9 stycznia 2016

Rozdział 4

- Gdzie jest ta, cholerna kraina? - burknęłam i po raz tysięczny potknęłam się o jakąś gałąź.
- Już niedaleko. Za chwilę będzie przejście.
- Na razie widzę tylko drzewa. Chyba, że przejście jest w drzewie? - zapytał Wiliam, też nie był zadowolony z tak długiego spaceru.
- Przejście jest w wodospadzie.
- Nie oczekiwałem takiej odpowiedzi - mruknął.
Dosłownie dwie minuty później usłyszeliśmy szum wody. Wodospad. Wtedy go zobaczyliśmy. Wysoki na pięćdziesiąt metrów, a szeroki na około czterdzieści. Woda, która spadała z uskoku, tworzyła szeroki strumień, który się zwężał do jakichś czterech metrów szerokości. Niezwykły widok. Tylko jak my mieliśmy przez niego przejść? Patrzyliśmy z dołu na tego olbrzyma.
- O, jesteśmy na miejscu.
- Ja nie skaczę - powiedziałam, bo niby jak inaczej moglibyśmy przejść do innego świata.
- Nie będziemy skakać. Zwariowałaś?
Szum wody lekko go zagłuszał. Pojęcia nie miałam, że w Liverpoolu jest wodospad. Podeszliśmy do skał. Ręką dotknęłam wody. Była zimna, ciekawe skąd się brała?
- Jest! - krzyknął, Caspar. Wskazywał właśnie na najgładszą skałę świata.
Caspar położył na niej rękę Wiliama. Wtedy skała zaświeciła się na czerwono i ukazała symbol tarczy. Taki sam jaki miał na ramieniu Wiliam.
- Tarcza. Bezpieczeństwo, odwaga, siła - zdiagnozował symbol Caspar. W tym momencie woda przestała spływać z uskoku w dół.
- Co się stało - krzyknęłam przestraszona.
- Will, ustań z boku i poczekaj. No już, Cloe. Połóż rękę na skale.
Osłupiała dotknęłam kamienia. Zaczęło bić z niego zielone światło i ukazał się symbol koniczyny.
- Koniczyna. Szczerość, mądrość, wytrwałość. Teraz ja.
Ustałam koło Wiliama i patrzyłam na Caspara. Przyłożył dłoń do kamienia, który zaczął świecić na fioletowo. Pokazał się symbol wiatru. A wtedy skały, po których nie dawno spadała woda, rozwarły się. 
- Na co, czekacie? Chodźcie. To nie trwa wiecznie.
Weszliśmy przez rozwarte skały i w momencie, gdy byliśmy poza ich zasięgiem, kamienie złączyły się ze sobą ponownie i byłam pewna, że już zaczęła płynąć po nich woda, ale tu jej nie słyszałam.
Kraina, którą wyobrażałam sobie jakoś lepiej była taka sama jak nasz świat. Panował mrok, były drzewa, była trawa, a dalej płynął strumyk z krystalicznie czystą wodą. Nagle mnie olśniło.
- A co, jeśli ktoś nas widział?
- Najbliżej znajdujący się człowiek był kilometr stąd. Sprawdziłem to. Nasze istnienie utrzymujemy w wielkiej tajemnicy. Chyba wiecie, że jako jedyni ludzie na świecie możecie przechodzić przez wodospad? To kolejny dowód na to, że proroctwo się nie myliło.
