- Myślałem, że już śpisz. - powiedział.
- Nie, jeszcze nie - odpowiedziałam i starałam się, aby mój głos nie zadrżał, ani nie zdradziło mnie moje ciało, że przejęłam się jego nową "znajomością". Wstałam od stołu i spojrzałam mu prosto w oczy. Miał poczochrane włosy i pogniecione ubranie. Nawet się nie zdziwiłam, bo wyobrażałam sobie, że jeśli wróci to będzie tak wyglądać.
- Ale jestem trochę zmęczona i idę się położyć - dodałam sucho. Chciałam go wyminąć, ale złapał mnie za ramię. Szarpałam się z nim przez chwilę, ale doszłam do wniosku, że jest to bezcelowe.
- Clover... - zaczął, ale wyszarpnęłam rękę z uścisku i nie dokończył.
- Czego chcesz?
- To co się zdarzyło na ognisku...
- William, nie musisz mi się tłumaczyć, jasne? Jesteśmy przyjaciółmi i nie mam prawa ci mówić z kim masz się spotykać, a z kim nie. - drgnął lekko albo mi się tylko wydawało, bo i tak było ciemno i jego twarz oświetlał wyłącznie księżyc. Ale widziałam, że na jego twarzy było widać przez chwilę rozczarowanie, a następnie złość.
- A Mark, kim jest? - to pytanie zwaliło mnie z nóg, jak on śmiał?
- Ja się nie wtrącam w twoje związki i życzyłabym sobie, żebyś i ty nie wtrącał się w moje - warknęłam.
- Clover on jest niebezpieczny...
- Co ty wygadujesz?! Nie znasz go i nie masz prawa go oceniać! Zachowujesz się jak wszyscy, a ja myślałam, że jesteś mądrym facetem, jak możesz kierować się tylko tym, co zobaczyłeś? To jego natura, by się przemieniać, a ty uważasz go za niebezpiecznego, bo co? Bo jest potężniejszy od innych?! Zastanów się czasami, co mówisz! - nie zauważyłam nawet, ze krzyczę, więc dokończyłam już normalnym tonem - Myślałam, że jesteś inny.
Odeszłam nie dając mu szansy się wypowiedzieć i trzasnęłam drzwiami od swojego pokoju.
Buzowała we mnie złość. Ubrałam szare spodnie od dresu, granatowy podkoszulek i związałam włosy w luźny kok. Nie zawracałam sobie głowy zmywaniem makijażu i położyłam się spać.
Rano wstałam i spojrzałam w lustro, stwierdzając, że mój stan był opłakany. Podpuchnięte oczy, rozmazany makijaż, zaczerwieniona skóra i rozwalony kok. Spojrzałam za okno i stwierdziłam, że jest ósma rano. William musiał już wyjść, bo treningi zaczynały się o szóstej. Nie chciałam się na niego natknąć. Wzięłam z szafy szarą spódniczkę i czarną bluzkę z rękawkami na trzy czwarte. Poszłam do łazienki, wzięłam długi prysznic, ubrałam się i uczesałam włosy w porządny kok. Włożyłam czarne balerinki i poszłam do kuchni zrobić sobie śniadanie. Usiadłam przy stole jedząc i popijając herbatę, gdy usłyszałam huk drzwi otwieranych kopniakiem, wylałam na siebie herbatę. Do kuchni wkroczył zamaszystym krokiem Lucas, a za nim Paul i Robert. Patrząc na wilkołaka miałam wrażenie, że przyszedł mnie tu zabić albo ukarać, a ja przecież nic nie zrobiłam! Twarz była rozwścieczona, a oczami mógłby ciskać pioruny.
- Oszalałeś?! Rozum ci odjęło? Trudno jest zapukać? I jak kulturalny człowiek wejść do środka?!
Próbowałam zetrzeć plamy od herbaty, ale efekt był jeszcze gorszy, westchnęłam sfrustrowana i zgromiłam spojrzeniem Lucasa, który patrzył na mnie z krzywym uśmieszkiem.
