- Gdzie jest ta, cholerna kraina? - burknęłam i po raz tysięczny potknęłam się o jakąś gałąź.
- Już niedaleko. Za chwilę będzie przejście.
-
Na razie widzę tylko drzewa. Chyba, że przejście jest w drzewie? -
zapytał Wiliam, też nie był zadowolony z tak długiego spaceru.
-
Przejście jest w wodospadzie.
- Nie oczekiwałem takiej odpowiedzi - mruknął.
Dosłownie dwie minuty później usłyszeliśmy szum wody. Wodospad. Wtedy go zobaczyliśmy. Wysoki na pięćdziesiąt metrów, a szeroki na około czterdzieści. Woda, która spadała z uskoku, tworzyła szeroki strumień, który się zwężał do jakichś czterech metrów szerokości. Niezwykły widok. Tylko jak my mieliśmy przez niego przejść? Patrzyliśmy z dołu na tego olbrzyma.
-
O, jesteśmy na miejscu.
-
Ja nie skaczę - powiedziałam, bo niby jak inaczej moglibyśmy przejść do innego świata.
-
Nie będziemy skakać. Zwariowałaś?
Szum
wody lekko go zagłuszał. Pojęcia nie miałam, że w Liverpoolu
jest wodospad. Podeszliśmy do skał. Ręką
dotknęłam wody. Była zimna, ciekawe skąd się brała?
-
Jest! - krzyknął, Caspar. Wskazywał właśnie na najgładszą skałę świata.
Caspar
położył na niej rękę Wiliama. Wtedy skała zaświeciła się na
czerwono i ukazała symbol tarczy. Taki sam jaki miał na ramieniu
Wiliam.
-
Tarcza. Bezpieczeństwo, odwaga, siła - zdiagnozował symbol Caspar.
W tym momencie woda przestała spływać z uskoku w dół.
-
Co się stało - krzyknęłam przestraszona.
-
Will, ustań z boku i poczekaj. No
już, Cloe. Połóż rękę na skale.
Osłupiała
dotknęłam kamienia. Zaczęło bić z niego zielone światło i
ukazał się symbol koniczyny.
-
Koniczyna. Szczerość, mądrość, wytrwałość. Teraz ja.
Ustałam
koło Wiliama i patrzyłam na Caspara. Przyłożył dłoń do
kamienia, który zaczął świecić na fioletowo. Pokazał się symbol
wiatru. A wtedy skały, po których nie dawno spadała woda, rozwarły się.
-
Na co, czekacie? Chodźcie. To nie trwa wiecznie.
Weszliśmy
przez rozwarte skały i w momencie, gdy byliśmy poza ich zasięgiem, kamienie złączyły się ze sobą ponownie i byłam pewna, że
już zaczęła płynąć po nich woda, ale tu jej nie słyszałam.
Kraina,
którą wyobrażałam sobie jakoś lepiej była taka sama jak nasz
świat. Panował mrok, były drzewa, była trawa, a dalej płynął
strumyk z krystalicznie czystą wodą. Nagle mnie olśniło.
-
A co, jeśli ktoś nas widział?
-
Najbliżej znajdujący się człowiek był kilometr stąd. Sprawdziłem to. Nasze istnienie utrzymujemy w wielkiej tajemnicy. Chyba
wiecie, że jako jedyni ludzie na świecie możecie przechodzić
przez wodospad? To kolejny dowód na to, że proroctwo się nie myliło.
- To co teraz? - zapytałam.
-
Teraz idziemy do obozu elfów. Tak na dobry początek. Będziecie
musieli ich przekonać, że razem pokonamy zori.
-
Jak?
-
Proponowałbym słowami chyba, że wolicie na migi.
-
Bardzo zabawne, ale co mamy im powiedzieć?
-
Kiedy ich zobaczysz słowa same ci przyjdą do głowy. Zaufaj mi.
-
Opowiedz nam o swojej rasie wszystko - poprosił Wiliam.
