19 września 2016

Rozdział 32

***

- Jak się nazywasz? - zapytał.
- Clo... Clover? - odpowiedziała, lecz jej odpowiedź brzmiała bardziej jak pytanie.
- Dobrze. Kim jesteś? 
- Wybranką proroctwa - odparła pewniej.
- Jesteś z tego dumna?
- Nie.
- Wspaniale. Co masz zrobić?
- Zabić.
- Świetnie. Jak to zrobisz?
- Bez uczuć. Szybko. Sprytnie. Ostatnią rzeczą jaką zobaczą w swoim życiu będzie moja twarz.
W jego oczach pojawiła się duma.
- Po co?
- Aby ich zniszczyć. Zniszczyć te karykatury! Zemścić się za to, co mi zrobili.
Zacisnęła mocno pięści, a on był zadowolony, że odwalił kawał dobrej roboty.
- Ostatnie pytanie - zapowiedział z uśmiechem na twarzy - Po czyjej stronie jesteś?
To było najłatwiejsze pytanie. Nawet nie mrugnęła odpowiadając na nie.
- Zori.
Przyglądał się dokładnie dziewczynie, a ona przypatrywała się beznamiętnie ścianie. Poklepał ją po ramieniu i wyszedł z pokoju. Poszło gładko. Wykonał swoje zadanie, a Pan będzie zadowolony z efektów. Sprawnie zrobił pranie mózgu, Clover. Idealnie wypełnił swoją misję.
Ruszył długim korytarzem z uśmiechem samozadowolenia.
                                                                  