- Nie jestem człowiekiem - padła odpowiedź i zobaczyłam, że oprócz naszej czwórki w kuchni stali również Shane, Mark, dwóch innych zmiennokształtnych nauczycieli, których kojarzyłam, ale imion nie znałam i na moje nieszczęście William. Uspokój się, nakazałam sobie. Przecież ty z nim mieszkasz, masz z nim misję do spełnienia, nie możesz go unikać, nie idź na łatwiznę!
Zauważyłam, ze wszyscy zebrani mieli poważne miny. - Spójrzcie tylko na nią! Omal nie umarła ze strachu jak ktoś wszedł do domu!
- Po pierwsze ty nie wszedłeś. Ty mi drzwi wyważyłeś! I nie przestraszyłam się, tylko zaskoczyłam i nie wiem, o co wam w ogóle chodzi. Nie powinniście być na treningu?
- Nie - odpowiedział Shane - To znaczy tak, nie ważne. Jesteśmy tu w sprawie treningów.
Zaczynałam powoli rozumieć, o co tu chodzi.
- Słucham? - zapytałam z podłym uśmieszkiem i oparłam się o kuchenny blat. Od razu humor mi się poprawił. Lucas zgromił mnie wzrokiem, Robert patrzył z obawą, Paul uśmiechał się od ucha do ucha z miną mówiącą "tak trzymaj!", Shane był lekko zmieszany, jeden z nauczycieli uśmiechał się pod nosem, a drugi stał przestraszony, Mark był niezdecydowany, natomiast William, chyba przyłączył się do opinii Lucasa.
- O, dajcie spokój! Ona wie o co chodzi. Przyszliśmy ją zmusić, aby powiedziała tym cwaniakom, że nie nadaję się na trenerkę.
- Powiedzieli, że będą trenować. Rozmawiałam z nimi. Najwidoczniej mnie nie posłuchali.
- Najwidoczniej nie przyłożyłaś się.
- Lucas! - ostrzegł go Paul. Skrzyżowałam ramiona na piersi.
- Poniosło mnie - potarł dłonią skronie, ale nie przeprosił. - Po prostu boimy się, że za bardzo oberwiesz i nie chcący coś się stanie.
- Moim zdaniem da radę - odezwał się Paul.
- Nie masz pewności - odezwał się Lucas.
- Nie dowiesz się jeśli nie spróbuje - poparł wniosek Robert.
- Może zagłosujemy? - spytał Shane patrząc z namysłem w podłogę. Chwila ciszy.
- No dobrze - przyznał niechętnie wilkołak.
- Kto jest za, ręka w górę - powiedział Mark.
Do góry rękę podnieśli: Shane, Paul, Robert i dwaj nie znani mi nauczyciele.
- Przegłosowane. Wniosek przeszedł - rzucił z uśmiechem Paul.
- Może Clover nie chce już się w to mieszać? - zapytał z nadzieją Lucas.
Wszystkie spojrzenia skierowały się na mnie. Osiągnęłam cel. Rozpierała mnie radość. Ale... Dopadły mnie wątpliwości, lecz nie chciałam rezygnować. W walce i tak nie będę mogła uczestniczyć, a mogłam wpłynąć na to, aby moi uczniowie pokonali zori. Miałam wiedzę jak trenować innych. Pamiętałam jak uczył mnie Ron i Monster. Szkoda, że ich tu nie ma, mieli by pole do popisu. Uśmiechnęłam się smutno do wspomnień. Jeśli ta piątka we mnie wierzyła, to chciałam spróbować. Sam, Ron i Monster, też by mnie namawiali.
- Chcę - odpowiedziałam - Przemyślałam to.
- No to przebierz się, mała i idziemy! - powiedział Paul.
- Już lecę - minęłam ich w drzwiach i poleciałam do sypialni. Zrzuciłam z siebie mokre ubrania i wyciągnęłam z szafy czarne spodnie dresowe i bokserkę. Włosy zostawiłam upięte w kok, zrzuciłam balerinki, włożyłam trampki i pobiegłam do drzwi. Stał tam Shane i Lucas.
