Nawet
nie wiem kiedy zasnęłam. Zielonego pojęcia nie mam, jak dotarłam
do tego pokoju i jakim cudem znalazłam się w łóżku. Wreszcie się
obudziłam i wyjrzałam przez małe okno za zewnątrz. Słońce
zmierzało
już ku zachodowi oznaczało
to, że jest popołudnie. Dlaczego nikt mnie nie obudził? Mamy tak
mało czasu, a jutro trzeba już wyruszać. Spojrzałam
jeszcze raz na zewnątrz i patrzyłam jak na około obozu powstaje
głęboki dół. Wszyscy pomagali. To był niezwykły widok. Maluchy
szukały suchych gałązek i liści. Dorośli i starsi kopali.
Jeszcze pół godziny i jedna pułapka
będzie gotowa, a ja się obijałam przez cały dzień. Wstałam z
wygodnego łóżka, bardzo wypoczęta. Zobaczyłam, że na krześle
leży mój plecak. Wzięłam go do ręki i ruszyłam na poszukiwania
łazienki. Pokój był bardzo ładny. Beżowe ściany, drewniana
szafa, krzesło, stoliczek i niewiarygodnie wygodne łóżko. Wyszłam
na korytarz i przeszłam kawałek drogi po zielonej wykładzinie.
Zobaczyłam na końcu korytarza elfkę, która chyba sprzątała
pokoje.
-
Przepraszam, ale szukam łazienki. Pokazał by mi pani drogę? -
zapytałam grzecznie.
-
Tak, oczywiście. Łazienka. Tym korytarzem prosto i drugie drzwi na
lewo – odpowiedziała, ale po chwili wahania jeszcze dodała –
Mam dość. Mam dość chowania się, uciekania. Jeśli ty nas z tego
nie wyciągniesz nikt inny tego nie
zrobi. Pokładamy w was nasze nadzieje. Chcemy, aby ten koszmar już
się skończył. Po co żyć dalej w taki sposób? - głos jej zaczął
drżeć, a do oczu napłynęły łzy. Miała skrzydła koloru
mlecznej czekolady i granatowe włosy.
-
Jak masz na imię?
- Veronica.
-
Veronico, nie będę składała fałszywych, typowych obietnic, że
będzie dobrze. Nigdy nie jest, ale teraz jest wystarczająco długo
źle. Nie umiem wyczarować ognia, ani nie potrafię
rzucać błyskawicami, lecz jedno mogę ci obiecać. Nie poddam się.
Zrobię wszystko, co w mojej mocy, aby uratować tę krainę. Czuję
się tu jak w domu. Szanuję to miejsce bardziej niż swój własny
świat. I zadbam o to, żeby to właśnie miejsce było spokojne i
dobrze zorganizowane. Koniec z ucieczkami i zabawą w chowanego.
Teraz dojdzie do ostatecznej bitwy. W tej grze nie będzie remisu.
Tylko jedna drużyna wygra, ale zwycięstwo zależy tylko od nas. Nie
od naszej siły, mocy, czy bóg wie czego innego. Naszą silną wolą
i determinacją pokonamy gatunek, który nie ma tu prawa bytu.
Zniszczymy to razem, bo oddzielnie nie mamy szans.
Patrzyła
na mnie z otwartymi ustami.
-
Wierzę. Wierzę ci. I jestem w twojej drużynie, choćby nie wiem
co. Czekałam sto lat, aby ktoś mi to powiedział. Dziękuję.
-
Nie ma za co. O nie, zagadałam się. Muszę już lecieć na razie – krzyknęłam za siebie i
ruszyłam do łazienki.
Wzięłam
szybki prysznic. Ubrałam się w czyste ubrania i pobiegłam na
dziedziniec. Słońce cały czas świeciło. Cudnie. Zobaczyłam, że
dół jest już gotowy. Pułapka prezentowała się niesamowicie.
Wszystkie elfy przybijały sobie piątkę i popijały schłodzone
napoje. Podeszłam bliżej i ujrzałam
Williama,
który rozstawiał pochodnie. Podbiegłam do niego.
- Widzę, że nareszcie wstałaś.
-
Dlaczego nikt mnie nie obudził?
-
Caspar powiedział, że lepiej się trochę spóźnić i być
wypoczętym, niż przyjść niewyspanym i nieprzydatnym.
-
Dobrze. Widzę, że połowa zadania za nami. Teraz trzeba rozwinąć
drut. Chodź pomożesz mi.
