Nareszcie
w domu.
Usiadłam na łóżku i zaczęłam myśleć. Cały czas
odrzucałam myśl, że to co się wydarzyło pół godziny temu było prawdą. Może miałam
halucynacje. Ale im częściej o tym myślałam docierało do mnie,
że to prawda. Zeszłam na dół zrobić sobie coś do jedzenia.
-
Cześć - powiedział Brandon i ustał za mną. Mimowolnie
podskoczyłam ze strachu. Po dzisiejszych wydarzeniach bałam się nawet chodzić
na strych.
-
Hej, jak tam było na rozmowie?
-
Powiedzieli, że byli by zaszczyceni mając takiego ucznia jak ja, i że na
pewno znajdzie się miejsce dla mnie na ich uczelni. Nadal nie mogę
w to uwierzyć. A co u ciebie?
-
No to świetnie. Jestem z ciebie dumna, a ja… - pomyślałam, że mu powiem. Zawsze mi wierzył. Było to trochę pogmatwane, ale on jest jedyną osobą, która mnie zrozumie... prawdopodobnie - Spotkałam pewnego... chłopaka. Nie wiem jak ci to opisać. Wracałam wtedy do domu. Myślałam, że to jakiś prywatny detektyw, czy coś. Później zaczął mnie gonić. Przestraszyłam się. Skręciłam w jakąś uliczkę i pobiegłam do lasu. Potknęłam się o korzeń wystający z ziemi. On mnie dogonił. Usiadł obok mnie i zaczęliśmy rozmawiać. Powiedział, że jestem osobą, która może mu pomóc. Następnie, nie wiem jak, ale dotknął moją kostkę. Zaświeciło światło, a ona... znów była normalna. Wcześniej nie mogłam nią nawet ruszyć, była opuchnięta, a po chwili uleczona. To było niesamowite i przerażające. Wtedy...
- Wiem, że nie chcesz, abym wyjechał, ale takie historyjki mnie nie przekonają.- przerwał mi - Przykro mi, że zostaniesz tu sama, ale moim marzeniem było wyjechać na studia. Myślałem, że cieszysz się moim szczęściem, a nie chcesz, żebym się martwił. Nigdy nie kłamałaś. Nawet wtedy, gdy... musiałem cię odbierać z komisariatu policji. Zawsze mówiłaś prawdę. Nie wiem, co się z tobą dzieję. Pogadamy o tym jutro. Teraz idź spać. Nie mam do ciebie siły.
Nie
uwierzył mi. Lepiej myślał, że go okłamuję! Myślał, że wymyśliłam to, żeby został! Niewierze. Nie miał do mnie siły. Nigdy mu na mnie nie zależało. Dobrze, że wyjeżdża, niech spełnia marzenia. W tym czasie ja wywrócę swoje życie do góry nogami. Wiem już, co mam robić. Muszę odnaleźć
Caspara i sprawdzić, czy to nie jest gra warta świeczki. Poszłam
wziąć prysznic. Kiedy czułam, że zmyłam z siebie
dzisiejszy dzień, włożyłam czyste ubrania. Czarne dżinsy, błękitny sweter i czarną, cienką kurteczkę
Lacoste.
W
szafie znalazłam czarny plecak nike, do którego włożyłam czyste
dwie pary dżinsów i trzy bluzki (różową, czarną i bordową), do
kieszeni z boku plecaka wrzuciłam bieliznę na zmianę i uznałam, że
mam jeszcze dużo miejsca, a bagaż jest bardzo lekki.
W
kolejnej kieszeni znalazła się szczoteczka do zębów, pasta,
szczotka do włosów i kostka mydła. Do ubrań dorzuciłam kompas,
notes, ołówek, telefon, ładowarkę bezprzewodową.
Zeszłam
po cichu po schodach.
W
kuchni znalazłam butelkę wody, rodzynki i dwie czekolady, które
również znalazły się w plecaku. Szafa przy drzwiach wejściowych
była zapełniona głównie moimi butami. Wygrzebałam niebieskie
adidasy nike, które szybko włożyłam. Zamierzałam wziąć
jeszcze jakieś bandaże i maści, ale przypomniało mi się, że
Caspar jest uzdrowicielem i w razie potrzeby mi pomoże.
Bezszelestnie
wyszłam z domu. To nie była ucieczka, ale Brandon sam się o to
prosił. Czas sprawdzić, czy nie oszalałam. Poszłam do lasu. To tego, w którym się wszystko zaczęło.