- Idziemy - rzucił ten drugi.
Doszliśmy na miejsce. Wzrok wszystkich zebranych przeniósł się na nas. Jedni chłopacy przybijali sobie piątki i cieszyli się z sukcesu. Nie wiem z czego się tak cieszyli. Mieli przesrane, jeśli to ja ich będę trenować. Pierwszy dzień to będzie sielanka, drugi to istny test wytrzymałości.
- Więc... - odezwał się przywódca zmiennych, wszystkie rozmowy ucichły - Odnieśliście sukces, ale ostatni raz toleruję taką niesubordynację! Clover będzie jedną z trenerek i mam nadzieję, że na koniec dnia po jej treningu nogi wam z dupy powychodzą. - spojrzał na mnie - Clover wybierzesz po dwóch uczniów z każdej z naszych grup.
Skinęłam głową i wszyscy ustawili się za swoimi trenerami. Poszłam na początek go grupy Paula.
Wskazałam dwóch chłopaków. Paul skinął głową. Jeden z nich miał dziecięcą buzię i blond włosy, drugi był jego zupełnym przeciwieństwem czarno zielone włosy, wygolone po jednej stronie. Ubrany był w czarne dżinsy i czarny T- shirt. Taki był plan. Z pierwszej drużyny wybrałam dwa przeciwieństwa. Obaj ustali z boku. Następną grupą był skład Roberta. Popatrzyłam na jedną blond dziewczynę. Miała jakieś czternaście lat i widziałam w jej oczach, że chciałaby stąd zwiać. Wskazałam na nią palcem. Zrobiła przestraszoną minę, a chłopak obok poklepał ją po ramieniu. On miał jakieś siedemnaście i wyglądali bardzo podobnie. Chciałabym go wziąć, ale będzie próbował bronić siostry, a ja ją zamierzałam wyszkolić. Nie będzie już tą szarą myszką, ale prawdziwą wojowniczką. Podeszła do mnie chwiejnym krokiem i rozeszły się szepty w jej byłej drużynie. Słyszałam tylko ,,Serio?", ,,No bez jaj", ,,Bierze ją?". Robert zgromił ich spojrzeniem. Szepty ucichły, a ja popatrzyłam by znaleźć drugie słabe ogniwo. I znalazłam chłopaka. Jakieś metr sześćdziesiąt wzrostu, czarne włosy do ramion. Stał za jakimś innym chłopakiem. Prawie go pominęłam. Popatrzyłam mu w oczy i skinęłam głową. Wyszedł z tłumu i podszedł do reszty mojej drużyny. Z drugiej drużyny wybrałam słabszych. Trzecia grupa - Shane'a. Popatrzyłam chwilkę na zgromadzonych, a potem na Shane. Wzruszył tylko ramionami, wiedząc o co mi chodzi. W jego grupie byli najlepsi z najlepszych i chyba nie chcieli rozstawać się z przywódcą.
- Szukasz najlepszych? - spytał rozbawiony. Gdy nie odpowiedziałam, dodał - Powodzenia.
Wiedziałam, że tutaj pozory mylą. Wypatrzyłam chłopaka, który próbował stłumić śmiech. Przechyliłam głowę na bok i uśmiechnęłam się złośliwie, a następnie dałam gest ręką by podszedł. I już mu do śmiechu nie było. Shane miał oczy szeroko otwarte i chciał już zaprotestować.
- Ty powiedziałeś, abym wybierała.
- Co ty kombinujesz? - spytał, a ja się roześmiałam i wybrałam drugiego chłopaka. Brązowe włosy, wyższy ode mnie o jakieś dwadzieścia centymetrów. Uśmiechnął się do mnie i podszedł do reszty z rękami w kieszeniach. Shane stał z taką miną jakby odebrano mu zabawkę.
- Życzyłeś jej powodzenia i proszę zabrała ci tych najlepszych - parsknął Paul śmiechem.