                                                     ***
22 listopada 2017

Dziś są jej urodziny. Dziś skończyłaby siedemnaście lat. Dokładnie półtora roku temu zaginęła jego młodsza siostra. Uciekła pewnej nocy z domu. Tej nocy powiedziała mu kilka rzeczy. Przez to, co powiedziała chciał ją wysłać do psychiatry. Gdyby postąpił inaczej siedziałaby tutaj na przeciwko niego. Śmiała się z jego słabych żartów, ale byłaby z nim.
Odłożył szklankę z whisky na kryształowy stolik do kawy. Oparł łokcie na kolanach i zaczął masować skronie. Alkohol krążył mu w krwi. Postanowił się dzisiaj upić, dzisiaj chce zapomnieć i odsunąć od siebie wyrzuty sumienia.
Wyjechał na studia za namową rodziców. Powiedzieli, że może to zajmie chociaż w małym stopniu jego myśli.
Szukał jej. Gdy na drugi dzień, gdy poszedł ją obudzić zastał tylko starannie posłane łóżko, zamiast jego siostry. Skontaktował się z policją i zgłosił jej zaginięcie. Cały dzień dzwonił do jej znajomych pytając, czy może jej nie widzieli. Sam, sąsiad, a zarazem jej najlepszy przyjaciel, pomógł mu rozwieszać po mieście plakaty. Był tak samo przygnębiony, jak Brandon. Jego najlepsza przyjaciółka zniknęła i nawet się z nim nie pożegnała. Najpierw był smutny i przygnębiony. Później smutek i rozpacz przeobraziły się w złość, nie w wściekłość i garnęło go uczucie pustki. Nie ufał już ludziom, nigdy nie ufał, ale teraz nawet nie chodził na randki. Każda dziewczyna jaką spotkał przypominała mu, Clover. Tęsknił - rzecz jasna - to ona była jedyną osobą, której mógł się zwierzyć, jako jedyna go rozumiała i mógł z nią porozmawiać o wszystkim. Stracił ją. Stał teraz przed zakładem poprawczym i palił papierosa. Dzisiaj były jej urodziny. Dzisiaj był dzień, w którym jego znajomi wychodzili z więzienia dla nieletnich. Dzisiaj powinni świętować te dwie rzeczy. Ale teraz został tylko on sam. Był wściekły na swoich przyjaciół, że go zostawili. Przyszedł tu... Sam nie wie po co. Przyszedł tylko po to, aby zobaczyć czy jest w stanie im wybaczyć.
Metalowe wrota rozsunęły się, a z za nich wyszła dwójka chłopaków. Każdy z nich trzymał w ręku swoją torbę. Kiedy go zobaczyli podeszli do niego niepewnie. Sam też się zmienił. Nauczył się być sam. Wmawiał sobie, że nie potrzebuje nikogo do szczęścia - oczywiście to było kłamstwem. Kiedy tylko ujrzał Rona i Monstera zmierzających w jego kierunku, jego serce zaczęło mocniej bić, ręce zaczęły się pocić. Zaciągnął się tą trucizną po raz ostatni. Następnie rzucił niedopałek na ziemie i zdeptał go końcówką buta. Włożył ręce do kieszeni kurtki. Dwójka chłopaków ustała przed nim i rzucili torby na ziemie. Stali chwilę do póki głosu nie zabrał Ron.
- Nie wiedziałem, że palisz.
- Ostatnio się wciągnąłem - odparł.
- Co się stało? - zapytał Monster. Może byli nieobecni przez dwa lata, ale znali go jak nikt inny. Wzruszył ramionami i po chwili przyciągnął każdego z przyjaciół, po kolei do męskiego uścisku.
- Jestem tak cholernie na was wściekły, a zarazem tak szczęśliwy, że nie wiem na co się zdecydować. Teraz powinienem wam dać w mordę, ale myślę, że odpowiednio się wami zajęli przez te dwa lata.
Sam widział, ze jego koledzy zmienili się. Na pewno przypakowali i zrobili sobie kilka nowych tatuaży.
- Nie wiem, czy powinienem pytać, bo czuję, że przez te dwa lata straciłem ten przywilej - zaczął Monster - Ale co u, Clover?
Na to pytanie Sam się spiął, lecz był przygotowany na nie.
- Zaginęła - powiedział krótko.
- Jak to?! - wykrzyknął, Ron, a jego ręce zacisnęły się w pięści.
- Nic więcej nie wiem - westchnął zrezygnowany - Półtora roku temu. Dzisiaj nawet nie wiem, czy żyje. - kopnął kamień leżący na drodze.
Podczas drogi do domu, chłopacy zadawali Samowi mnóstwo pytań odnośnie brunetki. Widać było, że nie mogli się pogodzić z tym, że ta dziewczyna zniknęła.
Tymczasem, Brandon siedział na schodach swojego domu całkowicie pijany, lecz jego palce uparcie zaciskały się na flaszce wódki. Śmiał się, płakał, a nawet czasami przysypiał. Trzej mężczyźni szli dyskutując ze sobą zawzięcie. Brandon patrzył na nich i bełkotał coś pod nosem. Jeden z przechodniów usłyszał go i spojrzał w jego kierunku. Przyglądał mu się uważnie i w końcu go rozpoznał.
- Brandon? - Sam, podbiegł do niego, a za nim pozostała dwójka, nie dowierzając, że nietrzeźwy mężczyzna może być bratem ich przyjaciółki. - Coś ty ze sobą zrobił, chłopie?
Wszyscy trzej pomogli go zaprowadzić do domu i położyli na kanapie w salonie. Sam rozejrzał się uważnie po pomieszczeniu, ledwo się opanował przed wybuchem.
- To wszystko przeze mnie... -wymamrotał pijany mężczyzna.
- Co? - zwrócił się do niego sąsiad.
- Chciałem ją wysłać do psychiatry, przez to uciekła...
- Jak to? Czemu?! - wściekł się. Chciał coś rozwalić.
- Zaczęła bredzić...
Nie powiedział nic więcej tylko zasnął. Sam nawet zazdrościł mu tego stanu. Chłopak zapomniał. Szkoda, że oni wszyscy nie mogą zapomnieć.
                                                                      
                                                      ***

- Nie - odpowiedział mu Gabriel - William, czy możesz...
Chłopak nawet nie dał dokończyć Gabrielowi, a już uaktywniał swoją tarczę. Czarownice i czarownicy sprawdzali, czy dadzą radę przebić się przez to zabezpieczenie. Wysyłali w jego stronę pioruny, kule lodowe, fale wody, smugi ognia, tornada i wiele innych śmiercionośnych ataków. Tarcza, jednak ochroniła chłopaka przed wszystkimi. Angel z uśmiechem na twarzy patrzyła, jak ten chłopak świetnie poradził sobie z każdym zagrożeniem. Był opanowany i skupiony na zadaniu jakie wykonywał. Nie mogła zaprzeczyć, że był też przystojny. Gdy pierwszy raz go zobaczyła poczuła "motylki w brzuchu". Była najsilniejszą czarownicą na świecie. Mogła zmusić każdego, aby się w niej zakochał. Nigdy nie spotkała na swojej drodze mężczyzny, który by jej się spodobał tak, jak William. Westchnęła głośno, a kiedy jego tarcza opadła, zaczęła klaskać. Nie mogła zaprzeczyć, że zauroczyła się w chłopaku.
William poczuł na sobie czyjś wzrok. Nie było to spojrzenie czarownicy, Angel. Odwrócił się za siebie, a od razu mógł dostrzec, Clover. Dziewczyna zachichotała, kiedy Will złapał się za serce, w geście przerażenia. Było to dziwne, że dziewczyna zakradła się i go zaskoczyła. Głównie to wszyscy zakradli się do niej i przyprawiali ją o skok adrenaliny. Sama nigdy nie pomyślała, aby wykorzystać tę broń przeciw komuś innemu, ale to była, Clover. Tego... po prostu nie ogarniesz.