Po
dwudziestu minutach marszu dotarłam do celu. Latarka w telefonie
była przydatna. Usiadłam pod drzewem i po prostu siedziałam. Po
chwili usłyszałam jak pod stopami pękają gałązki.
Caspar. Kiedy usiadł pod tym samym drzewem
spojrzałam na niego. Ale to nie był on. To był chłopak z granatowym plecakiem.
Patrzyłam na niego przestraszonym wzrokiem. Wiem jak to wyglądała. Dziewczyna siedząca pod drzewem w lesie.
-
William - odezwał się - Clover, prawda? To my mamy uratować świat
- przy słowach uratować świat zrobił palcami cudzysłów.
-A
myślałam, że tylko ja zwariowałam. - William miał na sobie
ciemne, granatowe dżinsy, czarny T-shirt, bordową bluzę i czarne
adidasy pumy. Kasztanowe włosy, zielone oczy, mały nos i długie
rzęsy. Boże, był taki przystojny, ale rozstanie z Harrym było
zbyt bolesne i nie chciałam zakochiwać się w kolejnym wariacie,
takim jak ja. Związki są do kitu, a miłość przereklamowana.
-
Nie, nie tylko ty. - zaśmiał się i siedzieliśmy chwilę w milczeniu- Ile wytrzymałaś? - zapytał w końcu. Wiedziałam, że pyta ile
informacji zdołałam przetrawić.
-
Dotarłam do ,,tylko ty możesz siebie zabić’’, później
uciekłam do domu.- na te słowa William się roześmiał. - A ty?
- Wierzysz, że tyle samo, co ty? Hej powiesz mi, czy jesteś tu dlatego, że w głębi serca. Gdzieś daleko, daleko w to wierzysz?
-
Niestety tak. Uwierzyłam, kiedy zobaczyłam
skrzydła.
- Na początku to do mnie nie docierało.
Potrzebowałem dowodu i go dostałem. Dowiedziałem się dziś, a ty?
- Ja również. Szłam do domu i zobaczyłam, że mnie śledzi, a później
goni. To było po południu, kiedy wracałam ze szkoły.
-
Mnie dopadł, kiedy szedłem do szkoły, rano. Było tak samo.
Najpierw mnie śledził, a później gonił, aż dotarłem tu, jak
widać ty też.
-
Później zaczęłam się zastanawiać. Przyszłam go tu szukać.
Wcześniej powiedziałam wszystko po łebkach bratu. Pomyślał, że wymyśliłam to po to,
aby nie wyjeżdżał na studia, a ja nigdy bym mu czegoś takiego nie
zrobiła. To on się mną zajmuje. Dla moich rodziców jest
ważniejsza praca. Och, przepraszam za dużo mówię.
-
Nie ma sprawy. Mną zajmuje się tylko mama. Dba o mnie idealnie i
moją młodszą siostrą, a ojciec... nie żyje. Miał wypadek
samochodowy.
-
Przykro mi z powodu twojego ojca. Wiem jak się czujesz. Ciesz się,
że masz mamę, która cię kocha i spędza z tobą czas, ja się
czuję jakbym nie miała rodziców. Widzę ich raz w tygodniu.
Pracują czasami w domu, ale to tak jakby ich nie było. Z Brandonem
nauczyliśmy się samodzielności. No i będę za nim tęsknić jak
wyjedzie, ale będzie szczęśliwy.
-
Tak mam szczęście, że trafiła mi się taka matka, a teraz
sprawiam jej zawód uciekając z domu.
-
Ja przynajmniej nic nie tracę. Rodziców nie obchodzę, a brat
wyjedzie.
- Ale i tak na pewno będą się o ciebie martwić, tak jak moja matka o mnie.
-
Witam Clover, Williamie. Nawet nie wiecie jak się cieszę, że was
widzę… - pojawił się niespodziewanie Caspar.
-
Nie ciesz się za bardzo. Chcemy wiedzieć wszystko od początku do
końca i dopiero wtedy zastanowimy się, czy warto poświęcić na to
nasz czas - powiedział William.
-
Ależ oczywiście, ale może powinienem wam zacząć to wszystko
opowiadać w odpowiednim miejscu?
Popatrzyliśmy
z Williamem i wzruszyliśmy ramionami na znak, że się zgadzamy.
-
A więc, ruszajmy - ucieszył się Caspar.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz