiał. Nikt nie słuchał tego, co mam do powiedzenia, bo nikt nie mógł tego zrobić. Kiedy odejdziesz, a ja zostanę sam, to ponownie nikt mnie nie usłyszy. Nikt mi nie zostanie, a ja nie chcę znowu słuchać ciszy. Wolę zginąć, niż ponownie zostać sam. </i><br />
<i>- </i>Więc chodźmy - odparłam.<br />
<i>- Nie chcesz się z nimi pożegnać? </i><br />
- Nie mogę. Niech myślą od początku do końca, że ich zdradziłam. Mają tak myśleć do ostatniej chwili, a niektórzy... do ostatniej chwili swojego życia.<br />
Słońce zaczęło zachodzić.<br />
- Pamiętaj jedno, Joe. Słowa mogą kłamać. Czyny mogą kłamać. Wszystko może być kłamstwem. Czasami ktoś tak dobrze cię okłamię, że pomyślisz, że mówi prawdę. Ale zawsze zadawaj sobie pytanie: Czy kłamca, mówiąc, że kłamie jest kłamcą, czy mówi prawdę, która jest kłamstwem? Jeszcze raz spojrzałam w kierunku słońca i przestawiłam się na tryb: nieczuła, zimna suka.<br />
- Ruszamy.<br />
<br />
Dalej było tak jak w moim śnie. Las. Drzewa. Przewrócony konar drzewa, na którym siedziałam, byłam spokojna. Teraz tylko czekałam. To teraz robiłam i nawet nie drgnęłam słysząc kroki. To ich oczekiwałam. Po chwili pojawili się <i>oni</i>. Jeden po drugim otoczyli mnie wstałam z miejsca, a jeden z nich pchnął mnie lekko w przód. Brakowało jednego... A nie! Przepraszam, jednak mistrz intrygi się pojawił. Malcolm. Dostojny, władczy, okrutny, zimny i oczywiście b y ł y władca. Kiedyś wampir, dzisiaj zori. Jak woli. Mierzyliśmy się wzrokiem, w końcu przemówiłam jako pierwsza.<br />
- Przywódca powinien wygłosić chyba jakąś gadkę tym, że nawet jeśli zjednoczyliśmy cztery rasy, nic nie osiągniemy i tak wygracie i tak dalej...<br />
- Milcz - rzucił ostrym, władczym tonem.<br />
- Usta mam po to, aby mówić - odparowałam.<br />
- Zaraz możesz nie mieć języka i pozbędziemy się kłopotu - rzucił od niechcenia. - Co mam z tobą zrobić, Clover? Zabijając cię pozbędę się problemu.<br />
- Nie możesz mnie zabić - uśmiechnęłam się tryumfalnie z mojej przewagi.<br />
- Nie, ale mogę cię zmusić, żebyś sama to zrobiła - zasugerował zadowolony.<br />
- Co chcesz tym osiągnąć? Rozwścieczysz ich jeszcze bardziej, a wtedy oboje wiemy, że nie będziesz miał, żadnych szans w walce.<br />
- Oboje też wiemy, że nie siedzisz na konarze drzewa w środku lasu, do tego w nocy, czekając na cud, prawda? Powiedz mi, co ty chciałaś osiągnąć czekając na nas?<br />
- Może nie mam już ochoty zgrywać wielkiej wybranki, która ma ich wszystkich ocalić? Co powiesz, jeśli znudziło mi się to całe "matkowanie". Nigdy nie byłam grzeczną dziewcznką.<br />
Roześmiał się na moje słowa, co lekko zbiło mnie z tropu.<br />
- A może tak naprawdę jesteś słabą aktorką na zbyt wielkiej scenie, która przerosła twoje ambicje? Proroctwo nie myli się w związku z ludźmi, których wybiera. Nie jesteś jego błędem. Błędem był twój plan, który chyba cię przerósł. Co chciałaś osiągnąć, Clover? Zostać wtyczką? Ale jeśli tak chcesz dołączyć do naszych szeregów. Chętnie. Przydasz się. Masz niezwykły dar do przekonywania ludzi. Chętnie go wykorzystamy - w tym momencie zrobił pauzę, a ja wiedziałam, że dokończenie jego wypowiedzi mi się nie spodoba - Tylko musimy zmienić ciebie.<br />
Skinął ręką na jednego ze swoich kompanów, a ten złapał mnie w szczelnym uścisku. Nie wyrywałam się siły będą mi potrzebne na później.<br />
- Wielu z was myśli, że posiadamy tylko przejęte moce innych ras, ale mamy jeszcze własną moc. Chcesz wiedzieć jaką? - nie odpowiedziałam, Malcolm zacmokał zdegustowany i skinął głową innemu ze swoich kompanów. W tym samym momencie poczułam t o - ból wytworzony przez zori. Utworzyłam na moich ustach grymas niewyobrażalnego bólu, który staram się ukryć, ponieważ jeśli nie pokażę im, że mnie boli uderzą ze zwiększoną mocą.<br />
- Powiedz - syknęłam. A jednak nie jestem taką złą aktorką, gdyż ból nie paraliżował już mnie zorientowałam się, że klęczę zdyszana na ziemi.<br />
- Proś - rozkazał. Nie chcę, ale muszę...<br />
- Proszę - ledwo przeszło mi przez gardło to paradoksalne słowo wysunięte w stronę Malcolma.<br />
- Tak tworzymy naszą armię. Usuwamy wspomnienia zastępując je tym, czym chcemy, to pierwszy krok do przemiany - oczy powiększyły mi się o dwa rozmiary, przełknęłam głośno ślinę, gdyż Eleonora nie wspomniała, o tym ani słowem.<br />
- Zalewasz - wykrztusiłam.<br />
- Peter, zajmij się tym - nakazał jednemu ze swoich przydupasów, a ja uznałam ten moment za idealny do ataku. Kopnęłam w goleń stojącego za mną zoriego, a kiedy ten poluźnił uścisk, wyrwałam się i rzuciłam do biegu. Wszyscy żyli długo i szczęśliwie, a w tej bajce były smoki. Rzeczywistość jest trochę bardziej przygnębiająca, gdyż nawet nie wystartowałam, a zostałam powalona na ziemie i zablokowana przez kolejne dwie kreatury. Piszczałam, wyrywałam się, ale na nic. Do ust włożyli mi kawałek materiału, a nade mną stanął Peter z pogardliwym uśmieszkiem wymalowanym na twarzy. Do moich uszu dotarło jedynie kilka słów.<br />
- Nie - powiedział Gabriel - William, czy możesz...<br />
Mi pomóc? Teraz widziałam tylko Petera przykładającego mi dłoń do czoła i dziewczynę. Mojego sobowtóra, który okazał się jednym z zori. Identyczny z wygląd do mnie zori ruszył wypełnić swoją misję, czyli zastępowanie mnie. Ciekawe ile jeszcze najróżniejszych zdolności kryje się w tych stworzeniach?<br />
Jaka ja byłam głupia.<br />
Jak ja byłam głupia,<br />
że ich nie doceniłam i myślałam, że wychodzę na prowadzenie, gdy tak naprawdę jeszcze nawet się nie rozgrzałam.<br />
<i>Czas ponieść konsekwencje swoich czynów. Czasu nie mogę cofnąć. </i><br />
Mogę jedynie zobaczyć, co przyniesie następny dzień i dziękować za wszystkie te wspaniałe chwile, które spędziłam w swoim życiu. Teraz zrozumiałam co zrobił Monster dla Rona. Teraz to zrozumiałam.<br />
To była moja ostatnia myśl, jaką pomyślałam, zanim Peter nie zabrał się za wykonywanie zadania zleconego mu przez swojego przywódcę.<br />
<br />Ashley ♥http://www.blogger.com/profile/17231641403844385028noreply@blogger.com35tag:blogger.com,1999:blog-5955940488635860007.post-4380398008044143322016-09-08T19:31:00.000+02:002016-09-08T19:31:49.498+02:00Trochę nas nie było...Minął niecały miesiąc od ostatniego postu, który nawet nie był rozdziałem.<br />
Było to po prostu nie oficjalne zawieszenie. Brak pomysłów = brak rozdziałów. Bardzo proszę was o przeczytanie całego postu, ponieważ chcę poruszyć w nim kilka kwestii dotyczących bloga, a także kilka rzeczy wam uświadomić.<br />
Nie dawno otrzymałam wiadomość o czacie prywatnym? Który sobie założyliście tutaj na blogu (niektórzy pewnie nie wiedzą o czym mówię) nie mam nic przeciwko, bo ten czat jest dla was, a że nie chcecie, żeby nikt inny tego czytał, nie mogę wam zabronić. Któregoś dnia weszłam na główną stronę czatu, gdzie pojawiły się wiadomości, o tym że nie podobają się wam rozdziałach. Czuję, że muszę wytłumaczyć na czym polega słowo "komentarz". Jedna lub dwie osoby zdobyły się na napisanie <b>negatywnej opinii</b>, a jak się okazuje takich opinii jest więcej! Zaznaczyłam wyrażenie "negatywna opinia", ponieważ ja nie toleruję hejtów, jeśli nie wiecie co to bo z każdym dniem uświadamiam sobie boleśnie, że ludzie nie pojmują znaczenia tego słowa jest skrytykowanie kogoś i brak podanie jakiegoś uzasadnienia (np. Myślisz, że ktoś to czyta dzieciaku? Nie podoba mi się, bo... nie) Pytanie do was: dlaczego? Nigdy na tym blogu nie napisałam, że boję się krytyki. Czytając notki pod postami możecie zauważyć, że ja chcę jej od was, chcę pomysłów! Nie mogę zrealizować wszystkich, bo wciąż mam jakąś władzę nad tym co piszę (chociaż w ostatnim czasie chyba tracę panowanie, ale to za chwilę), ale kto powiedział, ze twój pomysł nie zachęci mnie do rozwinięcia go! Myślę, że krążą plotki na temat tego, iż zablokuję każdego kto mnie skrytykuję. Ludzie, to nie prawda! Były osoby blokowane na tym blogu, ale były one <b>hakerami</b>. Sama uświadomiłam sobie, że akcję mogłam rozwinąć inaczej, ale tego nie zrobiłam i nie zamierzam usuwać poprzednich rozdziałów, żeby wszystko naprawić. Teraz trzeba zakasać rękawy i naprawić to, co zniszczyłam w dalszych rozdziałach. To moja pierwsza książka, przypominam i muszę popełniać błędy, aby się na nich uczyć! Taka jest kolej rzeczy, a uświadamianie mi tych błędów tylko pomaga. Oczywiście nie wszystkim dogodzę, ponieważ każdy ma inny gust, każdemu podoba się co innego. Jeszcze się taki nie urodził, co by każdemu dogodził, ale staram się i przechodzę do drugiej kwestii na tym blogu, czyli braku rozdziałów.<br />
Chyba niewielu z was zdaję sobie sprawę, ile serca włożyłam w Czas Proroctwa? Wiecie co to jest zrealizować, taki pomysł od czystej kartki? Zdajcie sobie sprawę, że jestem osobą, która ceni kreatywność. Ta książka nie jest od nikogo skopiowana! Jest w stu procentach moja i jest tylko moim pomysłem. Wyobrażacie sobie napisać coś takiego i zacząć od zera? Zero czytelników, zero pomysłu na grafikę bloga, która również jest stworzona przez Mery, jest nasza, nikogo innego. Zero słów i zero początku. Zawsze najtrudniej zacząć od początku, od wstępu do wszystkiego. Jeśli tego nie doceniacie usiądźcie przed kartką papieru i napiszcie trzydzieści rozdziałów, czegoś nowego, niekoniecznie dobrego, po prostu oryginalnego i dobrze zbudowanego opowiadania. Łatwo powiedzieć do kogoś: napisz, bo długo niczego nie ma. Nie mogłam wam niczego więcej napisać, bo te trzydzieści rozdziałów wyczerpało mnie, czułam, że to koniec: rzucam to! Jeden rozdział zajmuję mi czas napisania około czterech godzin, nie mówiąc o edytowaniu tekstu. A najgorsze są momenty, kiedy gapisz się w biały ekran i nie wiesz co napisać. Ale ja dlatego nie powiedziałam, że zawieszam to opowiadanie, to trzeba skończyć! Wszystko ma swój koniec i początek. CP też będzie miało swój finał! Tylko teraz nie ma czasu na błędy. Ciągle wam powtarzam, że po tym będzie kolejna książka, ja piszę także ją! To też zajmuję trochę czasu i znowu zaczynam od początku. Ogarniacie jaki paradoks? Tam ponownie zaczynam od niczego, a tu mam wszystko i uświadamiam sobie, że po tylu upadkach, początek jest niczym w porównaniu do zakończenia. A teraz trzecia i ostatnia sprawa. Kontynuacja.<br />
Kontynuacja - pewnej dziewczyny, której nigdy nie udostępniałam praw autorskich do kontynuowania mojej twórczości. Jednak to jej nie powstrzymało, aby mówić wszystkim wokoło, że jest inaczej. Wy chyba nie zdajecie sobie sprawy, że Mery jest grafikiem, edytorem tekstu, informatykiem i pełni wiele innych ważnych funkcji. Uświadamiacie sobie, że ona jest moją najlepszą przyjaciółką w realu? Zdajcie sobie sprawę, że jest dla mnie jak siostra? Nie ma takiej opcji, żeby pomogła wam w kontynuowaniu waszej wizji tego bloga, bo ona sama go założyła nawet podsunęła pomysł na założenie go i namawiała do realizacji. Więc proszenie jej o pomoc w waszych podróbkach jest śmieszna. A teraz skieruję tą wypowiedź do dziewczyny która stworzyła swojego bloga z tą dalszą częścią.<br />
Cieszę, się że nie napisałaś na swoim blogu, że to był twój pomysł, a za każdym razem podawałaś nazwę opowiadania, które dokańczasz. Na każdym kroku pisałaś, że dokańczasz, że ci się podobał czas proroctwa, a nawet zainspirował do pisania. Nie mam ci tego za złe kompletnie! Należy rozwijać swoje pasje, a że twój pomysł narodził się, jakby z mojego napawa mnie dumą. Boli mnie jeden fakt: dlaczego nie zapytałaś mnie, czy nie mam nic przeciwko, tej kontynuacji, bo jakby nie patrzeć to w końcu kontynuacja mojej książki. Nie chciałabym nic przeciwko temu, że chcesz to zrobić, nawet mogłabym podać link twojego bloga, jeśli ludzie chcieliby innego nieoficjalnego zakończenia. Tak naprawdę nie mam nic przeciwko, bo twoja wizja nie jest moją wizją. To ja stworzyłam postacie Clover, Willa itd. Nie podrobisz ich charakterów, ich zachować, bo to ja steruję tymi postaciami, to mój zamysł artystyczny je stworzy, tak jak cały ten wykreowany świat, nie wiem jak wielki musiałby być twój talent, a by podrobić tok mojego myślenia. Po prostu to nigdy nie będzie to, co napiszę ja.<br />
Nie jestem wredną suką! Ja kocham się kłócić, ale nie robić innym na złość. Jestem osobą konfliktową, bronię swoich przekonań i nawet jak w połowie dyskusji uświadomię sobie, że nie mam racji, dalej brnę w to, w co ja wierzę. Nie dałam wam powodu do bania się mnie. Nie dałam powodów do... pozwolę sobie przytoczyć fragment twojej wypowiedzi: Mery♥ i nawet nie wiem, dlaczego skopiowałaś w nazwie "autor" profil bloggera Mery, ale nie wnikam, wracając do tematu: "<span style="font-family: "courier new" , "courier" , "freemono" , monospace; font-size: 14px; line-height: 19.6px;">Mam nadzieję że pierwszy rozdział mojego autorstwa wam się podobał, w komentarzach napiszcie co wam się podoba, a co nie <b>i w przeciwieństwie do bloga oryginalnego możecie pisać mi co ma się wydarzyć i jakie są wasze obiekcje! </b>Kocham was I do kolejnego rozdziału (powiadomie was na czacie kiedy sie pojawi).</span><br />
<span style="line-height: 19.6px;"><span style="font-family: inherit;">I ja znowu czuję, że muszę się powtarzać, cholera, ja jestem szczera w stosunku do was, oczekuję tego samego! To co się tu dzieję przez te dziewięć miesięcy to jest po prostu kurwa dramat, ale po prostu mówię, że wracam i może jak się postaram to nie będzie powstawać więcej kontynuacji i <b>plotek</b> na mój temat. Jak zwykle mówię nowy blog - publikacja - niedługo.</span></span><br />
<span style="line-height: 19.6px;"><span style="font-family: inherit;">Teraz trzeba zakończyć CP. Miłego wieczoru itp, itd. Wkurzyłam się trochę nie ukrywam, ale no do następnego. </span></span><br />
<span style="line-height: 19.6px;"><span style="font-family: inherit;">Ashley</span></span><br />
<div>
<span style="color: white; font-family: "courier new" , "courier" , "freemono" , monospace; font-size: 14px; line-height: 19.6px;"><br /></span></div>
Ashley ♥http://www.blogger.com/profile/17231641403844385028noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-5955940488635860007.post-69299655046257219362016-08-14T22:34:00.003+02:002016-08-18T00:30:40.881+02:00Okay guys!Nareszcie to nie ja w tym tygodniu nawaliłam z rozdziałem, tylko moja kochana przyjaciółka, która wyjechała na urlop. Pozdrowienia i miłego wypoczynku koleżance, Mery. Teraz pewnie zastanawiacie się, dlaczego całą winę zwaliłam na tę Bogu duszę winną istotę. Otóż, aby nie było błędów w rozdziałach, i aby one były dla was czytelne i przejrzyste, Mery jako sepec w tej dziedzinie poprawia te moje bazgroły, po czym je wam udostępnia. Chciałabym wam podesłać rozdział number 31, lecz boję się, że go w ogóle nie zrozumiecie, gdyż ostatnim razem delikatnie mi zostało przekazane, że piszę te rozdziały jakbym była pijana :D. A to wszystko przez późną godzinę (zwykle druga, trzecia nad ranem), o której je tworzę. Ja jestem osobą, która ożywa w nocy i później wstaje o 13 ;). Dobra, bo znowu się tu rozpisuję, ughhh...<br>
Podsumowując skargi i zażalenia do panny Mery.<br>
Bądźcie cierpliwi już niedługo kolejny epizod! Pozdrawiam, Ashley ♥♥♥Ashley ♥http://www.blogger.com/profile/17231641403844385028noreply@blogger.com13tag:blogger.com,1999:blog-5955940488635860007.post-37711414232883524602016-08-04T18:15:00.000+02:002016-08-04T18:15:09.320+02:00Rozdział 30- Clover - jakiś chory człowiek potrząsnął moim ramieniem - Ej, Clover! - nie interesują mnie twoje problemy, daj mi spać! - Clover! - wydarł się.<br />
<div>
- Czego?! - odkrzyknęłam i rzuciłam w niego poduszką. </div>
<div>
- Nieładnie - pokręcił głową, ale miałam to gdzieś - Pożałujesz.</div>
<div>
- Mhmm... - odburknęłam i ponownie powróciłam do krainy snów. Jednak nie było mi dane pospać, gdyż jeden wkurzający osobnik, czytaj William zaczął mnie łaskotać.</div>
<div>
- Zo...zo...zostaw mnie idioto! - nie mogłam przestać się śmiać i rzucałam się na każdą stronę.</div>
<div>
- Będziesz grzeczna? - zapytał uśmiechając się szeroko i na chwilę zaprzestał swoich tortur.</div>
<div>
Spojrzałam na niego poważnie i odpowiedziałam.</div>
<div>
- Nie - w tym czasie uderzyłam go kolejna poduszką, jaką miałam po rękom. Jednak chłopak chwycił pierwszą poduszkę, jaką w niego rzuciłam i tak o to właśnie rozpętała się wojna. Było bardzo interesująco... ale to pominę i od razu przejdę do momentu, kiedy wskoczyłam Williamowi na plecy, a ten próbował mnie bezskutecznie zrzucić, w końcu zdał sobie sprawę, że się mnie tak łatwo nie pozbędzie, więc wyszedł z mojego wydzierżawionego pokoju i skierował się w stronę schodów.<br />
- Chcesz mnie z nich zrzucić? - spytałam i zrobiłam przerażoną minę, po czym mocniej się go przytrzymałam. Dziwne, że się jeszcze nie udusił.<br />
- Nie, mam lepsze plany niż morderstwo - odpowiedział i zaczął schodzić powoli ze schodów.<br />
- Szkoda, myślałam, że wreszcie staniesz się odrobinę bardziej interesujący, ale ty jesteś nudny i przewidywalny - zaczęłam się z nim droczyć.<br />
- Ja jestem przewidywalny? - zdziwił się, a następnie postawił mnie na ziemi w holu. - Skoro tak twierdzisz.<br />
Rozejrzałam się dookoła zdziwiona, bo myślałam, że natchnie go na coś... no nie wiem, bardziej kreatywnego?<br />
- Nie spodziewałaś się tego, przyznaj - spojrzał mi w oczy, a ja tylko uśmiechnęłam się chytrze.<br />
- O, William - zacmokałam zdegustowana i podeszłam do niego pukając w jego czoło zaciśniętą pięścią - A jednak myślałam, że tam coś jest. Przykro mi Will, słyszę tylko i wyłącznie echo.<br />
Zaśmiałam się, bo uwielbiam się z nim przekomarzać.<br />
- Bardzo zabawne, Clover - zaklaskał w dłonie z uśmiechem - Żart na poziomie przedszkolaka, pogratulować.<br />
- Już nie powiem, kto tu jest na poziomie przedszkolaka.<br />
- Przegięłaś - zagroził mi palcem i krzyknął - Gabriel!<br />
- A po co ci jest do szczęścia Gabriel potrzebny? - zapytałam, a obok nas pojawił się wspomniany elf.<br />
- Słucham? - spojrzał na Williama, który założył ręce na piersi i odpowiedział na pytanie.<br />
- Clover, wspomniała, że bardzo zazdrości elfom skrzydeł - o nie! Ja już wiem do czego to zmierza, chciałam coś powiedzieć, ale jakiś natręt zatknął mi ręką usta. Jak się okazało tym natrętem był Paul, ale czemu on współpracuje z tym sadystą Williamem?!<br />
- Cicho bądź! - nakazał rozbawiony - Ostatnio nic ciekawego się nie dzieję, sam bym cię wziął na przejażdżkę, ale jak widzisz jestem trochę, jakby niepełnosprawny. Z jednym skrzydłem nie polecę.<br />
- Chmma ne pelnoma splotyny - próbowałam coś powiedzieć, ale jego ręka mi to uniemożliwiała.<br />
- Co tam seplenisz? - spytał, a ja go ugryzłam, więc odsunął trochę rękę od mojej buzi.<br />
- Powiedziałam, że nie niepełnosprawny, tylko niepełno sprytny - po tym stwierdzeniu moje usta zostały ponownie zasłonięte. <br />
- Tak, więc powracając do tematu - rozpoczął William, a ja próbowałam się wyrwać z oplatających mnie, niczym boa dusiciel ramion, Paula. - Clover, uznała sobie za punkt honoru polecieć, ale niestety nie ma skrzydeł i tak się zastanawialiśmy, czy może nie pomożesz jej spełnić marzenia?<br />
- Jasne - odpowiedział Gabriel - ale ona chyba jest negatywnie nastawiona do tego lotu?<br />
- A nie, nie. Ona jest... jakby to powiedzieć trochę przejęta i...? - kombinował Will, a z pomocą przyszedł mu Paul - zdrajcy narodu, rozrywki im się zachciało!<br />
- Słuchaj, Gabriel sprawa wygląda tak: Clover niczego się nie boi - tym razem spojrzał an mnie sugestywnie unosząc brwi - Chce sobie polatać, dziewczyna. Zabronisz jej? Nie! Trochę się wyrywa, bo chciała tą sprawę załatwić z tobą sama, lecz trochę się wstydziła - Ja?! Ja się mam wstydzić? Ja się wstydzę tylko i wyłącznie ich towarzystwa! Boże daj mi siły!<br />
- Świetnie! A więc, Clover za dwie minuty na zewnątrz! - krzyknął Gabriel i wyszedł na dwór. Paul mnie puścił i wraz z kolegą Williamem tarzali się na podłodze ze śmiechu, a ja stałam wkurzona i mordowałam ich spojrzeniem.<br />
- Clover, daj spokój... - zaczął mój partner w misji, ale szybko mu przerwałam.<br />
- Milcz jak do mnie mówisz. Wiesz co ci powiem? Nic ci nie powiem bo brak mi słów na waszą dwójkę. Zachowujecie się jak pięciolatki! Ale czego się spodziewać, jeśli poziom waszego rozumowania jest adekwatny do ilorazu inteligencji niemowlęcia.<br />