Z czwartej grupy jednego z nauczycieli wybrałam dwóch przeciętniaków. Umieją walczyć, ale nie są powalający. Z piątej (drugiego nauczyciela, muszę nauczyć się ich imion) dwie dziewczyny. Jedną, która preferowała styl na chłopaka. Krótkie włosy i bezpłciowe ubrania. I nie obchodziło jej zdanie innych na jej temat. Druga była czarnoskóra i wyglądała na pewną siebie. Uśmiechnięta podeszła do reszty. Teraz szósta grupa - Marka. Przyszła pora na tych podobnych. Pomyślałam, że chcę dwóch chłopców. Gdy nagle ujrzałam Luka. Patrzył na mnie, a ja podeszłam do niego. Jakie było zaskoczenie wszystkich, kiedy szepnął mi na ucho.
- Nie bierz Poppy, wiem co planujesz. Powiem jej wszystko. Myśli, że w twojej drużynie będzie wesoło i kolorowo, ale przypuszczam, że to nie jest twój plan?
Uśmiechnęłam się i odszepnęłam.
- Nie, ale niech pozory jej nie zmylą.
Podeszłam do Marka, który uniósł brwi ze zdziwienia. Usłyszałam cichy szept chłopaka "Wybierze go, bo się przyjaźnią". Zobaczył, że go usłyszałam i spuścił głowę. No, kochany sam tego chciałeś.
- Ty - wskazałam go palcem, jakież było jego zaskoczenie, ale bez słowa zaczął podchodzić do mojej ekipy, chwyciłam go za ramię i odwróciłam do grupy Marka. - Może wybierzesz? - wskazałam ręką na innych.
- Nie, chyba nie - szepnął zmieszany.
- Nalegam - popatrzyłam mu w oczy dając znak, że nie przyjmuję odmowy.
- Mike - szepnął.
- Mike! - krzyknęłam i tak jak myślałam, wyszedł chłopak podobny do niego.
- Jak się nazywasz? - spytałam, był pierwszym, którego o to zapytałam.
- Zack - odpowiedział pewniej.
- Uważaj, co mówisz Zack - dałam mu radę, a on speszył się po tej krytyce.
- Jasne - i obaj podeszli do mojego grona.
Skinęłam głową Markowi i podeszłam do grupy Williama. Patrzył na mnie ostrzegawczo, a ja tylko wzruszyłam ramionami. Wybrałam jedną dziewczynę i chłopaka. Wyglądali na zawziętych i upartych. Zadowoleni podeszli do mojej grupy. Poppy popatrzyła na mnie z nadzieją, ale ja pokręciłam głową. Został tylko Lucas.
- No nie powiem, że mnie zaskoczyłaś. Myślałem, że wybierzesz tylko tych najlepszych. A wybrałaś, bardzo odmienną grupę. Myślę, że cię nie doceniłem.
- Wybierz.
- Co?
- Chcę ci sprawić przyjemność. Wybierz dwóch.
Nie namyślał się nawet i krzyknął.
- Tomas, Anthony!
Ku mojemu zaskoczeniu wyszło dwóch wysportowanych chłopaków.
- I co tak bez zemsty? Dajesz mi dwóch dobrych chłopaków?
- Clover, nie jestem złośliwy.
- A gdzie haczyk?
- Nie ma. Wiem, że ta dwójka cię nie zabiję.
- Ok. Ja też cię nie doceniłam.
Podeszłam do mojej szesnastki uczniów. Shane odstąpił od swojej grupy i podszedł do nas.
- To jest wasza trenerka. Macie się do niej odnosić z szacunkiem. Jest też wybranką proroctwa, więc od razu mówię, że macie na nią uważać - przewróciłam oczami - bez niej, nie będzie mowy, o żadnym pokonaniu wroga. Wyraziłem się jasno?
- Tak - odpowiedzieli wszyscy.
- Dobrze. Powodzenia, Clover.
- Dzięki - patrzyłam jak odchodzi i powiedziałam do siebie - Czy ja jestem małym dzieckiem? - spojrzałam na moją grupę i uśmiechnęłam się.
