Obudziło
mnie stukanie do drzwi. Nawet nie powiedziałam proszę, a już do
pokoju wpadł William i powiedział:
-
Clover masz pół godziny, żeby się ubrać. Sophia kazała ci to
przekazać – podał mi czarne leginsy i szary sweter. Do tego
dostałam jeszcze granatowe adidasy (były naprawdę ładne, lepsze
niż markowe) – Powiedziała, że są przeplatane proszkiem ze
skrzydeł elfów i żaden korzeń, czy pazury wilkołaków ich nie
zniszczy. Podobno krwi i brudu nawet na nich nie widać- wzdrygnęłam
się na myśl o krwi, ale wiedziałam, że w najbliższym czasie dużo
jej stracę. Położył ubrania na krześle, a na nich wylądowała
jeszcze różowa reklamówka – Sophia, nie chciała mi powiedzieć,
co w niej jest, a ja nie zaglądałem bo zaczęła mi grozić. Kazała ci jeszcze się pospieszyć, bo zrobiła
dla nas śniadanie.
-
Dzięki, już się ubieram.
Skinął
głową i wyszedł z pokoju. Natychmiast chwyciła różową
reklamówkę i zajrzałam do środka. Zobaczyłam czarną czapkę,
granatowe skarpetki i czystą bieliznę. Muszę jej podziękować, że
pogroziła Williamowi, żeby tam nie zaglądał, bo gdyby było inaczej
to chyba bym spaliła się ze wstydu. Chwyciłam nowe ubrania, czarny
plecak i pognałam do łazienki.
Wzięłam
prysznic, umyłam włosy, zęby i ubrałam się w nowe ubrania. Te z
wczorajszego dnia zapakowałam w różową reklamówkę i położyłam
na sedesie. Plecak był lekki jak piórko. Została mi ostatnia
czysta para dżinsów, dwie bluzki i jeszcze jedna para bielizny.
Teraz czesałam włosy przed lustrem. Postanowiłam, że zaczeszę je
w koński ogon.
Wyszłam
z łazienki i ruszyłam na dziedziniec. Czułam się dobrze. Byłam
wypoczęta, a gorący, oczyszczający prysznic dodał mi dodatkowej
energii. Na placu stała już Sophia z Williamem, a obok nich ustawiono
siedem plecaków, a w nich zapewne było
jedzenie.
-
O, Cloe. Przygotowałam jedzenia tak
jak mnie prosiłaś. Każdy dostał swój tobołek, a wasz posiłek
jest w kuchni, gdzie zjecie śniadanie. No chodźcie już.
-
Dziękujemy, Sophia. Nie wiem, co byśmy bez ciebie zrobili.
-
Och, drobiazg. Cieszę się, że mogłam pomóc.
Ruszyliśmy
w stronę kuchni. Czekały tam już na nas dwa talerze z jajecznicą,
owoce i grzanki z serem. Byłam bardzo głodna, więc od razu
usiadłam do stołu. William poszedł w moje ślady i razem zaczęliśmy
jeść. Elfka zabrała już nasze plecaki i zaczęła pakować do
nich prowiant.
Po zjedzeniu posiłku, całą trójką poszliśmy na plac
główny, a tam czekali na nas już Gabriel, Caspar i pięciu
pozostałych elfów, między innymi Paul.
-
Dzień dobry. Clover, Williamie przedstawiam wam pięciu
elfów, którzy zgłosili się dobrowolnie do tej wyprawy. Paul,
Robert, Steven, Edward i Mills – skinęłam im głową w geście
powitania, co oni odwzajemnili. Robert i Edward byli praktycznie identyczni, te same białe jak śnieg włosy i czerwone skrzydła. Mills miał zielone włosy i żółte skrzydła, był naprawdę wyskoki o trzydzieści centymetrów wyższy ode mnie, a Steven i jego fioletowa grzywka, która zasłaniała pół twarzy sprawiała wrażenie niebezpiecznego.
-
Gdybyście się tak nie grzebali to byście dostali coś do jedzenia
teraz. W waszych plecakach są zapasy dla każdego - powiedziała Sophia.