-
Nasza rasa, potrafi latać dzięki skrzydłom i kościom
pneumatycznym, wypełnionych powietrzem. Dzięki nim łatwiej nam się
poruszać w powietrzu. Żyjemy w lesie, tak jak wszyscy. Zabić nas
może tylko trucizna, ale musicie pamiętać, że nie jesteśmy nie zniszczalni. Skrzywdzić nas może wszystko, nawet na całą wieczność. Na przykład ogień, czy miecz, ale to nas nie zabije. Trucizna może być w różnych formach: napoju, gazu,
jadu i każdej innej. Tylko naprawdę mocna trucizna. Panujemy nad
wiatrem, potrafimy uzdrawiać, mamy doskonały słuch, lecz nie tak
dobry jak u wampirów, czy wilków. Najstarsze elfy mogą czytać w
myślach…
-
Ile ma około lat stary elf? - szybko zadałam pytanie.
-
Sto dwadzieścia? Około.
- A ty? Ile masz?
- Sto pięćdziesiąt.
-
Słyszysz nasze myśli!?
-Słyszenie,
a czytanie to różnica. Słyszenie to klątwa. Słyszysz myśli wszystkich wokół i nie możesz ich
wyłączyć. Podobno czarownice często rzucają te klątwy.
Czytanie. Tak mogę czytać wam w myślach, ale mi się nie chce. Robić to mogę tylko kiedy złapię kontakt wzrokowy z ofiarą - nigdy
nie patrz Casparowi w oczy - Nie bójcie się. Nasz obóz jest
niedaleko, zaraz będziemy.
-
Ile jest elfów w tym obozie?
-
Jest nas 267 z dziećmi, ale nie myślcie sobie te maluchy świetnie latają. Najstarszy
jest Cezary ma 201 lat. Starszych elfów jest 107, dorosłych 102, a
dzieci 58.
-
Ile lat mają dzieci?
-
Najstarsi mają szesnaście lat. Tak jak ty.
-
A jeśli nikt nam nie uwierzy. - zapytał William.
- Spokojnie. Wykorzystacie moce.
-
Nawet nie wiemy jakie są i jak ich używać. - zauważył Will.
-
Ja je znam.
- To gadaj! - krzyknęliśmy równocześnie i uśmiechnęliśmy się do
siebie. Ten piękny uśmiech. Opanuj się, Clov. To nie czas na
amory.
-
Twój dar to tarcza, Williamie. To taka przezroczysta powłoka, która
na razie działa tylko na ciebie, ale możesz ją rozciągnąć, aby
chronić innych. Musisz to sobie tylko wyobrazić. Chroni głównie
przed działaniem mocy innych stworzeń lub gdy panuje wielka burza
można ją stosować jako wielki parasol, różne masz możliwości.
- Tylko ja nie umiem jej rozciągnąć.
-
Musi się nadarzyć okazja. Stójcie. Potrenujesz tutaj.
Siedziałam
na kamieniu i myślałam. To było moje zadanie myśleć. Wiliam
próbował rozciągnąć swoją tarczę tak, aby Caspar nie miał
łączności z moim mózgiem.
-
Udało mi się? Czułem przez chwilę taki dreszczyk elektryczności.
-
Tak udało ci się na dziesięć sekund.
-
To i tak sukces - pochwaliłam.
-
To nie był sukces. Jeśli tak powoli będziemy to ćwiczyć, to nic
nie zdziałamy, a tak na marginesie bardziej podoba mi się ten szary
sweter. Różowy jest zbyt dziewczęcy.
-
Też tak uważam - no co? A o czym, ja niby miałam myśleć?
-
Dobrze, a więc musimy zaryzykować - odezwał się Caspar.
-
Tak, też tak sądzę. Może elfy nie będą chciały podziwiać
naszych…
Nie
zdążyłam dokończyć, bo Caspar złapał mnie za kaptur czarnej
kurtki i trzymał nad przepaścią.
-
...umiejętności, co to ma znaczyć? - dokończyłam.
-
Zrzucę ją na dół chyba, że mnie powstrzymasz.
-
Że co?!
-
Nie zrobisz tego. Za bardzo ci na niej zależy - fakt.
-
Trzy, dwa...jeden - i runęłam w dół. Zrobił to. Zabiję go.
Jeśli zaraz sama nie będę martwa.