- Dobra, wszyscy mówicie do mnie Clover, to jest pierwsza zasada.
- Nie mówimy do trenerów po imieniu... - zaczął chłopak, którego wybrałam na początku, ten blondynek.
- Clover, koniec i kropka. Jesteśmy drużyną. Po drugie. Jak już sami zauważyliście traktują mnie tutaj jak małe dziecko, nie jestem Bogiem i kilka siniaków mi nie zaszkodzi. Walczymy normalnie. Nie daję sobą pomiatać.
Spojrzałam na wszystkich po kolei.
- Dobra, a teraz chcę zobaczyć jak walczycie. Dobierzcie się w pary, tak jak was wybrałam z poprzednich zespołów.
- To nie były zespoły - szepnął Mike i zaczęli się ustawiać parami.
- Dlaczego? - spytałam, a on spojrzał na mnie zdziwiony. - Słuchajcie - popatrzyłam na nich wszystkich - Nikt nie walczy dobrze jeśli nie czuję się swobodnie. Indywidualne walki można sobie urządzić na ringu. Wiecie, razem można zdziałać więcej niż w pojedynkę. Chcę stworzyć drużynę. Mówcie to co chcecie, bo macie do tego pełne prawo.
- Walcząc z zori, nie będziemy drużyną, będziemy walczyć o wolność i swoje życie, każdy walczy na swój rachunek - powiedział chłopak z grupy Shane'a.
- Mylisz się! - krzyknęłam i podeszłam do niego - Przez takie myślenie się przegrywa! Drużyna sobie pomaga, kiedy ma czas na to w walce. Mało zdziałasz sam. Co? Pokonasz dwudziestu zori i nagle, ktoś wystrzeli pocisk, a ty co? Zginiesz. Drużyna działa na wspólny rachunek. Nie rozpada się szybko, bo łatwo wyeliminować jedno ogniwo, a kilka? O wiele trudniej. Dlatego się jednoczymy, bo w pojedynkę nikt nie da rady. To może ktoś mi powie, dlaczego grupy pozostałych to nie zespoły?
- Bo oni oczekują, że będziemy bezwzględni, najlepsi i niepokonani - wyrzuciła z siebie ciemnoskóra dziewczyna.
- Można takim być w zespole - dodał chłopiec metr sześćdziesiąt w kapeluszu.
- W takim razie ja nie nadaję się do zespołu. Możemy już zacząć ten trening? - spytał Tomas.
Patrzyliśmy sobie w oczy, aż je odwrócił. O, widzę solistę, a więc proszę.
- Dobrze, zaczynamy!
- Clover... - zaczął, ale wyszarpnęłam rękę z uścisku i nie dokończył.
- Czego chcesz?
- To co się zdarzyło na ognisku...
- William, nie musisz mi się tłumaczyć, jasne? Jesteśmy przyjaciółmi i nie mam prawa ci mówić z kim masz się spotykać, a z kim nie. - drgnął lekko albo mi się tylko wydawało, bo i tak było ciemno i jego twarz oświetlał wyłącznie księżyc. Ale widziałam, że na jego twarzy było widać przez chwilę rozczarowanie, a następnie złość.
- A Mark, kim jest? - to pytanie zwaliło mnie z nóg, jak on śmiał?
- Ja się nie wtrącam w twoje związki i życzyłabym sobie, żebyś i ty nie wtrącał się w moje - warknęłam.
- Clover on jest niebezpieczny...
- Co ty wygadujesz?! Nie znasz go i nie masz prawa go oceniać! Zachowujesz się jak wszyscy, a ja myślałam, że jesteś mądrym facetem, jak możesz kierować się tylko tym, co zobaczyłeś? To jego natura, by się przemieniać, a ty uważasz go za niebezpiecznego, bo co? Bo jest potężniejszy od innych?! Zastanów się czasami, co mówisz! - nie zauważyłam nawet, ze krzyczę, więc dokończyłam już normalnym tonem - Myślałam, że jesteś inny.