-
O nie. Przykro mi, ale nie znam się na wytwarzaniu prądu. Wybacz.
- Zrobię małe zwarcie mojego telefonu. Energia z tego
rozejdzie się po drucie. Obwód elektryczny zamknę sztućcami. No
chodź, wreszcie trzeba rozłożyć drut zanim zajdzie słońce.
-
Dobrze. Już idę - rzucił zrezygnowany, bo tak naprawdę nie dałam mu wyboru.
Pół
godziny później znaleźliśmy drut (dodatek
ekstra, ten drut był stalowy, bardziej wytrzymały i było go
mnóstwo, właśnie tyle ile potrzebowałam). Drut będzie rozchodził
się ze szczytu siedziby głównej, tworząc
kopułę. William
i ja wzięliśmy kilkaset metrów tego żelastwa i poszliśmy pod
siedzibę główną. Will zrzucił ładunek z ramienia i zapytał:
-
Mamy drabinę?
-
Nie, ale macie kilka elfów ze skrzydłami. Może być? - rozległ
się za nami głos Gabriela. Cały był ubrudzony ziemią. Widać, że
się nie obijał.
-
Idealnie. Gabrielu, posłuchaj – podałam mu jeden koniec wielkiego
tasiemca – to trzeba owinąć wokół tego metalowego pręta. Tylko
mocno, bo inaczej konstrukcja się zawali.
-
Jasne – poleciał w górę i ustał na dachu. Przymocował mocno
drut do pręta, tak jak go poinstruowałam – tak?
-
Świetnie
– teraz zwróciłam się do reszty elfów, a Gabriel wylądował
koło nas – ten drut jest bardzo stabilny. Trzeba z niego stworzyć
kopułę. Rozumiecie?
-
Pewnie – odezwał się chłopak, którego wczoraj widziałam z
dziewczyną, i który przypomniał mi o Samie – dajesz nam wolną
rękę?
-
Tak, oczywiście. Chciałabym wam pomóc w kształtowaniu kopuły,
ale mam wrażenie, że mój udział nic nie da, więc zostanę tutaj
i rozwalę
mój telefon. - wyjęłam z kieszeni dżinsów komórkę i
bezprzewodową ładowarkę.
-
To będzie źródłem energii? - spytał z zachwytem chłopak.
-
Tak spróbuję go przegrzać. No to do roboty. Połowa dnia już
minęła.
Wszyscy
ruszyli kształtować drut, a ja z Wiliamem usiadłam na ziemi i
robiliśmy zwarcie mojego cuda techniki.
Dwie
godziny później nad naszymi głowami został utworzony
druciany klosz. Przez cały ten czas mój telefon był powoli
rozgrzewany. Przegrzewał się tak długo, że już gdy go
dotykaliśmy wyładowywał się na naszych palcach.
-
Gotowe - zdał raport Paul i podał zakończenie drutu.
-
Świetnie – ostatnia rzecz, która była do zrobienia to utworzenie
spięcia i zamknięcie obwodu elektrycznego – Will, podaj mi kabel
USB. - podał mi go od razu, a ja koniec drutu złączyłam kabelkiem
USB, a kabelek łączył mój telefon. Zdjęłam klapkę
zabezpieczającą iPhone'a,
i aż oparzył mnie w rękę – Dobrze teraz podaj mi szklankę
wody, ale nie destylowanej. Takiej z kranu – podał mi szklankę, a
ja krzyknęłam do wszystkich – JEŚLI KTOŚ DOTKNIE TERAZ DRUTU,
UPIECZE SIĘ JAK KIEŁBASKA NA GRILU! UAWGA PODŁĄCZAM! - wylałam
wodę na urządzenie. Po dwóch sekundach rozległa się iskra i
rozeszła po całej stalowej konstrukcji. Szybko wyjęłam wełniany
kawałek materiału i za jego pośrednictwem wyrwałam kabel USB z
druta i oplotłam nim widelec – Gabrielu, podleć teraz do tego
metalowego pręta i zwiąż ze sobą drut i widelce. Tylko błagam
cię musisz go dotykać przez wełnę, bo inaczej porazi cię prąd.
-
Dobrze, Cloe. Będę
uważać – wziął widelce i odleciał. Następnie zamknął obwód
elektryczny. Udało się. Przywódca wylądował na ziemi, a ja
zorientowałam się, że wszyscy się tu zgromadzili i patrzyli na
nasze dzieło.
-
Super, a teraz próba generalna. - wzięłam kilka liści do ręki.