10 września 2016

Rozdział 31

Dobra to lecimy, robaczki!

Po przedstawieniu nam czwórki czarodziei, którzy panują nad jednym z żywiołów i pilnują przejścia do tej krainy, spojrzałam na maga wody, który przyglądał mi się z zaciekawieniem, a następnie skinął głową w kierunku drzwi.
- Muszę coś sprawdzić - mruknęłam, a William bardziej zainteresowany omawianiem planu zjednoczenia czarownic, nawet nie zwrócił na mnie uwagi. Wstałam lekko z krzesła i ruszyłam w kierunku drzwi, nikt nawet nie zaprotestował na moje poczynania.
Wyszłam z sali i oparłam się o ścianę, chwilę potem obok mnie pojawił się mężczyzna.
- Wyjaśnię ci wszystko - powiedział i ruszył w kierunku bliżej mi nie znanym. Odepchnęłam się od ściany i potruchtałam za nim. Chwilę później wyszliśmy na zewnątrz i przemierzaliśmy drogę przez las. Maszerowaliśmy tak, dopóki nie dotarliśmy do strumyka.
- Woda jest jednym z najbardziej niebezpiecznych żywiołów.
Powiedział mężczyzna i podniósł rękę do góry. Woda ze strumyka również się uniosła, aby po chwili ponownie opaść, powodując lekką falę.
- Wszystkie żywioły są równie niebezpieczne, ale przeważnie służą do czynienia dobra - zaprzeczyłam i usiadłam na ziemi, opierając się przy tym o konar drzewa.
- O ile wiesz, jak ich używać - dodał, nie patrząc na mnie. Nie chciało mi się drążyć tematu, bo uważam, że każdy mag ma na temat żywiołu, którym włada taką samą opinię.
- Powiedziałeś, że posiadam niektóre moce żywiołu wody. Miałeś mi wszystko wyjaśnić - próbowałam zaprowadzić rozmowę na właściwe tory.
- Ale ty już chyba wszystko wiesz? Plany uległy małej zmianie - odwrócił się w moim kierunku i dokładnie przeanalizował moją osobę spojrzeniem. Nie zrozumiałam, o co mu chodzi.
- Jak to niby wszystko wiem? Przecież ja nic nie wiem! - warknęłam poirytowana.
- Eleonora, niczego ci nie wyjaśniła? - zapytał, a ja zrobiłam głupią minę.
- Mam sny, które przesyła mi ona. Pokazała mi się i opowiedziała, że nasza moc wraz z nieśmiertelnością znikną, po walce - powiedziałam wszystko, co wiedziałam.
- To wszystko, co musisz wiedzieć - odparł i ruszył w kierunku ścieżki, która nas doprowadziła nad strumyk. Szybko wstałam z miejsca i pobiegłam za nim.
- To jest żart, prawda? Nie wiem nic! Nie wiem, co mam robić, jak czego używać! Nie wiem, jak mam sobie poradzić, a nie chcę tego zawalić - rzekłam załamana.
- Nie mogę ci powiedzieć nic więcej, Clover - popatrzył na mnie ze smutkiem w oczach, a ja zrozumiałam, że on chciałby, ale ktoś mu zabronił - Przykro mi, sama...
- Jasne! - krzyknęłam sfrustrowana - Wszystko muszę robić sama. Dlaczego nikt mi nie pomoże, dlaczego nie chcecie mi tego ułatwić? Może być prościej, ale wy tylko robicie sobie pod górkę!
W moich oczach pojawiły się łzy, zaczęłam szybko mrugać powiekami, aby nie ujrzały światła dziennego.
- Naprawdę myślisz, że gdybyśmy mogli to naprawić, nie zrobilibyśmy tego? - to głupie, ale moje podejrzenia nabrały sensu, gdy patrzyłam mu prosto w twarz.
- Tak właśnie myślę - odparłam odważnie, a on chyba się tego nie spodziewał i odwrócił wzrok.
- Wracaj...
- Dlaczego? - zapytałam - Po co wam to?
- Żeby dostali nauczkę - odpowiedział bez wahania.
- Nauczkę w postaci kilkudziesięciu, jak nie kilkuset ofiar? - ciągle mierzyliśmy się spojrzeniem - Możecie coś z tym zrobić, ale nie chcecie! Eleonora wie?