-
Nie wiem jak ci się odwdzięczymy, Sophio – powiedział Gabriel.
-
Macie tylko wrócić, wszyscy – przejechała po nas spojrzeniem.
Następnie mnie mocno uściskała, a ja jej szepnęłam do ucha:
-
Dzięki za ubrania, jedzenie, za wszystko.
Odsunęła
się ode mnie na długość ramienia, a w jej oczach pojawiły się
łzy. Potem podeszła do Willa i wszystkich po kolei uściskała.
-
Uważajcie na siebie – krzyknęła, a łzy w końcu poleciały.
Odwróciłam się do niej i jej pomachałam na do widzenia.
Przeszliśmy przez stalowe zabezpieczenie i weszliśmy w ciemny las,
gdzie ze wszystkich stron czekały na nas niebezpieczeństwa.
Szłam
sobie obok Wiliama i rozmawialiśmy o różnych rzeczach. O filmach,
szkole itd. Dowiedziałam się o nim wielu rzeczy. Na przykład, że
jego ulubionym filmem jest
Po prostu walcz, a książką Metro 2033. Jego szkoła, to szkoła publiczna
w Liverpoolu. Jego matka jest lekarzem, a ojciec przed śmiercią był
prawnikiem. Po szkole chciał tak jak on iść na prawo. Urodził się
dwunastego listopada (a ja dwudziestego drugiego) i miał skończone
osiemnaście lat. Jego siostra ma na imię Alice i chodzi do szóstej
klasy. Ma blond włosy tak jak jego mama i uśmiech ojca.
-
Wczoraj powiedziałeś mi, że masz takie samo gówniane życie jak
ja, ale z tego co teraz mówisz wydaję się normalne. To znaczy
oprócz śmierci twojego taty, bo musiałeś to bardzo przeżyć.
-
Tak miałem wtedy dziesięć lat, ale otrząsnąłem się po jego
śmierci i mogę o tym rozmawiać. Ale moja przeszłość jest dość...
Szliśmy
tak w milczeniu już myślałam, że mi nie powie, dlaczego jego
życie jest do dupy.
-
Rok temu – zaczął ponuro – miałem dziewczynę. Miała na imię
Diana. Chodziliśmy ze sobą przez pół roku. Nie układało nam
się. Diana była ładna, mądra, ale i bardzo zazdrosna. Gdy nie
odbierałem choć jednego jej telefonu, wpadał w furie. Myślała,
że ją zdradzam. W końcu miałem dość i z nią zerwałem. Bardzo
to przeżyła. Nie chodziła do szkoły, nie wychodziła nawet z
domu. Jej rodzice martwili się o nią i wytykali mi, że to przeze
mnie Diana jest w takim stanie, ale nic nie mogłem zrobić. Nie
chciałem z nią być. - tu zrobił dramatyczną pauzę – Pewnego
dnia dostałem maila z filmikiem, na którym Diana siedzi zapłakana
na łóżku i mówi, że jestem zwykłym dupkiem, i że nie chce beze
mnie żyć, a następnie...wyjęła pistolet i strzeliła sobie w
głowę. – odjęło mi mowę, no tego się nie spodziewałam –
Jej rodzice byli zrozpaczeni. Podali do gazety, że ich jedyna córka
popełniła samobójstwo przez chłopaka, który jej nie chciał.
Wszyscy moi znajomi odwrócili się ode mnie plecami, zmieniłem
szkołę, znalazłem nowych przyjaciół, ale nigdy nikt nie dał mi spokoju
w związku ze śmiercią Diany. Zawsze gdy wychodziłem na ulicę,
ludzie rzucali mi pogardliwe spojrzenia. Mama próbowała mnie wspierać, ale również była w szoku, nie obwiniała mnie i pocieszała razem z Alice. To były jedyne osoby, które nie wytykały mi tego, nie odwróciły się i nie obwiniały. Zawsze je będę za to kochał, ale reszta ludzi nie była tak wyrozumiała jak one. Inni ludzie spieprzyli mi życie. Nigdy nie przestanę się obwiniać za śmierć Diany.