Podeszłam do granicy obozu. To właśnie tam kończył się klosz.
Tłum poszedł za mną i obserwował, uważnie. Stałam metr od druta
i rzuciłam w niego liśćmi. Gdy tylko dotknęły stali, ujrzeliśmy
błysk niebieskiego światła i spadające na ziemię, palące się
liście, które po kilku sekundach zamieniły się w proch.
-
Udało się – szepnęłam.
-
Tak udało ci się – odszepnął, Wiliam. Prawie dostałam zawału
serca. Znowu nie wiedziałam skąd znalazł się przy mnie.
-
Jak już to udało się nam, a nie mi.
-
Jak sobie chcesz, lecz w tym zadaniu to ty grałaś główne
skrzypce.
Gdybym
miała problemy z rumienieniem się, to właśnie wyglądała bym jak
burak, ale dzięki Bogu nie mam. Wszystkie elfy wiwatowały i się
śmiały. Gabriel i inni patrzyli na nas z podziwem.
-
Chciałabym tylko powiedzieć, że bez was byśmy tego nie dokonali.
Z całego serca cieszę się, żę mogłam wam pomóc i nie
dziękujcie mi. To wy osiągnęliście
sukces. Pracowaliście razem. Tak będziemy pracować zawsze, razem z
innymi stworzeniami. – teraz zwróciłam się do Gabriela i jego
żołnierzy – Nie mam prawa was o to prosić, ale czy pomożecie
nam dotrzeć do wilków? Musicie wiedzieć, że to jest niebezpieczna
wyprawa, w której możecie nawet przypadkiem stracić życie.
Zastanówcie się dobrze, czy chcecie ryzykować?
-
Nie musimy się zastanawiać, Clover. Przed kilkoma minutami
pokazałaś nam, że nie możemy się chować. Musimy działać.
Sprostać wyzwaniu, w którym pomogą
nam inne stworzenia. Jesteśmy z tobą, choćby nie wiem co. –
powiedział przywódca elfów. Teraz popatrzyłam na pozostałych i
krzyknęłam.
-
Nie będziecie się chować w nieskończoność za kopułą pod
napięciem. Gdy tylko wszystkie rasy dojdą do porozumienia, staniemy
do ostatecznej walki. Nie przybyłam tu zabić zori. Przybyłam po
to, aby pokazać wam, że wy musicie ich pokonać. Wielu z was zginie
lub zostanie rannymi do końca swoich dni. - teraz podniosłam głos
– Ale jest warto! Warto jest walczyć o swoją wolność! Musimy
ich pokonać! Całe sto lat żyliście w strachu i bawiliście się w
chowanego. Teraz my zaatakujemy. Zrobimy to czego się nie
spodziewają. Dojdzie do ostatecznej konfrontacji. Staniemy do walki
i pogodzimy się z ofiarami, lecz wygramy lub będziecie robić to co
dotychczas i pozwolicie na to, aby wymordowali was po kolei. Musimy
pogodzić się ze śmiercią i ze stratą. Wybór należy do was!
Nie
zastanawiali się. Nie zrobili narady. Od razu krzyknęli
głośno:
-
Staniemy do walki o wolność!
To
było piękne. Dzieci stały z twarzami,
w których nie było strachu. Dorośli krzyczeli
głośno, z podłymi uśmiechami na twarzy. Nikt się nie sprzeciwił.
Każdy chciał stanąć do konfrontacji. Każdy chciał skończyć z
tym bezprawiem, które panuje. Jedna rasa z pięciu, zaliczona.
-
Do czasu, w którym nas nie będzie. Będziecie czerpać nauki o
walce. Do naszego powrotu chcę widzieć wyszkolone wojsko. Zaczynamy
wyścig z czasem. Jutro o szóstej rano. Ja, William,
Gabriel i wybrane elfy wyruszymy na poszukiwania kolejnych
sprzymierzeńców. Niech nie dopadnie was strach. - odwróciłam się
i zaczęłam odchodzić.
-
Jedzenie? - spytała Sophia.
-
Tak, jedzenie.
-
Ach no oczywiście. Przygotuję was do podróży. - wydawała się
bardzo zaskoczona – Znajdę jeszcze plecaki, do których zapakuję
prowiant. Już lecę to zorganizować. Ojej, mam tak mało czasu,
przecież wyruszcie już rano – i już jej nie było. Odwróciłam
się, aby wrócić do pokoju. Wszystkie zadania zostały wyznaczone.