- Nie wie i się nie dowie, bo już niedługo będzie wśród nas, jako jedna z czarownic, która nie będzie pamiętać poprzedniego życia. Już nigdy się nie rozdzielimy, bo po tej wojnie będziemy silniejsi. Czasami trzeba ponieść ofiary, aby otrzymać efektowny skutek.
- Czy zdajesz sobie sprawę, że poświęcasz ich życie? Życie, które u nich jest wieczne?! Śmiertelnicy i tak umrą, a oni? Mogą żyć wiecznie!
- Nikt nie chce żyć wiecznie - to powiedziawszy zniknął. Po tej rozmowie pozostało jeszcze tyle nie wiadomych, że żałuję, że się na nią zgodziłam.
Rozejrzałam się dookoła i ruszyłam w kierunku obozu. Po kilku minutach dotarłam na miejsce.
Dlaczego ja się w to w ogóle wpakowałam? Po co były mi dodatkowe zmartwienia? Mogłam zostać w domu, pożegnać się należycie z bratem. Przeżywać beztroskie chwilę z Samem. Niedługo z poprawczaka wyszliby Monster i Ron, stworzylibyśmy dawną ekipę.
Co by zrobił na moim miejscu Ron? Uciekłyby? Poddałby się? Czy może został do końca? Taa, trzecia opcja chyba jest najtrafniejsza dla tego kretyna. Szkoda tylko, że ja jestem na tym miejscu, a nie on. Jak można być tak głupim, żeby wciągnąć się w hazard? A wisienką na torcie, było wykradanie pieniędzy z kont bankowych zwyczajnych ludzi, tylko po to, aby mieć hajs na gry. Mało tego, jaki kretyn wrabia w to swojego najlepszego kumpla? Pamiętam dzień, w którym policja zakuwała ich w kajdanki, pamiętam dzień rozprawy sądowej, w której uczestniczyłam jako świadek. Niestety pamiętam, też ostatnią rozmowę z Monster'em:
- Nie próbuj nawet kłamać, nie możesz ponieść żadnych konsekwencji, powiedz to samo Samowi. Nic nie wiecie, bo nic wam nie powiedzieliśmy. Każdy ponosi konsekwencje za swoje czyny.
- Dlaczego dałeś się na to namówić Ronowi? - zapytałam z wyrzutem, ale w środku rozpadałam się na kawałki. Dostaną po pięć lat jak nic, to nie jest pierwszy ich konflikt z prawem.
- Bo mnie o to poprosił - odpowiedział spokojnie. 
- A jakby cię poprosił, żebyś skoczył z mostu, to też byś się zgodził?!
- To co innego...
- Nie, Monster! Pójdziecie siedzieć! Jak ty to sobie wyobrażasz? - wybuchłam, po czym spuściłam wzrok i dodałam ciszej - I dlaczego, jak gdyby nigdy nic, wybaczyłeś mu? 
- Bo to mój przyjaciel, a przyjaciele popełniają błędy. Wszyscy musimy popełniać błędy, aby się czegoś nauczyć. Jest dla mnie jak brat, a braci się nie zostawia. Zrobiłbym to samo dla ciebie, czy Sama. Ale teraz muszę się zmierzyć z konsekwencjami. To co zrobiłem było złe, wiem to. Ron też. Mogłem mu pomóc w inny sposób, ale nie zrobiłem tego. Ron do niczego mnie nie zmuszał, potrzebował pomocy, ale nie takiej jaką mu zafundowałem. Dlatego mu wybaczyłem, bo mogłem mu pomóc, a nie zrobiłem tego. Gryzie mnie sumienie, Clov. Zrozum to proszę, nie mogę cofnąć czasu.
Wtedy tylko powiedziałam.
- Dociera to do mnie, ale wybacz mi - nie rozumiem. Może kiedyś pojmę o co ci chodzi.
Pamiętam tylko, że za rok powinni wyjść na wolność. Chociaż teraz to ja nawet nie wiem ile czasu minęło. Dostali łagodny wymiar kary, dzięki prawnikowi, którego wynajęliśmy z Samem.
Nie mogę cofnąć czasu... Muszę ponieść konsekwencje swoich czynów.
Tak też trzeba najwidoczniej zrobić. Dokończyć wszystko i zakończyć to raz na zawsze. Czas wdrożyć plan Eleonory w życie. Czas... Zabawne ile jest sposobów na zmarnowanie go i jak mało go jest. Bo wszystko się toczy wokół czasu. A ja poświęcdzcxam swój czas na wypełnienie proroctwa.

