13 marca 2016

Rozdział 14

Szłam drogą w stronę lasu i rozmyślałam o wczorajszej nocy, kiedy to przyszedł do mnie... chłopak. Tak, właśnie. Nie wiem, kim on był. Byłam tak zmęczona, że od razu po jego wyjściu zasnęłam. Było już ciemno i nie widziałam twarzy, ani nie rozpoznałam głosu. Wiem tylko, że mógł to być William lub Mark, ponieważ zapamiętałam jedynie, że chłopak był tego samego wzrostu.
Doszłam do granicy lasu. Popatrzyłam chwilę na korony drzew i westchnęłam. Nigdy jeszcze nie byłam w lesie sama i chciałam chwilę odreagować. Znalazło by się pewnie wiele osób, które powiedziałyby, że w mojej sytuacji czułyby się samotne, nawet gdyby otaczały je tłumy. Ja tak nie mam. Nie wiem, czy to zasługa proroctwa, czy Bóg wie czego, ale czuję się na swoim miejscu. W tamtym świecie, gdy myślałam, że tak jest, to zawsze się myliłam.
Teraz idąc po zielonej trawie i patrząc na otaczające mnie drzewa, czuję się spełniona. Usiadłam na kamieniu i słuchałam. Słuchałam lasu. Oparłam się plecami o drzewo i patrzyłam na las. Siedziałam tak niespełna dwie minuty, gdy poruszyło się coś w krzakach. Podeszłam bliżej i zobaczyłam lisa. Nie uciekał patrzył na mnie, a ja na niego.
Co się tak gapisz?
- Co do diabła?! - krzyknęłam przerażona i odsunęłam się o krok, ale lis wytrwale stał w krzakach.
Ty nie jesteś zmiennokształtną. A możesz ze mną rozmawiać? Kim ty jesteś?
- Świetne, już zaczynam mieć halucynacje, co dalej? - na dodatek mówiłam sama do siebie. Zrobiłam dziesięć głębokich wdechów i spojrzałam na lisa, który zaczął mnie okrążać. Stałam nie ruchomo i błagałam w duchu, żeby sobie poszedł.
Zapytałem, kim jesteś. Bo na pewno nikim stąd. 
- Człowiekiem - szepnęłam, bo bałam się małych zwierząt. Tak możecie się śmiać, a pozwoliłam sobie na okazywanie strachu, bo nikogo nie było w pobliżu. Nawet na torturach nie przyznałabym się do mojej fobii. Miałam traumę z dzieciństwa, kiedy zaatakował mnie pies sąsiadów. Miałam cztery latka, podrapane ręce i zostałam ugryziona w nogę. Nie mam blizny, bo ojciec o to zadbał. A pies? Pozwaliśmy sąsiadów i pies został uśpiony. Żałuję tego, bo w końcu było to zwierze i miało prawo do życia. Moje blizny się zagoiły, ale pies życia nie odzyskał. Tak więc, bałam się wszystkiego, co było małe. Ale ja mam popieprzony umysł, nie ma co.
Ach tak. Słyszałem o nich, ale nigdy nie widziałem. Ciekawe, wy wszyscy umiecie ze mną rozmawiać?
- Nie wszyscy, tylko ja. - uświadomiłam sobie bolesną prawdę i nie uspokoiłam się, ani trochę.
Interesujące... Przestań się mnie bać, bo nic ci nie zrobię. Powiem ci, że pierwszy raz rozmawiam.
- Tak, jestem wyjątkowa, nie ma co - powiedziałam sarkastycznie.
Nie, mówię serio. Słyszałem jak inne zwierzęta rozmawiają ze zmiennymi, słuchałem ich rozmów. Ale oni nigdy nie rozumieli mnie. Mówili do mnie, a ja starałem się im odpowiadać, tylko problem polegał na tym, że nikt mnie nie słyszał. Jesteś jedyną, która mnie rozumie.
- Nie miałeś łatwo, co? - spokojnie usiadłam znowu na kamieniu, a on dalej się we mnie wpatrywał, ale też usiadł naprzeciwko mnie.
Nie. 