- To co teraz? - zapytałam.
- Teraz idziemy do obozu elfów. Tak na dobry początek. Będziecie musieli ich przekonać, że razem pokonamy zori.
- Jak?
- Proponowałbym słowami chyba, że wolicie na migi.
- Bardzo zabawne, ale co mamy im powiedzieć?
- Kiedy ich zobaczysz słowa same ci przyjdą do głowy. Zaufaj mi.
- Opowiedz nam o swojej rasie wszystko - poprosił Wiliam.
- Nasza rasa, potrafi latać dzięki skrzydłom i kościom pneumatycznym, wypełnionych powietrzem. Dzięki nim łatwiej nam się poruszać w powietrzu. Żyjemy w lesie, tak jak wszyscy. Zabić nas może tylko trucizna, ale musicie pamiętać, że nie jesteśmy nie zniszczalni. Skrzywdzić nas może wszystko, nawet na całą wieczność. Na przykład ogień, czy miecz, ale to nas nie zabije. Trucizna może być w różnych formach: napoju, gazu, jadu i każdej innej. Tylko naprawdę mocna trucizna. Panujemy nad wiatrem, potrafimy uzdrawiać, mamy doskonały słuch, lecz nie tak dobry jak u wampirów, czy wilków. Najstarsze elfy mogą czytać w myślach…
- Ile ma około lat stary elf? - szybko zadałam pytanie.
- Sto dwadzieścia? Około.
- A ty? Ile masz?
- Sto pięćdziesiąt.
- Słyszysz nasze myśli!?
-Słyszenie, a czytanie to różnica. Słyszenie to klątwa. Słyszysz myśli wszystkich wokół i nie możesz ich wyłączyć. Podobno czarownice często rzucają te klątwy. Czytanie. Tak mogę czytać wam w myślach, ale mi się nie chce. Robić to  mogę tylko kiedy złapię kontakt wzrokowy z ofiarą - nigdy nie patrz Casparowi w oczy - Nie bójcie się. Nasz obóz jest niedaleko, zaraz będziemy.
- Ile jest elfów w tym obozie?
- Jest nas 267 z dziećmi, ale nie myślcie sobie te maluchy świetnie latają. Najstarszy jest Cezary ma 201 lat. Starszych elfów jest 107, dorosłych 102, a dzieci 58.
- Ile lat mają dzieci?
- Najstarsi mają szesnaście lat. Tak jak ty.
- A jeśli nikt nam nie uwierzy. - zapytał William.
- Spokojnie. Wykorzystacie moce.
- Nawet nie wiemy jakie są i jak ich używać. - zauważył Will.
- Ja je znam.
- To gadaj! - krzyknęliśmy równocześnie i uśmiechnęliśmy się do siebie. Ten piękny uśmiech. Opanuj się, Clov. To nie czas na amory.
- Twój dar to tarcza, Williamie. To taka przezroczysta powłoka, która na razie działa tylko na ciebie, ale możesz ją rozciągnąć, aby chronić innych. Musisz to sobie tylko wyobrazić. Chroni głównie przed działaniem mocy innych stworzeń lub gdy panuje wielka burza można ją stosować jako wielki parasol, różne masz możliwości.
- Tylko ja nie umiem jej rozciągnąć.
- Musi się nadarzyć okazja. Stójcie. Potrenujesz tutaj.