Około kilku godzin obmyślałam strategię. Każdy szczegół. Plan na wypadek niepowodzenia wcześniejszego planu. Każdą najmniejszą drobnostkę. Teraz zabieram się do wdrążania go w życie.
A w tym momencie tłumaczę Joe'owi jego wkład w ten projekt.
- Wyruszę z tobą człowiek. Pomogę ci. Zawsze. 
- Joe - szepnęłam - to nie do końca bezpieczne. Nie chcę, żebyś czuł jakikolwiek obowiązek wyruszenia ze mną w tą podróż. To tylko i wyłącznie twój wybór, do niczego nie chcę cię zmuszać...
- Nigdy się nikomu nie podporządkowywałem. Bo nikt mnie nie rozumiał. Nikt nie słuchał tego, co mam do powiedzenia, bo nikt nie mógł tego zrobić. Kiedy odejdziesz, a ja zostanę sam, to ponownie nikt mnie nie usłyszy. Nikt mi nie zostanie, a ja nie chcę znowu słuchać ciszy. Wolę zginąć, niż ponownie zostać sam. 
- Więc chodźmy - odparłam.
- Nie chcesz się z nimi pożegnać? 
- Nie mogę. Niech myślą od początku do końca, że ich zdradziłam. Mają tak myśleć do ostatniej chwili, a niektórzy... do ostatniej chwili swojego życia.
Słońce zaczęło zachodzić.
- Pamiętaj jedno, Joe. Słowa mogą kłamać. Czyny mogą kłamać. Wszystko może być kłamstwem. Czasami ktoś tak dobrze cię okłamię, że pomyślisz, że mówi prawdę. Ale zawsze zadawaj sobie pytanie: Czy kłamca, mówiąc, że kłamie jest kłamcą, czy mówi prawdę, która jest kłamstwem? Jeszcze raz spojrzałam w kierunku słońca i przestawiłam się na tryb: nieczuła, zimna suka.
- Ruszamy.