-
Nie! - krzyknął Wiliam, a jednak mu na mnie troszeczkę zależy,
albo nie chce mieć mnie na sumieniu. Spadałam w dół i myślałam,
czy mogę się czegoś złapać. Wtedy do mnie dotarło, że jeśli
Wiliam mnie nie uratuje to i tak przeżyję, bo tylko ja mogę się
zabić. Ha! Caspar jednak miał głowę na karku, ale upadek ze stu
metrów trochę boli, bez względu na to, czy jest się śmiertelnym,
czy nie. Tak jak powiedziało elfach jedna rzecz może cię zabić, ale wszystko może cię zranić i to na bardzo długo. Nie będę cierpieć na potrzeby eksperymentu, co z tego, że
Caspar mnie szybko uzdrowi. Będę leżała połamana na ziemii i
zdana na niego. Z rozmyśleń wyrwało mnie to, że zatrzymałam się
metr nad ziemią i znów zaczęłam spadać, ale nie ze stu metrów,
tylko z jednego.
-
Au!
-
Nic ci nie jest, Cloe? - zapytał Wiliam. Skąd tak szybko wziął
się na dole?
-
Will, udało ci się! Nie, nic mi nie jest. Żadnych trwałych uszkodzeń.
-
Całe szczęście.
-
Caspar, jesteś genialny!
-
Wiem, dziękuję.
-
Zrzucił cię ze skały!
-
Ale i tak nic by mi się nie stało, tylko ja sama mogę się zabić, zapomniałeś,
a nawet jakbym spadła to on by mnie uzdrowił, ale wiesz co?- zwróciłam się do Caspara - Taki upadek
nieco by bolał.
-
Gdyby mu się nie udało, zamierzałem cię złapać.
- Tak, ale więcej nie dostarczaj mi takiej dawki adrenaliny.
-
Dobrze, czyli już potrafisz stworzyć ochronę zewnętrzną. To
trudniejsze opanowałeś szybciej niż to łatwiejsze. Po drodze
będziemy jeszcze ćwiczyć. Trening czyni mistrza.
-
A jaki jest mój dar? - zapytałam.
-
Ty, Clov. Masz bardzo specyficzny dar, coś jak kontrolowanie umysłu, ale niezupełnie. Umiesz przekonać ludzi do swojej racji, tylko jeśli sama w to wierzysz.
To magia, lek na głupotę. Tylko musisz nauczyć
się go dobrze stosować. Dlatego powiedziałem, że kiedy ustaniesz
przed elfami słowa same ci przyjdą do głowy. To właśnie twoja
moc. Ludzie słuchając tego, co mówisz zaczynają się dobrze nad
tym zastanawiać. Jesteś urodzonym przywódcą. Gdy mówisz
konkretnie, słowa docierają do nich inaczej niż by wypowiedziały
je inne stworzenia.
-
Czyli nie dość, że same przyjdą mi do głowy to jeszcze
przekonają innych? - chociaż lepiej by było mieć dar
teleportacji, czy telekinezy, ale ten też może być – Tak jakby
steruje ich mózgami?
-
Tak, mniej więcej, tak. Dlatego proroctwo wybrało ciebie ponieważ
wie, że nie wykorzystasz tego tego potężnego daru na swoje
potrzeby. Ta moc pomoże ci zatroszczyć się o królestwo, które
stworzycie.
-
Na początek może zaczniemy was jednoczyć, a następnie pomyślimy o królestwie. Po wygranej – powiedział William.
-
Spokojnie ja w was wierzę i inni też uwierzą. Nie jesteście sami
i nie tylko wy ją uratujecie, wszyscy to zrobimy. Musimy jedynie
zjednoczyć siły, a wy nam w tym pomożecie. To już nie daleko,
około pół kilometra marszu. Chodźcie. No i poszliśmy.
OMG jaki genialny blog! Dodajcie opcje obserwacji to wam dam follow ;) piszcie dalej!!
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńnajlepszy byl moment jak ten caly caspar zrzucil cloe w przepasc i williamowi zalezalo na niej :D
OdpowiedzUsuńPodoba mi się opcja tych super mocy ale nie przesadzaj z tym motywem bo ja nie chce czytać jakiejś bajkowej szmiry tylko młodzieżową fantastykę okej? Ale masz plusa za kreatywność. Czekam na kolejny rozdział (wstawiaj o regularnych godzinach).
OdpowiedzUsuńSpoko blog tylko wyrzućcie ten pierwszy post na początku bo mnie szlag trafia jak mam go przewinąć żeby zobaczyć czy jest nowy post
OdpowiedzUsuń