Wkurzona wyszłam na zewnątrz, bo nie powiem teraz Gabrielowi, że obawiam się tego lotu. Za mną wyszli Paul z Williamem. Ciekawe, jakby wyglądali w wersji bez jedynek?<br />
- Dobra gotowa - westchnęłam, a w moim głosie wyczuwalny był niepokój.<br />
- Spokojnie, Clover. To super sprawa. Zobaczysz - powiedział elf, a drzwi do wielkiej willi, w której aktualnie mieszkamy otworzyły się po raz kolejny, a za nich wyszła reszta naszej ekipy. Nie, no niedługo nakręcą o mnie film komediowy!<br />
- Co tu robicie? - krzyknął Lucas.<br />
- Uczymy, Clover latać - odparł, William na co zmroziłam go spojrzeniem, ale sama w głębi duszy byłam rozbawiona tą sytuacją, nie mogę się na nich gniewać, bo czuję, że to będzie nasz ostatni moment takiej beztroski. Kąciki moich ust lekko się podniosły na myśl, że poznałam tylu wspaniałych ludzi...<br />
- <i>Człowiek! Czekam na pozdrowienia z lotu ptaka! </i><br />
i zwierząt. Wszyscy zebrali się dookoła nas, a Gabriel rozciągnął swoje ogromne elfie skrzydła wzbił się lekko w powietrze i chwycił mnie za ramiona. Krzyknęłam i zamknęłam oczy. Odczuwałam zmianę ciśnienia, a kiedy Gabriel zaczął szybować uniosłam powieki.<br />
- Wow - tyle zdołałam wykrztusić, gdyż nigdy widoki, jakie widziałam nie pociągały mnie za bardzo. Lecz te były inne. To było piękne w górze widziałam wszystko, całą krainę, cały ten świat, który powinien być wyimaginowany, a jest prawdziwy. Drzewa nie były zwykłymi drzewami, dopiero tu, patrząc na wszystko z góry dostrzegłam to piękno. Im dalej patrzysz tym więcej zobaczysz.<br />
- I jak? - zapytał elf.<br />
- Cudo - odrzekłam - Bajka.<br />
- Mówiłem, że ci się spodoba.<br />
Lataliśmy tak jeszcze chwilę, jednak Gabriel krzyknął, abym przygotowała się do lądowania. Zamknęłam ponownie oczy i czułam jak wiatr rozwiewa moje włosy, nawet nie obchodziło mnie to, że byłam w piżamie, już w następnej chwili moje bose stopy dotykały ziemi.<br />
- To było świetne! - krzyknęłam uradowana i wskoczyłam na Gabriela - Powtórzymy to kiedyś?Proooszę.<br />
- Dobrze, powtórzymy to, ale teraz lepiej się pośpieszmy, musimy jeszcze spotkać się z Angel, która ma zamiar nam kogoś przedstawić.<br />
Po wymienieniu jeszcze kilku zdań popędziliśmy do swoich pokoi, aby się przygotować. W mojej szafie wisiał jeden strój. Otworzyłam szeroko oczy, a moje ręce zaczęły drżeć ze zdenerwowania.<br />
Pudrowa koszula, jasnoniebieskie dżinsy i czarne addidasy. (końcówka rozdziału 26 i będziecie wiedzieć o co chodzi)<br />
Ubrałam się w ubrania. Byłam cała w nerwach. Dzisiaj. Dzisiaj będziemy realizować tą bardziej skomplikowaną część całej misji.<br />
Bo dziś zostanę zdrajczynią.<br />
Uczesałam włosy w wysokiego kucyka i zeszłam na dół, gdzie czekali już wszyscy.<br />
- Wszystko okej? - zapytał Mark. - Jesteś strasznie blada.<br />
- Konsekwencje lotu, spokojnie za chwilę będzie wszystko w porządku - uśmiechnęłam się niemrawo, a chłopak tylko skinął głową i jak widać uwierzył mi.<br />
Doszliśmy do wielkiego budynku, który okazał się być domem Angel.<br />
O wiedźmie mowa. Właśnie w tym momencie drzwi wejściowe się otworzyły, a moim oczom ukazała się piętnastoletnia przywódczyni. Jestem bardzo zdziwiona, że tak młoda osoba otrzymała tak poważne stanowisko, ale to nie mnie przyszło oceniać ich system rządowy.<br />
- Dzień dobry - przywitała się pogodnie. Dla kogo dobry ten dobry, pomyślałam - Wejdźcie, mamy dużo spraw do omówienia.<br />
Po tych wszystkich formułkach grzecznościowych jakie ze sobą wymieniliśmy, przeszliśmy do wielkiego pomieszczenia przypominającego salę konferencyjną. Każdy z nas zajął swoje miejsce, a rozmowę zaczął o dziwo William.<br />
- Mam wrażenie, że zjednoczenie, które jest dla nas wybawieniem, wam jest całkowicie niepotrzebne.<br />
To prawda. Wszystko tu jest świetnie zorganizowane, a zabezpieczenia idealne, dlaczego mieliby ryzykować utratę tego wszystkiego i uczestniczyć w bitwie?<br />
- To nie jest takie proste jak wam się wydaję. Nasza rasa sto lat temu, chciała pomóc w całkowitym zwalczeniu zori, lecz problemem był czas, który został nam odebrany. Kiedy wasze rasy walczyły dzielnie ponosząc straty, my również zostaliśmy zaatakowani, zanim zdążyliśmy do was dołączyć. Zdezaktywowaliśmy moce, tak aby żadna kreatura ich nie przejęła, tym samym poświęciliśmy życie.<br />
Wielu z nas zginęło. Inne rasy nie były pewne, co do naszego istnienia, tylko dlatego, że wcześniej również nie próbowaliśmy nawiązywać kontaktów z innymi. Chcemy po tysiącach lat już na zawsze połączyć się i żyć wśród innych ras. Czarownice tego potrzebują. Nie jest nas wielu. Nasi przodkowie popełniali błąd oddzielając naszą rasę od waszych. Jesteśmy gotowi się poświęcić dla tej krainy, bo była jest i będzie naszym światem od początku do końca. Nie damy sobie odebrać tego, co nasze.<br />
- Wiele czarownic nie jest przekonanych do zjednoczenia, prosimy was, abyście pokazali im jak to jest pracować w zespole - odezwał się jakiś chłopak.<br />
- Prosimy o waszą pomoc, a naszą uzyskacie - dodała, Angel.<br />
- Dlaczego zostałaś przywódczynią w tak młodym wieku? - zapytałam.<br />
- Dlatego, ze tylko ja umiem panować nad każdym z czterech żywiołów. Chcę wam kogoś jeszcze przedstawić.<br />
I jak na zawołanie w drzwiach pojawiła się zgodnie z moimi przewidywaniami - czwórka stróżów.<br />
<br />
<br />
<b>Hej! I znowu przychodzę ze spóźnionym rozdziałem! Wiem jestem #1 najgorszych autorek ever, ale czuję się w obowiązku wam to wyjaśnić. Są wakacje, a ja powinnam wstawiać rozdziały dwa razy tygodniowo, ale zyskałam na ten okres straszną blokadę. Czasami siedzę patrzę w ekran komputera i nie wiem, naprawdę nie wiem, co napisać. Wtedy odkładam laptopa i czekam na przypływ weny, ten właśnie pojawił się dzisiaj i z tej okazji napisałam wam rozdział 30! Jej! </b><br />
<b>Jednak to nie jest tak, że ja się obijam. Wielką ironią jest to, że mam więcej pomysłów do nowej książki, która jest już w trakcie tworzenia (strasznie boję się waszej opinii na temat nowej fabuły), a brak mi pomysłów na Czas Proroctwa. Tak, więc chciałam się zapytać, czy wśród moich czytelników są może jacyś inni pisarze lub amatorzy, obojętnie, którzy mogliby mi podsunąć jakieś pomysły, które ja bym mogła opracować do tej książki. Czekam na wasze pomysły! Piszcie, co byście chcieli czytać, co dodać, zmienić, usunąć, piszcie a ja może dostanę kolejnego natchnienia?</b><br />
<b>Ps: Wasze komentarze naprawdę motywują mnie do dalszego pisania, między innymi wczoraj jak czytałam wasze komentarze powiedziałam sobie "Dobra, weź się w garść, ktoś jednak to czyta!".</b><br />
<b>Dobra, a teraz w wielkim skrócie: KOMENTARZE = MOTYWACJA</b><br />
<b>Buziaki, miłych wakacji :*</b></div>
Ashley ♥http://www.blogger.com/profile/17231641403844385028noreply@blogger.com23tag:blogger.com,1999:blog-5955940488635860007.post-43431047348613321702016-07-24T16:40:00.000+02:002016-07-24T16:41:34.952+02:00Rozdział 29<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: start;">
Kiedy narzędzie dzieliło kilka milimetrów od lustra, wciąż z zamkniętymi oczami zmieniłam decyzję i przekierowałam młotek na odbicie numer siedem, po czym stłukłam je, a ono zniknęło. Teraz zdałam sobie sprawę z tego, że cały czas wstrzymuję oddech. Napełniłam płuca świeżym powietrzem i roześmiałam się z ulgi jaką teraz odczułam.</div>
<div style="text-align: start;">
Spojrzałam na lustro, które pozostało.</div>
<div style="text-align: start;">
Uśmiechałam się na nim dumnie i kiwałam głową z aprobatą. Po chwili zniknęło i to odbicie, a ja na nowo stałam w lesie, w którym brakowało jedynie Eleonory. Chwilę później Joe opierał swoje łapki o moje kolana.</div>
<div style="text-align: start;">
<i>- Nigdy więcej, człowiek! Nie wiedziałem co się dzieję, jak ci pomóc! A ta wstrętna kobieta ciągle powtarzała "Nic jej nie będzie, poradzi sobie", ale co z tego, że ona mi to mówiła? I tak się martwiłem.</i></div>
<div style="text-align: start;">
Och, Joe.</div>
<span style="text-align: start;">- Dobra, partnerze w zbrodni ruszamy.</span> <br />
<br />
POV: William</div>
<br />
Wziąłem głęboki oddech i moje ciało zniknęło pod powierzchnią ruchomych piasków. Jedynie moja ręka pozostała na powierzchni trzymając rękę Clover. Czułem jak ta breja chce pochłonąć mnie całego. Moje palce powoli zaczęły się wyplątywać z jej palców, a rękę również pochłonął piasek.<br />
Co to ma być?! Nie wystarczyły im jakieś tajne przejścia, trzeba było nas jeszcze utopić. Powietrze powoli mi się kończyło i zdałem sobie sprawę, że to koniec. Jestem zakopany żywcem i to dosłownie. Świetne uczucie. Serio polecam każdemu.<br />
Kiedy już napadł mnie czarny humor zdałem sobie sprawę, że ziemia, w której przed chwilą się znajdowałem... znika. Że co do cholery?!<br />
I nim zacząłem analizować bezsensowność tego zdarzenia poczułem, że spadam, a chwilę później moje ciało boleśnie styka się z ziemią.<br />
Jęknąłem i rozejrzałem się dookoła. Jak widać nie tylko ja się tu znalazłem. Byli tu wszyscy... wszyscy oprócz, Clover. Jednak z doświadczenia wiedziałem, ze ta dziewczyna pojawi się już niedługo. Skąd wiem?<br />
Bo to jest, Clover. Ta dziewczyna wszczęłaby bójkę z drzewem, gdyby naszła ją taka ochota.<br />
I jakieś piaski mają ją pokonać? Nie sądzę. Ale to nie zmienia faktu, że jednak martwiłem się o brunetkę. Gdybym chociaż miał stu procentową pewność, że jest bezpieczna, a nie tylko moje domysły byłbym zupełnie spokojny. Jednak jedyne, co mogę teraz zrobić to zachować pozory spokojnego, spróbować się trochę ogarnąć i... czekać.<br />
Podniosłem się jako pierwszy z ziemi, a następnie zacząłem badać teren wzrokiem. Nie znajdowaliśmy się już w lesie. Okay...?<br />
Teraz stałem na jakiejś plaży. To jakiś żart. Prawda? Bo jak tak to naprawdę nie śmieszny.<br />
Jednak jeszcze dalej przechadzali się... ludzie. Albo osoby wyglądające identycznie jak my.<br />
- Czarownice - szepnął do mnie Caspar, który jak zauważyłem również postanowił wziąć się w garść.<br />
Po drewnianych palach przechadzały się rodziny z dziećmi. Wyglądali tak beztrosko. Przez tyle lat się ukrywali i tak właśnie żyją? Jak widać im odłączenie się od reszty przyniosło same korzyści.<br />
Oj czuję, że trochę tu zabawimy, a oni nie będą skorzy do współpracy.<br />
Moją uwagę w pewnym momencie przykuł mały chłopczyk, który wraz z wiaderkiem i łopatką zaczął zbliżać się do wody. Gdy stał już blisko brzegu wrzucił do niej łopatkę, a ta nagle zniknęła pozostawiając po sobie parę unoszącą się na powierzchni wody. Spaliła się... w wodzie? Otworzyłem szeroko oczy ze zdumienia, a kiedy dzieciak zaczął pochodzić do wody niewiele myśląc rzuciłem się przed siebie i chwyciłem chłopaka zanim podzielił los łopatki. Brzdąc zaczął płakać, a do mnie podbiegłą jakaś kobieta, zapewne jego matka.<br />
- Charlie, skarbie? Wszystko w porządku? - zadawała pytania i porwała dzieciaka z moich ramion. - Dziękuję...<br />
Powiedziała, a kiedy spojrzała na mnie jej wzrok już nie skrywał łez ulgi, tylko czystą złość i nienawiść.<br />
- Jak śmiałeś tu przyjść, potworze?! Zamienię cię zaraz w zwykłego robaka, a następnie rozgniotę z uśmiechem. Jak się tu dostałeś?! - krzyczała i oddała chłopczyka w ręce jakiejś jedenastoletniej dziewczynki. Wokół nas zebrało się mnóstwo osób, a z ich min dało się wywnioskować, że raczej nie będzie to przyjazne spotkanie z herbatą i ciastkami. Znowu to samo. Westchnąłem głośno i przetarłem twarz ręką, na to co zaraz się stanie.<br />
- Nikt nie będzie tu nikogo rozgniatał. - odezwał się Lucas i zasłonił mnie swoim ciałem. - Za około dziesięć godzin dobije pełnia, a ja już odczuwam jej nadejście, więc nie radzę ze mną zadzierać - odezwał się groźnie.<br />
- O! Wilkołak na dokładkę. Przeniosłeś się na stronę tych kreatur?! Zbiją cię, tylko tego chcą zabić nas wszystkich. Wszystkich tych, którzy nie są nimi! Zdradzić swoich pobratymców. Nie wstyd ci? - darł się jakiś facet.<br />
Wtedy reszta wyskoczyła jakby spod ziemi i głos w tej ostrej wymianie zdań zabrał Ryan.<br />
- Gdyby przeszedł na ich stronę, zabiłbym go osobiście - uśmiechnął się do Lucasa, który tylko prychnął lekceważąco na jego słowa - Chcemy się widzieć z waszym przywódcą.<br />
- Naprawdę myślisz, że zgodzimy się na coś takiego?! Jesteś śmieszny sądząc, że spotkasz się z...<br />
Przerwał kobiecie Gabriel.<br />
- Ja jednak sądzę, że dwójka przywódców i kilku przedstawicieli jest w stanie na krótką rozmowę.<br />
- A zori? - odparł niepewnie mężczyzna.<br />
- Jesteś śmieszny, jeśli myślisz, że przyszlibyśmy tutaj z zori - wtrącił się, Paul.<br />
- To kim on... - mężczyzna zaczął zadawać pytania, ale Mark zbył go machnięciem ręki.<br />
- W swoim czasie, teraz chcemy porozmawiać z...<br />
- Co tu się wyprawia?! - krzyknął dziewczęcy głos. Po chwili na twarzach zebranych wymalował się nieukrywany szok i lekki strach. Czarownice i czarodzieje odsunęli się na boki robiąc przejście... piętnastoletniej dziewczynie? Miała czarne proste włosy sięgające całej długości pleców. Porcelanową cerę i czekoladowe oczy. Była dość wysoka i bardzo wysportowana, a w tym momencie, gdyby wzrok mógł zabijać połowa leżałaby już martwa. Przejechała spojrzeniem po zgromadzonych, a następnie przeniosła je na naszą małą armię. Jej spojrzenie zmieniło się, gdy tylko napotkała mój wzrok. Uśmiechnęła się łagodnie i ponownie przybrała surowy wyraz twarzy patrząc na kobietę, której dziecko uratowałem.<br />
- Angel - szepnęła roztrzęsiona kobieta, ale dziewczyna podniosła rękę i skutecznie uciszyła ją tym gestem.<br />
- Alfre, powinnaś być dozgonnie wdzięczna temu człowiekowi za uratowanie życia twojemu dziecku - warknęła nieprzyjaźnie. - Wszyscy powinniście obnosić się do wybrańca proroctwa z szacunkiem.<br />
Niedowierzanie.<br />
To jedno słowo opisywało odczucia wszystkich tu zgromadzonych, prócz tych, którzy wtajemniczeni są już od dawna.<br />
- Wy... wy... wybrańca - zaczęła się jąkać, Alfre. Ale po raz kolejny zgromiła ją wzrokiem, Angel. Nie jestem przekonany, czy rodzice byli świadomi podczas wybierania imienia dla dziewczyny, bo kompletnie nie pasuje albo minęło się z przeznaczeniem - Dziękuję, bardzo dziękuję, ze uratowałeś Charliego. Mam dług wdzięczności u ciebie.<br />
Posłałem jej uspokajający uśmiech i skinąłem lekko głową.<br />
Angel zaklaskała w dłonie i całe zgromadzenie szybko się rozeszło. A po jej bokach zostało dwóch chłopaków. W ciemnych okularach wyglądaliby jak ochroniarze, ale efekt psuły ubrania. Jeden z nich miał na sobie marynarkę w dziwne wzory, czarne spodnie i białą koszulę. Natomiast drugi stał rozbawiony całą sytuacją miał na sobie czarne dżinsy, biały T-shirt i skórzaną kurtkę.<br />
- Nazywam się Angel jestem przywódczynią czarownic. Jestem świadoma waszych zamiarów względem naszej rasy. Jestem jak najbardziej po waszej stronie i cieszę, że wreszcie będziemy mogli wyjść z ukrycia.<br />
- Nie wyglądacie na kogoś, kto chce nam pomóc - powiedziałem. Angel uśmiechnęła się chytrze.<br />
- Możesz w to nie wierzyć, Williamie - zaakcentowała moje imię tym samym zwracając uwagę na to, że się jej nie przedstawiłem - Ale chcemy naprawić nasze błędy i opowiedzieć wam naszą historię, której nie znacie. Chcemy na nowo żyć w królestwie pięciu ras. Chcemy starego życia i zrobimy wszystko, żeby je odzyskać. Wiemy, co mamy robić, znamy naszą rolę. Jesteśmy świadomi ryzyka. My sami chcemy się do was przyłączyć i to my prosimy was o szansę. Ufamy wam. Prosimy tylko, abyście nas zjednoczyli, żeby inni nas zaakceptowali i nie żywili do nas urazy - powiedziała to wszystko nie wiele młodsza ode mnie dziewczyna z zachowania przypomina trochę, Clover. Jestem pewien, ze nawiążą ze sobą dobry kontakt.<br />
Otwierałem już usta, żeby coś powiedzieć, ale przerwał mi to czyjś krzyk, a konkretnie wrzask wyżej wymienionej dziewczyny. Spadła na ziemie w tym samy miejscu, w którym leżała niedawno cała nasza paczka.<br />
Jęknęła głośno po czym wstała z ziemi, a kiedy jej wzrok namierzył nasze małe zgromadzenie podeszła do nasz szybkim krokiem. Spojrzała na Angel, która w szoku patrzyła na rozwścieczoną dziewczynę. Clover najwidoczniej wywnioskowała, że ona tu rządzi i nawet nie pokazała po sobie, że zdziwił ją wiek przywódczyni. Tylko wygarnęła jej dobitnie wszystko.<br />
- Przejście w borsuczej norze?! Czy wy jesteście poważni? Nie można było zrobić jakiejś tabliczki i kulturalnie zademonstrować przechodniom w jaką stronę się udać?! - teraz zauważyłem, że dziewczyna ma we włosach mnóstwo gałązek, jak i jest cała brudna. Chciało mi się śmiać patrząc na złą dziewczynę, która wyglądała jak siedem nieszczęść i do tego musiała być bardzo zmęczona, bo pod jej oczami widoczne były fioletowe sińce. Oczywiście nie przeszkadzało to w wylewaniu swoich skarg i zażaleń, Angel - To był okropny pomysł! Co wy sobie myślicie, że szczytem marzeń jest wycieczka do nory borsuka? Niestety mylicie się, bo ja będę miała do końca życia traumę!<br />
- Jestem Angel... - powiedziała lekko zaniepokojona wybuchem, Clover dziewczyna, lecz niedane jej było dokończyć, gdyż brunetka postanowiła jej przerwać.<br />
- Tak, tak, a ja jestem Clover - zaczęła z sarkazmem - zgadzamy się na wszystko tylko pokaż mi jakieś łóżko do spania.<br />
Po tych słowach ominęła przywódczynię, która wystawiła do niej rękę w geście przywitania i ruszyła przed siebie zapewne w poszukiwaniu miejsca do wypoczynku.<br />
Angel szybko schowała rękę i spojrzała na mnie pytająco.<br />
- Czyli... - zaczęła, ale teraz ja jej przerwałem.<br />
- Słyszałaś, Clover. Zgadzamy się na wszystko pod warunkiem, ze dacie gdzieś się nam kimnąć.<br />
Wzruszyłem niedbale ramionami, a ręce schowałem w kieszeniach spodni. Angel uśmiechnęła się zadowolona i skinęła na nas dłonią, abyśmy poszli za nią. Uśmiechnąłem się pod nosem na zachowanie mojej partnerki, o którą tak nie potrzebnie się martwiłem. Cieszę się, że jest już z nami. Ostatni etap tej podróży czas zacząć.<br />
<br />
Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że los szykuje dla nas więcej niespodzianek i ten etap chociaż ostatni, będzie tym najtrudniejszym i najwięcej od nas wymagającym.<br />
<br />
<br />Ashley ♥http://www.blogger.com/profile/17231641403844385028noreply@blogger.com32tag:blogger.com,1999:blog-5955940488635860007.post-54061104553762078542016-07-10T21:47:00.001+02:002016-07-24T16:13:06.201+02:00Rozdział 28To nie działa! Mimo tego, że stali nieruchomo breja, w którą wpadli wciągała ich w swoje sidła. Jeżeli czegoś za chwilę nie zrobię siódemka moich towarzyszy zacznie wąchać kwiatki od spodu! Przecież to nie możliwe, aby zwykłe ruchome piaski... Cholera jasna! To nie są zwykłe "ruchome piaski". Przecież znajdujesz się w krainie stworzeń nadprzyrodzonych i do tej chwili nie ogarnęłaś, że nie ma tu niczego normalnego? Mówiła moja podświadomość, którą starałam się ignorować, odzywa się jedynie wtedy, gdy najmniej jej potrzebuję. Nim się obejrzałam, całe towarzystwo było zatopione po samą szyję. Zagryzłam nerwowo wargę i chwyciłam za rękę Williama, który był najbliżej mnie starając się nadaremnie go uwolnić. Wiedziałam, że to nic nie da, ale obwiniałabym się, gdybym nie spróbowała.
William posłał mi uspokajające spojrzenie i chciał coś powiedzieć, ale jego głowa zniknęła w odmętach tego paskudztwa. Po chwili jego palce zaczęły wyplątywać się z moich.<br />
- Nie - warknęłam - Stój! - jęknęłam, co na nic się zdało, bo ręka chłopaka puściła mnie całkowicie i zniknęła jak reszta ciała jej właściciela.
Upadłam na kolana i rozejrzałam się wokół. Nikogo już nie było. Z ośmiu podróżników został jeden. To była druga rzecz jakiej najbardziej obawiałam się zawsze w swoim życiu - samotność. Nikomu, o tym nie mówiłam bo lęk to słabość, a słabości się nie ujawnia. Jedną z moich był strach przed całkowitym opuszczeniem. Rodzice mnie opuścili, Monster i Ron zostali zamknięci, Brandon chciał mnie opuścić, odszedłby i Sam. Tak... do tamtego życia nie miałam, co wracać, bo nie zostałoby ze mną nikogo.