Dalej było tak jak w moim śnie. Las. Drzewa. Przewrócony konar drzewa, na którym siedziałam, byłam spokojna. Teraz tylko czekałam. To teraz robiłam i nawet nie drgnęłam słysząc kroki. To ich oczekiwałam. Po chwili pojawili się oni. Jeden po drugim otoczyli mnie wstałam z miejsca, a jeden z nich pchnął mnie lekko w przód. Brakowało jednego... A nie! Przepraszam, jednak mistrz intrygi się pojawił. Malcolm. Dostojny, władczy, okrutny, zimny i oczywiście b y ł y władca. Kiedyś wampir, dzisiaj zori. Jak woli. Mierzyliśmy się wzrokiem, w końcu przemówiłam jako pierwsza.
- Przywódca powinien wygłosić chyba jakąś gadkę tym, że nawet jeśli zjednoczyliśmy cztery rasy, nic nie osiągniemy i tak wygracie i tak dalej...
- Milcz - rzucił ostrym, władczym tonem.
- Usta mam po to, aby mówić - odparowałam.
- Zaraz możesz nie mieć języka i pozbędziemy się kłopotu - rzucił od niechcenia. - Co mam z tobą zrobić, Clover? Zabijając cię pozbędę się problemu.
- Nie możesz mnie zabić - uśmiechnęłam się tryumfalnie z mojej przewagi.
- Nie, ale mogę cię zmusić, żebyś sama to zrobiła - zasugerował zadowolony.
- Co chcesz tym osiągnąć? Rozwścieczysz ich jeszcze bardziej, a wtedy oboje wiemy, że nie będziesz miał, żadnych szans w walce.
- Oboje też wiemy, że nie siedzisz na konarze drzewa w środku lasu, do tego w nocy, czekając na cud, prawda? Powiedz mi, co ty chciałaś osiągnąć czekając na nas?
- Może nie mam już ochoty zgrywać wielkiej wybranki, która ma ich wszystkich ocalić? Co powiesz, jeśli znudziło mi się to całe "matkowanie". Nigdy nie byłam grzeczną dziewcznką.
Roześmiał się na moje słowa, co lekko zbiło mnie z tropu.
- A może tak naprawdę jesteś słabą aktorką na zbyt wielkiej scenie, która przerosła twoje ambicje? Proroctwo nie myli się w związku z ludźmi, których wybiera. Nie jesteś jego błędem. Błędem był twój plan, który chyba cię przerósł. Co chciałaś osiągnąć, Clover? Zostać wtyczką? Ale jeśli tak chcesz dołączyć do naszych szeregów. Chętnie. Przydasz się. Masz niezwykły dar do przekonywania ludzi. Chętnie go wykorzystamy - w tym momencie zrobił pauzę, a ja wiedziałam, że dokończenie jego wypowiedzi mi się nie spodoba - Tylko musimy zmienić ciebie.
Skinął ręką na jednego ze swoich kompanów, a ten złapał mnie w szczelnym uścisku. Nie wyrywałam się siły będą mi potrzebne na później.
- Wielu z was myśli, że posiadamy tylko przejęte moce innych ras, ale mamy jeszcze własną moc. Chcesz wiedzieć jaką? - nie odpowiedziałam, Malcolm zacmokał zdegustowany i skinął głową innemu ze swoich kompanów. W tym samym momencie poczułam t o - ból wytworzony przez zori. Utworzyłam na moich ustach grymas niewyobrażalnego bólu, który staram się ukryć, ponieważ jeśli nie pokażę im, że mnie boli uderzą ze zwiększoną mocą.
- Powiedz - syknęłam. A jednak nie jestem taką złą aktorką, gdyż ból nie paraliżował już mnie zorientowałam się, że klęczę zdyszana na ziemi.
- Proś - rozkazał. Nie chcę, ale muszę...
- Proszę - ledwo przeszło mi przez gardło to paradoksalne słowo wysunięte w stronę Malcolma.
- Tak tworzymy naszą armię. Usuwamy wspomnienia zastępując je tym, czym chcemy, to pierwszy krok do przemiany - oczy powiększyły mi się o dwa rozmiary, przełknęłam głośno ślinę, gdyż Eleonora nie wspomniała, o tym ani słowem.
- Zalewasz - wykrztusiłam.
- Peter, zajmij się tym - nakazał jednemu ze swoich przydupasów, a ja uznałam ten moment za idealny do ataku. Kopnęłam w goleń stojącego za mną zoriego, a kiedy ten poluźnił uścisk, wyrwałam się i rzuciłam do biegu. Wszyscy żyli długo i szczęśliwie, a w tej bajce były smoki. Rzeczywistość jest trochę bardziej przygnębiająca, gdyż nawet nie wystartowałam, a zostałam powalona na ziemie i zablokowana przez kolejne dwie kreatury. Piszczałam, wyrywałam się, ale na nic. Do ust włożyli mi kawałek materiału, a nade mną stanął Peter z pogardliwym uśmieszkiem wymalowanym na twarzy. Do moich uszu dotarło jedynie kilka słów.
- Nie - powiedział Gabriel - William, czy możesz...
Mi pomóc? Teraz widziałam tylko Petera przykładającego mi dłoń do czoła i dziewczynę. Mojego sobowtóra, który okazał się jednym z zori. Identyczny z wygląd do mnie zori ruszył wypełnić swoją misję, czyli zastępowanie mnie. Ciekawe ile jeszcze najróżniejszych zdolności kryje się w tych stworzeniach?
Jaka ja byłam głupia.
Jak ja byłam głupia,
że ich nie doceniłam i myślałam, że wychodzę na prowadzenie, gdy tak naprawdę jeszcze nawet się nie rozgrzałam.
Czas ponieść konsekwencje swoich czynów. Czasu nie mogę cofnąć. 
Mogę jedynie zobaczyć, co przyniesie następny dzień i dziękować za wszystkie te wspaniałe chwile, które spędziłam w swoim życiu. Teraz zrozumiałam co zrobił Monster dla Rona. Teraz to zrozumiałam.
To była moja ostatnia myśl, jaką pomyślałam, zanim Peter nie zabrał się za wykonywanie zadania zleconego mu przez swojego przywódcę.

