16 stycznia 2016

Rozdzial 5

Przez całą drogę wyobrażałam sobie obóz elfów. Zastanawiałam się, czy mają tam jakąś szkołę, czy nie mają czasu na naukę bo cały czas atakują ich zori, więc może mają tam szkołę wojskową? Kto uczy ich latać? Rodzice, czy starsze elfy? Tyle miałam pytań, a kiedy zadawałam je Casparowi odpowiadał, że zadam je im osobiście. Bardzo mnie to denerwowało. Dlaczego nie mógł odpowiedzieć mi wprost? Szliśmy w ciszy. Chciałam porozmawiać z Wiliamem, ale on był zajęty rozciąganiem tarczy, a ja się nudziłam. Las, którym szliśmy w ogóle nie był interesujący. Zwykłe drzewa, zwykła trawa, zwykły mech, ale zauważyłam bardzo dużo poprzewracanych konarów i nie mogłam się powstrzymać, żeby zadać Casparowi kolejne pytanie:
- Czemu, co minutę przeskakujemy przez przewrócone drzewo?
- Próbujemy odciągnąć ataki zori z obozów do lasów. To są efekty. Wolimy, aby wyrywali drzewa niż przewracali domy. W obozie chowają się kobiety z dziećmi. Więc pilnujemy, aby były tam bezpieczne.
- Mieszkacie w domach? - nareszcie jakaś informacja.
- Myślałaś, że na drzewach? Tak mieszkamy w domach. Piętrowe budynki takie jak wasze. Lubimy wasze pomysły. To znaczy pomysły ludzi.
- Tak jesteśmy bardzo kreatywni.
- Ta kreatywność, kiedyś zniszczy wasz świat. Po co, wam ta technologia? Potrzebne wam są komputery i telewizja?
- To jest bardzo wygodne.
- Raczej niebezpieczne. Na przykład komu potrzebna jest bomba atomowa lub po co Nobel wynalazł dynamit?
- Nobel nie chciał, aby dynamit służył do zabijania. Jego główną właściwością miało być wysadzanie skał, aby łatwiej było wydobywać węgiel i tym podobne. Nigdy nie miał nikogo zabić.
- To nie był zbyt mądry. Podczas tworzenia tak niebezpiecznej broni mógł uwzględnić prawdopodobieństwo tego, że ludzie nie będą chcieli wydobywać tylko węgla, ale też niszczyć siebie nawzajem. Doszedł do tego, gdy było już za późno. Ludzie zawsze idą na łatwiznę. Inne rasy nie zawracają sobie głowy ułatwianiem życia, wolimy tradycyjne rozwiązania.
- Macie szkoły? Bo skąd byś wiedział tyle o Noblu i skąd byś wiedział tyle o naszym świecie?
- Nie, nie mamy szkół. Rodzice uczą nas czytać i pisać. Wybrane elfy ruszają raz w miesiącu do świata ludzi i pożyczają książki. Czytamy je i w ten sposób się uczymy. Każdy elf musi przeczytać książki, które przyjdą w danym miesiącu. Raz na jakiś czas rodzice zabierają dzieci do świata ludzi i wszystko im pokazują.
- Jak to pożyczacie? No te, książki.
- Wchodzimy do biblioteki i wypożyczamy je. Jak ludzie.
- Macie karty biblioteczne? Musielibyście podać bibliotekarce swoje dane i w ogóle.
- Wymyślamy je.
- No pewnie. Nie tak trudno oszukać bibliotekarkę.
- Dziwię się tylko, że tak mało ludzi w waszym świeci czyta. Książki bardzo wielu rzeczy nauczają.
- O nie, czytają i to bardzo dużo. Szczególnie gazety, blogi, a książki wystarczą te, które czytamy w szkole, i z których się uczymy.
- No jasne szkoła. Tak na marginesie bardzo fajna sprawa. U nas są spotkania z Cezarym, który często opowiada nam o rzeczach, których nie ma w księgach. Mamy też swoje, czyli pamiętniki starych elfów, wilkołaków, czarownic, itd. Jest jeszcze księga proroctw. Księga zakazana. Cezary ukrył ją w sejfie, aby młodsi nie czytali tych głupot i nie robili sobie nadziei. Odkryłem hasło do sejfu, ukradłem księgę i ruszyłem na wasze poszukiwania. Wbrew temu, co mówił Cezary. Tak naprawdę to jestem zdrajcą.
- Jak długo nie było cię w obozie? Masz jakąś rodzinę?
- W obozie nie było mnie rok, a moją rodziną są elfy, ale jeśli chodzi ci o prawdziwą to jej nie mam. Wszyscy zginęli. Zabili ich zori.
- To jak długo zori was atakują?
- Równe sto lat. Jeszcze się trzymamy, ale to nie potrwa za długo.
- Cezary naprawdę nie rozumie, że łącząc siły już dawno temu mogliście ich pokonać?
- Cezary nami nie przewodzi, robi to Gabriel.
- Przecież to Cezary jest najstarszy, sam tak powiedziałeś.