- Tylko, że ja słyszę ciebie. Wtedy, gdy szłam do tego obozu... Widziałam ptaka, który przekazał wieści, że przekroczyliśmy granicę. Ja nie słyszałam tego.
A, Łysa pała, tak ten kruk działa nam wszystkim na nerwy. Przezywamy go z kumplami, bo zaczęły mu pióra wypadać. Kiedy zmiennokształtni to zobaczyli, to go przefarbowali. Czaisz? Ja nie mogę, mieliśmy z niego taki ubaw. Nikt go nie lubi, bo strasznie się podlizuje. Stara zrzęda, na dodatek. 
- Co to ma wspólnego z tym, że go nie zrozumiałam? - roześmiałam się.
Nic. Możliwe, że umiesz rozmawiać tylko ze mną, jak ja mogę tylko z tobą. Czekaj! Sprawdzimy to.
I już go nie było. Wrócił po kilku sekundach z... kuną i skunksem. Zaczęłam się bać mojego daru.
Człowiek! Odbiór! 
- Niech coś powiedzą, bo na razie ich nie słyszę. - powiedziałam do lisa.
Mówią. Czyli ty słyszysz tylko mnie, człowiek. Życie jest piękne!
I wskoczył mi na kolana, od czego się wzdrygnęłam.
Możecie odejść, bo ona słyszy tylko mnie! Dziękuję za poświęcony czas, odezwiemy się do was. 
Zrzuciłam go z moich kolan i patrzyłam jak kuna i skunks odchodzą.
- Pierwsza zasada. Oczywiście jeśli chcesz się ze mną zadawać. Jest taka, że nie wskakujesz mi na kolana, nie liżesz mnie i unikamy jakiegokolwiek kontaktu fizycznego. Jasne?
Tak. 
- Dwa. Nikomu nie powiesz, że umiem z tobą rozmawiać, kuna i skunks mają milczeć, tak?
Dlaczego?
- Powiem im sama.
No, dobrze. Coś jeszcze?
- Nie, chyba nie.
Więc ruszamy.
- Gdzie?
Człowiek, ja znam tu wszystkich i wszystko. Jestem wszędzie i nigdzie. Istna skarbnica wiedzy. Zobacz jak ci się poszczęściło.
- Clover. Mam na imię Clover.
Tak, a ja jestem Joe, ale możesz mówić lis. Chodźmy już.


Joe tak jak mówił, był istnym skarbem. Zapytałam go jak to się dzieje, że zmiennokształtni potrafią rozmawiać ze zwierzętami. Odpowiedział, że dzieję się tak dlatego, że sami zamieniają się w zwierzęta. A zwierzęta nie mówią tylko przesyłają informację do ich mózgów, to tak jak elfy czytają w myślach, tylko na odwrót. Dowiedziałam się też, że zmienni podczas przemiany rozmawiają ze sobą, czy jak to woli określać Joe ,,wysyłają informacje".
Wyszło na to, że ten lis to naprawdę sympatyczny kompan i wie wszystko o wszystkich, ale wiedzę tę udostępni mi przy okazji. Teraz szłam w stronę domu Poppy, odesłałam Joe'a do lasu i obiecałam, że jutro też go odwiedzę. On choć z wielkim ociąganiem spełnił moją prośbę. Dziś jest ognisko, więc zamierzam się dobrze bawić.
Zapukałam do drzwi Poppy i otworzyła mi je ładna kobieta z rudymi włosami. Byłam wyższa od niej o jakieś pięć centymetrów.
- Dzień dobry - przywitałam się grzecznie - Ja przyszłam do Poppy.
- Witaj! Jestem mamą Poppy.  Mam na imię Rebecca. Moja córka nie wspominała mi, że przychodzi do niej koleżanka, ale wchodź do środka. - wepchnęła mnie do domu i uśmiechnęła się.
- Clover - powiedziałam idąc za nią do salonu, który był większy od naszego o jakieś dziesięć metrów kwadratowych. Dom był przepiękny. Zatrzymała się w pół kroku i odwróciła twarzą do mnie.