Siedziałam na kamieniu i myślałam. To było moje zadanie myśleć. Wiliam próbował rozciągnąć swoją tarczę tak, aby Caspar nie miał łączności z moim mózgiem.
- Udało mi się? Czułem przez chwilę taki dreszczyk elektryczności.
- Tak udało ci się na dziesięć sekund.
- To i tak sukces - pochwaliłam.
- To nie był sukces. Jeśli tak powoli będziemy to ćwiczyć, to nic nie zdziałamy, a tak na marginesie bardziej podoba mi się ten szary sweter. Różowy jest zbyt dziewczęcy.
- Też tak uważam - no co? A o czym, ja niby miałam myśleć?
- Dobrze, a więc musimy zaryzykować - odezwał się Caspar.
- Tak, też tak sądzę. Może elfy nie będą chciały podziwiać naszych…
Nie zdążyłam dokończyć, bo Caspar złapał mnie za kaptur czarnej kurtki i trzymał nad przepaścią.
- ...umiejętności, co to ma znaczyć? - dokończyłam.
- Zrzucę ją na dół chyba, że mnie powstrzymasz.
- Że co?!
- Nie zrobisz tego. Za bardzo ci na niej zależy - fakt.
- Trzy, dwa...jeden - i runęłam w dół. Zrobił to. Zabiję go. Jeśli zaraz sama nie będę martwa.
- Nie! - krzyknął Wiliam, a jednak mu na mnie troszeczkę zależy, albo nie chce mieć mnie na sumieniu. Spadałam w dół i myślałam, czy mogę się czegoś złapać. Wtedy do mnie dotarło, że jeśli Wiliam mnie nie uratuje to i tak przeżyję, bo tylko ja mogę się zabić. Ha! Caspar jednak miał głowę na karku, ale upadek ze stu metrów trochę boli, bez względu na to, czy jest się śmiertelnym, czy nie. Tak jak powiedziało elfach jedna rzecz może cię zabić, ale wszystko może cię zranić i to na bardzo długo. Nie będę cierpieć na potrzeby eksperymentu, co z tego, że Caspar mnie szybko uzdrowi. Będę leżała połamana na ziemii i zdana na niego. Z rozmyśleń wyrwało mnie to, że zatrzymałam się metr nad ziemią i znów zaczęłam spadać, ale nie ze stu metrów, tylko z jednego.
- Au!
- Nic ci nie jest, Cloe? - zapytał Wiliam. Skąd tak szybko wziął się na dole?
- Will, udało ci się! Nie, nic mi nie jest. Żadnych trwałych uszkodzeń.
- Całe szczęście.
- Caspar, jesteś genialny!
- Wiem, dziękuję.
- Zrzucił cię ze skały!
- Ale i tak nic by mi się nie stało, tylko ja sama mogę się zabić, zapomniałeś, a nawet jakbym spadła to on by mnie uzdrowił, ale wiesz co?- zwróciłam się do Caspara - Taki upadek nieco by bolał.
- Gdyby mu się nie udało, zamierzałem cię złapać.
- Tak, ale więcej nie dostarczaj mi takiej dawki adrenaliny.
- Dobrze, czyli już potrafisz stworzyć ochronę zewnętrzną. To trudniejsze opanowałeś szybciej niż to łatwiejsze. Po drodze będziemy jeszcze ćwiczyć. Trening czyni mistrza.
- A jaki jest mój dar? - zapytałam.
- Ty, Clov. Masz bardzo specyficzny dar, coś jak kontrolowanie umysłu, ale niezupełnie. Umiesz przekonać ludzi do swojej racji, tylko jeśli sama w to wierzysz.
To magia, lek na głupotę. Tylko musisz nauczyć się go dobrze stosować. Dlatego powiedziałem, że kiedy ustaniesz przed elfami słowa same ci przyjdą do głowy. To właśnie twoja moc. Ludzie słuchając tego, co mówisz zaczynają się dobrze nad tym zastanawiać. Jesteś urodzonym przywódcą. Gdy mówisz konkretnie, słowa docierają do nich inaczej niż by wypowiedziały je inne stworzenia.
- Czyli nie dość, że same przyjdą mi do głowy to jeszcze przekonają innych? - chociaż lepiej by było mieć dar teleportacji, czy telekinezy, ale ten też może być – Tak jakby steruje ich mózgami?
- Tak, mniej więcej, tak. Dlatego proroctwo wybrało ciebie ponieważ wie, że nie wykorzystasz tego tego potężnego daru na swoje potrzeby. Ta moc pomoże ci zatroszczyć się o królestwo, które stworzycie.
- Na początek może zaczniemy was jednoczyć, a następnie pomyślimy o królestwie. Po wygranej – powiedział William.
- Spokojnie ja w was wierzę i inni też uwierzą. Nie jesteście sami i nie tylko wy ją uratujecie, wszyscy to zrobimy. Musimy jedynie zjednoczyć siły, a wy nam w tym pomożecie. To już nie daleko, około pół kilometra marszu. Chodźcie. No i poszliśmy.


5 komentarzy:

  1. OMG jaki genialny blog! Dodajcie opcje obserwacji to wam dam follow ;) piszcie dalej!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. najlepszy byl moment jak ten caly caspar zrzucil cloe w przepasc i williamowi zalezalo na niej :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Podoba mi się opcja tych super mocy ale nie przesadzaj z tym motywem bo ja nie chce czytać jakiejś bajkowej szmiry tylko młodzieżową fantastykę okej? Ale masz plusa za kreatywność. Czekam na kolejny rozdział (wstawiaj o regularnych godzinach).

    OdpowiedzUsuń
  5. Spoko blog tylko wyrzućcie ten pierwszy post na początku bo mnie szlag trafia jak mam go przewinąć żeby zobaczyć czy jest nowy post

    OdpowiedzUsuń