8 września 2016

Trochę nas nie było...

Minął niecały miesiąc od ostatniego postu, który nawet nie był rozdziałem.
Było to po prostu nie oficjalne zawieszenie. Brak pomysłów = brak rozdziałów. Bardzo proszę was o przeczytanie całego postu, ponieważ chcę poruszyć w nim kilka kwestii dotyczących bloga, a także kilka rzeczy wam uświadomić.
Nie dawno otrzymałam wiadomość o czacie prywatnym? Który sobie założyliście tutaj na blogu (niektórzy pewnie nie wiedzą o czym mówię) nie mam nic przeciwko, bo ten czat jest dla was, a że nie chcecie, żeby nikt inny tego czytał, nie mogę wam zabronić. Któregoś dnia weszłam na główną stronę czatu, gdzie pojawiły się wiadomości, o tym że nie podobają się wam rozdziałach. Czuję, że muszę wytłumaczyć na czym polega słowo "komentarz". Jedna lub dwie osoby zdobyły się na napisanie negatywnej opinii, a jak się okazuje takich opinii jest więcej! Zaznaczyłam wyrażenie "negatywna opinia", ponieważ ja nie toleruję hejtów, jeśli nie wiecie co to bo z każdym dniem uświadamiam sobie boleśnie, że ludzie nie pojmują znaczenia tego słowa jest skrytykowanie kogoś i brak podanie jakiegoś uzasadnienia (np. Myślisz, że ktoś to czyta dzieciaku? Nie podoba mi się, bo... nie) Pytanie do was: dlaczego? Nigdy na tym blogu nie napisałam, że boję się krytyki. Czytając notki pod postami możecie zauważyć, że ja chcę jej od was, chcę pomysłów! Nie mogę zrealizować wszystkich, bo wciąż mam jakąś władzę nad tym co piszę (chociaż w ostatnim czasie chyba tracę panowanie, ale to za chwilę), ale kto powiedział, ze twój pomysł nie zachęci mnie do rozwinięcia go! Myślę, że krążą plotki na temat tego, iż zablokuję każdego kto mnie skrytykuję. Ludzie, to nie prawda! Były osoby blokowane na tym blogu, ale były one hakerami. Sama uświadomiłam sobie, że akcję mogłam rozwinąć inaczej, ale tego nie zrobiłam i nie zamierzam usuwać poprzednich rozdziałów, żeby wszystko naprawić. Teraz trzeba zakasać rękawy i naprawić to, co zniszczyłam w dalszych rozdziałach. To moja pierwsza książka, przypominam i muszę popełniać błędy, aby się na nich uczyć! Taka jest kolej rzeczy, a uświadamianie mi tych błędów tylko pomaga. Oczywiście nie wszystkim dogodzę, ponieważ każdy ma inny gust, każdemu podoba się co innego. Jeszcze się taki nie urodził, co by każdemu dogodził, ale staram się i przechodzę do drugiej kwestii na tym blogu, czyli braku rozdziałów.
Chyba niewielu z was zdaję sobie sprawę, ile serca włożyłam w Czas Proroctwa? Wiecie co to jest zrealizować, taki pomysł od czystej kartki? Zdajcie sobie sprawę, że jestem osobą, która ceni kreatywność. Ta książka nie jest od nikogo skopiowana! Jest w stu procentach moja i jest tylko moim pomysłem. Wyobrażacie sobie napisać coś takiego i zacząć od zera? Zero czytelników, zero pomysłu na grafikę bloga, która również jest stworzona przez Mery, jest nasza, nikogo innego. Zero słów i zero początku. Zawsze najtrudniej zacząć od początku, od wstępu do wszystkiego. Jeśli tego nie doceniacie usiądźcie przed kartką papieru i napiszcie trzydzieści rozdziałów, czegoś nowego, niekoniecznie dobrego, po prostu oryginalnego i dobrze zbudowanego opowiadania. Łatwo powiedzieć do kogoś: napisz, bo długo niczego nie ma. Nie mogłam wam niczego więcej napisać, bo te trzydzieści rozdziałów wyczerpało mnie, czułam, że to koniec: rzucam to! Jeden rozdział zajmuję mi czas napisania około czterech godzin, nie mówiąc o edytowaniu tekstu. A najgorsze są momenty, kiedy gapisz się w biały ekran i nie wiesz co napisać. Ale ja dlatego nie powiedziałam, że zawieszam to opowiadanie, to trzeba skończyć! Wszystko ma swój koniec i początek. CP też będzie miało swój finał! Tylko  teraz nie ma czasu na błędy. Ciągle wam powtarzam, że po tym będzie kolejna książka, ja piszę także ją! To też zajmuję trochę czasu i znowu zaczynam od początku. Ogarniacie jaki paradoks? Tam ponownie zaczynam od niczego, a tu mam wszystko i uświadamiam sobie, że po tylu upadkach, początek jest niczym w porównaniu do zakończenia. A teraz trzecia i ostatnia sprawa. Kontynuacja.