- Miło mi cię poznać. Nie stworzonych historii się o tobie nasłuchałam. Cieszę się, że zaprzyjaźniłaś się z moją Poppy. Do tego domu przychodzi już tylko jeden facet, więc dobrze, że moja córka będzie mieć koleżankę. Oto i ona.
- Mamo... - zaczerwieniła się - Cześć, Clov. Myślałam, że już nie przyjdziesz. Przepraszam za mamę, chodźmy do mnie.
- Ok, panią też miło było poznać.
Weszłam za Poppy na samą górę schodów, do jej sypialni. Była cudowna! Błękitny baldachim nad łóżkiem. Białe meble, czarno-białe dodatki i niebieskie ściany.
- Boże, masz piękny pokój - westchnęłam i przypomniałam sobie moją dawną sypialnię.
- No, nie wiem - zamyśliła się. - Pewnie uważasz, że nie mam gustu i jest to prawda, bo nie umiem łączyć kolorów, kroju ubrań itd. Noszę czarne, białe i szare ubrania, bo są bezpieczne...
- Nie, koniec z tym. W ubraniach nie chodzi o to by czuć się bezpiecznie, ale dobrze. A ty w swoich dobrze się nie czujesz, a więc masz w szafie coś kolorowego?
- Nie.
- No to idziemy do mnie.
Miałam w domu ciuchy od Cameron, ale nie tylko. Dostałam ich trochę od Samanty, powiedziała, że muszę ubierać się jak dziewczyna z proroctwa i wiedziałam, że nie obrazi się za pożyczenie kilku szmatek Poppy.

Weszłam do domku, a za mną weszła Ruda.
- Trening się skończył? Jak ci poszło?
- Nie, jeszcze się nie skończył. Skończyła tylko moja grupa, bo wcześniej zaczęła.- otworzyłam drzwi do mojego pokoju i wpuściłam Poppy. - Myślałam, że umrę.
Roześmiałam się z koleżanki, która rzuciła się teatralnie na łóżko.
- Aż tak źle?
- Gorzej. Byłam w grupie Lucasa, który chyba się wyżywał na nas za twoją wczorajszą bójkę.
- Żartujesz?! - co on sobie wyobrażał - Nie miał prawa...
- Uspokój się. Grupy Willa i Marka też nie miały łatwo. William z nas chce zrobić ciebie. A Mark? Odreagowywał.
- Przepraszam, ja nie chciałam, aby moja...
- Daj spokój. Chłopacy są wniebowzięci, zaproponowali nawet, abyś sama stworzyła potajemną grupę treningową. Mówię ci kolejki by się do ciebie ustawiały, na co Lucas, Paul i Robert odpowiedzieli, że jak się tylko tym dowiedzą to zamkną cię w piwnicy.
- Nadopiekuńcze dupki.
- O tobie mówią uparty osioł. Chyba wiesz, że nie robią tego tylko, abyś pokonała zori? Oni, my naprawdę cię kochamy za to jaka jesteś. Wiesz, prawda?
- Tak, wiem - uśmiechnęłam się - Dobra to do roboty.
Pół godziny później siedziałam z ręcznikiem na głowie, a Ruda w wałkach i pełnym makijażu. Nagle usłyszałyśmy jak ktoś otwiera drzwi wejściowe. Przerwałam malowanie paznokci Poppy i ruszyłam na korytarz. W przeciwieństwie do koleżanki nie miałam jeszcze makijażu, zrobionych włosów i miałam na sobie szare leginsy, białą bokserkę i bose nogi. Byłam zajęta robieniem na bóstwo
Rudej i umyłam tylko włosy. Ale spokojnie nie raz miałam tylko dwadzieścia minut, aby się przygotować na imprezę, teraz mam do dyspozycji jeszcze godzinę.
- Co ty tu robisz? - zapytałam głupio.
- Mieszkam - odpowiedział z figlarnym uśmiechem na ustach.
- Nie możesz tu być - powiedziałam szybko, a on wydawał się zdezorientowany.
- Masz jakiegoś fagasa w sypialni?
- Jesteś okropny! Oczywiście, że nie. Po prostu razem z Poppy jesteśmy zajęte, więc idź na miasto.
Roześmiał się.
- Cloe, jestem zmęczony i jeszcze to ognisko. Daj mi się tu zdrzemnąć. Nie będę przeszkadzał. Obiecuję - powiedział z niewinną miną - Cześć Poppy!- krzyknął.
- Hej! - odkrzyknęła i byłam pewna, że się zarumieniła.
- Nie.
- To gdzie mam iść?
- Do kumpli.
- Wykończysz mnie. Idę do Luka, spotkamy się na ognisku. - założył buty i lekko zdenerwowany wyszedł z domu. Wróciłam do Poppy.
- Mam nadzieję, że William nie powie Lukowi, że tu jestem.
- Znając Williama powie wszystko ze szczegółami, ale spoko nie martw się.
- Jasne.
Skończyłam malować paznokcie koleżanki i zajęłam się swoimi. Wybrałam dla siebie kolor grafitowy, natomiast dla Rudej czarny. Zdjęłam jej wałki z głowy i rude loki wyglądały powalająco, komponując się z białą. krótką sukienką  z rękawkami na trzy czwarte i idealnym dekoltem. Sukienka wydłużała zgrabne nogi, które przyodziałam jeszcze w czarne nie za wysokie szpilki. Wyglądała bezpiecznie i oszałamiająco. Włosy spryskałam jeszcze lakierem. Ostatni dodatek to złoty naszyjnik z okiem (bo to oko było symbolem zmiennokształtnych), który dostała na szesnaste urodziny. Jak to się okazało ten wisiorek miały nosić kobiety na takie okazje jak to ognisko. Naszyjnik był znakiem, że jest prawdziwą zmiennokształtną i dostawała taki każda dziewczyna, która skończyła szesnastkę. Tak samo było z chłopakami, tylko oni dostawali broszki.
-Wyglądasz bajecznie. Możesz się teraz zobaczyć w lustrze - powiedziałam podekscytowana. Przeszłyśmy do łazienki, a ona ustała oniemiała przed swoim odbiciem.
- Wyglądam... wyglądam...
- Bosko! - zawołałam.
- Tak, bosko - uściskała mnie. Teraz byłyśmy jednakowego wzrostu. - Ale ty jeszcze się nie przygotowałaś!
- Pójdę w dresie w końcu to ognisko.
- Nie tutaj! To jest impreza, ognisko pędzie jedynie źródłem światła i niczym więcej!
- No to lecę!
Zdjęłam ręcznik z włosów, usiadłam przed lusterkiem i zaczęłam się malować. Ustałam przed szafą i wybrałam złotą sukienkę. Dobrałam do niej szpilki i uczesałam włosy w warkocz, który lekko natapirowałam. Wyszłam na korytarz i Poppy zaczęła klaskać.
- Wyglądamy świetnie!
- Prawda? - obejrzałam się w lustrze.
- Chodźmy i tak już jesteśmy spóźnione.
- To dobrze będziemy miały wejście.

Przyszłyśmy na ognisko. Nie byłyśmy jedyne, które się wystroiły. Cameron, Melodie i Nora stały jak święta trójca przy drzewie. Włosy Cameron były upięte w skomplikowany kok, ale nie wyglądały tak piękne jak loki Poppy. Byłam pewna, że teraz każda dziewczyna marzy by takie mieć. Miała do tego czerwoną sukienkę i wyglądała w porządku. Melodie swoje jasne włosy spięła w koński ogon, ubrana w czarną spódniczkę i białą bluzeczkę, wyglądała jak uczennica na rozpoczęciu roku szkolnego. Nora (oczywiście) w za krótkiej sukience w czarno białe paski i z ciemnymi włosami opadającymi falami na ramiona, wyglądała zarąbiście. Lepiej od Cameron, przy której boku stał chłopak z czarnymi jak noc włosami. U boku Melodie był Liam, ubrany w miodowe spodnie i biały T-shirt, natomiast obejmujący prawą ręką Norę Theo w czarnych dżinsach i czarnej koszuli wyglądał super. Zamierzałam iść się przywitać, ale powstrzymała mnie Poppy.
- Poszukajmy chłopaków - szepnęła, trzymając mnie za nadgarstek.
- Stęskniłaś się za Lukiem? - zarumieniła się. - O tego brakowało, koloru na policzkach!
Zaśmiałam się, a ona zgromiła mnie wzrokiem.
- Myślę...
- Cicho, wyglądasz lepiej od nich i skorzystaj z tego. Dziś jesteś odważną, oszałamiająco piękną Poppy, która pokaże tym laskom, że wygląda super i poflirtuje z super chłopakiem.
Skinęła głową i podeszłyśmy do całej szóstki, która patrzyła na nas przez cały ten czas i nie ona jedyna wszyscy się gapili.
- Hej - przywitałam się wesoło, nie miałam nic do Cameron i jej paczki, ale bardziej lubiłam Poppy. To, że ktoś jest nieśmiały nie oznacza, że nie jest fajny - Świetna sukienka, Nora.
- Dzięki - odezwała się i zamknęła lekko rozdziawione usta.
- Cześć, Clover! - krzyknęła Cameron - Wyglądasz bajecznie!
- Ty również, ale gwiazdą dzisiejszego wieczoru jest Poppy. - pomyślałam, że trochę pochwalę Rudą.
- No racja. Poppy? Coś ty zrobiła z włosami? A ta sukienka? Wyglądasz zabójczo! Przyćmiewasz nas wszystkich - uśmiechnęła się i powiedziała to bez sarkazmu.
- Wszystko dzięki Clover - objęła mnie ramieniem. Ten gest zaskoczył mnie samą. A sposób w jaki to powiedziała. Byłam z niej taka dumna.
- Widać, że z masakry umiesz zrobić królewnę - odezwała się Melodie - Przepraszam nie chciałam cię obrazić ja tylko...
- Spoko. Wiem jak wyglądałam i zamierzam to zmienić.
- Dobrze! Clover, Poppy chciałam wam przedstawić mojego towarzysza Daniela.
Chłopak patrzył na mnie z uśmiechem.
- Clover - podałam mu rękę, odwzajemnił uścisk. I to samo zrobiła Poppy.
- Czyli mam okazję poznać dziewczynę, która bez żadnej mocy pojedynkowała się z wilkołakiem?
Ooo, zaczyna się. Zauważyłam, że podeszło do nas jeszcze trzech zmiennokształtnych.
- Tak, to ja jestem tą wariatką - uśmiechnęłam się.
- On się chyba nie może otrząsnąć, że dałaś mu popalić - dodała Nora - To było genialne.
- Były zakłady na to ile wytrzymasz - odezwał się Liam.
- Moim zdaniem byś wytrzymała jeszcze dużo dłużej, gdyby nie zaczął cię dusić - dodała Cameron.
- Zmienni zrobili nawet protest. - powiedział Daniel.
- Jaki protest?! Oszaleli?
- Nie, ale po tym, co pokazałaś wczoraj chcą, żebyś została jednym z trenerów. Zapowiadają, że będą ostrożni. Powiedzieli, że nie będą ćwiczyć, jeśli ty nie będziesz ich trenować.
- Ilu ich było?
- My wszyscy w tym uczestniczymy i nie tylko.
- Że co?! Nic mi nie powiedziałaś?! - zapytałam Poppy.
- Wiedziałam, że się wkurzysz i nie chciałam ci mówić, przepraszam.
- Okej, słuchajcie. Jestem wzruszona tym co dla mnie robicie, ale na Boga musicie z tym skończyć!
- Dobrze.
- Dobrze? Koniec dyskusji? - zapytałam zdezorientowana - Koniec z tym durnym protestem?
- Tak - potwierdził Daniel.
- Świetnie. Pewnie się jeszcze spotkamy, a teraz idziemy poszukać chłopaków. Do zobaczenia! - krzyknęłam i razem z Rudą odeszłyśmy.
- Ja cię kiedyś zabiję - zapowiedziałam Poppy, która już chciała się odezwać, ale ją powstrzymałam - Milcz. Dziś będziemy się dobrze bawić, ale jutro porządnie cię ochrzanie, zgoda?
- Zgoda.
Przeciskałyśmy się przez tłum zmiennokształtnych, aż nagle zobaczyłam stojących pod innym drzewem Marka, Willa i Luka. Trzymali w rękach plastikowe kubeczki. Poszłyśmy prosto do nich. Mark jako pierwszy dostrzegł, że się do nich zbliżamy i gapił się to na mnie, to na Rudą. Po chwili dołączył do niego William. Stałyśmy już za plecami Luka, kiedy lekko popukałam go palcem w ramię i nachyliłam do ucha.
- Nic mnie nie obchodzi jaki masz dziś humor, ale masz być miły i sprawić, aby był to najlepszy wieczór w jej życiu.
Odsunęłam się od zdezorientowanego chłopaka i ustałam przy boku Willa i Marka.
Luke odwrócił się do tyłu i w świetle zachodzącego słońca, zobaczył Poppy w najpiękniejszej odsłonie. Oniemiał z zachwytu.
- Nie ma sprawy - rzucił nawet się na mnie nie oglądając, bo był zajęty, a Poppy ani razu się nie zarumieniła! Cała w skowronkach odwróciłam się do Marka i Williama, którzy udawali, że interesuje ich akcja rozgrywająca się przed nimi, a to wcale nie prawda, bo ani jeden, ani drugi raczej nie interesuje się przygodami żywcem zaciągniętych z filmów romantycznych.
- Clover, Poppy wyglądacie pięknie - pochwalił moje wysiłki Mark.
- Miałem ci nagadać za to, że wywaliłaś mnie z domu, ale jak was zobaczyłem to wybaczyłem ci tą lekką niesubordynację. Wyglądasz niesamowicie!
- Dziękuję.
Spojrzałam na Luka ubranego w białą koszulę i granatowe spodnie. Gdy po raz pierwszy go spotkałam był szczupły jak patyk, teraz gdy mu się tak przyglądałam, to mógłby konkurować z Williamem i Markiem. Te treningi dały efekty.
 Nagle zaczęła grać muzyka.
- Zatańczymy? - zapytał Luke Poppy.
- Jeśli tylko potrafisz tańczyć - roześmiała się lekko. Moja szkoła.
- Pokażę ci co potrafię - wziął Rudą za ręce i przyłączyli się do innych par na parkiecie. Ja tańczyć nie umiałam i w razie czego już obmyślałam wymówkę, gdyby ktoś mnie chciał do tańca zaprosić. Spojrzałam w lewo i zobaczyłam kobietę, która ledwo radziła sobie z roznoszeniem talerzy na stoliki. Uratowała mi życie.
- Pomogę jej - oznajmiłam i pobiegłam do zmiennokształtnej.
- Hej, pomogę pani - powiedziałam i chwyciłam kilka talerzy z jej rąk. Spojrzała na mnie z ulgą.
- Dzięki, ale nie chcę ci psuć zabawy...
- Żaden problem, ja chętnie pomogę. Ba, ja nie przyjmuję odmowy!
Więc miałam zajęcie na jakieś pół godziny, bo dziewczyna miała jeszcze do rozniesienia półmiski z przekąskami, szklanki i miski z sałatkami.
Po skończonym kelnerowaniu, usiadłam na jednym z krzesełek i zajadałam przekąski. Odpoczywałam i patrzyłam na ludzi, gdy wolne miejsce obok mnie się zajęło. To był Mark.
- Dobrze, że cię znalazłem, bo poszukuję pary do wolnego...
- Zwichnęłam kostkę - palnęłam bez zastanowienia.
- Roznosząc talerze? - spytał rozbawiony.
- Właśnie tak.
- Nie spławisz mnie. Powiem szczerze, że cię obserwowałem, dopóki nie pojawiła się... dziewczyna.
- Mam być zawiedziona, że porzuciłeś śledzenie mnie dla dziewczyny? - spytałam lekko... zazdrosna.
- Moja partnerka miała metr trzydzieści w kapeluszu i osiem lat. Plus była moją siostrą, więc...
- Rozumiem - odezwałam się rozbawiona.
- To jak będzie z tym tańcem?
- No, kurczę. Wiesz, że tak bym chciała, ale no cóż. Będziesz musiał poprosić Mercedes, aby poświęciła ci swój cenny czas...
- Nie ma opcji. Kolejki już się do niej ustawiają.
Spojrzałam na dziewczynkę tańczącą z chłopcem w jej wieku, może starszym. Spojrzałam w oczy Markowi, a następnie skrzywiłam się "bólu". Wstał w mgnieniu oka z krzesła i jednym ruchem podciągnął mnie do pozycji stojącej.
- Gdyby Clover Grey chciała tańczyć, to tańczyłaby nawet ze złamaną nogą - szepnął mi do ucha, a mnie serce zaczęło bić szybciej. Pociągnął mnie na parkiet. Położył dłonie na mojej talii, a ja swoje splotłam na jego karku. I kiwaliśmy się na boki w rytm muzyki.
- Nie powinno się nadwyrężać zwichniętej kostki - dodałam z uśmieszkiem.
- Nie powinno się udawać, że ma się zwichniętą kostkę - dodał lekko urażony.
- Nie - zaczęłam się tłumaczyć - To nie dlatego,że nie chciałam z tobą tańczyć, ja po prostu... nie...umiem tańczyć - mówiłam szeptem.
- Dobrze ci idzie, trochę lekcji i będziesz tańczyć jak zawodowiec. - uśmiechnął się i obrócił mną raz i drugi.
- Szczerze w to wątpię - dodałam z miną przerażenia na myśl wykonywania takich obrotów.
Mark wzruszył tylko ramionami i zakręcił mną jeszcze raz. Spojrzałam w prawo i dostrzegłam Luka z Poppy... całujących się pod drzewem!
- Tak! - szepnęłam.
- Zaczynasz robić za swatkę? - spytał Mark, patrząc w tym samym kierunku.
- Nie, ale aż żal było patrzeć jak wmawiają sobie, że są tylko przyjaciółmi.
- Kiedy są kimś więcej?
- Dokładnie.
- A na czym my stoimy? - zapytał, aż w końcu popatrzyłam mu prosto w oczy i chwilę myślałam nad odpowiedzią.
- Ty i ja.... - nie dokończyłam, bo nagle ktoś zaśmiał się głośno i Mark zesztywniał.
- Co my tu mamy? Syn przywódcy, który umie opanować zmienianie się w zwykłego psa.
Mark obrócił się do siedmiu chłopaków ubranych na czarno. Sama bym im chętnie przyłożyła kilka razy w łeb, ale nie chciałam już robić niepotrzebnego zamieszania.
- Jesteś nędzną podróbką zmiennokształtnego - parsknął pogardliwie jeden z nich. "Pokaż im, że jesteś moim synem" to powiedział Shane Markowi, kiedy podsłuchiwałam ich rozmowę. Mark miał pokazać im, że nie jest jakąś ofiarą losu. Po chwili coś mi mignęło przed oczami. Spojrzałam kątem oka lekko na Williama, który... obejmował prawą ręką jakąś dziewczynę w zielonej sukience. Przyjrzałam się uważniej dziewczynie i stwierdziłam, że była ona piękna. Gładkie rysy twarzy, oliwkowa cera i długie nogi. Odwróciłam wzrok, aby nie patrzeć na dziewczynę, która mogłaby być z miejsca modelką. Łzy wezbrały mi się w oczach, a to dlaczego? Przecież William nie należy do mnie, nigdy nie byliśmy razem, nigdy mnie nie pocałował, nigdy... to dlaczego czuję się zdradzona jeśli nigdy nie byliśmy dla siebie bliżsi? Postanowiłam, że łzy mogą poczekać, na razie to Mark miał kłopoty.
- Nie igraj z ogniem Cole - ostrzegł Mark.