Gabriel i jego wybrańcy położyli się już do łóżek, aby dobrze
wypocząć.
-
Myślałem, że dawno już śpisz. - podskoczyłam,
gdy zobaczyłam za sobą Williama,
który jak sądziłam dawno spał. Nie widziałam go od czasu mojej
zagrzewającej przemowy.
-
Boże, czy ty zawsze musisz się tak zakradać? - uśmiechnął się
niewinnie – Nie, jeszcze nie śpię, jak widzisz. Organizowałam
jeszcze jedzenie i szukałam map krainy, a i jeszcze prosiłam
Caspara, aby wyruszył jutro z nami. Był zachwycony, że
go poprosiłam i oczywiście się zgodził. A ty? Dlaczego, jeszcze
nie jesteś w łóżku?
-
Mówisz dokładnie tak jak moja mama. Lecz, niestety już nie
mieszkam z matką i nikt nie może mi rozkazywać, ale ja mogę. Idź
w tej chwili położyć się spać. - powiedział tonem nieznoszącym
sprzeciwu.
-
Nie, muszę jeszcze sprawdzić zabezpieczenia, powiedzieć innym by
patrolowali teren na zmianę w nocy i w dzień, a i jeszcze... - nie
zdążyłam dokończyć, bo Wiliam przełożył mnie sobie przez
ramię i bez żadnego wysiłku skierował się ze mną do budynku
głównego, gdzie znajdowały się nasze pokoje gościnne – Co
ty robisz? Postaw mnie na ziemię, ale to już! - waliłam pięściami
o jego plecy i się wierzgałam, ale on nic sobie z tego nie robił.
-
Clover, słuchaj. Wyglądasz jak jedno wielkie nieszczęście.
Potrzebujesz snu. Zabezpieczenia są w porządku, a ty nie martw się
ciągle o innych. Wiedzą, co mają robić. Od stu lat sobie radzą i
teraz też to
zrobią.
A ty, jesteś wykończona, a ja dopilnuję,
żebyś poszła spać. Jutro czeka nas długi dzień.
Byłam
taka wściekła. Nie, jestem zmęczona. Czemu, on musiał się tak
rządzić. Bo co? Bo był pełnoletni, a ja nie? Zawsze robiłam to,
co chciałam. Nikt mi nigdy nie rozkazywał. Zwisałam tak na jego
ramieniu, z obrażoną miną. Zachowywałam się jak małe dziecko,
ale nikt nie będzie zmuszał Clover Grey, aby poszła spać. Na
pewno, nie siłą.
Gdy
dotarliśmy do mojego pokoju, Will rzucił
mnie na łóżko.
-
Dziękuję, że dostarczyłeś mnie bezpiecznie do pokoju –
syknęłam, na co on się roześmiał.
-
Clover, nikt ci nigdy
nie mówił, co masz robić, prawda? - zapytał.
-
Nie, i nikt nie będzie mi rozkazywał. Przez
całe życie radziłam sobie sama i dawałam radę, teraz też sobie
dam.
-
Słuchaj,
czasami trzeba mieć kogoś kto ci pomoże, kto będzie przy tobie i
kiedy zrobisz coś głupiego, ten ktoś będzie przy tobie bez
względu na wszystko. Gdzie byli twoi rodzice? Kto
się tobą zajmował?
-
Brandon się mną opiekował
–
odpowiedziałam wyzywająco.
-
Brandon był cały czas przy tobie i cię wychowywał? Chodzi mi o
to, czy kiedyś kazał ci posprzątać pokój lub wyrzucić śmieci?
-
Nie – odpowiedziałam zawstydzona, że nigdy nie miałam
obowiązków.
-
A, czy kiedykolwiek zakazał ci chodzić na imprezy?
-
Nie. Ok? Nikt mi nigdy niczego nie zakazywał, ani mi nie mówił co
mam robić. Jasne? Brandon był w domu tylko rano i czasami
wieczorem, bo po południu zawsze miał treningi, a po treningach
wychodził z kumplami lub dziewczynami. Nikt się mną nigdy nie
zajmował na pełny etat.
Milczał.
Cisza ogarnęła pokój. Wiedziałam, co sobie myślał, że jestem
rozpuszczoną dziewuchą,
która całe życie miała wszystko podane na srebrnej tacy. I dobrze
myślał. Usiadłam na łóżku i zaczęłam mówić:
-
Do ósmego roku życia rodzice cały czas się mną zajmowali.