Kontynuacja - pewnej dziewczyny, której nigdy nie udostępniałam praw autorskich do kontynuowania mojej twórczości. Jednak to jej nie powstrzymało, aby mówić wszystkim wokoło, że jest inaczej. Wy chyba nie zdajecie sobie sprawy, że Mery jest grafikiem, edytorem tekstu, informatykiem i pełni wiele innych ważnych funkcji. Uświadamiacie sobie, że ona jest moją najlepszą przyjaciółką w realu? Zdajcie sobie sprawę, że jest dla mnie jak siostra? Nie ma takiej opcji, żeby pomogła wam w kontynuowaniu waszej wizji tego bloga, bo ona sama go założyła nawet podsunęła pomysł na założenie go i namawiała do realizacji. Więc proszenie jej o pomoc w waszych podróbkach jest śmieszna. A teraz skieruję tą wypowiedź do dziewczyny która stworzyła swojego bloga z tą dalszą częścią.
Cieszę, się że nie napisałaś na swoim blogu, że to był twój pomysł, a za każdym razem podawałaś nazwę opowiadania, które dokańczasz. Na każdym kroku pisałaś, że dokańczasz, że ci się podobał czas proroctwa, a nawet zainspirował do pisania. Nie mam ci tego za złe kompletnie! Należy rozwijać swoje pasje, a że twój pomysł narodził się, jakby z mojego napawa mnie dumą. Boli mnie jeden fakt: dlaczego nie zapytałaś mnie, czy nie mam nic przeciwko, tej kontynuacji, bo jakby nie patrzeć to w końcu kontynuacja mojej książki. Nie chciałabym nic przeciwko temu, że chcesz to zrobić, nawet mogłabym podać link twojego bloga, jeśli ludzie chcieliby innego nieoficjalnego zakończenia. Tak naprawdę nie mam nic przeciwko, bo twoja wizja nie jest moją wizją. To ja stworzyłam postacie Clover, Willa itd. Nie podrobisz ich charakterów, ich zachować, bo to ja steruję tymi postaciami, to mój zamysł artystyczny je stworzy, tak jak cały ten wykreowany świat, nie wiem jak wielki musiałby być twój talent, a by podrobić tok mojego myślenia. Po prostu to nigdy nie będzie to, co napiszę ja.
 Nie jestem wredną suką! Ja kocham się kłócić, ale nie robić innym na złość. Jestem osobą konfliktową, bronię swoich przekonań i nawet jak w połowie dyskusji uświadomię sobie, że nie mam racji, dalej brnę w to, w co ja wierzę. Nie dałam wam powodu do bania się mnie. Nie dałam powodów do... pozwolę sobie przytoczyć fragment twojej wypowiedzi: Mery♥ i nawet nie wiem, dlaczego skopiowałaś w nazwie "autor" profil bloggera Mery, ale nie wnikam, wracając do tematu: "Mam nadzieję że pierwszy rozdział mojego autorstwa wam się podobał, w komentarzach napiszcie co wam się podoba, a co nie i w przeciwieństwie do bloga oryginalnego możecie pisać mi co ma się wydarzyć i jakie są wasze obiekcje! Kocham was I do kolejnego rozdziału (powiadomie was na czacie kiedy sie pojawi).
I ja znowu czuję, że muszę się powtarzać, cholera, ja jestem szczera w stosunku do was, oczekuję tego samego! To co się tu dzieję przez te dziewięć miesięcy to jest po prostu kurwa dramat, ale po prostu mówię, że wracam i może jak się postaram to nie będzie powstawać więcej kontynuacji i plotek na mój temat. Jak zwykle mówię nowy blog - publikacja - niedługo.
Teraz trzeba zakończyć CP. Miłego wieczoru itp, itd. Wkurzyłam się trochę nie ukrywam, ale no do następnego. 
Ashley