Teraz też nikogo nie ma. Wplątałam palce we włosy i zaczęłam powoli się kołysać w przód i w tył.<br />
Lucas, ten irytujący dupek. Ten nadopiekuńczy, ostrożny, wkurzający i muszący zawsze postawić na swoim dupek! Tak go uwielbiałam.<br />
Ryan spokojny i opanowany wilkołak, który ufał mi cały czas.<br />
Paul ten zielonowłosy wariat, który zawsze stanąłby za mną murem.<br />
Gabriel... jak ja chcę, żeby powiedział mi, że nie mam się czym przejmować.<br />
Jak bym chciała teraz posłuchać, jak Mark opowiada o swojej nowej dziewczynie.<br />
Chcę usłyszeć głos Caspara, który mówi mi co mam robić i kim są czarownice, jak je do siebie przekonać, chcę żeby jeszcze raz wyleczył moją nadwyrężoną kostkę jak tego dnia w lesie, kiedy wyjaśniał mi co przekazało mu proroctwo.<br />
I William...<br />
Zaczęłam szybciej oddychać ze zdenerwowania. Boję się. Chcę, żeby był przy mnie, żeby mnie przytulił i powiedział, że wszystko będzie dobrze. A jeśli już nigdy nie spojrzę w jego zielone oczy? Już nigdy z nim nie porozmawiam, już nigdy się z nim nie pokłócę? Wolę się z nim cały czas kłócić, niż być bez niego. Nie oznajmiliśmy sobie, że jesteśmy parą, ale łączyła nas dziwna więź emocjonalna, taka że te słowa były zbędne. Ja się po prostu w nim zakochałam, a teraz nawet nie mogę mu o tym powiedzieć.<br />
Oczy zaszkliły mi się od łez, szybko je zamknęłam, nie chciałam płakać. Chciałam tylko, żeby do mnie wrócili. <br />
- Clover - usłyszałam cichy szept. Ooo zaczynam świrować. Podniosłam lekko głowę do góry i wyplątałam palce z włosów. - Clover - głos powiedział nieco bardziej stanowczo. Nadala nie podnosiłam głowy - Clover! - krzyknął. Podskoczyłam i podniosłam głowę do góry.<br />
<i>Eleonora.</i><br />
Szybko podniosłam się z ziemi i spojrzałam na demona, który nawiedzał mnie w snach.<br />
- Nie bój się. Jesteś na moich ziemiach nic Ci nie grozi.<br />
Spojrzałam na nią niepewnie, ale ufałam jej w zupełności. Czarne oczy mogły przerażać każdego, ale nie mnie. Przyjrzałam się jej czarnym gałkom ocznym z czerwoną szparką i mogłam stwierdzić, że już nie była to tak intensywna czerń jak w moich snach, teraz była bardziej wyblakła, a czerwony stawał się powoli różowym. Białe włosy przybrały kolor blondu, a na skórze nie widniały już tak liczne pęknięcia. Jej skóra była idealnie gładka, a cera porcelanowa. Była piękna. Obraz tego piękna szpeciły jedynie oczy.<br />
- Twoje oczy... - zaczęłam, ale pomachała na to jedynie ręką, jakby chciała odgonić niewidzialną muchę.<br />
- Gdy tylko zjednoczysz czarownice z resztą ras gałki na powrót staną się białe, a tęczówki fiołkowe. Swój teraźniejszy wygląd zawdzięczam jedynie dzięki Tobie i Williamowi.<br />
Uśmiechnęła się wdzięcznie, na co ja skinęłam lekko głową. William. W moich oczach nagromadziły się ponownie niechciane łzy. Eleonora zauważyła to i szybko zabrała głos.<br />
- Nie martw się o swoich przyjaciół są bezpieczni - spojrzałam na nią zaskoczona - Te ruchome piaski to moja sprawka. Chciałam, żebyśmy zostały same. Pamiętasz jak mówiłam Ci, że William ma swoją rolę, w całym tym zamieszaniu? - pokiwałam twierdząco głową - Tak, więc właśnie to w interesie chłopaka leży - zjednoczenie czarownic, dajmy mu wolną rękę. Niech się chłopak przyzwyczaja, bo niedługo ciebie zabraknie.<br />
- To po to się chciałaś ze mną spotkać? Chcesz mi wyjaśnić, co mam zrobić?<br />
- Chcę Ci przedstawić plan działania, ty będziesz go realizować. Muszę jednak Cię do niego przygotować.<br />
- Jak? - zapytałam nic nie rozumiejąc.<br />
- Chodźmy - wskazała ręką szlak i ruszyła w jego kierunku. Podreptałam za nią i po chwili szłyśmy już obok siebie.<br />
- Jakim cudem stoisz tu przede mną? - zapytałam, bo widziałam ją jedynie w moich snach, a teraz maszerujemy obok siebie, jakby nigdy nic.<br />
- Daliście mi siłę, aby wejść na trochę do realnego świata. Jak już mówiłam. Moja dusza zostanie oczyszczona, po zjednoczeniu czarownic. Przestanę być demonem, a im bliżej tego dnia, tym świat daję mi więcej możliwości. Mogę urzeczywistniać się w nocy, ale w dzień pozostaję duchem.<br />
- Co się stanie jak... całkowicie przestaniesz być demonem? - spytałam.<br />
- Wszystkie moje wspomnienia zostaną wymazane, a ja pozostanę zwykłą czarownicą. Nigdy nie można wyprzeć się nadnaturalności. Nigdy.<br />
- Eleonoro, a co z naszymi mocami? - spytałam mając na myśli siebie i Willa.<br />
- Znikną. Jesteście ludźmi, Clover. A ludzie nie mają żadnych mocy.<br />
- A co z bitwą? - powoli zaczynałam się martwić, a kobieta zaśmiała się lekko. Ona się śmieję?!<br />
- Spokojnie wasza moc zniknie od razu po bitwie. Tak, jak i wasza nieśmiertelność.<br />
- Oh - tylko tyle zdołałam z siebie wykrztusić.<br />
- Taka jest kolej rzeczy, Clov. Ludzie umierają. Kiedy przestanę być już księgą proroctw, moce nadane przeze mnie znikną wraz z proroctwem.<br />
Po tym stwierdzeniu, żadna z nas się już nie odezwała, aż do momentu, gdy Eleonora postanowiła się zatrzymać.<br />
- Chcę wystawić cię na trzy próby, Clover. Chcę wiedzieć, czy naprawdę jesteś gotowa na misję, którą zamierzam Ci powierzyć.<br />
Kobieta spojrzała na mnie uważnie.<br />
- Dobra - głos mi się lekko załamał, byłam już lekko zdezorientowana, zdenerwowana i trochę, troszeczkę przestraszona. - Dobrze - powiedziałam głośniej, bo wątpiłam, że za pierwszym razem mogła mnie usłyszeć. Spojrzałam na nią, a ta skinęła głową mówiąc niemo, że rozumie.<br />
Machnęła lekko ręką i drzewa rozstąpiły się nagle, tworząc okrągłą scenę. Rozejrzałam się dookoła.<br />
- Wow - szepnęłam.<br />
- Jak dobrze widzisz, dawno zapadł już zmierzch. Nie mamy dużo czasu, o wschodzie słońca będę musiała niestety Cię opuścić. - odezwała się Eleonora. - Po pierwsze, chcę sprawdzić twój spryt, czy będziesz umiała wywinąć się z trudnej sytuacji. Zaczynajmy.<br />
Uniosła rękę lekko do góry, a przede mną pojawiła się skrzynia, a obok niej największy pęk kluczy jaki w życiu widziałam. Było ich ze sto, może dwieście? Miedziane, złote, srebrne, ołowiane, duże, małe, szerokie, wąskie, zwykłe lub bogato zdobione. Kiedy oderwałam wzrok od kluczy, nad moją głową uformowała się kopuła. Spojrzałam pytająco na kobietę, która mnie tu zamknęła.<br />
- Otwórz skrzynię, Clover. Masz równe trzy minuty, później w kopule skończy się tlen. Zaczynaj!<br />
Popatrzyłam na klucze. Przecież nie mam czasu na testowaniu wszystkich! Podeszłam do skrzyni. Zaczęłam jej dotykać, a tym samym brałam płytkie oddechy, aby starczyło mi powietrza na jak najdłużej. Drewno było mocne, a zamek jeszcze bardziej trwały. Co zdziwiło mnie najbardziej nie była ciężka, a bardzo stara. Pogładziłam wieko skrzyni i jego ściany, chyba nawet diamentowe wiertło by ich nie rozwaliło. A spód? Przewróciłam na bok mało ciężką skrzynie. Teraz wiem, dlaczego to pudło było tak lekkie. Ściany może i były solidne, ale spód to zwykłe deski. Jedyne, co może nie przetrwać to pakunek skrzyni, jednak Eleonora wyraźnie kazała ją otworzyć, a nie uważać na zawartość. Wstałam z ziemi i zamachnęłam się nogą. Drewniane deski lekko się rozchyliły, a noga bolała mnie niemiłosiernie. Zagryzłam wargi i kopnęłam jeszcze raz i jeszcze raz. Powietrza było coraz mniej. Wzięłam ostatni oddech i włożyłam całą swoją siłę w ostatni kopniak. Pojawiła się dziura. Powietrza już nie było, a ja szybko klęknęłam i wyrywałam sterczące dechy. Kiedy pozbyłam się całego spodu wypuściłam powietrze, a kopuła upadła.<br />
Wzięłam głęboki oddech, ciesząc się świeżym powietrzem.<br />
- Przecież tam nic nie było - stwierdziłam, a kobieta wzruszyła ramionami.<br />
- Często nastąpią sytuację, kiedy niczego nie będzie w dobrze zabezpieczonej skrytce. Czas na zadanie numer dwa. - odwróciła się do mnie tyłem i zastanawiała nad czymś chwilę - Ludzie mówią, że boją się śmierci. Ale tak naprawdę się jej nie boją, lecz obawiają. Jedną z rzeczy, których ludzie boją się najbardziej jest ból. Gdy go doświadczamy myślimy tylko o nim, czujemy tylko go. Doświadczając bólu zapominamy o świecie, o problemach. Zostajemy z nim sam na sam, a on ma nad nami przewagę i perfidnie ją wykorzystuje. Kiedy będą od ciebie chcieli informacji, masz milczeć. Muszę wiedzieć, czy wytrzymasz zadawane tortury. - odwróciła się i spojrzała na mnie - Dzięki mózgowi odczuwamy ból. Możesz go pokonać, ale nie wiem, czy będziesz miała na tyle siły. Można powiedzieć, że niemożliwym jest kontrolowanie tego, ale w tym świecie wszystko jest możliwe. Tylko najsilniejsi potrafią kontrolować zadawany im ból. Zaczynajmy.<br />
Podniosła rękę po raz kolejny i piętnaście metrów ode mnie pojawiła się biała linia.<br />
- Będę zadawać Ci ból. Musisz podczas tego dojść do białej linii. Dopiero po jej przekroczeniu, zadanie zostanie zaliczone. Daj znać, gdy będziesz gotowa.<br />
Nie jestem na tyle silna by pokonać cierpienie. Jestem jedynie w stanie je przetrwać. Torturowany zostanie mój umysł, nie ciało, ale potrzebowałabym wielu godzin treningu, aby nie dopuszczać do siebie tortur umysłowych. Muszę wytrzymać. Muszę...<br />
Skinęłam lekko głową, patrząc w oczy Eleonorze. I nagle rozpoczęła się moja męczarnia. Lekko się skrzywiłam, ale ruszyłam dwa kroki do przodu, nie było źle. Wewnętrznie szlochałam, bo jak mówiła Eleonora ból zajął moje wszystkie myśli. Po postawieniu kolejnych dwóch kroków zatrzymałam się gwałtownie i mało nie upadłam, bo moja męka wskoczyła na kolejny poziom. Chciałam upaść na kolana i błagać, żeby przestała, ale zamiast tego zrobiłam kolejne cztery kroki do przodu. Po raz kolejny uderzyła we mnie fala silniejszej tortury. Teraz już nie mogłam się powstrzymać i upadłam na kolana, zaczęłam jęczeć. Pokonałam dopiero połowę drogi, a już nie mogę ustać na nogach. Ból, ból, ból... wszystko mnie boli. Głowa mi zaraz eksploduję. Ja nie chcę więcej, tak bardzo cierpię, ze nie mogę nawet otworzyć oczu. Moje ciało jest całe obezwładnione. Nie wiem skąd znalazłam w sobie siłę na pokonanie kolejnych czterech metrów, ale doczołgałam się jeszcze ten kawałek. Zostały jeszcze trzy. Tylko, ze teraz nie mogłam się w ogóle ruszyć. Podwinęłam nogi pod brodę i zaczęłam łkać. Łzy leciały ciurkiem po moich policzkach, a ja nawet nie mogłam się ruszyć. Doświadczyłam pierwszy raz w swoim życiu takiego piekła. Zaciskałam mocno zęby i ściskałam skórę, ale nawet tego nie czułam. Czułam tylko, że mogę zrobić wszystko i powiedzieć wszystko, za chwilę wytchnienia od tej gehenny. Chwilę później poczułam jak coś pcha mnie do przodu. Przymrużyłam oczy, bo nie byłam w stanie otworzyć ich w całości. Ujrzałam sylwetkę małego rudego lisa, który pchał mnie do przodu.<i> Joe.</i><br />
- <i>Człowiek, jeszcze trochę, dawaj! Wiem, że wyglądam jak kulturysta, ale masz swoją wagę, więc wytrzymaj jeszcze trochę. Zostały trzy metry. Dasz radę! Ty nie dasz?</i><br />
Starałam się myśleć o wszystkim tylko nie o uczuciu męki jaką przeżywam. Wraz z pomocą małego przyjaciela i swoimi resztkami sił dobrnęłam do białej linii, gdy moje ciało przetoczyło się przez nią. Ból i ochota na popełnienie samobójstwa przeszły, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Nie czułam nawet małego ukłucia ubolewania. Podniosłam się z ziemi, jakby nigdy nic, ale wciąż miałam w pamięci to, co przed chwilą przeżyłam. Nie życzyłabym takiej kary, nawet najgorszemu wrogowi.<br />
Popatrzyłam na kobietę, która powinna od teraz zacząć płacić za moje sesje u psychologa. Patrzyła z wątpliwościami na Joe'go, który wziął się tu Bóg wie skąd i pomógł mi przejść przez drugie zadanie.<br />
- Kazałaś dojść tylko i wyłącznie do białej linii. Nie wspominałaś nic o pomocy - od razu zaczęłam się bronić.<br />
- Masz rację, po prostu nie przypuszczałam, że jest tu ktoś jeszcze - wskazała na lisa. - Zastanawia mnie jak on się tu dostał?<br />
Lis nagle spuścił łepek na swoje futerko, które nagle zaczęło go bardzo interesować.<br />
- <i>Nie uważacie, że to futro jest niezwykle ciekawe, takie, takie... rude z dodatkiem migdałowego i złotordzawego. Może jestem jakoś szlachetnie urodzony? Może jestem zaginionym księciem Joe'em lisów, którego można rozpoznać tylko i wyłącznie po futrze? </i><br />
Zaczął nadawać, ale wystarczyło mu jedno moje spojrzenie i od razu zaczął schodzić na właściwy temat.<br />
<i>- Śledziłem was, od momentu, kiedy wyruszyliście szukać czarownic, szedłem za wami. </i><br />
- Jak obszedłeś ruchome piaski? - zapytałam.<br />
- <i>Po prostu obszedłem to naokoło.</i><br />
- Fascynujące, ale teraz, Joe usiądź sobie wygodnie i nie przeszkadzaj, proszę - zagadnęła lisa Eleonora, ten pokiwał głową na zgodę i skulił się pod drzewem mając nas na oku. Zastanawiało mnie jak, Eleonora usłyszała, Joe'a. Ale szybko zdałam sobie sprawę, że ona jest demonem i ma nieograniczoną moc.<br />
- Przejdźmy do trzeciego zadania, bo za chwilę dopadnie nas wschód słońca. W razie gdyby czas nam się skończył, chcę żebyś wiedziała, co masz robić, po tym, gdy oddasz się w ręce zori. Twoje miejsce zastąpi twój klon, podmieniony przez te kreatury. Ty natomiast, dowiesz się o każdym planie, jaki będą chcieli użyć w walce. Zniszczysz każdy, który może ułatwić im zwycięstwo. Rolą Williama będzie zaplanowanie tej bitwy. Dzięki pomocy Joe'a będziesz na bieżąco ze wszystkim, co będzie chciał zrobić Will. Zniszczysz zori od środka i skarzesz ich na kompletną porażkę. Walka już nie będzie wielką niewiadomą, będzie zwykłą formalnością. Po zjednoczeniu czarownic zniknę. Pamiętaj, że gdy wasza wygrana nastąpi wasze moce i nieśmiertelność również znikną. Clover, teraz musisz zrobić wszystko, aby nasz plan się powiódł. Ostatnia próba. Musisz znaleźć prawdziwą siebie. Myślę, że to nasze ostatni spotkanie. Żegnaj, Clov. Prawdziwym zaszczytem było dla mnie spotkani Cię. Dziękuję Ci za wszystko i cieszę się, ze cię wybrałam, a teraz... Zaczynaj. Powodzenia!<br />
Podniosła rękę do góry, posłała mi ostatnie spojrzenie dodające odwagi i zniknęła. Raczej ja zniknęłam. Stałam pośrodku czarnego pokoju, a dookoła mnie były rozstawione lustra. Pod moimi stopami leżał młotek i karteczka.<br />
<span style="font-family: "courier new" , "courier" , monospace;">Zbij każde lustro, w którym nie będzie ciebie. Tylko jedno z nich przedstawia twoje prawdziwe odbicie. Tylko, uważaj! Zbijając lustro z prawdziwą sobą - zniknie na zawsze. Wybierz dobrze.Nie zapomnij kim jesteś.</span><br />
<span style="font-family: inherit;">Osiem luster stało dookoła mnie. Muszę rozbić siedem z nich. Jedno tylko jest tym prawdziwym, ale które? Kiedy zbiję to właściwe, kiedy rozbiję siebie - rozbiję realną siebie i... zniknę. Wzięłam tak dla żartu osiem głębokich wdechów. Już zaczyna dopadać mnie czarny humor. Uśmiechnęłam się niewesoło i wzięłam do ręki młotek i podeszłam do pierwszego lustra. Stałam tam ja ze skrzyżowanymi na piersi rękoma. </span><br />
<span style="font-family: inherit;">- Nie boję się tego zadania. Bardziej przeraża mnie perspektywa tego, że mogę nie znać samej siebie. Dwa poprzednie były trudne, ale to chyba będzie najtrudniejsze. Czy można nie znać samej siebie? </span><br />
<span style="font-family: inherit;">Powiedziało odbicie numer jeden. Odstąpiłam od niego kilka kroków, bo mogło być moim prawdziwym. Odbicie numer dwa. Siedziałam tam w siedzie skrzyżnym i obgryzałam paznokcie.</span><br />
<span style="font-family: inherit;">- Nie mogę znieść tej presji, którą wywiera na mnie ta misja...</span><br />
<span style="font-family: inherit;">Nie dałam jej dokończyć, bo uderzyłam w to lustro młotkiem. Nagle całe zniknęło. Nie chodziło o jej wypowiedź, chodziło o to, że ja nie potrafię obgryzywać paznokci. Uśmiechnęłam się dumna z siebie i podeszłam do następnego. W tym odbiciu opierałam się ramieniem o jakąś ścianę. </span><br />
<span style="font-family: inherit;">- Nienawidzę swoich rodziców za to, że zostawili mnie i Brandona samych sobie z kupą kasy. Oni mieli się nami opiekować, a nie zostawiać jak jakieś psy! Mogłam liczyć tylko na mojego starszego brata. </span><br />
<span style="font-family: inherit;">Podniosłam młotek i zbiłam to odbicie. Nie nienawidziłam rodziców, wręcz przeciwnie kochałam ich, ale miałam o to do nich żal. To lustro również zniknęło. Opcja numer cztery.</span><br />
- Boję się tej wojny. Obawiam się, że przegramy i tylko zmarnowałam tu swój czas...<br />
Młotek i pęknięcie. Kolejne lustro zniknęło. Nigdy nie uznałabym czasu spędzonego tutaj za zmarnowany. Nigdy.<br />
Lustro numer pięć.<br />
- Zakochałam się w Williamie, ale czuję, że mam niedokończone sprawy z Markiem. Cały czas się zastanawiam, czy pogodziłam się z kłamstwami Harry'ego.<br />
Podniosłam młotek wysoko do góry i już miałam zbijać taflę lustra, ale zatrzymałam młotek kilka milimetrów od niej. Westchnęłam głęboko i podeszłam do odbicia numer sześć.<br />
- Jestem uparta. Kocham ryzyko i adrenalinę pulsującą mi w żyłach. Nie umiem się poddawać i nie wystawiłam nigdy przyjaciół do wiatru.<br />
Z bólem serca podniosłam młotek do góry i zbiłam to lustro, a ono jak reszta zniknęło. Wystawiłam do wiatru Sam'a, co z tego, że pierwsza część wypowiedzi była całkiem trafna. Z Samem przed odejściem nawet się nie pożegnałam. A co z Ronem i Monster'em gdybyśmy przyszli na to spotkanie, nie trafili by do poprawczaka. Zamknęłam oczy. Za dużo emocji jak na jeden dzień. Podeszłam do siódmego lustra.<br />
- My jesteśmy panami własnego losu, jedyne co, to trzeba go dobrze od początku do końca rozplanować. Mój los płata mi figle, bo nie rozplanowałam go. Żyję chwilą i kocham to.<br />
Podeszłam do lustra numer ósiem.<br />
- Brzydzę się kłamstwem, ale muszę to robić. Nie mogę patrzeć na cierpienie ludzi, których kocham, muszę chronić ich za wszelką cenę. Po trupach do celu.<br />
Zbiłam i to lustro. Bo prawda jest taka, że nie brzydzę się kłamstwem, jeśli jest na rzecz dobra innych i wcale nie muszę tego robić.<br />
Trzy pozostałe lustra ustawiły się obok siebie. Numer jeden, cztery i siedem. Któreś z nich jest moim prawdziwym. Na pewno nie jest nim numer cztery. Wzięłam młotek i zbiłam środkowe zwierciadło. Do Marka nic nie czuję i dawno pogodziłam się z kłamstwami Harry'ego. Nie jestem dziewczyną, która będzie odmawiać sobie nowej miłości z obawy na przeszłość.<br />
Zostały dwa, lecz teraz nie miałam zielonego pojęcia, które jest prawdziwe. Postanowiłam posłuchać głosu serca i podniosłam młotek do lustra numer jeden.<br />
Uda się albo nie.<br />
Zamknęłam oczy i...<br />
<br />
<b>Za tydzień kochani nie będzie rozdziału, ponieważ wyjeżdżam na urlop i spodziewajcie się nowego postu za dwa tygodnie :)</b><br />
<b>Ashley xxx</b>Ashley ♥http://www.blogger.com/profile/17231641403844385028noreply@blogger.com30tag:blogger.com,1999:blog-5955940488635860007.post-43098923179722318882016-07-07T20:01:00.000+02:002016-07-07T23:07:11.897+02:00Odpowiedzi Q&A<b>1. Ile jeszcze rozdziałów do końca?</b><br />
Sama bym chciała wiedzieć... Jak na razie nie więcej niż 15 się spodziewamy.<br />
<br />
<b>2. Czy przyjaźnicie się z kimś stąd? Z kimś rozmawiacie poza blogiem? </b><br />
Zaprzyjaźniłyśmy się z dwiema osobami stąd, a mianowicie są to Georgia i Foxes. Pisałam także Juśś, ale ona chyba nie zdaje sobie sprawy, że pisała ze mną.<br />
<br />
<b>3. Ulubiona piosenka na ten moment? </b><br />
Mery: Selena Gomez - Me & The Rythm<br />
Ashley: Jessie J - Mamma Knows Best or Flashlight<br />
<br />
<b>4. Ile macie lat?</b><br />
Ashley - 15 lat<br />
Mery - 15 lat<br />
<br />
<b>5. Jesteście z Polski? Jak tak to jakie województwo?</b><br />
Polska - Kujawsko-pomorskie.<br />
<br />
<b>6. Czemu zamiast obserwujących jest obserwowanie przez e-mail? I na czym to polega?</b><br />
Bo obserwować nas nikt nie chciał i to słabo wyglądało #szczerość. Po za tym kto chce obserwować nas to i tak wiadomości na e-mail dostanie o nowym poście dodanym na naszego bloga.<br />
Wpisujesz swój e-mail, klikasz submit i potwierdzasz.<br />
<br />
<b>7. Macie jakichś idoli? Jak tak to jakich?</b><br />
Ashley: Tak mnie ostatnio wzięło na: 5 seconds of summer i piosenki One Direction, i ogólnie różne zespoły. Generalnie moich idoli trudno określić, ponieważ nie mam jako gwiazdy żadnego konkretnego. Co do muzyki jestem straszną sezoniarą, bo każda piosenka szybko mi się nudzi. Moimi idolami są ludzie, którzy swoją twórczością przekazują jakieś wartości życiowe. Mją idolką jest Colleen Hoover.<br />
Mery - Selenator i Arianator<br />
<br />
<b>8. Jakie polecacie pomadki do ust lub błyszczyki?</b><br />
Ashley: Ja polecam firmy "Pupa", a konkretnie "Lipstick Pupa Volume Rossetto 100".<br />
Mery: Moim faworytem jest szminka firmy MAC pod tytułem "Rouge A Levres" z serii Viva Glam Ariany Grande.<br />
<br />
<b>9. Jaki macie kolor włosów?</b><br />
Ashley: czekoladowy brąz.<br />
Mery: ciemny blond.<br />
<br />
<b>10. Woda czy sok?</b><br />
A: woda M: woda<br />
<br />
<b>11. Francja vs Anglia?</b><br />
A: Anglia M: Anglia<br />
<br />
<b>12. Zima vs lato?</b><br />
A: zima M: zima<br />
<br />
<b>13. Wiosna vs jesień?</b><br />
A: jesień M: wiosna<br />
<br />
<b>14. Pies vs kot?</b><br />
A: pies M: kot<br />
<br />
<b>15. Bieber vs Malik?</b><br />
A: Żaden z powyższych M: Zayn Malik<br />
<br />
<b>16. Siatkówka vs koszykówka?</b><br />
A: SIATKÓWKA ♥ M: koszykówka<br />
<br />
<b>17. Quiz</b><br />
<i>poziom łatwy:</i><br />
1. Alvaro Soler - Sofia.<br />
2. Margaret - Cool me down.<br />
3. Jennifer Lopez - Ain't your mama.<br />
4. Sylwia Grzeszczak - Tamta dziewczyna.<br />
<br />
<i>poziom średni:</i><br />
1. Rihanna - Diamonds.<br />
2. Lady Gaga - Telephone.<br />
3. Tabb&SundNGrace - Dach.<br />
4. Fifth harmony - Work from home<br />
<br />
<i>poziom trudny:</i><br />
1. ???<br />
2. Alessia Cara - Here.<br />
3. Meghan Trainor - Me too.<br />
4. Nicki Minaj - Anaconda.<br />
<br />
<b>18. Co sądzicie o Foxesie?</b><br />
Miły, sympatyczny, normalny chłopaczek, resztę naszej opinii o nim zachowamy dla siebie :))).<br />
<br />
<b>19. Czy ty, Ashley masz crusha?</b><br />
Tak :)))<br />
<br />
<b>20. Byłyście na koncie kogoś sławnego, jak tak to kogo? Jak nie to na kogo koncert chciałybyście pojechać? </b><br />
Mery: Byłam na koncercie Margaret i w październiku będę w Pradze na koncercie Seleny Gomez.<br />
Ashley: Ja bym chciała być na koncercie 5 seconds of summer.<br />
<br />
<b>21. Jaki macie kolor ścian w pokoju?</b><br />
Mery: niebieski i fototapeta<br />
Ashley: szare i biała tapeta z napisami<br />
<br />
<b>22. Ulubiony smak lodów?</b><br />
M: guma balonowa<br />
A: truskawkowe<br />
<br />
<b>23. Ashley masz chłopaka?</b><br />
Nie mam.<br />
<br />
<b>24. Od jak dawna się znacie? Od kiedy się przyjaźnicie? Jak się poznałyście?</b><br />
Zaczęłyśmy się przyjaźnić w szóstej klasie podstawówki, a znałyśmy się od czwartej. Zaczęło się od tego, że razem chodziłyśmy do klasy sportowej. Nie przyjaźniłyśmy się, ponieważ ja byłam bardziej tą szaloną i towarzyską, a Mery natomiast cichą i nieśmiałą. Przez klasę czwartą i piątą trzymałam się z moją najlepszą przyjaciółką - Magdą. Do czasu, aż ona przeniosła się do innej klasy, ponieważ często chorowała i nie mogła brać udziału w treningach, które odbywały się codziennie. W szóstej klasie, gdy zabrakło Magdy, jakoś (dokładnie nie pamiętamy jak :D) się spiknęłyśmy i zaczęłyśmy przyjaźnić... do teraz.<br />