- Tak, ale nie powiedziałem, że najstarszy rządzi. Dowodzi najsprytniejszy, najszybszy i trzymający zdrowy rozsądek, taki właśnie jest Gabriel. Nigdy nas nie zawiódł i nie powiedziałem, że nie chciał współpracować z innymi, wręcz przeciwnie to on namawiał innych do współdziałania, lecz nikt nie chciał go słuchać. Musimy bronić się sami przed zori, a także przed wilkołakami, wampirami i zmiennokształtnymi, którzy atakują nas tylko gdy przekroczymy ich granicę. Dlatego najpierw zaczynamy od najłatwiejszego, czyli obozu elfów. Będą chcieli was słuchać, ponieważ chcemy zjednoczenia dla dobra krainy.
- A nie dla swojego?
- Nigdy tak naprawdę nie poznaliśmy osobiście innych ras tylko ludzi, którzy są bardzo sympatyczni lub bardzo wredni. Reszta nawet ich nie widziała wie tylko, że wyglądają tak jak zori i jestem pewien, że gdy tylko będziemy chcieli przekroczyć czyjąś granicę czeka nas nie miłe powitanie. To tyczy się też miejsca, do którego idziemy. Teraz idziemy po terytorium neutralnym.
- Więc tak naprawdę idziemy na pewną śmierć?
- Nie bez potrzeby William dostał dar tarczy.
- Której nie może rozciągnąć – dodałam.
- Hej, staram się okej? W sytuacji nadzwyczajnej dam radę ją rozciągnąć. Chyba – Odezwał się po raz pierwszy William.
- Są jeszcze plusy. Zori nie są ludźmi. Posiadają tylko ich wygląd. Tak naprawdę to ich serca nie biją, a oni sami nie oddychają. Może będziecie mieć pół minutki więcej, żeby pokazać im, że wasze serduszka dają siwe znaki.
- Może – powiedziałam ponuro.
- Przed elfami was obronię, gorzej będzie z innymi, ponieważ oni będą chcieli zabić mnie i was, lecz gdy zdobędziemy zaufanie reszty elfów Gabriel i najlepsi strażnicy na zjednoczenie reszty ras wybiorą się z nami. Podsumowując nie jest, aż tak źle.
- Mogło być gorzej – powiedziałam z sarkazmem.
W lesie widzieliśmy coraz to mniej drzew, ponieważ były one powyrywane i leżały na ziemi. To było takie przygnębiające, że też tworzą się tacy idioci i robią takie rzeczy. Nie mogę sobie wyobrazić, że te potwory zabijają niewinne istoty, aby panować nad tą krainą, i co jeszcze może nad światem? Sto lat i te matoły nie mogą ze sobą normalnie porozmawiać. Unikają się nawzajem i atakują, a i jeszcze ten gatunek, który będziemy musieli odnaleźć. Jaki to był gatunek?
- Caspar? Wcześniej mówiłeś, że o jednej rasie czerpiecie informację tylko z ksiąg. Jaka to jest rasa? - pewnie zmiennokształtni albo wampiry.
- Czarownice.
- Myślałam, że...
- Wyglądem również przypominają ludzi, ale każde stworzenie rozpozna, że nimi nie są. Na kilometr czuć, że panują nad magią. Ich ręce tworzą, niszczą, rzucają zaklęcia. To co, o nich wiecie na razie to nieprawda. Nie trzymają się za ręce i nie tworzą kręgów, nie mają kociołków, w których mieszają jakichś cudacznych eliksirów. Mają swoje księgi zaklęć i swoje żywioły. Czarownica z żywiołem ognia, nie może przykładowo wywołać tornada itp. Symbolem każdej czarownicy jest pięcioramienna gwiazda. Przywódca ich panuję nad wszystkimi żywiołami. Tylko, że najpierw musimy je znaleźć. Wiemy o ich istnieniu z pamiętników pierwszych elfów, wilkołaków i wampirów. Opisują jakie to czarownice są potężne i jakie niezwykłe posiadają zdolności przy nich jesteśmy niczym. Od setek lat, czarownice się ukrywają, ale co to jest dla zori.
- Co tam się dzieję? - zapytałam.
Za drzewami ujrzałam domy, niektóre się paliły. Ten teren wyglądał jak małe opuszczone miasteczko, a na około niego leżały powyrywane drzewa. Naliczyłam trzy palące się budynki. Patrzyliśmy na te pobojowisko, a następnie ruszyliśmy do obozu. Na około leżały ciała. Martwe ciała. Nie mogłam znieść ich widoku, więc odwróciłam wzrok.
- Zori – szepnął ponuro Caspar.
Wreszcie doszliśmy do centrum obozu. Rozglądaliśmy się na około szukając rannych, którym można byłoby jeszcze pomóc. Spojrzałam w lewo i moje zainteresowanie padło na kawałek zielono-niebieskiego...skrzydła. Kucnęłam i patrzyłam na nie z góry. Chwyciłam je drżącą ręką i chciało mi się płakać. Tylko, co dałyby moje łzy? Nic. Patrzyłam z przerażeniem na porozrzucane szczątki. Chciałam pokazać oderwane skrzydło Casparowi i Williamowi, ale kiedy się odwracałam czyjaś ręka chwyciła mnie za gardło i podniosłą do góry. Krzyknęłam i próbowałam się wyrwać, lecz nic to nie dało.Kątem oka zobaczyłam, że Caspar zasłania Willa własnym ciałem.