- Dzięki za radę, ale nie boję się ciebie Mareczku, ani nie boję się tej twojej dziwki - zrobiłam krok naprzód, kiedy to Mark zaczął się przeobrażać. Po chwili na jego miejscu pojawił się gigantyczny lew, później jeleń, później puma, orzeł, jastrząb, słoń, wąż, a nawet renifer. Zamieniał się we wszystkie możliwe zwierzęta, w jedno po drugim, okrążając Cola lub lekko go szturchając, aż zakończył pokaz na sokole wzbijając się wysoko w powietrze. Wszyscy stali oniemieli, tak samo jak Cole, który nie mógł się otrząsnąć. Shane natomiast wyprostował pierś i był dumny z syna. Zgromiłam Cola wzrokiem, odwróciłam się i pobiegłam do lasu.

- Joe! No, nareszcie ile można na ciebie czekać! - rzuciłam szpilki w krzaki.
Lisy też odpoczywają. Czego chcesz, człowieku?
- Sokół. Gdzie poleciał sokół?
Ten zmiennokształtny dawno już nie jest sokołem. Wiem gdzie jest mogę cię tam zaprowadzić, jak chcesz.
- Tak, proszę.
No to ruszaj się.

Spojrzałam na siedzącego przed strumieniem Marka, który był strasznie zdołowany, a jeszcze niedawno razem żartowaliśmy. Podeszłam bliżej, a Joe deptał mi po piętach.
- Mark...
- Jak mnie znalazłaś? - zapytał. Usiadłam obok niego, a lis jeszcze bliżej mnie. - I ten lis?
- Tak, to jest Joe, mój... kumpel. Pokazał mi drogę do ciebie.
- Umiesz rozmawiać ze zwierzętami? - rozpromienił się.
- Nie! I chwała Bogu za to. Potrafię porozumiewać się tylko z nim, a on tylko ze mną.
- Rozpoznaje go - uśmiechnął się - Długo się zastanawialiśmy, czemu nie chcę współpracować, a teraz widać, że czekał na ciebie.
- Chciał się z wami porozumiewać, ale nie mógł.
- Jak mówiłaś, że się nazywa?
- Joe.
- Dziwne, to my zazwyczaj nadajemy imiona zwierzętom.
- Lubi się rządzić.
Wypraszam sobie. 
Zapadła nie zręczna cisza.
- Oni wszyscy...
- Nie, Mark. Nie zadręczaj się nimi wszystkimi. Shane był z ciebie dumny. Cole'owi opadła szczęka.
- Wszyscy się mnie boją, tak jak ojca.
- Boją się twojej mocy, a nie ciebie. Pokaż im, że ty nie jesteś groźny, że jesteś tym samym zmiennokształtnym, którym byłeś wcześniej.
- To nie będzie łatwe.
- Nikt nie mówił, że będzie łatwo - prychnęłam - Teraz tylko musisz uratować sytuację. Pokazać, że to dla ciebie nic nie znaczyło. Pokazać, że przez to się nie zmienisz.
- A jeśli się zmienię?
- Ja ci na to nie pozwolę. Pomogę ci. Przejdziemy przez to razem.
Patrzyliśmy sobie w oczy, a po chwili jego wargi zbliżyły się do moich i zapomniałam o całym bożym świecie, zagłębiając się w tym pocałunku.

4 komentarze:

  1. Słowo ma ogromną wartość. Wartość której nie potrafimy sobie nawet wyobrazić. Słowo ma moc. Przerażającą moc. Może razem nauczymy się, jak zapanować nad słowem?
    Healer Words to blog (chyba) felietonistyczny. Amatorka pisania – Helaer – wraz z innymi duszyczkami postanowiła wkroczyć na nieznane dotąd wody oceanu i stworzyć coś, co pobudzi szare komórki Kociaków do myślenia. W codziennym biegu przeplatają się w naszym życiu prawdy oczywiste wyrażane słowami. Słowo ma moc. Tylko wytrawny gracz umie panować nad słowem, wyrażać słowami to, co czuje, chce przekazać innym.
    Nic chyba nie stoi na przeszkodzie byśmy stali się wytrawnymi graczami, prawda?
    Zapraszam na Healer Words
    Z ukłonami, Healer

    OdpowiedzUsuń
  2. Czemu usunęłaś post o książkach??

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. bo dodaje go do strony, ale teraz pisze rozdział i nie mam na to czasu

      Usuń