<br />
<b>25. Kiedy jakaś inna powieść z naszej strony?</b><br />
Zaczęłam pisać kolejną książkę. Mam już stworzony prolog i pierwszy rozdział. Niestety to będzie książka, gdzie muszę wszystko dobrze rozplanować, każdy szczegół, każdy najdrobniejszy element, bo będzie to powieść innego typu niż fantasy. Będzie dla niej stworzony nowy blog. Przymierzamy się już do kolorystyki i szablonu. Od razu powiem, że po zakończeniu Czasu Proroctwa pojawi się link z nowym blogiem i nową powieścią!<br />
<br />
<b>26. Czy jest jakaś szansa na spotkanie nas w realu? </b><br />
Sorki, ale żadnego meet-up'u się nie spodziewamy :(<br />
<br />
<b>27. Kiedy zrobicie livechata lub livea?</b><br />
Livea przykro nam nie będzie, a livechat będzie dzisiaja o 20.00.<br />
<br />
<b>28. Ulubiony film?</b><br />
A: Iluzja<br />
M: Love Rosie<br />
<br />
<b>29. Ulubiony album muzyczny?</b><br />
A: 5 SOS - Sounds good feels good<br />
M: Selena Gomez - RevivalAshley ♥http://www.blogger.com/profile/17231641403844385028noreply@blogger.com21tag:blogger.com,1999:blog-5955940488635860007.post-49531938550272913412016-07-04T15:33:00.002+02:002016-07-04T15:33:28.555+02:00Zapowiedź Q&AHej!<br />
Pragnęliście Q&A, więc go dostaniecie! W czwartek opublikujemy post, w którym odpowiemy na wasze pytania, a także będziemy dostępne na czacie od godziny 20:00. Zadawajcie pytania pod tym postem.<br />
<br />
Mery xoAshley ♥http://www.blogger.com/profile/17231641403844385028noreply@blogger.com33tag:blogger.com,1999:blog-5955940488635860007.post-23130952182842471362016-07-02T10:09:00.002+02:002016-07-02T10:09:32.842+02:00Rozdział 27Od godziny siedzę nad mapą i próbuję nauczyć się jej na pamięć. Muszę znać każdy szczegół, ponieważ nikt nie może dowiedzieć się gdzie znajdują się czarownice. Nie mogę zawieść ich zaufania. Za każdym razem kiedy jestem pewna, że mam ją w głowie w całości, biorę czystą kartkę papieru i przerysowuje to co zapamiętałam, a następnie porównuję z oryginałem. Z każdym razem coś omijam. Za siódmym razem, kiedy porównuję wszystko jest idealnie. Dla pewności powtarzam czynność i odtwarzam mapę ponownie. Znowu sukces. Opieram głowę o zagłówek fotela, wzdycham głęboko i zamykam oczy. Udało mi się. Uśmiech nie schodzi mi z twarzy, a teraz trzeba się wszystkiego pozbyć. Wstałam z fotela i pozbierałam wszystkie kartki, a mapę schowałam do kieszeni. Udałam się w stronę kuchni. Kiedy tylko przekroczyłam próg pomieszczenia wzrokiem odszukałam piec. Rozejrzałam się i upewniłam, że nie będzie świadków tego co zamierzam zrobić. Pierwsze co zrobiłam to wrzuciłam w ogień moje szkice. Następnie sięgnęłam do kieszeni i wyjęłam pergamin. Rozłożyłam go i spojrzałam na niego po raz ostatni. Zgniotłam w kulkę i patrzyłam jak ogień opatula go z każdej strony. Gdy już zamienił się w popiół, niespodziewanie zerwał się wiatr, który ugasił pomarańczowo złote płomienie. To co pozostało z mapy zostało rozwiane po całej kuchni.<br />
<div>
- Pięknie - mruknęłam, a po chwili cały popiół wzniósł się do góry i połączył. Później za pomocą jednej iskierki, zniknął. Patrzyłam zdumiona tym, czego byłam świadkiem. Wstałam z ziemi i otrzepałam kolana. Udałam się do swojego pokoju. Trzeba się spakować. Wyjęłam z szafy czarny plecak i włożyłam do niego ubrania, kompas, przybory toaletowe, butelkę wody. Spojrzałam na pakunek rozbawiona. Wiele mi nie potrzeba. Kiedyś, gdy miałam się pakować to tylko i wyłącznie w wielką walizkę, a teraz? Wystarcza mały plecak. Z samego rana jak się obudziłam poinformowałam wszystkich, że wyruszamy jeszcze dziś. Nie powiem, że nie byli zdziwieni, bo byli. Tak nagle wyskoczyłam z wyprawą, że zaczynają coś podejrzewać. Jednak, co innego mogę zrobić? Usiadłam na łóżku i przetarłam twarz rękom.<br />
- Wszystko się ułoży, Clov. Wszystko będzie dobrze. - wstałam z łóżka, a dłonie włożyłam do kieszeni wielkiej szarej bluzy. Dziś było naprawdę zimno. Wzięłam plecak i wyszłam z pokoju ostatni raz na niego spoglądając. Ostatni raz... mam nadzieję, że nie. Zamknęłam drzwi i w podskokach ruszyłam na dziedziniec, gdzie czekał już Gabriel z Casparem. Obaj byli ubrani na sportowo i trzymali w rękach plecaki.<br />
- Powiesz nam, Clover gdzie będziemy ich szukać? - zapytał podejrzliwie Gabriel.<br />
- Mam przeczucie, gdzie może znajdować się ich obóz. - skłamałam.<br />
- Gabriel...- uciszył go Caspar, bo ten chciał coś jeszcze dodać - Dajmy jej wolną rękę, jej "przeczucia" nigdy nas nie zawodziły. Przecież by nas nie oszukała.<br />
Wzdrygnęłam się na te słowa.<br />
Niestety będę musiała zawieść wasze zaufanie.<br />
Uśmiechnęłam się, a raczej próbowałam i chyba nic nie wyszło z moich wysiłków. Czekaliśmy jeszcze chwilę, każdy pogrążony w swoich własnych myślach. Dołączył do nas William, Ryan, Lucas, Paul i Mark.<br />
- My przyszliśmy się pożegnać - zaczął Paul, ponieważ on z Ryanem zostawali tutaj. Wczoraj pożegnałam się jeszcze z moimi przyjaciółmi wilkołakami i zmiennymi, którzy zostali, aby nawiązać jeszcze lepszy kontakt z wampirami. Ryan wczoraj mówił, że mieszanie się ras dało zamierzony efekt. Teraz w jednym obozie mieszkają nawet wszystkie gatunki, elfy zbratały się najbardziej ze zmiennymi, a wilkołaki o dziwo z wampirami. Już dziś przybędą tutaj znowu się wymieszać.<br />
Cztery rasy się zjednoczyły, a piąta jest z nami na najlepszej drodze. - Będziemy tęsknić, ale pamiętajcie, że mnie się tak łatwo nie pozbędziecie! Od razu, gdy zostanę poinformowany o sukcesie w obozie czarownic, będę tam ustalać plan bitwy!<br />
- Dacie radę. To już prawie koniec - spojrzał na nas z uśmiechem Ryan.<br />
Nie chciałam nikogo załamywać, ale to dopiero koniec początku.<br />
- Dzięki - odpowiedział William.<br />
- Wiecie w ogóle gdzie macie iść? - zapytał Paul.<br />
- Tak - warknęłam, bo po raz kolejny ktoś się o to pyta - Wiem, gdzie mamy iść. Ile razy mam to jeszcze powtarzać? - zapytałam załamana. - A teraz ruszajmy z trzy, cztery godziny zajmie nam samo dojście - odwróciłam się do nich plecami i strzeliłam sobie facepalma w myślach. Nie dałam nic po sobie poznać i ruszyłam do przodu. Za sobą usłyszałam jedynie szept Lucasa "Coś jest nie tak, miejmy ją na oku". Dołączyły do niego pomruki aprobaty. Nie odzywałam się przez całą drogę do nikogo. To podwójnie alarmowało ich o moim podejrzliwym zachowaniu, ale ja nie miałam czasu zwracać uwagi na ich ukradkowe spojrzenia. Za łatwo nam poszło. Idziemy tak i idziemy, a za dwadzieścia minut powinniśmy być na miejscu. Oni się nas spodziewają, ale ukrywali się przez tyle lat i co tak po prostu wejdziemy do ich obozu? Wątpię. Kolejna sprawa - zori. Dawno nie atakowali, jaki mają plan? Za długo nie pojawiają się na horyzoncie, i co chcą czekać do ostatecznego starcia? Chyba, że ich jedynym planem pomiędzy wojną jest... wyeliminowanie mnie i Willa. Nagle stało się zbyt cicho.<br />
- Stop! - krzyknęłam i zobaczyłam przed sobą ścianę ciemnobrązowych korzeni. Grubych, starych, wytrwałych sto lat i niepokonanych korzeni z drewna. Przeplatały się przed siebie. Wglądało to jak wielka ściana i coraz bardziej kręciło mi się w głowie, gdy na nią patrzyłam. Jedyną drogą do ich obozu jest przejście przez... to coś.<br />
- Polecę zobaczyć, czy da się to ominąć - powiedział Gabriel, a ja cały czas głaskałam ścianę, nawet się na niego nie obejrzałam.<br />
- Wiesz myślę, że jak zrobili niezniszczalną przeszkodę to górą jej też nie ominie... - mówiłam, ale przerwał mi krzyk Gabriela.<br />
- Nie ma opcji, górą się nie da!<br />
- Dobrze, że mówisz, bo bym całe życie była w błędzie - mruknęłam i odsunęłam się od pnączy. - Jest tu jakieś przejście tylko my go nie widzimy.<br />
- Dostaje oczopląsu patrząc na to. - dodał Mark.<br />
Usiadłam w siedzie skrzyżnym przed wielką przeszkodą i próbowałam rozgryźć, gdzie jest mała usterka w tej mistrzowskiej zaporze. Chłopacy siedzieli dalej i rozmawiali, kilka razy proponowali, abym odpuściła na chwilę i z nimi odpoczęła, ale nie dałam się namówić. Zaczynała boleć mnie głowa i byłam zirytowana faktem, że nie mogę znaleźć tego przejścia.<br />
- Clover! - zawołał Caspar.<br />
- Czego! - odwróciłam się do nich.<br />
- Zbliża się noc! - powiedział Lucas. Spojrzałam na zachód słońca, faktycznie za chwilę zapadnie zmrok i za chwilę stracimy jakiekolwiek szanse na odnalezienie przejścia. Spojrzałam na drzewa i nie mogłam się z głowy pozbyć słów Lucasa "Zbliża się noc". Patrzyłam na drzewa i powtarzałam co chwila to zdanie w myślach. Te same słowa, te same litery krążyły w mojej głowie i powtarzałam je sobie jak mantrę. Była w nich odpowiedź, ale gubiłam co chwila sens tego zdania, aż w końcu krzyknęłam.<br />
- Z bliska! - oni cały czas patrzyli na mnie, kiedy zagłębiłam się w swoich myślach, a teraz patrzyli na mnie jak na wariatkę. Zerwałam się z miejsca i pobiegłam w przeciwną stronę do ściany. To jest haczyk! Chłopacy do mnie podbiegli.<br />
- Co jest? - zapytał Paul.<br />
- Nie możemy patrzeć z bliska, bo tego oczekują. Nie patrzmy uważnie. Spójrzmy na to jak na zwykłą ścianę. Poczekajmy do zachodu słońca. To jest zmyłka. Trudno jest dostrzec przejście w tym labiryncie w dzień, a co dopiero w nocy. Tylko, że przejście nie jest ukryte, ono jest widoczne z daleka, nie z bliska. Zobaczyliśmy zaplątaną ścianę z korzeni i od razu podeszliśmy szukać przejścia, ale ono było cały czas widoczne z daleka, w porze dnia, gdy statystycznie najtrudniej je dostrzec. Rozumiecie?<br />
- Pogubiłem się. - wyznał Mark.<br />
- Clover chodzi o to, że to było bardziej zagranie psychiczne. Daliśmy się złapać w ich pułapkę doszliśmy do tego, że przejście możemy znaleźć tylko w dzień przy dobrym oświetleniu i wysiłku mózgu. Kto by pomyślał, że przejście łatwiej znaleźć kiedy będzie ciemno i nie rozgryzać całej tej plątaniny roślin, tylko spojrzeć na nią z daleka. - uzupełnił Will.<br />
Czekaliśmy cierpliwie, a ja byłam podekscytowana i ciekawa, czy moja teoria będzie trafna. Słońce już całkowicie zaszło, a jego miejsce zastąpił księżyc. Wschodził niespiesznie i powoli, a kiedy cała jego poświata padła na ścianę, światło księżyca odbiło się od niej jak w lustrze i nakierowało nasz wzrok na przejście pomiędzy dwoma drzewami, nagle rośliny pomiędzy drzewami zaczęły zwijać swoje łodygi w przeciwne strony i utworzyły nam wąską drużkę.<br />
- Kto by pomyślał? - zapytał Caspar.<br />
- Na pewno nie ja - odparłam i wpatrywałam się z podziwem w przejście, o którym bym w życiu nie pomyślała. - Chodźmy - szepnęłam i ruszyłam do przodu. Normalnie czułam się jak w jednym z tych horrorów, gdzie za chwilę coś wyskoczy z ukrycia. szliśmy rozglądając się na wszystkie strony, aż doszliśmy do obozu. Obozu czarownic. Nie wierzę, że zaszliśmy tak daleko. Ale po chwili usłyszałam krzyk Gabriela.<br />
- To chyba nie jest to co myślę?!<br />
Obejrzałam się do tyłu i zobaczyłam jak reszta towarzyszów wycieczki jest w połowie na lądzie, a połowie... pod ziemią.<br />
- Nie ruszajcie się! Im więcej się ruszacie tym bardziej zatapiacie - ruchome piaski, czyli to nie koniec atrakcji? Świetnie. Myśl, myśl, myśl... chwila. Dlaczego ja się nie zatapiam? Spojrzałam w dół i tak jak myślałam moje nogi stoją na stałym gruncie. Przecież...<br />
<i>...Posłuchaj. Zostałaś obdarzona darami mojego żywiołu. Wyjaśnię Ci wszystko...</i><br />
Dlatego to nie działa!<br />
Ale co ja mam teraz robić?!<br />
<br />
<br /></div>
Ashley ♥http://www.blogger.com/profile/17231641403844385028noreply@blogger.com10tag:blogger.com,1999:blog-5955940488635860007.post-65459943292392481912016-06-20T14:02:00.000+02:002016-08-04T17:44:55.550+02:00Rozdział 26- Bingo - szepnęłam.<br>
Nagle do pokoju wpadł William. Szybko schowałam mapę za plecy i powoli zwijałam. Spojrzał na mnie z uniesioną brwią. To spojrzenie znaczyło "Co tam chowasz?". Uśmiechnęłam się uroczo, żeby go zmylić i przekonać go o mojej niewinności. W końcu nie wytrzymał i powiedział:<br>
- Co tam masz?<br>
- Nic - odparłam.<br>
- Przecież widzę, że coś tam chowasz.<br>
- Co?<br>
- No nie wiem co, ale coś tam masz.<br>
- Ale w sensie, że kto?<br>
- No ty.<br>
- Emm... to tylko książka.<br>
- Do czytania? - spojrzałam na niego jak na wariata i już chciałam powiedzieć "Nie", ale ugryzłam się w język i odpowiedziałam.<br>
- Dokładnie.<br>
- Nie wydaję mi się.<br>
Udało mi się zwinąć mapę i schowałam ją do spodni. Teraz, żeby to nie nabrało podejrzeń zaczęłam się cofać do regału z książkami i zamierzałam chwycić którąś z nich. Tak, wiem. W ogóle nie wzbudzam podejrzeń. Wiliam zaczął do mnie podchodzić. Już byłam przy komodzie i dzięki Ci Boże, była tam jakaś książka. Chwyciłam ją powoli w ręce, nie przerywając kontaktu wzrokowego w Willem. Stał już nade mną i zabrał mi to, co chowałam za plecami.<br>
- "Zabić Drozda"? - spojrzał na mnie jak na idiotkę. - I jak przeżycia?<br>
Haha Williamku, nie wyjdzie ci to. Czytałam tę książkę, kiedy nie miałam co robić w domu. Doszłam do końca i nie była taka zła, a teraz wiedza ta przyda mi się, aby odpowiedzieć na przesłuchania Willa.<br>
- Wspaniała lektura.<br>
- Autor?<br>
- Harper Lee.<br>
- Główny bohater?<br>
- Trójka dzieci. Smyk, Jean Louise i Jeremy.<br>
- A...<br>
- Dzieciaki, czyli główni bohaterowie zaczynają się interesować synem sąsiada, który nigdy nie wychodzi z domu<span style="background-color: black; color: #eeeeee;"><span style="background-color: black;">.</span><span style="background-color: #eeeeee;"><span style="background-color: #eeeeee; line-height: 22.4px;"><span style="font-family: inherit;"><span style="background-color: white;"> </span><span style="background-color: black;">Plotki z miasteczka i wyobraźnia dzieciaków sprawia, że Artur "Boo" Radley postrzegany jest przez nich jako potwór i psychopata. W rzeczywistości Artur jest od lat więziony przez ojca sadystę, a ten głupi frajer karze go za młodzieńcze przewinienia. Później</span></span></span><span style="background-color: black; font-family: inherit; line-height: 22.4px;"> ktoś tam podejmuje się obrony Robinsona, Afroamerykanina, który został oskarżony o zgwałcenie białej dziewczyny. Choć od początku jasne jest, że Robinson jest niewinny i padł ofiarą uprzedzeń i nienawiści na tle rasowym, biała społeczność Maycomb woli wierzyć kłamstwom dziewczyny i jej ojca. </span></span></span><br>
<span style="background-color: black; color: #eeeeee; font-family: inherit; line-height: 22.4px;">Szczęka mu opadła, a oczy miał szeroko otworzone. </span><br>
<span style="background-color: black; color: #eeeeee; font-family: inherit; line-height: 22.4px;">- Od kiedy interesuje cię literatura lat 60?</span><br>
<span style="background-color: black; color: #eeeeee; font-family: inherit; line-height: 22.4px;">- Nie miałam, co czytać.</span><br>
<span style="background-color: black; color: #eeeeee; font-family: inherit; line-height: 22.4px;">- Jasne, ale Clover ja widzę, że coś tu nie gra i jak będziesz gotowa mi w końcu powiedzieć, co jest grane, to jestem u siebie.</span><br>
<span style="background-color: black; color: #eeeeee; font-family: inherit; line-height: 22.4px;">Wyszedł z mojego pokoju trzaskając drzwiami. Patrzyłam na nie jeszcze przez chwilę, ale później z jękiem rzuciłam się na swoje łóżko. Użalałam się nad sobą, dopóki nie przypomniałam sobie o mapie, której czytanie zakłócił mi William. Leżałam na lewym boku, więc przekręciłam się w drugą stronę, Niestety dobrze nie wymierzyłam odległości i z zleciałam na ziemię.</span><br>
<span style="background-color: black; color: #eeeeee; font-family: inherit; line-height: 22.4px;">- Ała! - krzyknęłam, a moja twarz przybrała grymas bólu. Bolał mnie kręgosłup i pośladki. Lecz postarałam się zignorować ból, stanęłam na nogach wyjmując z tylnej kieszeni spodni mapę. Rozwinęłam ją całkowicie i zaczęłam analizować. Obszar zajmowany przez czarownice znajdował się około trzech lub czterech godzin na północ. W tej części lasu rosło o wiele więcej drzew. Nieźle się ukryli. Jutro poinformuję wszystkich, że możemy wyruszać. Odrzuciłam mapę na bok i wyszłam na balkon, aby odetchnąć świeżym powietrzem. Ostatnia rasa. Później bitwa. Nie, nie bitwa, wojna. Oparłam się o barierki i zaczęłam myśleć jak to będzie. Gdzie? Ile będzie ofiar? Kogo stracimy? Jak to rozegramy? Wygramy? Moje myśli przerwało moje głośne ziewnięcie. Czas spać, Clover. Jutro się pomartwisz. </span><br>
<span style="background-color: black; color: #eeeeee; font-family: inherit; line-height: 22.4px;">Położyłam się wygodnie i przykryłam miękką kołdrą. Nie miałam siły ubierać piżamy i tak brałam prysznic i przebrałam się w czyste ciuchy po meczu. </span><br>
<span style="background-color: black; color: #eeeeee;"><span style="background-color: black;"><br></span>
<span style="line-height: 22.4px;">Woda unosiła moje ciało, które lekko się kołysało od lekkiego falowania. Spokojnie płynęłam na plecach, nie przejmując się niczym. Nie wiedziałam gdzie jestem i nie obchodziło mnie to. Było tu cicho i spokojnie, nie chciałam opuszczać tego miejsca. Dawało mi poczucie bezpieczeństwa... szkoda, że było iluzją. Nagle coś wciągnęło mnie pod wodę, a ja krzycząc i wierzgając się, jak głupia otworzyłam usta by nabrać powietrza. Woda zalała moje płuca, dusząc się myślałam, że to już mój koniec. Straciłam przytomność.</span></span><br>
<span style="background-color: black; color: #eeeeee; line-height: 22.4px;">Obudziłam się w swoim śnie. Cóż za ironia. Moje ciało było obolałe i całe pokryte liśćmi i ziemią. Zdezorientowana wstałam szybko z ziemi i otrzepałam się rozglądając po okolicy. Spojrzałam przed siebie widząc dziewczynę biegnącą w las. Poszłam za nią, skądś ją kojarzyłam, ale wszystko co widziałam z daleka było niewyraźne, a z bliska lekko zamglone. Zaczęłam biec, aby nie zgubić dziewczyny. Omijałam drzewa i potykałam się co chwila o jakiś wystający z ziemi korzeń. Kiedy ujrzałam, że zatrzymała się podeszłam bliżej i schowałam się za drzewem. Usiadła na przewróconym pniu drzewa. Była ubrana w jasnoniebieskie dżinsy, pudrową koszulę i czarne addidasy. Wglądało to jakby czekała na coś. Ale na co? Po chwili usłyszałam czyjeś kroki, ale nie tylko jednej osoby.Przed dziewczyną pojawiło się pięciu mężczyzn. Zori. Po chwili do całej szajki dołączył kolejny. Wyglądał inaczej, niż jego przyjaciele. Nagle przypomniał mi się zori z poprzedniego snu. To on. To Malcolm. Dziewczyna chwilę później upadła na kolana, a na jej twarzy powstał grymas bólu. Chwila, chwila... to nie jakaś tam dziewczyna. To jestem ja. Po chwili przestała usłyszałam ich głosy. </span><br>
<span style="background-color: black; color: #eeeeee; line-height: 22.4px;">- Nie - powiedział Gabriel - Pójdziemy prosto. William, czy możesz...</span><br>
<span style="background-color: black; color: #eeeeee; line-height: 22.4px;">Wszystko zniknęło. </span><br>
<span style="background-color: black; color: #eeeeee; line-height: 22.4px;">Teraz już nie było nic. </span><br>
<span style="color: #eeeeee; line-height: 22.4px;"><i style="background-color: black;">Masz wybór, Clover. Wybierz dobrze. Wiesz już wszystko. Będziesz wiedzieć co masz robić. Wierzę w ciebie.</i></span><br>
<span style="background-color: black; color: #eeeeee; line-height: 22.4px;">Otworzyłam oczy. Wiem, co mam robić.</span>Ashley ♥http://www.blogger.com/profile/17231641403844385028noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-5955940488635860007.post-22561940488823113832016-06-11T16:22:00.001+02:002016-06-11T19:12:06.930+02:00Rozdział 25- Rzygam tęczom.<br />
Położyłam rękę na piersi Willa i oderwaliśmy się od siebie.<br />
- Jak miło cię widzieć, Mark. Nie, nie przeszkadzasz. Wcale.- rzucił z sarkazmem William, a ja zgromiłam go spojrzeniem, na co on wzruszył tylko ramionami. Obróciłam się w stronę drzwi i nagle mnie oświeciło, że nie byliśmy sami w tym pomieszczeniu. Dziewczyny szczerzyły się jak głupie, a chłopacy śmiali się jak opętani. Odchrząknęłam.<br />
- Dobrze, koniec widowiska! Nie macie swojego życia? Spadajcie, zajmijcie się sobą! - chciałam udawać poważną, ale uśmieszek cały czas błąkał mi się na ustach. Kiedy już drogie towarzystwo opuściło pokój, popatrzyłam w stronę Williama i Marka, którzy lustrowali się spojrzeniami. Ten pierwszy właśnie doprowadzał swoje włosy do porządku, a drugi skrzyżował ręce na piersi.<br />
- Cześć, Mark - niechętnie odwrócił wzrok od Willa - Potrzebujesz czegoś?<br />
Popatrzył na mnie chwilę i odpowiedział.<br />
- Nie - westchnął i znów zwrócił się ku mojemu chyba chłopakowi - Czyli jesteście razem?<br />
- Nie.<br />
- Tak.<br />
Gwoli ścisłości. Ja zaprzeczyłam, a tamten potwierdził. Zalało mnie wewnętrzne ciepło i spojrzałam w zielone tęczówki (już bez wątpliwości) mojego chłopaka. Zmiennokształtny zaśmiał się głośno.<br />
- Rozumiem, że jesteście na etapie "to skomplikowane" - popatrzyliśmy na niego zdziwieni - Cieszę się, bo wiele osób wam kibicuje, jak nie wszyscy. Dawano już do mnie dotarło Clover, że to nie ja będę stał u twojego boku. Dobrze, ze to ty stary, a nie jakiś pieprzony krwiopijca, czy pies.<br />
Chłopacy podali sobie ręce. Tak! Idealnie, mam teraz swoje życie prywatne poustawiane i nic nie powinno stanąć na przeszkodzie naszego związku. Taa, marzenia. Wiem, że życie z Williamem nie będzie łatwe, bo to jest człowiek tak zmienny i tak humorzasty, jak niekiedy jedna kobieta z okresem. Czekają nas wzloty i upadki, ale my sobie z tym nie poradzimy? My? No, błagam. Pragnę, żeby z ty chłopakiem było coś więcej. Nigdy nikogo nie kochałam, a z nim jestem na bardzo dobrej drodze. Może zaintrygował mnie tak jego odmienny charakter? Nie lubił słodzić dziewczynie, wręcz przeciwnie lubił się ze mną droczyć i sprzeczać, ale w chwili, gdy tylko połączyliśmy się samymi ustami poczułam wszystko, co on czuje do mnie, a ja wyraziłam wszystko co jak na razie czuję do niego.<br />
- Ja sam będę się zbierał. Przyszedłem ci tylko powiedzieć, że nie tylko ty znalazłaś sobie partnera.<br />
- Serio?! Gadaj, kto jest tą szczęściarą?<br />
- Mandy. Pewna urocza zmiennokształtna, która pojawiła się z tą bandą, która okupowała niedawno ten teren, kiedyś byliśmy razem. W obozie spotykaliśmy się ze sobą codziennie, ja przychodziłem do niej i jej matki po jedzenie. Każdego dnia patrzyłem w jej oczy i wymienialiśmy uprzejmości. Rozstanie przebiegło nam w przyjacielskich stosunkach. Chyba zrozumieliśmy jak bardzo się potrzebujemy, kiedy przestałem przychodzić do niej po jedzenie. Cóż za ironia. Poznaliśmy się w knajpce, a zrozumieliśmy swoje błędy też poprzez jedzenie.<br />
- Czasami dwójka ludzi musi się rozstać, by zobaczyć jak się potrzebują.*<br />
- Tak, chyba masz rację. Dobra ja lecę, na razie Will, narka Clov.<br />
Szybko zniknął i zamknął za sobą drzwi. Staliśmy w półmroku, ledwo widząc swoje twarze.<br />
- Więc... - zaczął William.<br />
- Więc? - kontynuowałam.<br />
- Więc?<br />
- Więc?<br />
- Oh! Przestań! Błagam cię zachowujemy się niczym nastolatkowie z jednego z tych dramatów dla młodzieży - zmniejszył odległość między nami, a ja się zaśmiałam.<br />