- Paul! Puść ją!
- Caspar? Ty żyjesz. Gdzie się podziewałeś? Z resztą nieważne. Trzeba zabić tę kreaturę – i jeszcze mocniej ścisnął moje gardło. Zaczęło brakować mi powietrza. Walczyłam o oddech, kiedy wreszcie Paul mnie puścił. Upadłam na ziemię i cieszyłam się każdym oddechem.
- To jest człowiek, ale jak to możliwe? - spytał w osłupieniu Paul.
- Cloe? W porządku? - spytał, William. Nawet nie wiem kiedy się przy mnie zjawił.
- Bywało lepiej – odpowiedziałam. Wstałam z ziemi i dopiero teraz zobaczyłam, że oprócz Paula i Caspar jest tu dziesięć innych elfów. Przemienionych. Tylko nasz przyjaciel zachował ludzkie oblicze.
- To bardzo długa historia, którą nie wątpliwie wam opowiemy, ale najpierw powiedz mi gdzie są wszyscy? Tylko nie mów, że...
- Nie, nie spokojnie Casparze. Są bezpieczni. Od twojego odejścia założyliśmy schron, do którego chowają się kobiety i dzieci. Reszta walczy. Za chwilę powinni się wszyscy zjawić. Powiedz mi przyjacielu, co robią tutaj ludzie? - teraz uśmiechnął się do nas serdecznie.
- Paul przedstawiam ci Clover i Williama. Ludzi, którzy wypełnią proroctwo – walnął prosto z mostu.
- Słucham? - zapytał Paul, gdy tak na niego patrzyłam myślałam, że oczy wyjdą mu zaraz z orbit, a reszta elfów była nie lepsza stali i nie mogli wykrztusić ani słowa.
- Dobrze słyszałeś, tak samo jak słyszałeś proroctwo. Chyba, że już je zapomniałeś? Paul, jesteś jednym ze starszych i jednym z tych, którzy przestali w nie wierzyć.
- Proroctwo kłamało nic nas nie uratuje i nikt na nie zjednoczy, a ty uciekłeś z obozu. Powinniśmy cię teraz za to zabić.
- Przepraszam bardzo, że się wtrącam, ale chyba się przesłyszałam – no nie mogłam tego dłużej słuchać. Ok, może też na początku nie wierzyłam, ale bez kitu nie jestem taka głupia, aby nie wierzyć dowodom. W końcu stoimy tu przed nimi, czy to nie wystarczy – Serio, zabić? Facet poszedł w świat szukać osób, w które nikt nie wierzy, i które odnalazł. Wiecie, co? Przez te 24 godziny trochę się dowiedziałam, a mianowicie dowiedziałam się tego, że żaden człowiek nie otworzy tego waszego chorego systemu w wodospadzie, no ale pewnie my jesteśmy tylko wytworem twojej wyobraźni.
Cisza. Nikt się nie odezwał. No co, powiedziałam coś nie tak? Wszystko to prawda.
Caspar uśmiechnął się do mnie ciepło dając tym samym znak, który oznaczył ,,Świetnie, Cloe. Tak, trzymaj."
- Chcemy się widzieć z Gabrielem. Możecie go poprosić o spotkanie z nami? – zapytał.
- Nie będą musieli prosić, Casparze. Mamy wiele rzeczy do omówienia – rozległ się za nami donośny głos Gabriela.
Teraz staliśmy twarzą w twarz z przywódcą i elfami, którymi przewodził. Wszyscy patrzyli na nas z szeroko otworzonymi oczami. Kilkoro dzieci stało za plecami swoich matek i spoglądało na nas nie spokojnie. Zobaczyłam grupki nastolatków szepczących między sobą. Pamiętałam, aby nikomu nie patrzeć w oczy. Niektórzy dorośli się do nas uśmiechali, a inni stali i patrzyli w milczeniu, a Gabriel? Gabriel, wyglądał na osiemnastolatka. Bardzo przystojnego nawiasem mówiąc. Jasne brązowe włosy, wydajne usta, kształtny nos. Ubrany był w dżinsy i niebieską koszulę, której rękawy były podwinięte do łokci. Całe ubranie było we krwi, oczywiście.
Patrzyłam na to zgromadzenie i nie mogłam uwierzyć, że ktoś może żyć przez sto lat w ciągłym lęku. Patrząc na nich wiedziałam, że już nie chcę wracać do mojego poprzedniego życia. Moje nowe życie jest tu i teraz i jeszcze przez bardzo długi czas.


3 komentarze:

  1. super sie dzieje! czekam na kolejny rozdzial ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja cie przecztałam wszystkie rozdziały i są wspaniałe! Skąd taki pomysł na książkę? Czy to jest książka dostępna w sklepach czy piszesz ją sam/sama?
    Pozdrawiam
    Czytelniczka Oliwia

    OdpowiedzUsuń