Ustał
na chwilę i potarł dłonią czoło.
- William, ty nie mówisz poważnie? Jak możesz myśleć, że to twoja wina? Słuchaj, w końcu nie chciałeś z nią być prędzej, czy później byś z nią zerwał. Miałeś nadstawiać własne szczęście nad jej. Po co miałaby z tobą być, jeśli nie kochał byś jej tak jak ona by tego chciała. Wydaję mi się, że nawet gdyby miała kogoś innego niż ciebie zrobiła by to samo. Żaden normalny człowiek nie popełnia samobójstwa z powodu zerwania.
- Diana była chora, kiedyś dawno miała depresję. Dowiedziałem się od jej przyjaciółki po jej... śmierci.
- Tym bardziej powinieneś zwalczyć wyrzuty sumienia. Jak możesz obwiniać się za coś o czym nie wiedziałeś? Gdyby nie zataiła przed tobą, że miała depresję i obawia się powrotu. Mógłbyś wtedy iść do jej rodziców i coś z tym zrobić. Pamiętaj, że teraz jesteś tu. Ty dobrze wiesz o tym, że nie było to twoją winą. Ludzie uświadamiali Ci, że jest inaczej. Teraz jesteśmy tutaj i zaczynasz od nowa. Masz czystą kartę.
- Tak, będę pamiętał. Dziękuję, że mi to jeszcze bardziej uświadomiłaś.
- Nie ma za co. Zaraz wracam. Zapytam, Caspara o wilkołaki może
dowiem się czegoś sensownego.
-
Tak, a ja poćwiczę robienie tarczy – podeszłam teraz do, Caspara
i zaczęłam wywiad.
-
Caspar? Powiesz mi coś o wilkołakach?
-
Wilkołakach? Co dokładnie?
-
Wszystko, co wiesz.
-
No dobrze, a więc wilkołaki jak pewnie sama wiesz przemieniają się
w wilki w każdą pełnię, do której zostały dwa dni, ale to nie
znaczy, że nie są niebezpieczne gdy tej pełni nie ma. O nie, są
bardzo silni, szybcy, a słuch mają najlepszy spośród wszystkich.
Jeden zamach ręki i masz skręcony kark. Zbić ich może tylko
srebro. Wszystko inne tylko je zrani. Teraz ich wygląd jest ludzki.
Nie mają owłosionego ciała, wielkich łap i żółtych oczu. Ich
gatunek obejmuje również kobiety i dzieci. Jeśli dobrze kojarzę
to jest ich około trzystu, a ich przywódca Ryan, chyba że... nie,
na pewno żyje. Wiem jeszcze, że pierwsza przemiana następuję w pierwszą pełnię po skończeniu dziewiętnastego roku życia. Można poznać, czy wilkołak przeszedł już swoją pierwszą przemianę po kolorze oczu. Tydzień przed pełnią wszystkie wilki zmieniają kolor oczu na żółty.
-
Kiedy dotrzemy do ich obozu?
-
Jeszcze dziś. Gdy tylko przekroczymy dwadzieścia metrów granicy
zaatakują nas.
-
Caspar?
-
No?
-
Pomyślałam sobie, że... razem z Willem wejdziemy tam sami, a wy
zaczekacie przed granicą. - zatrzymał się gwałtownie.
-
Że co!?
-
William rozciągnie tarczę, my z nimi pogadamy przez chwilę, później
wkroczycie wy. Po pierwsze tarcza lepiej ochroni dwie osoby niż
dziewięć, a po drugie lepiej pokazać, że nie jesteśmy ich
wrogami, bo jaki idiota wchodzi na posesje wilkołaków bez wojska?
-
Masz rację, dasz nam znać gdy będziemy mieli wkroczyć.
-
Może zagwiżdżę?
-
Świetny pomysł. Przekażę reszcie obecny plan – od razu po jego
odejściu, pojawił się William.
-
Dobry pomysł. Moja tarcza na pewno zadziała. Już rozciągam ją
bez problemu, a nawiasem mówiąc lepiej czuję się rozciągając ją
na dwie osoby niż na dziewięć.