- No, co?! To było by urocze. Na przykład... Kiedy to Gus i Hazel ustalili, że ich "okay", będzie oznaczało "na zawsze" lub jak America z Maxonem, gdy chcieli się nieoficjalnie spotkać - ciągnęli się za ucho.** To były ich nawyki, takie charakterystyczne gesty, czy słowa. Wydaje mi się to urocze, a tobie nie?<br />
Przyglądał mi się w milczeniu.<br />
- Perspektywa - powiedział po chwili.<br />
- Co? - zdziwiłam się.<br />
- Perspektywa, zależy z jakiej strony spojrzysz, ale mam ochotę zakończyć to, co zaczęliśmy - powiedział i zbliżył się do mnie tak blisko, że mogłam poczuć jego serce, szukające wspólnego rytmu z moim.<br />
- Nie mam zastrzeżeń - szepnęłam i ponownie połączyliśmy swoje wargi, tworząc coś pięknego... coś magicznego.<br />
<br />
<br />
- No, nie tak nie może być. - mówiłam spokojnie - To jest propaganda, trzeba coś z tym zrobić. Przecież nie możemy tolerować tak niekonwencjonalnego zachowania. Proszę was. Jesteśmy w instytucji, która ma swoje zasady. Ta placówka mająca na celu edukację młodzieży powinna zapanować nad swoimi podopiecznymi. Tymczasem nie widzę żadnych poczynań w związku z prawidłowym wychowaniem tych oto obiektów.<br />
Stałam ze sroga miną i przyglądałam się temu całemu zamieszaniu. Moi przyjaciele stali obok i próbowali nie wybuchnąć śmiechem, co nawiasem mówiąc słabo im wychodziło.<br />
- Co proponujesz szefowo? - zapytał z powagą Drake.<br />
- Rygor, zasady! Nie można uczniom pozwolić na taką sielankę. Proponuję wprowadzenie muru otaczającego szkołę, a niech wiedzą, że nie wyjdą. Warty żołnierzy, którzy będą sprawowali porządek na korytarzach, niech wiedzą, że mamy w dupie co chcą robić, a co nie. Obiady mają być nieurozmaicone. Ryż, ewentualnie kromka chleba, zupa z paproci i warzywa, ale nie jakieś takie z pierwszych zbiorów, nie przesadzajmy już i tak mają dużo luksusów. Wprowadzenie mundurów w czarno białe paski, niech broń Boże nie myślą, że są lepsi od nas! Tak, myślę, że i tak stracimy na tym finansowo, ale cóż podstawą dobra społecznego jest dobrze wyszkolona (czyt. wytresowana) młodzież.<br />
Odwróciłam się do nich i już sama nie mogłam dłużej powstrzymywać śmiechu, więc od razu zaczęliśmy zataczać się na ściany w salwach śmiechu. Wszystko przez to, że gdy weszliśmy do szkoły, wampiry biegały po korytarzach roześmiane, ponieważ dzisiaj lekcje zostały odwołane i uczniowie robią piknik, a starsze klasy mają dzień przedsiębiorczości i robią jakieś stragany, a później będą dzieciakom sprzedawać, żeby zarobić. Sami muszą sobie wybrać, czym będą handlować i jak dobrze rozreklamują produkt. Tak więc zaczęliśmy śmiać się, ze szkołą to miejsce do nauki i utrzymywania porządku, a nie do robienia pikników, czy innych atrakcji.<br />
Kiedy już się trochę uspokoiliśmy poszliśmy na obchód. Jako goście wampirów jesteśmy jury, które wybierze zwycięzców na najlepszego przedsiębiorce.<br />
Chodziliśmy tak w kółko około dwóch godzin. Wszyscy się naprawdę postarali. Było tu mnóstwo jedzenia, zabaw, konkurów. Mnie osobiście spodobała się propozycja na zarabianie przed trzy dziewczyny. Otóż ich pomysł polegał na slamie. Sama im to zaproponowałam, bo nie miały żadnego pomysłu, a to wyszło im świetnie. Slam to ogólnie w naszym świecie spotkanie dotyczące poezji. Zapisują się na niego chętni twórcy, muszą najczęściej zapłacić za swój występ dwa euro i przedstawiają napisane przez siebie wiersze. Taki wiersz może być o wszystkim o psie, swetrze, śmierci, czy o miłości. Wszystko zależy od tego jak mocno poruszy serca widzów i jaki będzie miał przekaz, liczy się dobranie do niego odpowiednich słów i dotarcie z jego przekazem do odbiorcy. Uczestniczyłam raz w czymś takim,było to dla mnie wielkie przeżycie, sama nie mówiłam swojego wiersza, ale na jednym występie młodej dziewczyny ręce i się trzęsły z emocji. Jej utwór był o weekendzie. Do dziś pamiętam go, bo poruszył moje serce.<br />
<blockquote class="tr_bq">
Ja nie chcę się uczyć w weekend.<br />
Ja chcę spać do południa.<br />
Chcę jeść śniadanie w czasie obiadu, a obiad w czasie kolacji.<br />
Chce marnować całe noce na zabawie.<br />
Chce pić, tańczyć i się śmiać.<br />
Póki jestem młoda.<br />
Chcę zapamiętać każdy weekend<br />
i żadnego nie zmarnować.<br />
Chcę te dwa dni spędzać tylko ze znajomymi, przyjaciółmi, chłopakiem.<br />
Szkoda, że tylko dwa dni.<br />
To niesprawiedliwe, dlaczego weekend trwa dwa dni, a tydzień pięć?<br />
Dlaczego w tygodniu mamy określony czas na powrót do domu?<br />
Przecież w te dwa dni można zrobić tak mało rzeczy.<br />
Jesteśmy młodzi i marnujemy tą młodość w te pięć pieprzonych dni.<br />
Tak naprawdę tylko w weekend jesteśmy sobą - nieograniczoną młodzieżą.<br />
A zatem.<br />
Bawmy się młodością.<br />
Bawmy się życiem.<br />
Bo za dziesięć lat czekają nas leki na reumatyzm.<br />
Bo za dziesięć lat nawet makijaż nie pomoże.<br />
Bo za dziesięć lat jedno piwo będzie naszą trucizną.<br />
Tak więc mając te dwa dni, bawmy się.<br />
Ale bawmy się tak by tego nie zapomnieć<br />
Bawmy się tak, jakby to miała być nasza ostatnia impreza.<br />
Bawmy się na zasadzie<br />
Your Only Life Once<br />
Bądźmy nieodpowiedzialni<br />
Bądźmy sobą i swoim towarzystwem sprawiajmy, że będziemy naćpani szczęściem.<br />
Rozkręcimy tą imprezę w weekend.<br />
Razem.<br />
Zorganizujemy cytryny, sól i tequile.<br />
Dobrą muzykę.<br />
Świetnych ludzi.<br />
Chociaż to tylko dwa dni.<br />
Damy radę, ale...<br />
I really need a day beetwen Saturday and Sunday.***</blockquote>
Mniejsza o to. Dziewczyny napisały kilka wspaniałych dzieł, bo inaczej tego nie można nazwać i kiedy je prezentowały duża grupka zebrała się wokół nich i odkryliśmy, że naprawdę wielu wampirów interesuje się poezja. Więc za wpłatą dwóch euro, wystąpili, a swoimi wierszami sprawili, że publiczność ryczała to ze śmiechu, to ze wzruszenia. Wywołali takie silne emocje, że z dziewczynami od razu oddałyśmy na ich pomysł nasze głosy. Chłopacy byli raczej za grupką Felixa, który z ziomkami zorganizowali mecz piłki nożnej (wspomnę oczywiście, że jak ja zaproponowałam dziewczynom slam, to William nie mógł przeżyć, że komuś pomogłam, ta więc zainicjował mały meczyk).<br />
Staliśmy teraz i oglądaliśmy grę chłopaków. Zasady były podobne jak w slamie. Każdy zawodnik, żeby zagrać wpłacał trzy euro. Jednak jeśli jedna drużyna wygrała dostawała swoje pieniądze z 5% zyskiem. Tak się chłopacy szarpnęli, a co bogatemu zabronisz? Po wygranej jednej z drużyn, nie powiem mecz był zarąbisty, głównie dlatego, że siła i szybkość wampirów dodawały tej rozgrywce dreszczyku emocji i było to głównie widowiskowe. Nawet ja byłam zachwycona, a nienawidzę piłki nożnej. Kiey wygrani i przegrani zeszli z boiska, Felix krzyknął do mikrofonu.<br />
- A teraz proszę państwa na naszym boisku zagrają dziewczyny na chłopaków. Pierwszy skład: Clover, Sabrina, Amanda i Poppy. Skład drugi: William, Max, Drake i Luke.<br />
Szczęka mi opadła.<br />
- Zabawny jesteś, Felix. - zaczęłam się śmiać - Bo to żart, prawda?<br />
- Nie. William podszedł i uregulował zapłatę. Zaczynamy meczyk będzie to interesujące.<br />
Zabrało się wokół nas małe widowisko, a ja szybko podeszłam do Willa.<br />
- Nożna serio? Nie przypominam sobie, żebyśmy umawiali się na jakiś mecz.<br />
- Oh, kochanie. Boisz się, ze przegrasz, czy nie umiesz grać? - szepnął, a mnie serce na chwilę przestało bić, tak się chce bawić, świetnie. Nachyliłam mu się do ucha i powiedziałam:<br />
- Wygram z tobą, nawet gdybym nie umiała grać.<br />
- Więc w czym problem? - ciągnął, ja odsunęłam się i rzekłam.<br />
- Nie jestem pewna, czy nasze drużyny będą się dobrze bawić. W końcu my znamy i ćwiczymy ten sport od dziecka, nawet z ich mocami i zdolnościami... będą gorsi.<br />
- Co proponujesz? - zapytał zaciekawiony.<br />
- Koszykówkę - po tłumie rozległy się szepty, a William zaśmiał się głośno.<br />
- Skarbie, grałem w koszykówkę przez dziesięć lat, a od czterech byłem kapitanem drużyny najlepszej w Liverpool'u. Nie chcę pocieszać cię po przegranej.<br />
- Bez obaw. Jestem siostrą mojego brata. Koszykówka, jest we mnie wpojona jak chodzenie na dwóch nogach.<br />
- To świetnie.<br />
- Cudownie.<br />
- Tak więc, zaczynajmy.<br />
- Nie mamy koszy. - zauważyłam.<br />
- Da się załatwić - krzyknął podekscytowany Felix - Wiem jak wygląda ten sport, bo ojciec zrobił nam takie kosze, kiedy zobaczył je w waszym świecie. Później zapragnął szkolić się w tej dziedzinie. Wytłumaczcie swoim drużynom zasady, a następnie zaczynamy. Spojrzałam na Williama i podaliśmy sobie ręce.<br />
- Niech wygra lepszy - powiedział.<br />
- Czytaj: ja.<br />
Podeszłam do zdenerwowanych dziewczyn.<br />
- W coś ty nas wpakowała? - zapytała Poppy.<br />
- Gra w kosza to banał. Wszystko wam wytłumaczę.<br />
Po dwudziestu minutach kosze były ustawione w odpowiedniej odległości od siebie, a ja i Will wytłumaczyliśmy naszym przyjaciołom o co chodzi w tej grze. Postanowiliśmy, że olejemy zasady i zamiast czterech kwart po dziesięć minut. Gramy do czasu, aż któraś z drużyn zdobędzie trzydzieści punktów.<br />
- Zaczynamy! - krzyknął Felix.<br />
Ustawiliśmy się na boisku, a wampiry uznały, że będzie to niezłe widowisko i opuściły swoje stragany. Stałam twarzą w twarz z głupio uśmiechającym się Williamem.<br />
- Mogę dać ci fory, kotku - zaproponowałam, na co prychnął.<br />
- Nie będą potrzebne, ale jeśli sama byś ich potrzebowała...<br />
- Nie kończ. Damy z siebie wszystko.<br />
Ustawiliśmy się do siebie bokiem i stykaliśmy ramionami. Niestety on był wyższy i byłam pewna, że przejmie piłkę. Felix zapytał nas, czy jesteśmy gotowi, a następnie wyrzucił piłkę w powietrze. Tak jak się spodziewałam Wiliam wybił ją w kierunku Max'a. Ale spokojnie, spokojnie. Keep smiling everything be OK. Pospieszyłam w stronę naszego kosza Max kozłował zgrabnie, aż można pomyśleć, ze trenuje ten sport. Ustałam mu na drodze, przez co się zatrzymał i spojrzał mi w oczy. Szybko wybiłam mu piłkę z ręki i pobiegłam do kosza chłopaków. Zarejestrowałam, że Sabrina czuwa dzielnie pod nim więc czym prędzej biegłam do niej, gdy moją przeszkoda stał się William, który wyrósł przede mną jak z ziemi. Wykonałam półobrót zgrabnie podając do fioletowo-włosej. Złapała piłkę i wrzuciła ją idealnie do kosza.<br />
- Tak! - krzyknęłyśmy z dziewczynami i przybiłyśmy sobie piątki.<br />
- 2:0 - krzyknął Felix.<br />
Luke ustał z piłką pod koszem i przygotował rzucił ją Drake'owi. Ten ładnie ją przyjął i podał Williamowi, który rzucił się do przodu z celem zdobycie punktu. Chciałam go dogonić był niestety za szybki i pozostawiłam tą akcję w rękach dziewczyn. Amanda ustała mu na drodze, ale ten idealnie ją ominął i zrobił perfekcyjny dwu takt, oczywiście z sukcesem. Szczęka mi opadła, bo nawet Brandon nie zrobił nigdy tak idealnego wyminięcia przeciwnika z genialnym dwu taktem. Will posłał mi czarujący uśmiech, a ja wzięłam się w garść i zmotywowałam dziewczyny do działania. Chłopacy przybili piątki z dotknięciem ramion i toczyliśmy dalej naszą rozgrywkę, a ja pierwszy raz w życiu czułam, że gram z kimś na moim poziomie. Nawet kimś lepszym.<br />
<br />
<i>* pół godziny później </i><br />
<i><br /></i>
Nie wiem jakim cudem, ale Felix właśnie krzyczy:<br />
- 28:28.<br />
Poppy właśnie strzeliła kosza za trzy punkty! Nie posiadamy się z radości. Teraz czuję, że serio możemy wygrać. Ostatnia akcja. Trzeba się skupić. Teraz robimy z dziewczynami małą naradę.<br />
- Dobra, plan jest taki - schyliłyśmy się i objęłyśmy ramionami - Amanda zasłaniasz Max'a, Sabrina stoi przy koszu, a ja z Poppy będziemy próbować przejąć piłkę. Oni są teraz na lepszej pozycji, bo to oni ją mają, ale kiedy jedna z nas ją zdobędzie, zmyli ich, że chce trafić do kosza, gdy tak naprawdę poda ją Sabrinie. Jasne?<br />
- Tak!- krzyknęły równocześnie i klasnęłam w dłonie na znak, że wszystko ustalone. Chłopacy również po naradzie, czekali na nas rozstawieni po boisku. Piłkę będzie wyrzucał Drake, więc Amanda zasłaniała Max'a, Sabrina stała pod koszem, a Poppy rozpraszała Luka, ja ustałam obok Willa, który zaśmiał się, a kiedy rozległ się gwizdek, szepnął:<br />
- Przewidywalne - zdziwiona, nawet nie zauważyłam, kiedy przejął piłkę. Ruszyłam od razu za nim. Ten jednak ustał pod koszem i miał zagrożenie tylko we mnie, mógł trafić. Wiem, ze by trafił! Ale ten debil walnął w obręcz, przez co piłka odskoczyła na bok, a ja złapałam ją w moje ręce zanim wyszła na aut. Zaniepokoił mnie fakt, że tak łatwo ją przejęłam. Obok mnie biegł Will i mógł mi wybić tą piłkę, natomiast tego nie zrobił, realizując swój plan podałam piłkę Sabrinie. Cholera! I jak na czyjś znak przed nią pojawił się Luke i złapał piłkę podając do Max'a, bo Amanda była w szoku i nawet nie zobaczyła jak od niej odbiegł. Poppy stała z rozdziawioną buzią i rumieńcem na twarzy, a ja zgromiłam ją wzrokiem cała trójka stała i patrzyła jak święte krowy na chłopaków. Pobiegłam pod nasz kosz, gdzie oni podawali ją sobie. To było takie frustrujące!<br />
- No wrzućże już tą piłkę to tego gównianego kosza! - krzyknęłam.<br />
- Dobrze - odparł Drake i już miał zdobyć punkt, gdyby nie Sabrina, która zabrała mu piłkę, podała do Amandy, a dziewczyna podała do Poppy, która już rzucała nią w kierunku kosza, niestety ona jak na złość uderzyła w tablicę i wpadła w ręce Luka, który wykorzystując moment podał ją Willowi, a ten bezproblemowo trafił w siatkę. Tłum oszalał, a chłopacy znowu przybili sobie piątki ciesząc się zw zwycięstwa. Podeszłam do dziewczyn.<br />
- A mogłyśmy wygrać! - krzyknęła zła na siebie Poppy.<br />
- Wykiwali nas! - rzuciła Sabrina.<br />
- Było tak blisko! - dodała Amanda ciągnąc się za blond włosy.<br />
- Dziewczyny - powiedziałam - Zostałyśmy zgaszone przez facetów. Co za hańba!<br />
Jeszcze chwilę się nad sobą poużalałyśmy i podeszłyśmy do chłopców, którzy z założonymi rękoma na piersi i tryumfalnymi uśmiechami czekali na nas. Ustałyśmy na przeciwko nich.<br />
- Gratulujemy wygranej - powiedziałam.<br />
- Tak, świetny mecz - dodała Amanda.<br />
- Mieliście farta - broniła Sabrina.<br />
- Następnym razem my wygramy - zagroziła Poppy.<br />
- No nie powiem, ale rozgrywka była niezwykle ciekawa - poparł Max.<br />
- Kto by się spodziewał, że dziewczyny umiecie grać - powiedział Derek.<br />
- W ramach naszej nagrody - powiedział Luke - My wybieramy zwycięzców przedsiębiorczości.<br />
Uznaliśmy, że jest to uczciwa nagroda. Tak jak się można było spodziewać chłopcy wybrali gang Felixa na zwycięzców, a slam zajął drugie miejsce. Przeprosiłam dziewczyny, które nawet postanowiły organizować takie spotkania w każdy wtorek wieczorem w szkole. Już się nie mogłam doczekać.<br />
Wróciliśmy do zamku, a Will odprowadził mnie do pokoju. Ustaliśmy pod drzwiami i objął mnie ramieniem w talii, następnie powiedział.<br />
- Byłaś świetna. Znam twojego brata, po tym jak grałaś jaką miałaś technikę, wiem już że twoim nauczycielem był Brandon Grey. Jeden z moich największych rywali. Po dzisiejszym meczu uczciwie mogę stwierdzić, że uczeń przerósł mistrza. Gratuluję.<br />
Pocałował mnie lekko w policzek.<br />
- Na razie to ty jesteś mistrzem. Do jutra. - objęłam go, a gdy puściłam od razu zniknęłam za drzwiami. Moją uwagę przykuło ostre, złote światło, które wydobywało się z mojej szafy. Otworzyłam ją i jak oparzona wyciągnęłam czarną kamizelkę, którą miałam na sobie tego pamiętnego dnia w lesie. Otworzyłam kieszeń i wyjęłam z niej kawałek papieru, którego złota pieczęć świeciła złotym blaskiem.<br />
Gdy wzięłam go w swoje ręce od razu światło zgasło, a na pieczęci widniał kaligraficzny napis "<i>Czekamy"</i>. Rozłożyłam pergamin, a moim oczom ukazała się dokładna mapa z zaznaczonym terytorium czarownic.<br />
- Bingo - szepnęłam.<br />
<br />
<br />
* gdzieś widziałam ten cytat, ale nie wiem gdzie i mi się spodobał, więc autora nie podam.<br />
**nawyki z książek pierwszy z "Gwiazd naszych wina", drugi "Rywalki"<br />
***Ja naprawdę potrzebuję jakiegoś dnia pomiędzy sobotą, a niedzielą.<br />
<br />
<b>No witam kochani wracam z przeprosinami, czyli długim rozdziałem. Jak wam się podoba? Czekam na komentarze! :*</b>Ashley ♥http://www.blogger.com/profile/17231641403844385028noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-5955940488635860007.post-67317226500660786302016-05-30T16:50:00.004+02:002016-05-30T16:50:38.238+02:00Rozdział 24<div>
" -...Powiedz mi, czy tylko ja to czuję? </div>
<div>
Zapanowała cisza, przerywana moim nierównomiernym oddechem. Patrzyliśmy sobie w oczy, a on otworzył usta, aby wypowiedzieć słowa, które... prawdopodobnie zbliżą nas do siebie... lub oddalą."<br />
<br />
Utrzymywaliśmy kontakt wzrokowy, kiedy podszedł do mnie, chwycił za rękę i wyszedł ze mną na korytarz. Schodziliśmy po schodach i nawet nie musieliśmy na nie patrzeć, było to takie... naturalne.<br />
Nagle, zatrzymaliśmy się gwałtownie. Popatrzyłam na korytarz, na którym staliśmy. Poczułam na swojej brodzie palce, które skierowały moją głowę na przystojną twarz. Pomiędzy nami pojawiła się soczyście czerwona róża. Skąd? Nie pytajcie nawet, bo sama nie wiem.<br />
- Nie. - jedno słowo. Jedno słowo. Cholera jasna! Czy on właśnie teraz wybrał sobie moment, na te jego krótkie zdania i odpowiedzi? No oczywiście! Bo przecież w szkole rozgadał się jak ostatni polityk, że zamknąć mógł by go tylko knebel, ale jak chodzi o poważne sprawy uczuciowe, to ten odpowie ci jednym zdaniem. Ha! To nawet zdanie nie było.<br />
Jęknęłam sfrustrowana.<br />
- Co nie? - warknęłam, a on milczał. Spuścił głowę na dół. Gdy już myślałam, że nic nie powie, podniósł ją do góry a w jego na jego twarzy malowało się współczucie. Już wiedziałam, co znaczy to "Nie". Już otwierał usta, kiedy uderzyłam go z otwartej dłoni w policzek.<br />
- Jeśli twoje słowa mają mnie zranić, to nie wypowiadaj ich. Dajesz mi to - wskazałam na różę - a następnie chcesz powiedzieć, że to nic nie znaczy. Dorośnij William! - krzyknęłam - Po co mi robiłeś nadzieje?<br />
Z tymi słowami opuściłam korytarz. Gdy tylko znalazłam się poza zasięgiem wzroku chłopaka, rzuciłam się biegiem do wyjścia. Ruszyłam na plac główny.<br />
Słońce zachodziło, a ja jadłam lody truskawkowe i obserwowałam wampiry korzystające z wieczornych rozrywek. Wyłączyłam się i nie zamierzałam myśleć teraz o żadnym stworzeniu przeciwnej płci.<br />
Nagle, wszyscy otoczyli kołem jakiś obiekt. Z tej ławeczki niczego nie widziałam, więc oparłam dłonie o uda i niechętnie wstałam z miejsca. Przeciskałam się obok wampirów, aby zobaczyć co ich tak zainteresowało. Stanęłam jak wryta. Przede mną ujrzałam Poppy (ruda zmiennokształtna), Luka (chłopak rudej, też zmienny), Amandę, Drake, Sabrina, Max i Jackson - to ta piątka wilkołaków, z którą miałam małe spięcie, ale szybko się zaprzyjaźniliśmy. Siedmiu przyjaciół przybyło, jakby wyczuli moją potrzebę bycia z kimś blisko. Uśmiechnęłam się promiennie, ale oni mnie nie dostrzegli, tylko stali zdezorientowani. Wybiegłam im naprzód i wpadłam w objęcia Rudej. Ta zaskoczona odwzajemniła uścisk, kiedy zorientowała się, kto ją zaatakował.<br />
- A my to co? - krzyknęła radośnie Sabrina. Puściłam Poppy i podeszłam do fioletowo-włosej. To był krótki, lecz mocny uścisk, wyrażający wszystkie uczucia, a zarazem mówiący musimy pogadać. Przywitałam się z chłopakami i Amandą.<br />
- A co wy tu robicie? - spytałam przyjaciół.<br />
- Podobno sobie nie radzisz... - rzucił kpiąco Luke, czym zarobił sobie ode mnie łokciem w żebra.<br />
- Tęskniliśmy, a poza tym podobno wampiry trzeba oswoić z nowymi gatunkami, dlatego przybyliśmy na ochotników - wytłumaczył Max.<br />
- Nie wyglądasz najlepiej. Coś się stało? - zapytała Poppy i położyła mi dłoń na ramieniu w geście pocieszenia.<br />
- Nie skądże - skłamałam, ale postanowiłam, ze i tak jeszcze dzisiaj powiem dziewczynom, o co chodzi - Trochę ostatnio się działo.<br />
Wymijająca odpowiedź. Jakaś ty oryginalna.<br />
- Tak, słyszeliśmy. To straszne, co się dzieję, ale musimy cię pocieszyć. Wszędzie jest o wiele spokojniej, wiesz to jest tak, jakby zori szli za wami krok w krok. Myślę, że szykują się do ostatecznego starcia.<br />
Och, nawet nie wiesz jak się mylisz Amanda, nawet nie wiesz w jakim błędzie jesteś.<br />
- Będzie dobrze, już niedługo koniec, a następnie zasłużony urlop - powiedział Drake. Jeśli wszyscy przeżyjemy i wygramy...<br />
- Za dużo myślisz Clover i za dużo się martwisz - rzekł Jackson. - I chyba jesteś zmęczona.<br />
- Tak, to był bardzo długi dzień. Tak w ogóle to musimy wam skombinować jakieś pokoje.<br />
Zastanawiałam się głośno.<br />
- Dziś robimy babski wieczór i nie obchodzi mnie twoje zmęczenie, bo wyśpiewasz nam wszystko co się działo, a z twojej miny wynika, że w cholerę dużo się wydarzyło. - szczerość Sabriny. Powalająca. Roześmiałam się i skinęłam głową, na co Amanda klasnęła w dłonie.<br />
- Może my też zajrzymy? - zaczął Drake.<br />
- Bardzo dobry pomysł - poparł Jackson.<br />
- Ostatnio jak spotkały się Poppy i Clover to było bardzo ciekawie, nieprawdaż dziewczyny? - zapytał Luke ze złośliwym uśmieszkiem i objął w talii swoją już i tak na swoje możliwości bardzo zarumienioną dziewczynę.<br />
- Nie nasza wina, że zaczęliście nas o wszystko wypytywać! A zdradziła nas Poppy - wskazałam na dziewczynę palcem z uśmiechem na ustach. Ruda zasłoniła twarz dłońmi, a Luke śmiał się wraz z resztą z zażenowania dziewczyny.<br />
- Chłopkom wstęp wzbroniony, a jak zaczną wypytywać o coś Rudą, to nie żyją - zarządziła Sabrina i już po dziesięciu minutach siedziałyśmy na dywanie mojego pokoju z najróżniejszymi przekąskami i opowiadałam im o moich miłostkach.<br />
<br />
*<i>godzinę później</i><br />
<br />
- Że co zrobił?! - krzyknęły jednocześnie, gdy doszłam do końca opowieści z dzisiejszego dnia.<br />
- I co ja mam z nim teraz zrobić? - zapytałam załamana.<br />
- Pogadaj z nim - zaproponowała Am.<br />
- Po co, faceci są łatwi do rozgryzienia, po prostu zrobiło mu się przykro, że ją zranił, ale nie musiał tego ciągnąć i dawać jej kwiatów - wypowiedziała się Ruda - Może tak... zaprzyjaźnić się z nim?<br />
Cisza. Nasz rozmyślenia przerwała wypowiedź Sabriny.<br />
- Możemy go zabić.<br />
- Nie! - krzyknęłyśmy w trójkę.<br />
- Ok, to co robimy? Pogadać - nie. Zaprzyjaźnić się - nie. Efektowna śmierć - nie. To się pytam co robimy.<br />
- Clover, faceci są dziwni, a szczególnie William. Może chciał Ci powiedzieć, ze twoje uczucia są odwzajemnione, ale ty mu nie dałaś szansy? - zapytała Amanda.<br />
Podniosłam się gwałtownie z ziemi przechadzałam się nerwowo po pokoju, aż nagle usłyszałam kłótnie. Zatrzymałam się z rękoma skrzyżowanymi na piersi i razem z dziewczynami patrzyłyśmy na drzwi, które po kilku sekundach zostały otworzone, tak mocno, że niemal wypadły z zawiasów. Do środka wparował William, ręce zacisnął w pieści, a wzrokiem ciskał piorunami. Za nim wpadli Luke, Drake, Max i Jackson, również zdenerwowani. Odwróciłam od nich wzrok i spojrzałam na Williama z podniesioną brwią.<br />