Później firma się rozwinęła i zatrudnili mnie i Brandonowi
opiekunkę. Kiedy Brandon skończył piętnaście lat, rodzice
zwolnili tą głupią babę i mój brat się mną zajmował. Kazał
mi jedynie chodzić do szkoły. Zawsze byłam dobrą uczennicą, bo
myślałam, że gdy nią będę starzy mnie zauważą. Śmieszne, od
ośmiu lat nie pamiętają, że mają córkę. Brandon skończył
szesnaście lat i zaczął trenować koszykówkę i umawiać się z
dziewczynami. Gdy skończyłam piętnaście lat, poszłam do firmy
starych i zażądałam
dużego kieszonkowego. Bez protestów mi je wręczyli. Stałam się
jedną z tych dziewczyn, które myślą, że kasa jest w życiu
najważniejsza.
Imprezy, fałszywe dowody, jazda samochodem po pijanemu, zakupy,
chłopacy i odbieranie z komisariatu policji w każdy piątek. Starzy
zawsze się wściekali, ale ich olewałam. Brandon mnie przed nimi
bronił, a później robił dziesięciominutowy
wykład o tym, że kiedyś przeze mnie osiwieje. Pół roku później
zrozumiałam, że nie chcę skończyć w poprawczaku i się
ogarnęłam. Dalej chodziłam na imprezy, zakupy i miałam chłopaka,
który mnie zdradzał, ale już z umiarem. Później trafiłam do
liceum i nie chciałam się wciągnąć w przeszłość. Trzymałam
się na uboczu i dobrze mi z tym było. Miałam jednego najlepszego
przyjaciela Sama. – czas przeszły strasznie mnie zabolał, a do
oczu napłynęły mi łzy – Który
był moim drugim bratem. Przyjaźniliśmy się od pierwszej klasy
gimnazjum. I tak jestem rozpuszczoną córką miliarderów, ale teraz
już wiem, że w życiu nie jest najważniejsza kasa. Moje życie
jest do dupy, ale nikt nawet ty nie zmieni tego. Tak, naprawdę nie
jestem w dawnym życiu nikomu potrzebna, a tu mogę zacząć od
nowa.
Teraz
łzy spływały mi strumyczkami po policzkach. Zaczęłam
cicho szlochać i zdałam
sobie sprawę z tego, że kiedy myślałam, że jest dobrze, to tak
nie było. Zawsze robiłam tylko dobrą minę do złej gry. William
usiadł przy mnie na łóżku i przytulił mnie do siebie. To było
to czego mi brakowało od trzech dni przy tej chorej sytuacji,
czyjejś bliskości. Odsunął
się ode mnie na wyciągnięcie ręki, a na jego twarzy malowało się
współczucie.
-
Teraz, tak nie będzie. Jesteśmy
w innym świecie. Nowy rozdział mojego i twojego gównianego życia
właśnie się rozpoczyna. – teraz uśmiechnął się do mnie –
Przez tyle lat robiłaś, co chciałaś. Nikt o ciebie nie dbał, tak
jak powinien. Na twoje nieszczęście jestem starszy i mam prawo ci
rozkazywać, więc w tej chwili idź spać, albo dosypie ci jakiś
środków nasennych do wody. Jasne?
-
Ten jeden i ostatni raz mówisz mi, co mam robić! Rozumiemy się,
cwaniaczku?
-
Niestety nie. Dobranoc, Cloe. Widzimy się rano, a ja sprawdzę, czy
na pewno się położyłaś.
Wyszedł
z pokoju, zmykając za sobą drzwi. Co za dyktator. Tak chciałabym
mu zrobić na złość i się nie położyć, ale nie mogłam. Nie
byłam zmęczona, ale gdy tylko rozkazał mi iść spać oczy same mi
się zamykają. Dlaczego? To jego kolejny dar? Może mi narzucić
swoją wolę? Spokojnie, Cloe. Pewnie uświadomiłaś sobie, że
jesteś zmęczona. Byłam tak przestraszona, że ktoś mógłby mną
rządzić, lecz dłużej nie mogłam o tym rozmyślać, bo zapadał w
głęboki sen.
No no fajny wpisik ;)
OdpowiedzUsuńhttp://carolinaimage.blogspot.com/?m=1
Bardzo miło się czyta :)
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie, może wspólna obserwacja? :)
veronicalucy.blogspot.com
Pewnie, na pewno zaglądnę xxx
UsuńCool
OdpowiedzUsuń