- Słuchaj - odwróciłam się tak, aby patrzeć mu prosto w oczy - Nie chcę powtórki z oknem, jasne? - na to on uśmiechnął się łobuzersko i podniósł ręce na znak, że taka sytuacja już nie będzie miała miejsca.
-
Uwaga! Obóz wilkołaków za godzinę, przygotować się! - krzyknął
Caspar.
Słońce
już zachodziło. Jak dobrze pójdzie zobaczę je jeszcze raz.
***
Staliśmy
już przed granicą. Gabriel cały czas próbował nas odwieźć od
tego pomysłu, ale sam wiedział, że jest dobry.
-
Pamiętaj, Cloe. Jeden gwizd i już będziemy.
-
Dziękuje, Casparze. Nic nam nie będzie zobaczysz.
-
Mam nadzieję – mruknął.
-
Rozstaw tarczę, Williamie. Przejdziecie kawałek i już napadnie was
zgraja wilkołaków. Bez tarczy nie
macie szans – Polecił Paul, a William skinął głową i rozstawił
ochronę na nas dwoje.
-
Uważajcie na siebie – dodał przejęty, Gabriel.
-
Spokojnie – powiedziałam i ruszyliśmy przed siebie.
Szliśmy
po posesji wilków. Czułam to. Otaczała ten teren inna aura niż
elfów. O nie, teraz wyczuwam aury. Jęknęłam w myślach. Widząc
jak mój towarzysz koncentrował się, aby nikt go nie zaskoczył.
Rozglądał się wszędzie uważnie. Nie był przestraszony, wręcz
przeciwnie był bardzo spokojny. Chwyciłam go za rękę łudząc
się, że jego spokój przeleje się też na mnie. Byłam trochę
zdenerwowana. William nie puścił mojej ręki, całe szczęście, bo
gdyby to zrobił uciekałabym stąd jak najprędzej. Szliśmy ciemnym
lasem, a ja zastanawiałam się, czy daleko stąd do ich głównego
terytorium, gdzie stały ich domy. Wbrew temu, co mówił Paul,
jeszcze nikt nas nie zaatakował. Może tarcza nie
przepuszcza żadnych dźwięków lub wilkołaki nie słyszą, ani
nie czują ludzi? Z rozmyśleń wyrwał mnie William, który chyba
myślał o tym samym co ja?
-
Może wyruszyli na polowanie, czy coś?
-
Wilkołaki nie polują. Tylko przemieniają się podczas pełni
księżyca. Mam inną teorię, może... - urwałam, bo nagle ktoś
uderzył w tarczę.
Dwanaście
wilków w ludzkiej postaci. Tyle przynajmniej naliczyłam, okrążyło
nas. Spośród nich była jedna kobieta. Mężczyzna, czy raczej nie
przemieniony wilkołak. Uśmiechał się do nas, chociaż mogłabym dyskutować z tym, czy to był uśmiech. Wyglądało bardziej jak grymas, który mówił Ci, ż nie masz szans i zaraz zginiesz? William koncentrował
się na utrzymaniu tarczy, a mi odjęło mowę.
-
Co do cholery?! - zaklął gdy spróbował przebić się przez tarczę
jeden z nich – Macie nowe sztuczki? Nic nie szkodzi i tak rozszarpiemy was
na strzępy, wy podłe kreatury.
Hejka,
Jak już mówiłam, zamierzam wstawiać po dwa rozdziały w weekend. Tydzień temu zepsuł mi się komputer w trakcie tego jak wysyłałam rozdział 7. Więc post ten wstawiłam w czwartek. Rozdział 7 jest poniżej. Oby wam się spodobał!!!! ☺☺♥
xxx
Hejka,
Jak już mówiłam, zamierzam wstawiać po dwa rozdziały w weekend. Tydzień temu zepsuł mi się komputer w trakcie tego jak wysyłałam rozdział 7. Więc post ten wstawiłam w czwartek. Rozdział 7 jest poniżej. Oby wam się spodobał!!!! ☺☺♥
xxx