- Daj mi raz na jakiś czas dokończyć. Nie! Zacząć wypowiedź! Nie! - krzyknął - Nie, nie tylko ty coś czujesz. Nie jesteś dla mnie pieprzonym bukiecikiem polnych kwiatków, jesteś piękną różą i to głupie uczucie nie opuszcza mnie. Nigdy nie miałem tak z żadną dziewczyną, a moje życie jak już sama wiesz było trudne. Jesteś dla mnie kimś więcej Clover, niż jakąś tam partnerką. Jesteś kimś, kto potrafi mnie zrozumieć, wysłuchać i zaakceptować. To w tobie najbardziej cenie. Jesteś piękna, mądra i waleczna. Może zbyt impulsywna i niecierpliwa, ale zauroczyłem się właśnie w dziewczynie, która odda swoje życie za innych, która obroni każdego i zrozumie. A nawet nie zdaje sobie sprawy ile dobrego robi. Wie czego chce i zrobi wszystko, żeby to zdobyć, ja też wiem, czego chcę. A mianowicie chcę Ciebie.<br />
Zakończywszy swój monolog, podszedł do mnie i wpił się ustami w moje wargi. Natychmiast oddałam pocałunek i chwyciłam w dłonie jego miękkie włosy. Liczyłam się teraz tylko ja i on. Wszystko co miało zostać powiedziane, zostało. Niedawno myślałam, że najlepszy pocałunek mojego życia był wtedy, gdy Will pocałował mnie w czoło. Jednak ta chwila nie mogła równać się z tą. Ten pocałunek, jak dla mnie mógłby się nigdy nie kończyć. Ale życie to nie komedia romantyczna. Szczęście to piękne kłamstwo wymagające poświęceń i wyrzeczeń. W życiu nic nie dzieje się samo. A główna przyczyną niszczenia szczęścia są ludzie lub w tym wypadku inne gatunki. Nasze zajęcie przerwał nam irytujący głos, należący do osoby, którą za chwilę wykastruję.<br />
- Rzygam tęczą.</div>
<div>
</div>
Ashley ♥http://www.blogger.com/profile/17231641403844385028noreply@blogger.com8tag:blogger.com,1999:blog-5955940488635860007.post-17979653523104827322016-05-21T23:25:00.000+02:002016-05-21T23:33:42.717+02:00Rozdział 23No i fajnie. <div>
Tak. Nawet bardzo fajnie. Wampiry są przekonane do nas w stu procentach. A i z ostatniej chwili! Podszedł dziś do mnie (poproszę o werbel) Felix! I wiecie, po co? Uwaga, cytuję:</div>
<div>
- Clover, jak miło Cię widzieć. Wiem, że masz swoje sprawy, ale musisz być konsekwentna w swoich obietnicach. Przegrałaś. Byłem cały tydzień grzeczny, nikogo nie wyzwałem, upokorzyłem, czy pobiłem. Tak, więc teraz przyszedłem po odbiór nagrody. </div>
<div>
Ten to ma tupet, no nie?</div>
<div>
- Sorry, ale nie ma świadków i... - nie dane mi było dokończyć.</div>
<div>
- Ja jestem świadkiem - odezwał się Tyler, wampirzy nauczyciel. Jego mina mówiła tylko jedno. "Nie chcę tu być, ale muszę potwierdzać fakty". Zaśmiałam się w duchu i zwróciłam do Felix'a, który miał banana na twarzy. </div>
<div>
- Okej - powiedziałam niechętnie, ale z lekką dumą, bo w końcu chłopak się postarał - Pogadam z Lizzy.</div>
<div>
- Świetnie! - rzucił i odszedł.</div>
<div>
- On jest niemożliwy - odparł Tyler.</div>
<div>
- Nawraca się - odparłam.</div>
<div>
- Ciekawe na co? - prychnął rozbawiony - Powodzenia w załatwianiu randki! </div>
<div>
Rzekł i po prostu odszedł z rękami w kieszeniach. </div>
<div>
Tak to mniej więcej wyglądało. Następnie, oczywiście latałam za Lizzie, aby ta zgodziła się na spotkanie. Dziewczyna cały czas mnie zbywała, aż w końcu, zaczęłam ją prowokować, ze boi się z nim spotkać itd. Powiedziała, że nie i zgodziła się na randkę. Szczęśliwa wiadomość dotarła do Felixa i tak skończył się mój udział w życiu społecznym tej placówki edukacyjnej. </div>
<div>
Natomiast William... ten to był wszędzie i nigdzie. Nie rozumiem, o co mu chodzi, bo w końcu... no do cholery jasnej to jest William! Ten to zostałby obrażony w dwudziestu językach, upokorzony na tysiąc sposobów i zapewne wykrztusiłby zaledwie dwa zdania. Nie chodziło o to, że nie miał swoich opinii, on chyba wolał pozostawić je dla siebie. Nie pokazywał, że chce wyrazić swoje zdanie. Po prostu z góry zakładał, że jest złe i nie zostanie zaakceptowane. No nie ma co, idź na psychologie, Clover. Podobno, każdy psychiatra musi mieć nie równo pod sufitem, aby pomóc innym, którym strop się zawala. Wracając do mojej analizy uczuć Williama, uważam, że otworzył się na świat. Widać, że to jest jego miejsce. Miejsce, w którym powinien się znaleźć. Tu jest sobą i tu odnalazł siebie. </div>
<div>
Dobrze, a teraz bardziej istotne rzeczy. </div>
<div>
Przemierzałam korytarzami drogę do pokoju Harry'ego. Dowiedziałam się od pokojówek, gdzie on się znajduje. Ustałam przed drzwiami. Westchnęłam, zapukałam trzy razy i bez zbędnego proszę, weszłam do komnaty. Było tu ciemno, a zarazem bogato. Czarne ściany, czarne meble, złote wykończenia, jak i dodatki. Nie mój styl, ale niech będzie. Mój wzrok padł na łóżko i leżącego na nim chłopaka. Zmarszczył brwi i odłożył trzymaną książkę. Harry, czyta? Boże! William się rozgadał, Harry, czyta, a ja zaczynam bawić się w psychoanalityka. Co się dzieje? </div>
<div>
Tak, więc zamknęłam za sobą drzwi i popatrzyłam na postać przede mną. </div>
<div>
- Czego pragniesz? - zapytał i przeciągnął się. Irytował mnie samym swoim bytem. </div>
<div>
- Chcę coś ustalić.</div>
<div>
- Tak? </div>
<div>
- Unikajmy się. - rzekłam.</div>
<div>
- Rozwiń.</div>
<div>
- Chodzi o to, ze nie wybaczę Ci tego, co powiedziałeś. Ale dla dobra wspólnego... Myślę, że powinniśmy się pogodzić, a następnie unikać. Ty mnie będziesz traktował jak powietrze i vice versa.</div>
<div>
- Wiesz... są czasami takie dni, kiedy nawet powietrze mnie denerwuje - zaraz normalnie go zabiję.</div>
<div>
- Wiesz co? Mnie też, ale słuchaj dupku! Chcę Cię po prostu unikać i nie chcę, takiej sytuacji, że gdy będziemy musieli pracować razem, a nie daj Boże, to żeby pomiędzy nami nie było nie potrzebnego spięcia. </div>
<div>
Patrzyliśmy na siebie gniewnie, ale po chwili on wstał z posłania i podszedł do mnie, a następnie wyciągnął rękę.</div>
<div>
- Zgoda - uśmiechnął sztucznie, a ja posłałam mu taki sam uśmiech. </div>
<div>
- Świetnie - dodałam i szybko odsunęłam rękę - Nara, pijawko. </div>
<div>
I wyszłam z jego pokoju. Pobiegłam czym prędzej do siebie i rzuciłam swoje cztery litery na łóżko. Zamknęłam oczy i przygotowałam sobie plan na rozmowę z Willem. Niestety teoria jest martwa bez praktyki i nawet najlepszy plan, mogą wziąć diabli. Czyli każdy mój zamysł artystyczny, może się pieprzyć. </div>
<div>
No, ale czym byśmy byli bez improwizacji? Czas na tą przełomową rozmowę. Czas na zmiany, wyznania. Czas się przełamać. </div>
<div>
Podniosłam się z łóżka i zaczęłam zmierzać do sypialni drugiego chłopaka. Szłam wolno, łudząc się, że odwlekę tą rozmowę. Niestety, po kilku sekundach stałam pod drzwiami pokoju Williama i nie zapukałam, nie westchnęłam. Po prostu weszłam, a moim oczom ukazała się sylwetka chłopaka. </div>
<div>
- Muszę z tobą pogadać. - powiedzieliśmy równocześnie. Czy to przypadek? </div>
<div>
- Wejdź - uśmiechnął się i przepuścił mnie w drzwiach, a sam rozsiadł się na fotelu. Wyglądał na zrelaksowanego, w przeciwieństwie do mnie. Obserwował każdy mój ruch, a ja unikałam jego spojrzenia jak ognia. Teraz nie mogę się wycofać, ale mogę to odwlec. Zaczęłam szperać po kątach. Oglądałam obrazy na ścianach, książki, wazony... ale najbardziej zainteresował mnie wazon z kwiatami. Nie były to piękne róże, lilie, czy tulipany. Było to kilka polnych kwiatków, które zaczynały już więdnąć. Spojrzałam pytająco na Williama, a on wzruszył tylko ramionami.</div>
<div>
- Zaczynają więdnąć - zauważyłam.</div>
<div>
- Dla jednego więdną, dla drugiego są w najpiękniejszym okresie rozwoju. Kwestia perspektywy z jakiej patrzysz. </div>
<div>
- Dla ciebie są w najpiękniejszym okresie rozwoju?</div>
<div>
- Dla mnie są kwiatami, które nie zależnie od tego,czy są ładne, czy brzydkie zawsze nimi pozostaną. A kwiaty są piękne. Nie ważne, czy świeże, czy stare. Trzeba nauczyć się doceniać to, co mamy. A ja mam podwiędłe kwiaty, ale je mam, a niektórzy w ogóle nie mają.</div>
<div>
- Kryje się w tym jakieś drugie dno? - zapytałam.</div>
<div>
- Tylko takie, że do wszystkiego można się przyzwyczaić lub bardziej zaakceptować to i docenić. </div>
<div>
Przez jakiś czas zastanawiałam się nad jego słowami, aż w końcu nie wytrzymałam i powiedziałam to co mi leży na wątrobie. </div>
<div>
- Nie jesteś dla mnie nikim William. Cały czas myślałam, że miłość to jedna z tych fikcji literackich w książkach, czy ciekawa fabuła filmu. Nie mówię, że Cię kocham, ale jesteś częścią mojego życia. Tego nowego życia, które dopiero poznajemy, a ja chcę po prostu wiedzieć, czy jestem dla ciebie czymś więcej niż partnerką do zjednoczenia gatunków. Przy Tobie pierwszy raz czuję, że żyję, że jest osoba, która akceptuje... dla której jestem takim kwiatem - wskazałam na wazon - kwiatem, który już jest u kresu swojej idealności, a jednak jest czymś więcej dla kogoś innego. Powiedz mi, czy tylko ja to czuję? </div>
<div>
Zapanowała cisza, przerywana moim nierównomiernym oddechem. Patrzyliśmy sobie w oczy, a on otworzył usta, aby wypowiedzieć słowa, które... prawdopodobnie zbliżą nas do siebie... lub oddalą.</div>
<div>
</div>
<div>
<b>Hej mam nadzieję, że nie jest za krótki, ale jutro jadę do Warszawy, na komunię kuzyna i nie mogę wam dopisać dłuższej części. Ogólnie chciałam podziękować za nowe komentarze, bo dawno tak dużo ich nie było :). Do następnego! </b></div>
<div>
<br></div>
Ashley ♥http://www.blogger.com/profile/17231641403844385028noreply@blogger.com13tag:blogger.com,1999:blog-5955940488635860007.post-13101334745435776072016-05-15T17:45:00.000+02:002016-05-15T17:45:17.831+02:00Rozdział 22<b>Wiem, że zaczęłam trochę olewać pisanie rozdziałów. Ale to dlatego, że nie mam czasu. Teraz wszyscy nauczyciele zaczęli szaleć z kartkówkami i sprawdzianami, bo dla nich to już jest prawie koniec roku i nie mają potrzebnych ocen, dlatego my mamy cierpieć za ich błędy, że nie robili spr wcześniej, więc mamy zawalone tygodnie nauką. A poza tym wiecie teraz matury - nie to, że my zdajemy, ale kibicujemy. Przepraszamy za wszelkie niedogodności :).</b><br />
<br />
Ponownie obudziłam się zalana potem. Tym razem przynajmniej się czegoś dowiedziałam. Teraz mniej więcej wiem, co mam robić.<br />
Na początek muszę namówić wszystkich do tego, aby zostać jeszcze trochę u wampirów. Tak długo, aż nie dostanę jakichś informacji.<br />
Punkt drugi: pogadać z młodzianami. Wampiry po ostatniej akcji są pewnie nieźle wkurzone. Trzeba ich ustawić do pionu. A co do tego, czy są z nami - nie mam wątpliwości.<br />
Punkt trzeci: czekać na kolejne sny. będę wiedziała, co robić dopiero wtedy, gdy pojawią się następne. Trzeba będzie wybrać, a to najprawdopodobniej będzie najtrudniejsza decyzja w moim życiu i nikt nie będzie mógł mi pomóc.<br />
Punkt czwarty: uporządkować swoje życie miłosne. Chociaż, gdyby się tak głębiej nad tym zastanowić, to ja go nie mam. Trzeba pogadać ten ostatni raz z Harrym. Jesteśmy w jednym zespole i trzeba odłożyć na bok swoje obiekcje, czy poglądy na rzecz dobra wszystkich. Muszę pogadać z Markiem, a na koniec... Rozmówić się z Williamem. I niechętnie to przyznaje, ale ten pieprzony brunet nie jest mi obojętny.<br />
Więc zaczynamy. Kierunek - Michael.<br />
Idąc korytarzami zamku układałam sobie w głowie plan i przemowę. Po chwili byłam już pod drzwiami do gabinetu przywódcy wampirów. Westchnęłam głęboko. Zapukałam trzy razy. Głośno, pewnie i zdecydowanie. Drzwi uchyliły się ukazując sylwetkę wampira, który szybko odsunął się na bok, aby przepuścić mnie w drzwiach.<br />
<i>Show must go on.</i><br />
Powiedziałam w myślach i przekroczyłam próg pokoju. Moja pewność siebie szybko się ulotniła i pozostały wątpliwości. Ale musiałam się ogarnąć. Odsunąć emocje na bok i pozostawić tylko aktorkę na scenie.<br />
Michael usiadł za swoim wielkim dębowym biurkiem. Ja stałam nadal, chociaż dwa fotele przed meblem były wolne i tylko czekały na to. aby uprzyjemnić pobyt gościom. Ale ja nie chciałam skorzystać z tej oferty. Stałam na środku pomieszczenia i schowałam ręce w kieszeniach bluzy. Wampir patrzył na mnie ze zdziwieniem, ale nie odezwał się. Cisza zaczynała stawać się niezręczna już chciałam otwierać usta, ale przerwał mi on:<br />
- Co Cię do mnie sprowadza, Clover? Usiądź proszę.<br />
- Ja uważam, że nie powinniśmy jeszcze was opuszczać. - powiedziałam ignorując jego zaproszenie - Posłuchaj mnie, Michael. Gdzie mamy iść? Pojęcia nie mamy gdzie są czarownice i nawet nie mamy najdrobniejszej wskazówki. Mamy rzucić się na głęboką wodę i możliwe, że nawet dać się zabić? Sam widziałeś, co stało się z uczniami. Ktoś się tego spodziewał? Nie. A tu nagle ni w kijki ni w drewka, pojawiają się zori i zadają nam taki cios. Nic nikomu nie jest, ale następnym razem? Kto wie? Może od razu podłożą ogień i spalą całe miasto. Pozostaniemy tu póki nie będziemy mieli choćby jakiegoś małego tropu. W końcu, do cholery to są czarownice! Na pewno wiedzą, że ich szukamy! - cały czas gestykulowałam, jakbym była najbardziej przejmującą się osobą w tym towarzystwie, podeszłam o kilka kroków bliżej do biurka, a z moich oczu można było wyczytać jedynie strach i niepewność, specjalnie zadbałam o taki efekt w mojej głowie przywołałam te emocje i nie dopuszczałam innych, wczułam się w swoją rolę - Myślę, że otrzymamy jakiś znak. po za tym, co z uczniami? Pewnie są źli i rozdrażnieni. Michael zajmijmy się tutejszymi sprawami na czarownice przyjdzie jeszcze czas.<br />
Zakończyłam swoją mowę. Wampir patrzył na mnie z szokiem, którego nawet nie próbował zamaskować. Zadowolona przybiłam sobie w myślach piątkę. Michael odchrząknął i powiedział:<br />
- Zgadzam się, co do młodych i tego, że nie wiemy gdzie szukać. Ale czas? Tego nam chyba brakuje...<br />
- Oni są zaniepokojeni - przerwałam mu - Jeszcze się nie boją, ale niepokoją. Sam widziałeś, że próbowali wybić wszystkie młode wampiry. Są podirytowani faktem, iż się łączymy, że teraz role się odwróciły i my tworzymy armię. Będą próbowali przedłużyć czas na ostateczne starcie. Ba! Oni już to robią, ale starają się odwlec czas walki i w tym czasie nas ogniwo po ogniwie zabijać. Dajmy im czas, ale my się im nie dajmy. Pomyślą, że polegliśmy, stchórzyliśmy. Ale tak naprawdę wzmocnimy się.<br />
Chwile pomyślał i za to dałam mu wielkiego plusa. Nie podejmuj decyzji bez przemyśleń.<br />
- Zgadzam się, a niech Ci będzie masz rację. Trzeba teraz tylko coś zrobić z ucz...<br />
- Ja się ty zajmę. Spokojny bądź. Dzięki, Mike.<br />
Zdrobniłam jego imię. Zdrobniłam imię przywódcy wampirów! I jeszcze żyję! Sukces. Szybko uciekłam z gabinetu i ruszyłam do swojego pokoju. Chwyciłam ręcznik i pobiegłam wziąć prysznic. Woda spłukała ze mnie pozostałości emocjonującego snu, jak i ciekawej rozmowy z Michaelem. Wychodząc spod prysznica pech chciał pokazać mi, że to on ma nad wszystkim kontrolę, i żebym nie robiła sobie złudnych nadziei - zapomniałam ubrań.<br />
Owinęłam się szczelnie ręcznikiem i pobiegłam do swojego pokoju tak szybko jak tylko mogłam. Zamknęłam drzwi i ustałam na środku pokoju. Ktoś tam u góry chyba mnie nie lubi, bo do pokoju bez pukania, bez ostrzeżenia wparował William i ustał jak wryty patrząc na mnie owiniętą w biały, mięciutki ręcznik do połowy ud. Gapił się, a ja nie wytrzymałam i powiedziałam:<br />
- Zrób zdjęcie starczy na dłużej.<br />
Uśmiechnął się lekko i skończył lustrować mnie spojrzeniem. Teraz ofiarą jego spojrzenia stały się moje oczy.<br />
- Wiem, że jestem boska, ale że aż tak? - zapytałam rozbawiona, maskując zakłopotanie.<br />
- Boże - jęknął.<br />
- Mam na imię Clover. Nie, Boże.<br />
- Co Cię dzisiaj tak wzięło, na te słabe teksty, dzisiejszej młodzieży?<br />
- Nie uważasz, że okazja jest idealna? - rzuciłam z sarkazmem, przenosząc wzrok na drzwi dając znak, aby opuścił te lokum. Niestety, biedak nie zrozumiał subtelnego przekazu i rozsiadł się na łóżku.<br />
- William ja chcę się ubrać.<br />
- A czy ja Ci, dziewczyno zabraniam?<br />
- Przeszkadzasz. - warknęłam.<br />
- W czym?<br />
Traciłam cierpliwość.<br />
- Dobra, nie mam ochoty się z tobą sprzeczać.<br />
Podeszłam do szafy i wyciągnęłam z niej krótkie czarne szorty i czarną koszulkę na ramiączka z napisami. Wszystko przełożyłam przez ramię i ruszyłam najbardziej dumnie jak tylko mogłam w samym ręczniku do drzwi, czując wciąż na sobie wzrok Willa. Szybko dotarłam do toalety i ubrałam się. Ustałam przed lustrem i związałam włosy w kok francuski. Fryzura prosta i wytrzymała. Coraz częściej zaczynałam ubierać się w wygodne spodnie i zaczęłam wiązać włosy. Kiedyś nie wychodziłam z łazienki przez godzinę zanim gdzieś nie wyszłam, a teraz? Nie obchodzi mnie to. Nie jestem tu po to, aby wyglądać jak księżniczka z bajki. Mam robotę do wykonania i o wiele ważniejsze rzeczy na głowie. Prawdę mówiąc, podoba mi się to.<br />
Wróciłam do pokoju. Chłopak, który niedawno wypoczywał na moim łóżku, zniknął. Odetchnęłam, ale nie jestem pewna, czy z ulgi. Włożyłam jakieś buty i poszłam na śniadanie.<br />
Chciałam już wejść do kuchni, kiedy natręt pod tytułem William chwycił mnie za łokieć i pociągnął do drzwi wejściowych zamku. Ustaliśmy na dziedzińcu, gdzie jak co rano sprzedawano... właściwie wszystko. Chłopak, czy raczej mój porywacz ustał na środku odetchnął ciepłym, letnim powietrzem i założył okulary przeciwsłoneczne na nos. Uśmiechnął się szeroko i ukazał swoje dołeczki w policzkach. Normalnie na kilka sekund moje serce przestało bić. Zlustrowałam go wzrokiem. Miał na sobie ciemno granatowe dżinsy i Czerwono-czarną koszulę w kratę. Do tego te czarne Ray Bany na nosie. Moje myśli zaczęły wędrować w niebezpiecznym kierunku, więc czym prędzej odwróciłam wzrok, ale jakoś nie mogłam się na niczym innym skupić i co chwilę wracałam wzrokiem do zielonookiego.<br />
- Wiem, ze jestem boski, ale że aż tak? - puścił mój łokieć, a ja odsunęłam się do niego na dobry metr. Zacytował mój tekst z przed kilku minut. Myśli, że jest taki sprytny? Już otwierałam buzię, aby coś powiedzieć, ale uciszył mnie machnięciem ręki.<br />
- Dobrze. Nie musisz mi wyprawiać tego cholernego monologu na temat jakim to jestem dupkiem, bo wiem, że tak właśnie myślisz. Oszczędźmy sobie czasu, energii i nerwów. I zanim zadasz głupie pytanie, dlaczego ta ja Cię tu zaciągnąłem, powiem tylko tyle, że Hexa nas wzywała i sam nie wiem o co chodzi i też nie jadłem śniadania.<br />
Patrzyłam na niego oniemiała.<br />
- Od kiedy ty William stałeś się taki gadatliwy? Dosypali Ci czegoś do wody?<br />
Roześmiał się i ruszył w kierunku szkoły. Szedł naprawdę szybko, więc ja również wyciągałam nogi.<br />
- Ludzie się zmieniają.<br />
- Ale, żeby aż tak? - zadrwiłam.<br />
- Bywa - tym słowem zakończył naszą dyskusję. Dalszą drogę przebyliśmy w milczeniu. Zaczęliśmy wchodzić po schodach na piętro. W budynku było cicho, za cicho na szkołę wampirów. Nagle podbiegł do nas jakiś patykowatej budowy ciała chłopiec z pryszczami na czole.<br />
- Arnold, jestem i ten... mam was zaprowadzić do auli, bo Hexa coś tam zrobiła i ktoś tam miał się pojawić, bo ten i wy macie, czy ktoś tam być też.<br />
- Zaprowadziłbyś nas tam? - zapytał William.<br />
- No ten... ja po to tu przyszedłem.<br />
I poprowadził nas korytarzem do auli. Kiedy weszliśmy do środka panowała tam grobowa cisza, wzrok wszystkich spoczął na nas. Arnold zniknął tak szybko, jak się pojawił. Zatrzymaliśmy się niepewni, co dalej mamy zrobić. Nagle przed nami wyrosła jak z pod ziemi Hexa.<br />
- Jesteście już. Chodźcie za mną.<br />
Poszliśmy za nią na środek sali i wyczekiwaliśmy tego, co kobieta ma nam do przekazania.<br />
Nagle ze swojego miejsca wstała jakaś dziewczyna, która miała czarne włosy ścięta na pazia była niziutka.<br />
- Chcemy wam podziękować. - zaczęła - Bez was pewnie teraz nie stalibyśmy tutaj. A teraz wszyscy doszliśmy do jednego wniosku. Dajemy wam nasze posłuszeństwo i obiecujemy bronić was nawet za cenę własnego życia, które wy ocaliliście. Dziękujemy.<br />
Cisza zapanowała głęboka. Wymieniliśmy porozumiewawcze spojrzenia z Williamem.<br />
- Cieszymy się, ze nic wam nie jest i dziękujemy za wasz... dar. Lecz nie możemy go przyjąć. Jeżeli musicie już wypełnić dług wdzięczności. Wypełnijcie go w postaci pełnej gotowości do walki i zjednoczenia. Mamy nadzieję, że zaakceptujecie inne gatunki i postaracie się z nimi dogadać. - zakończył William. No, normalnie nie poznaję człowieka! Gaduła się z niego zrobiła.<br />
- Przysięgamy!<br />
Powiedział tłum wampirów, a ja szepnęłam do Williama.<br />
- Co się z tobą dzieciaku dzieje? Gdzie ten stary William?<br />
- Ma wrócić? - zapytał szeptem.<br />
- Nie.<br />
<br />Ashley ♥http://www.blogger.com/profile/17231641403844385028noreply@blogger.com26tag:blogger.com,1999:blog-5955940488635860007.post-28852406900460182782016-05-03T00:25:00.002+02:002016-08-04T15:36:31.565+02:00Rozdział 21<span style="font-family: inherit;">Zaczęłam powoli otwierać oczy. Podniosłam się z łóżka (tak na marginesie strasznie nie wygodnego) i usiadłam po turecku na nim. Przetarłam twarz dłonią. Gdy odsuwałam rękę zauważyłam, że była cała pokryta zeschniętą krwią. Skrzywiłam się na ten widok i zaczęłam sobie przypominać wydarzenia z ostatniej nocy. Po chwili wszystko wróciło. Pamiętam jak straciłam przytomność w lesie, więc...</span><br />
<div>
<span style="font-family: inherit;">- Gdzie ja jestem? - szepnęłam. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Siedziałam właśnie na wielkim granatowym łóżku, takim samym jakie mam ja w swojej sypialni. Pokój nie wiele się różnił od mojego. Jedyną różnicą była kolorystyka. U mnie przeważała biel i fiolet, a tutaj granat i czerń. Nagle mój wzrok przykuł ruch na fotelu pod oknem. Zaciekawiona postawiłam stopy na ziemi. Rany, które tak niedawno je szpeciły, zniknęły. Zapewne kilku uroczych elfów mi pomogło. Powolutku podnosiłam się z łóżka, aby nie wydać żadnego dźwięku. Kiedy stałam już na nogach, zaczęłam podchodzić na palcach do fotelu. Ktoś na nim spał. Pod tytułem...</span><br />
<span style="font-family: inherit;">- William! - krzyknęłam. Podniósł się od razu do pozycji siedzącej i rozejrzał dookoła, gdy zobaczył moją rozbawioną minę posłał mi zirytowane spojrzenie. Zabawne. Jego twarz umie wyrażać w ciągu kilku sekund trzy sprzeczne emocje. Strach, zdezorientowanie i zirytowanie. A czasami ta buźka przybiera jedynie maskę. Wtedy jego twarz wygląda jakby była zrobiona z wosku - bez emocji.</span><br />
<span style="font-family: inherit;">- Pali się? Powódź nadchodzi? - zapytał spokojnie, na co uśmiechnęłam się jeszcze szerzej, a on pokręcił głową, co miało znaczyć "dla tego człowieka nie ma już nadziei". Widząc, że William rozwalił się na fotelu, nie zostawiając ani kawałka wolnego miejsca , przysiadłam na ziemi.</span><br />
<span style="font-family: inherit;">- Czyj to pokój? - zapytałam.</span><br />
<span style="font-family: inherit;">- Mój.</span><br />
<span style="font-family: inherit;">- Dlaczego jestem tu, a nie u siebie?</span><br />
<span style="font-family: inherit;">William wzruszył na to tylko ramionami i zamknął ponownie oczy. Wstałam i ustałam przy nim.</span><br />
<span style="font-family: inherit;">- William? - dźgnęłam go w policzek.</span><br />
<span style="font-family: inherit;">- Hmmm... - mruknął.</span><br />
<span style="font-family: inherit;">- Co ty robisz?</span><br />
<span style="font-family: inherit;">- O trzeciej w nocy? Biegam po lesie i szukam szczęścia - padła odpowiedź.</span><br />
<span style="font-family: inherit;">- Musimy wstać i powiedzieć, co...</span><br />
<span style="font-family: inherit;">- Clover, kiedy ty spałaś my wszystko obgadaliśmy.</span><br />
<span style="font-family: inherit;">- Jak to wszystko obgadaliśmy, kiedy ja spałam?!</span><br />
<span style="font-family: inherit;">- Uspokój się. Zostałaś dźgnięta nożem. Prawie wykrwawiłaś się na śmierć. Plus jeszcze jesteśmy w mieście wampirów. Byłaś wykończona, kiedy cię tu przynieśliśmy. Nawet mi do głowy nie przyszło, żeby cię budzić. - westchnął - Musiałaś wypocząć, ja też muszę to teraz zrobić. Jutro Ci wszystko opowiem. Zgoda?</span><br />
<span style="font-family: inherit;">- Zgoda - mruknęłam.</span><br />
<span style="font-family: inherit;">- Dobranoc - powiedział niewyraźnie i zagrzebał się w kocu na fotelu. Ja wstałam zaś z ziemi, zaciskając usta w wąską linię i rozejrzałam się wokół, zastanawiając się co ze sobą zrobić. Nagle mnie oświeciło. Trzeba z kimś pogadać.</span><br />
<span style="font-family: inherit;"><br /></span>
<span style="font-family: inherit;">- Cześć, Joe! - krzyknęłam w zarośla, widząc ogon lisa wystający z krzaków. Następnie ukazał mi się w całości.</span><br />
<span style="font-family: inherit;">- Ach, to ty człowiek. - westchnął znudzony i ponownie wskoczył w krzaki.</span><br />
<span style="font-family: inherit;">- Też się cieszę, że cię widzę. - burknęłam.</span><br />
<span style="font-family: inherit;">- Słyszałem od wiewiórek o wczorajszych atrakcjach. Dobrze, że nic Ci nie jest. Zapewne przyszłaś o tym pogadać?</span><br />
<span style="font-family: inherit;">- Tak.</span><br />
<span style="font-family: inherit;">- Chętnie Cię wysłucham, dawaj.</span><br />
<span style="font-family: inherit;">- Wszystko to mi się przyśniło, dlatego... - nie dokończyłam, bo Joe jak Struś Pędziwiatr wybiegł z zarośli i ustał przede mną z wytrzeszczonymi patrzałkami.</span><br />
<span style="font-family: inherit;">- Jednak, to nie zwykłe koszmary.</span><br />
<span style="font-family: inherit;">- Brawo, inteligencjo. Do tego to ja sama doszłam - odezwałam się lekko zaniepokojona.</span><br />
<span style="font-family: inherit;">- Czy przypominasz sobie, o czym były poprzednie?</span><br />
<span style="font-family: inherit;">- Tak, ale...</span><br />
<span style="font-family: inherit;">- Clover, słuchaj teraz uważnie, bo od tego może zależeć los nasz, jak i twój. Przez jeden zignorowany "głupi" sen, możemy przepłacić życiem. Co Ci się śniło pierwszy raz?</span><br />
<span style="font-family: inherit;">- Trupy. Wszyscy tam leżeli, wszyscy których znałam i ja... ja pomogłam ich zabić. Ale to był koszmar.</span><br />
<span style="font-family: inherit;">- Skąd ta pewność, może...</span><br />
<span style="font-family: inherit;">- Nie, Joe - pokręciłam przecząco głową. - Teraz umiem je rozróżniać. Te wizje... kiedy one następują czuję jakbym w nich była. W czasie wizji i po jej zakończeniu mam świadomość. Moje mięśnie się kurczą. Żołądek zaciska. Ciało drży, a nogi i ręce są jak sparaliżowane. Joe, zaufaj mi. Pierwszy sen był niewyraźny i obudziłam się jedynie zlana potem. Przy drugiej i trzeciej nocy poczułam się tak jak Ci to opowiedziałam.</span><br />
<span style="font-family: inherit;">- Dobrze. Więc pierwsza to koszmar, a druga?</span><br />
<span style="font-family: inherit;">- Byłam wtedy w lesie. Był tam... Malcolm. Tylko, że wyglądali inaczej. Mieli w sobie widoczne połączenie ze wszystkimi rasami. Ktoś zadawał mi ból... nie dotykając mnie. To było dziwne. A później, pojawiła się dziewczyna. Nie, nie dziewczyna - to byłam ja. Tylko, że ja siedziałam w krzakach i starałam się od nich uwolnić. A "ja" szłam razem z grupą, nikt nie zauważył, że to nie byłam ja. Myślisz...</span><br />
<span style="font-family: inherit;">- Myślę, ze mają plan.</span><br />
<span style="font-family: inherit;">- Więc musimy poinformować o tym resztę - oznajmiłam stanowczo.</span><br />
<span style="font-family: inherit;">- Nie, Clover. Nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę, ale to proroctwo daje Ci te wizje. Wiąże się z tym historia, ale mam przeczucie, że w kolejnym śnie sama Ci się ona objawi. Wracając do tego, żebyśmy powiedzieli wszystkim o tym, nie zgadzam się. Proroctwo pokazuje Ci te wizje nie bez powodu. Są dwie opcje: chce abyś im zapobiegła, albo żebyś je wypełniła. Sama będziesz musiała dojść do tego, czy chcesz aby doszły do skutku i nic nie będziesz robić, czy zrobisz wszystko, aby tylko ich nie wypełnić. Jedna z tych opcji, bądź pewna prowadzi do wygranej. Ale którą... wybrać będziesz musiała sama. Proroctwo stawia Cię przed próbą. Mówiąc o tym wszystkim innym, zniszczysz opcję numer jeden. Zachowaj to dla siebie Cloe i ty sama zadecydujesz co zechcesz zrobić, póki co jestem do twojej dyspozycji. Jednak, gdy zechcesz wypełnić wizję, musisz się liczyć z tym, że będziesz musiała się stać genialną aktorką, nauczyć się wyłączać emocje, wykazać się sprytem i przebiegłością. Po prostu będziesz musiała umieć wykorzystać przewagę. Pamiętać, że walczysz dla nas - westchnęłam - A co z tą ostatnią?</span><br />
<span style="font-family: inherit;">- Pokazała mi sytuację w lesie i... siebie. Mówiła, że mam ich ratować.</span><br />
<span style="font-family: inherit;">- Tego też dowiesz się w swoim czasie.</span><br />
<span style="font-family: inherit;">- W lesie, pojawiły się cztery postacie. Od czterech żywiołów. Oni...</span><br />
<span style="font-family: inherit;">- Stróże. Przyszli naprawić zniszczenia?</span><br />
<span style="font-family: inherit;">- Tak, co...</span><br />
<span style="font-family: inherit;">Joe prychnął pogardliwie.</span><br />
<span style="font-family: inherit;">- Te postacie mogą jedynie naprawiać, nigdy nie pomagali nam, bo nie mogli. Byli bardzo potężni, ale teraz mogą jedynie po czarować sobie w swoich żywiołach i czynić tylko dobro dla... wystroju tego świata. Trzymają się z czarownicami, bo są jakby najbardziej z nimi powiązani. Pilnują przejścia pomiędzy dwoma światami... i tyle. Czarownice pewnie wysłały ich po to, aby przekazać Ci wiadomość.</span><br />
<span style="font-family: inherit;">- Przekazali, a na niej...</span><br />
<span style="font-family: inherit;">- Nie! Człowiek, nie możesz mi przekazać tej informacji, bo została przekazana Tobie i nikomu innemu.</span><br />
<span style="font-family: inherit;">- Czasami się zastanawiam, czemu zawsze dla mnie jest tak wiele zadań, dlaczego William nie może...</span><br />
<span style="font-family: inherit;">- On jeszcze odegra swoją rolę, Clov. Gdyby tak nie było proroctwo nie marnowało by na niego czasu, ani energii.</span><br />
<span style="font-family: inherit;">- Muszę się zbierać, Joe. Dziękuję Ci za wszystko.</span><br />
<span style="font-family: inherit;">- Nie ma za co człowiek. Zawsze do usług.</span><br />
<span style="font-family: inherit;">- Pa, Joe.</span><br />
<span style="font-family: inherit;">Poszłam teraz uzyskać wyjaśnienia z wczorajszej tajnej narady, zdrajców.</span><br />
<span style="font-family: inherit;"><br /></span>
<span style="font-family: inherit;"> ***</span><br />
<span style="font-family: inherit;"><br /></span>
<span style="font-family: inherit;">- Słucham - weszłam przez wielkie drzwi do sali narad i przerwałam wszystkie dotychczas toczące się tam rozmowy. Paul, Lucas, Gabriel, Ryan, Caspar, Michel zawzięcie o czymś dyskutowali, a do ich konwersacji najwyraźniej co chwila wtrącali się Mark i William, bo siedzieli niedaleko i wyglądało to tak, że słuchali mężczyzn z boku. Dalej stały jakieś wampiry w małych grupkach wzrok wszystkich przeniósł się na mnie. Ku mojej niechęci w kącie stał Harry i zirytowany spojrzał na mnie kiedy przerwałam mu rozmowę z dwoma innymi wampirami. Lecz nie poświęciłam mu więcej uwagi. Podeszłam do stołu, gdzie stali przywódcy trzech ras i następca czwartej. Skrzyżowałam ręce na piersi i popatrzyłam na zebranych w sali panowała totalna cisza. - Słucham, co takiego wczoraj ustaliliście i ile wiecie?</span><br />
<span style="font-family: inherit;">- Postanowiliśmy, ze jak najszybciej wyruszymy do obozu czarownic - zaczął Paul, ale ja krzyknęłam.</span><br />
<span style="font-family: inherit;">- NIE! - wzdrygnęli się.</span><br />
<span style="font-family: inherit;">- Dlaczego: nie? - zapytał William i zmrużył lekko oczy, co znaczyło "co ukrywasz, skarbie?".</span><br />
<span style="font-family: inherit;">- To znaczy... Emm... Po co ten pośpiech?</span><br />
<span style="font-family: inherit;">Spojrzeli na mnie jak na głupią, ale William nie dał się wkręcić.</span><br />
<span style="font-family: inherit;">- Przecież i tak nie wiemy gdzie szukać czarownic. To będzie najtrudniejsze zadanie. Może lepiej mieć jakiś plan, nie działajmy pochopnie, bo może oni tego od nas oczekują? Chcą, żebyśmy rzucili się na głęboką wodę i zaczęli szukać wiedźm, gdy oni zaatakują ponownie tutaj lub jeszcze lepiej. Zaatakują nas?</span><br />
<span style="font-family: inherit;">Wiem, że tak się nie stanie. Malcolm teraz z pewnością szykuje się do wojny, zdając sobie sprawę, że bitwy po drodze będą bezskuteczne, ale oni nie musieli o tym wiedzieć. Ważne, aby czarownice przygotowały się szybko, bo nie będę mogła ich zwodzić w nieskończoność.</span><br />
<span style="font-family: inherit;">- Ona ma rację, nie możemy tak na pstryk ruszyć do kolejnego obozu. Najpierw plan - oznajmił Michel, a ja westchnęłam z ulgą. William zgromił mnie wzrokiem i nie spuszczał go ze mnie przez resztę spotkania, kiedy to wszyscy starali się obmyślić jakieś sensowne wyjście z tej sytuacji. Kiedy zrezygnowani opuścili salę, ja też wyszłam. Za sobą usłyszałam czyjeś kroki, starałam się przyspieszyć, ale za każdym razy ten ktoś przyspieszał razem ze mną. W końcu zaczęłam biec, ale nie trwało to długo, bo przebiegając między korytarzami uznałam, że ucieczka nie ma sensu. Zatrzymałam się gwałtownie i ten ktoś wpadł na mnie przewracając nas na ziemie. Spojrzałam na mojego napastnika, którym (jakżeby inaczej) był William.</span><br />
<span style="font-family: inherit;">- Czego? - warknęłam, leżąc cały czas na podłodze, a on obok mnie.</span><br />
<span style="font-family: inherit;">- Coś ukrywasz.</span><br />
<span style="font-family: inherit;">- A ty chcesz wiedzieć co? - przechylił głowę na bok i spojrzał mi w oczy.</span><br />
<span style="font-family: inherit;">- Chce żebyś mi zaufała i sama powiedziała - westchnęłam.</span><br />
<span style="font-family: inherit;">- Chciałabym, ale nie mogę - szepnęłam.</span><br />
<span style="font-family: inherit;">- Najwidoczniej masz powód - podniósł się z ziemi i podał mi dłoń, którą przyjęłam bez wahania. Staliśmy teraz naprzeciwko siebie. Dzieliły nas od siebie centymetry. On nachylił się, a ja stałam oniemiała. Poczułam jego ciepły oddech na karku i mimowolnie przeszedł mnie dreszcz. - W takim wypadku ja też mogę mieć swoje sekrety, Clov. Nie będę Cię zmuszał, abyś powiedziała mi, co cię dręczy, nie będę dociekał. Tylko myślałem, że jesteśmy partnerami. Nie wiedziałem, że możemy zacząć działać solo.</span><br />
<span style="font-family: inherit;">Po tych słowach odsunął się i odszedł.</span><br />
<span style="font-family: inherit;">- William! - krzyknęłam za nim, ale nawet się nie obejrzał. Tupnęłam nogą jak pięcioletni bachor, który nie dostał lizaka. Chciało mi się płakać. Czy ten człowiek nie rozumie, że nie mogę mu powiedzieć?! Czy nie może tego uszanować... Chwila on to uszanował. Ughhh. Czułam się przez niego zdezorientowana i byłam pewna, że to właśnie chciał osiągnąć. Ale przykro mi Panie Skomplikuję Ci Życie Jeszcze Bardziej nie mogę Ci nic powiedzieć.</span><br />
<span style="font-family: inherit;">Wróciłam do swojej sypialni rzuciła ubrania na podłogę i ruszyłam do łazienki wziąć prysznic. Kiedy wróciłam do pokoju, chwyciłam bezrękawnik i wyjęłam z jego kieszeni pergamin, który dostałam od Stróży. Rozwinęłam go i tak jak się spodziewałam... był pusty. Odłożyłam go na stolik nocny. W tym momencie chciałam już tylko odpłynąć. Zamknęłam oczy, a na sen nie musiałam czekać długo.</span><br />
<span style="font-family: inherit;"><br /></span>
<span style="font-family: inherit;">Ta sama kobieta, która nawiedziła mnie w ostatnim śnie, stała teraz i wpatrywała się we mnie tymi swoimi czarnymi gałami i czerwoną szparką.</span><br />
<span style="font-family: inherit;">- Clover - wypowiedział moje imię - Należą Ci się chyba wyjaśnienia. Podejdź tu, dziecko. I chociaż wygląd tej kobiety mnie przerażał, bez wahania podeszłam bliżej niej.</span><br />
<span style="font-family: inherit;">- Usiądź - nakazała, a ja wypełniłam jej polecenie zanurzając się w miękkim fotelu - Jest wiele rzeczy, które muszę Ci przekazać, ale zacznijmy od początku. Pewnie chcesz się dowiedzieć jak powstała księga proroctw?</span><br />
<span style="font-family: inherit;">Skinęłam głową.</span><br />
<span style="font-family: inherit;">-<span style="font-family: inherit;"><span style="font-size: 12pt;"> Mam na imię Eleonora. Tysiąc lat temu, kiedy w tej krainie panował spokój i ład. Wszystkie stworzenia żyły ze sobą w zgodzie i nikt nigdy nie pomyślałby, że mogą tu istnieć takie istoty jak zori. Żyłam tu wraz z moim ojcem Walterem. Od zawsze przynależałam do gatunku czarownic. Tyle tyko, że nie byłam nią. Moi rówieśnicy uczyli się zapalać płomyczki na ręku, czy czarować kwiatki na łące, a ja umiałam już wywoływać tsunami i zamrażać lewą ręką wszystko, co się poruszało. Wirginia, która była tego czasu przewodniczącą czarownic mówiła mi, że kiedyś obejmę jej stanowisko, bo jestem tak potężna. Któregoś dnia, gdy wróciłam ze spotkania z przyjaciółkami do domu, zobaczyłam mojego ojca. Nie wyglądał tak jak zawsze. Jego oczy stały się czarne, puste i złowrogie. Już nie widziałam w nich miłości, którą okazywał mi każdego dnia. Jego usta również zmieniały się w ten kolor i włosy z blondu na kruczą czerń. Pamiętam jakie wtedy do mnie wypowiedział słowa. ,,Chodź, Eleonoro. Przywołajmy naszych pobratymców”. I wtedy się stało to samo ze mną, ciemność opanowała moje ciało. Na zewnątrz wyglądałam jak śmierć, ale w środku, w środku panowało dobro. Nie odpowiedziałam na słowa ojca, ale wraz z nim wyszłam z domu. Biegło w naszą stronę wielu najsilniejszych czarodziei, którzy próbowali za pomocą żywiołów nas powstrzymać. Na ich starania mężczyzna, który kiedyś był kowalem i moim ojcem zaśmiał się. Podniósł swoją dłoń i w jednej chwili dawni obrońcy </span><span style="font-size: 12pt;">upadli na ziemię z martwymi oczami. Wlokłam się za tatą do kręgu gdzie dziewczęta w wieku szesnastu lat stawały się dojrzałymi czarownicami.,,Zaczynamy, Eleonoro! Wezwijmy demony, które zasłały nas tu w tej misji!”. Weszliśmy do kręgu i wtedy zaczęły zbiegać się do nas wszystkie czarownice i czarodzieje z naszego obozu. Ja i ojciec zabijaliśmy ich. Nie chciałam tego, bo w środku krzyczałam ,,Nie!”. Kiedy nadbiegła Wirginia i czterej główni magowie spojrzeli na nas i próbowali swoimi mocami nas pokonać. Wtedy stało się coś niezwykłego. Moje oczy z pustych, czarnych dziur, zamieniły się w moje dawne fioletowe. Czułam wtedy przypływ tak wielu emocji. Głównie strachu, bo nie chciałam, aby demony zaatakowały tych biednych ludzi. Wirginia dostrzegła moje spojrzenie i uśmiechnęła się smutno. Następnie wypowiedziała bezgłośnie słowa ,,Musisz go zabić”. Wiedziałam kogo i skinęłam jej lekko głową, zamieniając oczy z powrotem. Ojciec zaczął już formować krąg, a ja pomagałam mu. Kiedy dał znak, że mam samodzielnie utworzyć krąg ognia wiedziałam, że to moja szansa. Kiedy sznur ognia pozornie toczył koło i znalazł się zaledwie w odległości jednego metra od prowodyra tego zamieszania. Skierowałam całą swoją moc w człowieka, któremu ufałam, którego kochałam, i który troszczył się o innych, a tak naprawdę cały czas realizował swój niecny plan. Wirginia i reszta magów przyłączyła się do mnie, a wtedy demon zamienił się w proch. Opadłam bezwładnie na kolana. Po takim przypływie zdrady dla dobra mój wygląd w ogóle się nie zmienił. </span><span style="font-size: 12pt;">Wirginia uklękła przy mnie i szeptała ,,Postąpiłaś słusznie”. Następnego dnia zdradziła mi, że już nigdy nie będę dobrą czarownicą, że nawet gdy teraz myślę, że już nigdy nikogo nie skrzywdzę mój stan ulegnie zmianie. Powiedziałam jej, aby zrobiła wszystko, co w jej mocy, abym już nigdy nikogo nie zabiła. Zaproponowałam jej nawet swoją śmierć. Rozważała to długi czas, aż w końcu podjęła decyzję. Zamknie mnie w księdze proroctw. Zgromadzili się przedstawiciele najlepszych magów każdego żywiołu. Księga leżała na środku kręgu, a czarodzieje otoczyli ją i mnie. Wtedy Wirginia uśmiechnęła się do mnie i wygłosiła uroczystą mowę ,, Zebraliśmy się tu, aby umieścić duszę Eleonory w księdze proroctw. Ten demon udowodnił, że zasługuję na coś więcej niż jej pobratymcy ratując nas i odwracając się od swojego stwórcy. Lecz, aby oczyścić jej duszę całkowicie ze zła, Eleonora będzie służyła w następnych tysiącach lat stworzeniom jej potrzebujących. Ukazując przyszłość. Eleonora będzie służyła dobru i za to zostanie wynagrodzona”. Zakończyła tymi słowami i tak znalazłam się w księdze. Chcę Ci pomóc. Po to tu jestem. Oczyszczam się. Tak to się zaczęło. Mam moc, Clover. Taką moc o jakiej inni mogą tylko pomarzyć. Wirginia powiedziała mi, ze nigdy nie będę mogła zostać dobrą czarownicą. Myliła się. Z nazwy i wyglądu jestem tylko demonem. Lecz nie jestem tu, aby powiedzieć Ci co masz zrobić. Nasze wzloty i upadki nas kształtują. To one zmieniają nas samych, sama będziesz musiała dojść do tego, co będzie słuszne. Będę Ci posyłać wizję, pomogę Ci, ale to ty sama dojdziesz do sukcesu, bądź porażki. Chociaż nie wybrałam Cię po to, abyś odnosiła porażki, czyż nie? Zrozumiesz, Clover, że na świecie wszystko ma swoje miejsce, a niektórzy mogą decydować o tym miejscu. Teraz, Clover idź naprzód bez względu na wszystko. Zamknij dawny rozdział i otwórz się na nowy.</span></span></span><br />
<div class="western" style="font-size: 12px; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: inherit;"><br /></span></div>
<div class="western" style="font-size: 12px; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: inherit;"><br /></span></div>
<div class="western" style="font-size: 12px; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: inherit;"><br /></span></div>
<div class="western" style="font-size: 12px; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: inherit;"><br /></span></div>
<div class="western" style="font-family: Tahoma, 'Helvetica CE', Helvetica, sans-serif; font-size: 12px; margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
</div>
Ashley ♥http://www.blogger.com/profile/17231641403844385028noreply@blogger.com6tag:blogger.com,1999:blog-5955940488635860007.post-37578334055041532032016-04-30T23:51:00.001+02:002016-05-01T22:59:02.533+02:00Przepraszam!!!<span style="font-family: inherit;"><b>Hej kochani</b></span><br />
<span style="font-family: inherit;"><b>zdaję sobie sprawę, że rozdziały pojawiają się zazwyczaj w weekend. Najczęściej w sobotę nocą, ale to w nocy przychodzą mi najlepsze pomysły! Jak już od niedawna wspominam, inspiracja nie za często mnie odwiedza. Zatem pomyślałam, że jeśli ja nie mam pomysłów, to może Mery coś wykombinuje... teraz stwierdzam, że to był błąd. Pomyłka polegała na tym, że całe życie myślałam, że moja przyjaciółka ma umysł typowo humanistyczny(bo do przedmiotów ścisłych się nie nadaje), więc byłam pewna, że sobie poradzi! Zatem w piątek zapowiedziałam jej o moich planach, że to ona napisze nowy rozdział. Niestety moim zdaniem nie wyszło jej to najlepiej... Tak więc przepraszam was bardzo, ale napiszę po swojemu rozdział 21, który pojawi się jutro lub w poniedziałek. Sorki jeszcze raz, a tu żeby zrobić dziewczynie na złość, wstawię to co próbowała sklecić :). Przerobię z jej pięknej opowieści kilka elementów i myślę, że będzie dobrze. Tylko błagam was nie przywiązujcie się do opowiadania Mery, bo niektóre elementy przeczą rozwojowi całej tej powieści! Prawdziwy rozdział 21, przypominam niedziela lub poniedziałek.</b></span><br />
<span style="font-family: inherit;"><b>Ashley </b></span><br />
<span style="font-family: inherit;"><b>xxx</b></span><br />
<br />
<br />
Obudziłam się w łóżku. Patrzę na zegar, a tam 17:33. Jak się domyślam, to Will znowu mnie przeniósł, po tym jak zasłabłam. Nagle przypominam sobie co dokładnie się zdarzyło jeszcze parę godzin temu. Siadam, a przed sobą widzę zaciekawioną mordkę lisa.<br />
<div>
- Nieźle pospałaś.</div>
<div>
- Z tego, co wiem, to nie śpieszy mi się nigdzie.</div>
<div>
- Co się stało, że rano tak szybko wybiegłaś? </div>
<div>
- Miałam straszny sen, przepowiednie, to się znowu zdarza, bla bla bla, opowiadam mu sytuacje.</div>
<div>
- Te postacie to nie, kto inny jak skrzaty, co bronią od wieków przejścia pomiędzy światami. Światem ludzi, a naszym. Ujawniają się tylko w nagłych sytuacjach, czyli pokazały się, ponieważ zori próbują przekabacić na swoją stronę wszystkie rasy! Przepowiednia zaczęła się sprawdzać!</div>
<div>
- Okej, ale co mam zrobić w tej sytuacji?</div>
<div>
- Musimy dostać się do kolejnej rasy - czarownic i to jak najszybciej. - rzekł William, który wkroczył do pokoju.</div>
<div>
- A ty skąd się tutaj wziąłeś koleżko? </div>
<div>
- Przyszedłem sprawdzić, czy już się obudziłaś ale gdy szedłem korytarzem usłyszałem, że już z kimś rozmawiasz.</div>
<div>
- Will, to Joe, przyjaciel.</div>
<div>
- Miło ciebie poznać kolejny człowieku, który dąży do zbawienia naszego świata.</div>
<div>
- Powiedział, że miło mu cię poznać.</div>
<div>
- Z wzajemnością.<br />
<br />
<br /></div>
<div>
Około 19 razem z Willem poszliśmy na obiado-kolację do restauracji przy budynku, w którym mieszkaliśmy. Omówiliśmy parę ważnych spraw związanych z dzisiejszym porankiem i ustaliliśmy strategię, kiedy do naszego stolika zbliżył się (tu będzie ktoś ważny, i ktoś kto ma sens tu być Caspar chyba.. czekaj, on jeszcze żyje?).<br />
- Niestety, ale nie jesteśmy w stanie rozpatrzeć pozytywnie waszej prośby.<br />
- Dlaczego? - spytałam.<br />
- Głupie pytanie, wampiry wciąż wam nie ufają. Bez tego nie idziemy dalej.<br />
- Ok zaraz coś wykombinuje.<br />
<br />
O godz. 20 już wszystko było gotowe. Wszyscy zebrali się na apel, który zorganizowałam. Nastąpiła przemowa.<br />
- (i tu byłaby jakaś wspaniała motywacyjna przemowa, którą Ashley by napisała ale ja nie mam głowy do takich przedstawień, więc po prostu jest tu przerwa, chyba że coś wymyślę - wtedy napiszę).<br />
Wszyscy popatrzyli na mnie jak na głupią ale o chwili, jakby wszystko zrozumieli, wstali i zaczęli wiwatować.<br />
- Okej, zarządzam, że wy jesteście odpowiedzialni za przygotowania do walki, zbroje, miecze i konie, czy coś tam - wasze wyposażenie jest najwyższej jakości, więc zostawiam wam to na głowie. My następnego świtu wyruszymy z najlepszymi w walce wampirami do następnej sekty, zdecydowanie najgroźniejszej - czarownic.<br />
Tłum zamarł.<br />
- Czy nie boicie się po dzisiejszej sytuacji? - zapytał ktoś z pośród ludu.<br />
- Gdybyśmy się bali, to nie było by nas aż tutaj, dzisiaj. - odpowiedział William. A myślałam, że to ja jestem od przemówień.<br />
Wszyscy się ucieszyli i udali na imprezę na rynku, którą zorganizowałam. Wszyscy bawili się świetnie! Kiedy zmęczyłam się densami, poszłam usiąść na krzesło i napić się ponczu, gdy w pewnym momencie poczułam lodowaty oddech na karku. To był...<br />
<br />
Mery<br />
<br /></div>
<br />Ashley ♥http://www.blogger.com/profile/17231641403844385028noreply@blogger.com8tag:blogger.com,1999:blog-5955940488635860007.post-86919801144542592532016-04-29T23:57:00.001+02:002016-04-30T20:33:08.025+02:00Odpowiedzi do Q&A<b><i>Ashley</i></b> O Mery<br />
<br />
Jest wiele słów, którymi można by opisać Mery... Może zamiast wymieniać sto przymiotników i synonimów... Powiem jeden: Niepowtarzalna. Taka jednym słowem jest Mery moja najlepsza przyjaciółka. Czemu się z nią przyjaźnie? Bo jesteśmy dwoma przeciwieństwami i na 100% odbiegamy od normy typowych nastolatek.<br />
Ta dziewczyna jest jedną z najbardziej nieśmiałych osób jakie znam. Wiem, że trudno w to uwierzyć, ale to prawda! Nadużywa słowa "kojarzysz?", którym mnie irytuje, jak cholera. Z pewnością nadużywa też jedzenia. Mery nie może wytrzymać godziny bez jedzenia i co...? Teraz wszystkie laski, co mają słabą przemianę materii się załamują, bo ma niedowagę! Jest dla mnie najlepszym informatykiem i bez niej blog na pewno by nie powstał. A także ma (czego zazdroszczę) wrodzony talent do języka angielskiego, jest po prostu dwujęzyczna. Maluje i rysuje takie rzeczy, że kiedy je zobaczę to chce mi się płakać z powodu braku mojego talentu do narysowania czegokolwiek. Ona kocha książki detektywistyczne, a ja romantyczne. Nasza przyjaźń nie jest taka jak u większości dziewczyn typu: "Lovciam cię!", "OMG, laska super dżinsy", czy "Pa, skarbie do jutra. To nowa szminka?!" itd. Początek każdego dnia zaczyna się mniej więcej tak: "Ale ty jesteś głupia.", "Nowa fryzura? Nie pasuje Ci.", czy "Spóźniłaś się trzy minuty. Planowałaś wagary? Beze mnie?!" :). Na tym to mniej więcej polega. Ja i Mery to najlepsze dziewczyny na świecie. Skromnie mówiąc :). Nie pozwalamy, żeby nasze ego rosło. Mało kiedy piszemy ze sobą sms'y, czy czatujemy. U nas jest jeden telefon:<br />
M: Idziemy gdzieś?<br />
A: Tak.<br />
M: Rower, czy na piechotę?<br />
A: Rower.<br />
M: Za ile?<br />
A: Za dwadzieścia minut.<br />
M: Gdzie?<br />
A: Na drugim skrzyżowaniu.<br />
Koniec. Nie rozumiemy dzisiejszej młodzieży, która używa cały czas telefonów komórkowych, my idziemy w miasto. Z tą postrzeloną wariatką codziennie śmiejemy się jak opętane. Rozumiemy się bez słów. U nas wystarczy rozpocząć zdanie, żeby druga mogła je skończyć. Niczym telepatia. Prawda jest taka, że Mery jest najlepszą osobą jaką znam. I na pewno za rzadko jej to mówię. Nigdy mnie nie wystawiła. Takiej jak ona to ze świecą szukać. Kiedyś trzymałam się ze swoją paczką. Dziewczyny i chłopaki, których znam od przedszkola. Przyjaźniąc się z Mery uświadomiłam sobie, że byłam głupia. Teraz patrząc na dawne przyjaciółki, które teraz są zwykłymi koleżankami, z którymi spotykam się raz na dwa tygodnie i rozmawiam jedynie w szkole, zrozumiałam jak zmieniłam się przyjaźniąc z tą dziewczyną. Byłam typową gimbusiarą, która patrzyła wyłącznie na ekran swojej komórki i gadała o takich głupotach, że szkoda gadać. Zmieniłam się na lepsze. I ciszę się, że bez względu na sytuacje, w której kiedyś mogę się znaleźć i problemy jakie mnie czekają na Mery mogę zawsze liczyć. Blog też daje nam przygodę. Bo główną rzeczą z Mery, oprócz naszego specyficznego poczucia humoru i nadmiaru sarkazmu jest to że narzekamy na wszystko i wszystkich. Szkołę, nauczycieli, oceny, ludzi, siebie, gwiazdy, bloga, technologię, politykę, książki, filmy, aktorki, aktorów itd. Jesteśmy czasami jak takie stare baby tylko, że z mnóstwem niewykorzystanej energii. Jednym zdaniem: Mery, nie wiem kim bym była, gdyby nie ty.<br />
<br />
<br />
<br />
<b><i>Mery ♡</i></b> O Ashley<br />
<br />
Okej no to teraz ja mam swoje pięć minut. Jeśli mam się wypowiedzieć o Ashley, to na pewno jest ona bardzo ciekawą i czasami skomplikowaną osobą. Bo to w sumie nie wiadomo jak ją określić. Tak jak wcześniej kumpela wspomniała nasze relacje są zupełnie inne niż takie, które widzicie na co dzień, ale to dobrze! Ash jest zdecydowanie najinteligentniejszą, najładniejszą i zarazem najdziwniejszą (tak na plus) osobą jaką znam. Oczywiście jest również najlepszą pisarką jaką znam (na pierwszym miejscu jest Charlaine Harris ale jej nie znam osobiście, tak samo jak Rafała Kosika hahah ;)). Lubi używać skomplikowanych wyrazów i długich nie zrozumiałych sformułowań. Jest dobra z przedmiotów ścisłych i naszego ojczystego języka + niby umie niemiecki. Ma talent do występowania przed publicznością (w przedstawieniach, na konkursach recytatorskich itp.), czego ja nie mam i raczej nie będę miała, i do plotkowania :). Sprawia wrażenie osoby otwartej, rozgarniętej i przyjacielskiej. Lubi narzekać na wiele spraw, choć nadmienię że mistrzem w tej dziedzinie jestem ja haha.<br />
Najważniejsze co nas łączy, to brak piątej klepki i to samo poczucie humoru!<br />
<br />
<br />
Pomyślałyśmy, że fajnie będzie wam opowiedzieć o nas. Więc zrobiłyśmy to w ten sposób, że Mery opisała mnie, a ja Mery. Mam nadzieję, że dzięki temu lepiej nas poznacie :).<br />
<br />
1. Jakie macie hobby?<br />
<br />
Ashley: sport (siatkówka, skoki, kolarstwo, tenis), ale nienawidzę piłki nożnej!, książki, rower, pływanie, muzyka.<br />
Mery: rysowanie, czytanie, grafika komputerowa, programistyka.<br />
<br />
2. Dobrze się uczycie?<br />
<br />
Mery: Trzymamy poziom.<br />
<br />
3. W jakiej klasie jesteście?<br />
<br />
Ashley: Druga gimnazjum.<br />
<br />
4. Co lubicie robić razem?<br />
<br />
Wszystko.<br />
<br />
5. Jakich kosmetyków używacie? Jak się malujecie?<br />
<br />
Mery: Nijak.<br />
Ashley: głównie - Rimmmel. Manhattan, Evelyn, Max factor. Nie maluję się mocno.<br />
<br />
6. Macie Skypa?<br />
Mamy.<br />
<br />
7. Najgorszy przedmiot w szkole?<br />
<br />
Mery: matematyka, chemia, w-f.<br />
Ashley: geografia, niemiecki, angielski.<br />
<br />
8. Jakiej muzyki słuchacie?<br />
<br />
Mery: mieszanki popu.<br />
Ashley: słucham wszystkiego, co mi się spodoba. Między innymi: pop, blues, rock and roll, ewentualnie rege i country. Polecam: "If I die young", "My love is your love ", "Wake me up", "Pompeii" i wiele innych :).<br />
<br />
9. Zrobicie kiedyś meet-up?<br />
Nie.<br />
<br />
10. Jakie są wasze relacje z fanami?<br />
Różne. Niektórzy zapadają w naszej pamięci - bardzo pozytywnie, a inni... dobrze, że są i czytają. Każdemu z was bez względu na wszystko dziękujemy, że tu jesteście <3.<br />
<br />
11. Kiedy macie urodziny?<br />
<br />
Mery: z pod znaku lwa.<br />
Ashley: Grudzień.<br />
<br />
12. Live na czacie - kiedy?<br />
Data nieokreślona. Żadnych konkretnych planów, ale może być.<br />
<br />
13. Popisowe danie?<br />
<br />
Mery: Pancakes.<br />
Ashley: Hmmm... jajecznica, ewentualnie kanapka - brak talentu kulinarnego.<br />
<br />
14. Ile macie książek w swojej w swojej biblioteczce?<br />
<br />
Ashley: 34.<br />
Mary: 33<br />
<br />
15. Czy macie rodzeństwo:<br />
Nie jesteśmy do końca pewne, czy można to uznać za rodzeństwo, no ale powiedzmy, że:<br />
<br />
Ashley: Młodszy brat.<br />
Mery: Młodsza siostra.<br />
Że są z nami spokrewnieni nie mamy 100% pewności! :D<br />
<br />
Dzięki, że jesteście. Dzięki, że czytacie. Dzięki, że komentujecie. Dzięki, że... po prostu jesteście.<br />
<br />
Mery & Ashley<br />
xxxAshley ♥http://www.blogger.com/profile/17231641403844385028noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-5955940488635860007.post-49359162071203606392016-04-23T18:06:00.001+02:002016-04-23T18:47:01.116+02:00Rozdział 20Drzewa. Biegłam boso przez las. Nogi odmawiały mi posłuszeństwa. Mięśnie protestowały, a oddech stawał się coraz płytszy. Ktoś pociągnął mnie za ramię i zasłonił mi usta ręką. Chowaliśmy się za drzewem. Wysunęłam lekko głowę za konar.<br>
<div>
A później wszystko stało się niewyraźne. Rozmazane.</div>
<div>
Ale dostrzegłam... wampiry. Wampiry przywiązane do drzew, próbujące się wyrwać. Próbujące...</div>
<div>
Nagle wszystko zniknęło. Teraz stałam twarzą w twarz przed postacią w jasnoniebieskiej szacie. Miała długie, białe, proste włosy. Głowę pochylała lekko w dół. Mogłam dostrzec, że cały czas miała zamknięte oczy. Ciężko dyszała przez poranione, zakrwawione usta. Całą jej twarz, ręce i stopy szpeciły pęknięcia. Gdyby miała zaraz rozerwać się na kawałki. </div>
<div>
Nagle jej oczy gwałtownie się otworzyły ukazując czarne gałki oczne, z czerwoną szparką zamiast tęczówki. Krzyknęłam i odsunęłam się o krok.</div>
<div>
- RATUJ ICH! </div>
<div>
Zaskrzeczała postać i wszystko zniknęło. </div>
<div>
Podniosłam się z łóżka gwałtownie wciągając powietrze, serce biło mi jak szalone. Gdybym mogła umrzeć, dawno padłabym już na zawał. Po chwili zaczęłam rozpoznawać miejsce, w którym się znalazłam. </div>
<div>
- Kolejny zły sen - szepnęłam. Wygrzebałam się z pościeli i podeszłam do okna. Odsunęłam zasłony i wyszłam na ciepłe powietrze. Byłam w tych samych ciuchach, co poprzedniego wieczora. Jedynie zniknęła czapka i buty. Bosymi nogami stałam na zimnych kafelkach balkonu. Pochyliłam się na poręczy, głęboko oddychając i pozwalając, aby lekki, ciepły wietrzyk rozwiewał mi włosy. Starałam się nie myśleć o niczym. Ale cały czas towarzyszyło mi dziwne uczucie, że coś jest nie tak. "RATUJ ICH!" brzmiały słowa, które pojawiły się w moim koszmarze. Ratuj wampiry. Tylko, że gdyby ktoś był w niebezpieczeństwie inni by im pomogli. Zamek był pogrążony w niemożliwej ciszy. Odwróciłam się tak, aby opierać się plecami o poręcz. Biłam się z myślami, dopóki nie usłyszałam krzyku. Krzyku, który trwał dwie sekundy. Szybko ukucnęłam na ziemi i dobiegły mnie stłumione głosy.<br>
- Wszyscy? - odezwał się jeden.<br>
- Tak. - odpowiedział drugi.<br>
- Zabierz ich tam.<br>
I odeszli. Czyli ten sen, nie był zwykłym koszmarem. To była zapowiedź. To było ostrzeżenie. Rzuciłam się biegiem do wyjścia. Las. Próbowałam odtworzyć sen, co udało mi się bez problemu. Polana, na której byłam wczoraj z Williamem. Biegłam jak szalona do jego pokoju. Otworzyłam drzwi z hukiem. Rzuciłam się na jego łóżko i szarpałam za ramię krzycząc:<br>
- Wstawaj, Will. Wstawaj!<br>
Wstał natychmiast. Przetarł twarz dłonią i spojrzał na mnie zaskoczony.<br>
- Wampiry... porwane...zori, las. - mówiłam bez ładu i składu, ale William pokiwał głową, chwycił mnie za łokieć i pobiegł do drzwi na przeciwko.<br>
- Lucas! - wrzasnął William kilka razy, ale wilkołak spał jak zaczarowany. Chwila...<br>
- Zaczarowany - szepnęłam a chłopak wstał sfrustrowany i podszedł do mnie łapiąc mnie za ramię.<br>
- No to, musimy sobie sami poradzić.<br>
I pokazał wyjście kciukiem. Zbiegliśmy po schodach i ustaliśmy przed wielkimi drzwiami. Byłam tak zajęta martwieniem się o wampiry, że nie zauważyłam nawet, że obok mnie stał lew. Krzyknęłam a William obejrzał się do tyłu.<br>
- Mark! Co ty tu robisz?!<br>
Lew ryknął, a William otworzył drzwi i powiedział.<br>
- Przyda się każda para rąk - spojrzał wymownie na Marka i dodał - No może łap.<br>
Wyszliśmy przed drzwi na dziedziniec. Gdzie były porozstawiane stragany z różnymi cudami. Mark przebiegł przez nie, a za nim William z wampirzą prędkością. Ja próbowałam za nimi nadążyć, ale zobaczyłam stragan z narzędziami. Związani. Zwinęłam dwa noże myśliwskie i schowałam do kieszeni bezrękawnika. Biegłam o bosych stopach za chłopakami. Kamienie i patyki boleśnie kaleczyły moje stopy. Lecz napędzała mnie taka adrenalina, że byłam w stanie myśleć wyłącznie o wampirach i dlaczego Mark nie został zaczarowany? I jakim cudem zori, mogły zaczarować wszystkich innych? Nie mają mocy czarownic. A jeśli... jeśli czarownice dołączyły do zori? Tak naprawdę nie mamy o nich żadnych informacji. Na tę myśl zrobiło mi się nie dobrze. Nogi zaczęły mi drętwieć. Mięśnie dawały znać, że nie jestem przygotowana na taki maraton. Płuca też odmawiały współpracy. Nagle ktoś chwycił mnie za ramię i przystawił rękę do ust. Nie protestowałam. Mój sen uprzedził mnie, że tak będzie. Chowaliśmy się za konarem drzewa, a ja wysunęłam lekko głowę.<br>
Do drzew były przywiązane młode wampiry. Wszystkie te, które nie dostawały wartości odżywczych, czy krwi. Wszyscy uczniowie. Skąd wiedzieli? Spojrzałam w oczy Williamowi bezgłośnie pytając, gdzie jest Mark. Palcem wskazał mi jedną gałąź, na której siedziała sowa. Raczej Mark. Odwróciłam wzrok od ptaka i popatrzyłam na Willa. Potrzebny nam był jakiś plan. Zamknęłam oczy i zaczęłam myśleć. Dobiegły nas głosy.<br>
- Ilu ich mamy?<br>
- Wszyscy Ci, którzy nie dostali składników.<br>
- Mało.<br>
- Wiem, ale za chwilę ich armia się zmniejszy.<br>
- Ale nie wystarczająco! - ryknął jakiś głos - Nie wystarczy spalić tylko ich! Musimy spalić wszystkich!<br>
- Nie mamy takiej mocy! - krzyknęła kobieta - W trójkę możemy spalić tylko tylu.<br>
Zaparło mi dech, gdy coś uderzyło o drzewo, za którym się chowaliśmy.<br>
- Jeśli w trójkę możecie spalić tylko tylu?! To po co tu jesteś? I ty śmiesz nazywać się czarownicą!<br>
Zamarłam.<br>
- Puść.. mnie - wydyszała kobieta.<br>
- Puść ją! - odezwały się pozostałe dwie - Albo zginiesz!<br>
Ciało czarownicy upadło na ziemie, a ona łapała z trudem oddech.<br>
- Jedną z najgłupszych rzeczy jakie Malcolm mógł zrobić, to przyłączenie trzech bezwartościowych wiedźm do nas. Zajmijcie się nimi.<br>
Słyszałam jak dwie pozostałe podnoszą z ziemi czarownicę.<br>
- Nazywasz mnie bezwartościową?! - krzyknęła kobieta, a ja wyjrzałam, aby zobaczyć jak wygląda.<br>
Miała długą czerwoną suknię. Jej włosy były związane w warkocz francuski. Miała jeszcze na szyi czerwone ślady rąk. Podniosła rękę i wystrzeliła błyskawicą w jednego z zori, który w ostatniej chwili uchylił się i podbiegł z nadnaturalną prędkością do kobiety. Chwycił ją za szyję i wykręcił w nienaturalny sposób, że usłyszeliśmy tylko chrupnięcie. Kobieta upadła na ziemie, a ja zasłoniłam usta ręką w szoku. Skręcił jej kark. Miała otwarte oczy. Spojrzałam na pozostałe dwie kobiety, które stały przytrzymywane przez zori. Nie wiem po co to było, skoro wiedźmy nawet nie próbowały się wyrywać.<br>
- Po co to było? - usłyszałam głos jednej z nich.<br>
- Denerwowała mnie. Możecie ją same spalić albo zrobimy to my. Wybierajcie.<br>
Kobiety spojrzały po sobie a następnie skinęły głowami na zgodę. Podeszły bliżej ciała i ustały na przeciwko siebie. Zamknęły oczy i jedna czarownica wyciągnęła prawą rękę, a druga lewą.<br>
- <i>Facta est ignis. - </i>wypowiedziała słowa jedna. Pojawiły się w ich rękach płomyczki ognia.<br>
- <i>In flammam flammas - </i>zagrzmiała druga i ogień buchnął w górę.<br>
- <i>Ignis non exstinguitur igne.</i><br>
<i>- Ignis sanat.</i><br>
- <i>Effugiunt strutcos nomen honorque rogos.</i> - spojrzały na siebie z nadzieją, ale ogień nie zgasł.<br>
- <i>Vade in pace - </i>szepnęły i skierowały swoje ręce w ciało kobiety.<br>
Stały nad nim dalej, kiedy już nie było ognia w ich rękach. Za ciała kobiety pozostał tylko proch. Obydwie zaczęły płakać i nim się zorientowałam łzy leciały też z moich oczu. Otarłam je szybko wierzchem dłoni. I spojrzałam na Willa. Masował swoje skronie palcami jednej ręki. Nagle mnie olśniło. Pokazałam Williamowi na migi, żeby wytworzył tarczę. On spojrzał na mnie jak na wariatkę. Krzyczałam bezgłośnie, aż w końcu ostrożnie uklękłam przed nim i udawałam, że chcę go uderzyć. W zwolnionym tempie przybliżyłam pięść do jego twarzy. Chwyciłam jego dłoń i odrzuciłam nią swoją pięść. Jego wyraz twarzy pozostał niezmienny. Zaczęłam wymachiwać rękami.<br>
- Clover, co ty robisz?!<br>
- Cicho bądź, bo nas usłyszą! - syknęłam.<br>
- Jak mają nas usłyszeć przez tarczę?!<br>
Uderzyłam się otwartą dłonią w czoło. William nie był taki głupi.<br>
- Mam pomysł. Gdy czarownice będą się przygotowywać do wystrzelenia swoich płomieni. Ustaniesz przed nimi i wytworzysz tarczę. W tym czasie ja uwolnię wampiry.<br>
- Clover, nie mogę jej rozciągnąć na tak duży obszar.<br>
- William to nasz jedyny plan. Przypomnij sobie, że ich życie leży w naszych rękach! Nawet jeśli nie będziesz mógł im pomóc to chociaż spróbuj.<br>
- Zostały nam jakieś dwie minuty - odpowiedział.<br>
- Za dwie minuty ruszysz wampirzym tempem przed zori i rozciągniesz swoją tarczę.<br>
Skinął głową. Mark podleciał do nas i usiadł mi na ramieniu.<br>
- Słyszałeś? - zapytałam sowę. Skinęła głową. Teraz w napięciu czekałam, aż czarownice przygotują się do spalenia wampirów. Żołądek skręcił mi się z nerwów i w mojej głowie z prędkością karabinu maszynowego pojawiały się pytania: Co jeśli coś się stanie? Co będzie jeśli William nie wytworzy tarczy odpowiedniej wielkości? Co jeśli nie zdąży jej zrobić? A jeśli stanie się coś Markowi? A jeśli nie zdążymy lub nam się nie uda na naszych rękach będziemy mieć śmierć Bogu ducha winnym dzieciakom.<br>
Spojrzałam na dwie czarownice, które zaczęły mamrotać coś pod nosem, a w ich rękach pojawił się ogień. Ręce miały wyciągnięte przed siebie, a gdy zaczęły je zwracać w kierunku wampirów William wyskoczył zza drzewa i ustał na przeciwko nich. Pobiegłam za nim, a Mark przemienił się w geparda. Zbliżyłam się do jednego z drzew gdzie skrępowane ręce miało dziesięciu wampirów. W tym samym momencie kule ognia wystrzeliły w Williama. Wszystko działo się jak w zwolnionym tempie. Ręce Willa tworzące tarczę. Ogień czarownic, który w nią uderzył i...odepchnięcie mocy w ich stronę. Ogień zmienił kierunek. Jego celem stały się teraz czarownice i zori. Uderzył całą swoją gwałtownością w naszych wrogów. Pozbawiając ich życia i paląc drzewa. Świetnie brakowało nam jedynie pożaru! Rozcinałam szybko sznury, które miały na rękach wampiry. Coś do mnie mówiły, ale nie zwracałam na to uwagi. Dotarłam do piętnastego drzewa. William cały czas starał trzymać się tarczę, kiedy Mark przemieniając się po kolei w każde zwierze, które mogło wyrządzić krzywdę, atakował pozostałe kreatury. Przy ostatnim drzewie była Lizzie. Łzy leciały jej z oczu i uśmiechała się do mnie z tak wielką ulgą malującą się na twarzy, że myślałam, że z tej ulgi zemdleje. Momentalnie wyraz jej twarzy zmienił się, a ona krzyknęła.<br>
- Uważaj!<br>
Odwróciłam się natychmiast i spojrzałam w oczy zori, który chciał wbić mi swój miecz w serce. Odtrąciłam jego miecz swoim nożem i wbiłam mu go w brzuch. Wyjęłam go szybko i z krwią zori na rękach i nożu przecięłam liny. Odbiegłam szybko od wampirów chcąc pomóc Markowi. Gdy zatrzymałam się widząc kreaturę biegnącą w stronę Williama. Wymierzyłam i rzuciłam w napastnika nożem. Chybiłam. Wyciągając drugi nóż i z mistrzowskim skupieniem starałam się rzucić w ruchomy cel nożem. Jak trafię, to wygłoszę sobie takie przemówienie pełne podziwu, że aż się wzruszę.<br>
Rzuciłam i... TRAFIŁAM! Tak! Podbiegłam do zakrwawionego przeciwnika i jednym ruchem wyjęłam mu nóż z szyi. Rozejrzałam się dookoła szukając ewentualnego zagrożenia. Masa zori leżała martwa na ziemi. Wampiry, które uratowaliśmy uciekły. Westchnęłam z ulgą, gdy poczułam palący ból w udzie. Spojrzałam w dół i ujrzałam mój nóż myśliwski wystający z kończyny. Spojrzałam w bok i ujrzałam jednego z zori. Mark i William nic nie zauważyli. Pewnie dlatego, że stałam za jednym z drzew. Upadłam na jedno kolano. Jęknęłam sfrustrowana i położyłam rękę na nożu. Zaczęłam go powoli wyciągać z ciała z niejakim wysiłkiem. Zori podchodził do mnie z obleśnym uśmiechem przyklejonym do twarzy. Po chwili udało się wyjąc narzędzie. Schowałam je za siebie i patrzyłam na mieszańca. Ukucnął przy mnie.<br>
- On cię znajdzie. Znajdzie i zabije. Nie macie szans. Poddaj cię człowieku. Możecie wygrać bitwę, walkę, czy pojedynek. Ale nie wojnę. Nie rozpętuj wojny. Chcesz patrzeć jak twoi przyjaciele giną. Tak. Oni zginą, a ty będziesz żyć wiecznie z myślą, że rzucałaś się z motyką na słońce. Przegrasz.<br>
- Ja wygram. Ty już przegrałeś.<br>
Wbiłam swój nóż prosto w jego serce. Najgorsze było to, że wiedział, że mu to zrobię i na to pozwolił. Osunął się na bok i umarł z tym uśmiechem cały czas przyklejonym do twarzy i nożem w sercu. Zdrową nogą kopnęłam jego ciało i oparłam się o pień drzewa. Moje stopy były w tragicznym stanie. Teraz dopiero zaczęłam czuć pulsujący w nich ból. Były całe we krwi. Poranione. Blizny będą, jak cholera. Zaczęłam ciężko dyszeć. Jęknęłam. Patrzyłam na swoją nogę. Nigdy nie powinno się usuwać samemu narzędzi, które znalazły się w naszym ciele. Miałam co najmniej uszkodzoną kość, przebity mięsień i dziurę na jakieś siedem centymetrów. Skrzywiłam się i odwróciłam wzrok. Co też nie było najlepszym rozwiązaniem, bo zobaczyłam płonący las. Szukałam wzrokiem chłopaków. Na marne. Kiedy pomyślałam, że za chwilę spłonę w lesie, ujrzałam dwóch mężczyzn i dwie kobiety. Jeden z nich otwarte dłonie skierował ku płomieniom. Miał jasne włosy i opaloną skórę. Spojrzałam jeszcze raz na jego dłonie i zauważyłam, że wypływa z nich woda. Hektolitry wody zostały skierowane na las. Po minucie wyglądał on jak po ulewie. Następnie podeszła kobieta. Miała średnie długości, blond włosy i tyczkowatą budowę ciała. Machnęła ręką i po chwili zerwał się silny wiatr. Drugi chłopak o brązowych włosach tupnął w ziemię, która zatrzęsła się i wyrównała, a spalona dotąd trawa pozieleniała, tak samo jak krony drzew. Na koniec dziewczyna o rudych włosach skierowała w stronę lin, którymi związani byli wampiry, małą iskierkę która przeskakując z sznurka do sznurka pozostawiała po nim czarny proszek. Blondyna jeszcze raz kiwnęła ręką i wiatr rozwiał popiół. Cała polana i otaczający ją las wyglądały jak nowe. Jakby nic się tu nie zdarzyło. Po chwili cała czwórka spojrzała na mnie znalazła się obok mnie wraz resztą. Uśmiechneli się do mnie współczująco. Odwzajemniłam uśmiech, chociaż pewnie zamiast niego wyszedł grymas.<br>
- Chcielibyśmy Ci pomóc, Clover. Ale nie możemy. Dostaliśmy polecenie, żeby doprowadzić do porządku las. - powiedziała ruda łagodnie.<br>
- Pomogą Ci te twoje elfy - mrugnął do mnie mag ziemi.<br>
- Pomożemy wam, Clover. Tylko musicie być cierpliwi. Czarownice i czarodzieje już szykują się do walki. Pierwszy raz pokazujemy się komuś od stuleci. Musimy się przygotować zanim pokażemy się wszystkim. - zaczęła blondi.<br>
- Dowiodłaś, że jesteś godna naszego zaufania, i że proroctwo wypełniło swoje zadanie. Wszystkiego dowiesz się wkrótce. Posłuchaj. Zostałaś obdarzona darami mojego żywiołu. Wody. Wyjaśnię Ci wszystko. Ale teraz, zostawimy Ci tylko to - położył zwinięty kawałek pergaminu ze złotą pieczęcią na moich kolanach. - Dzięki niemu będziesz wiedziała, gdzie nas szukać i sama będziesz wiedziała kiedy nastąpi ten moment.<br>
Chłopak wstał i cała trójka razem z nim.<br>
- Do zobaczenia, Clov - uśmiechnęła się blondyna. Po chwili rozbłysło się jasne światło, a ich nie było. Złożyłam kawałek papieru na cztery części i włożyłam do kieszeni bezrękawnika, zasunęłam ją na zamek, aby nie zgubić tak ważnych informacji. Spojrzałam jeszcze raz na otaczające mnie drzewa.<br>
Ostatnie słowa jakie usłyszałam to słowa Williama.<br>
- Clover!<br>
I odpłynęłam w nicość. <br>
<br>Pamiętajcie żeby zadawać pytania do piątkowego Q&A<br>
<br></div>
Ashley ♥http://www.blogger.com/profile/17231641403844385028noreply@blogger.com5