Odeszłam nie dając mu szansy się wypowiedzieć i trzasnęłam drzwiami od swojego pokoju.
Buzowała we mnie złość. Ubrałam szare spodnie od dresu, granatowy podkoszulek i związałam włosy w luźny kok. Nie zawracałam sobie głowy zmywaniem makijażu i położyłam się spać.
Rano wstałam i spojrzałam w lustro, stwierdzając, że mój stan był opłakany. Podpuchnięte oczy, rozmazany makijaż, zaczerwieniona skóra i rozwalony kok. Spojrzałam za okno i stwierdziłam, że jest ósma rano. William musiał już wyjść, bo treningi zaczynały się o szóstej. Nie chciałam się na niego natknąć. Wzięłam z szafy szarą spódniczkę i czarną bluzkę z rękawkami na trzy czwarte. Poszłam do łazienki, wzięłam długi prysznic, ubrałam się i uczesałam włosy w porządny kok. Włożyłam czarne balerinki i poszłam do kuchni zrobić sobie śniadanie. Usiadłam przy stole jedząc i popijając herbatę, gdy usłyszałam huk drzwi otwieranych kopniakiem, wylałam na siebie herbatę. Do kuchni wkroczył zamaszystym krokiem Lucas, a za nim Paul i Robert. Patrząc na wilkołaka miałam wrażenie, że przyszedł mnie tu zabić albo ukarać, a ja przecież nic nie zrobiłam! Twarz była rozwścieczona, a oczami mógłby ciskać pioruny.
- Oszalałeś?! Rozum ci odjęło? Trudno jest zapukać? I jak kulturalny człowiek wejść do środka?!
Próbowałam zetrzeć plamy od herbaty, ale efekt był jeszcze gorszy, westchnęłam sfrustrowana i zgromiłam spojrzeniem Lucasa, który patrzył na mnie z krzywym uśmieszkiem.
- Nie jestem człowiekiem - padła odpowiedź i zobaczyłam, że oprócz naszej czwórki w kuchni stali również Shane, Mark, dwóch innych zmiennokształtnych nauczycieli, których kojarzyłam, ale imion nie znałam i na moje nieszczęście William. Uspokój się, nakazałam sobie. Przecież ty z nim mieszkasz, masz z nim misję do spełnienia, nie możesz go unikać, nie idź na łatwiznę!
Zauważyłam, ze wszyscy zebrani mieli poważne miny. - Spójrzcie tylko na nią! Omal nie umarła ze strachu jak ktoś wszedł do domu!
- Po pierwsze ty nie wszedłeś. Ty mi drzwi wyważyłeś! I nie przestraszyłam się, tylko zaskoczyłam i nie wiem, o co wam w ogóle chodzi. Nie powinniście być na treningu?
- Nie - odpowiedział Shane - To znaczy tak, nie ważne. Jesteśmy tu w sprawie treningów.
Zaczynałam powoli rozumieć, o co tu chodzi.
- Słucham? - zapytałam z podłym uśmieszkiem i oparłam się o kuchenny blat. Od razu humor mi się poprawił. Lucas zgromił mnie wzrokiem, Robert patrzył z obawą, Paul uśmiechał się od ucha do ucha z miną mówiącą "tak trzymaj!", Shane był lekko zmieszany, jeden z nauczycieli uśmiechał się pod nosem, a drugi stał przestraszony, Mark był niezdecydowany, natomiast William, chyba przyłączył się do opinii Lucasa.
- O, dajcie spokój! Ona wie o co chodzi. Przyszliśmy ją zmusić, aby powiedziała tym cwaniakom, że nie nadaję się na trenerkę.
- Powiedzieli, że będą trenować. Rozmawiałam z nimi. Najwidoczniej mnie nie posłuchali.
- Najwidoczniej nie przyłożyłaś się.
- Lucas! - ostrzegł go Paul. Skrzyżowałam ramiona na piersi.
- Poniosło mnie - potarł dłonią skronie, ale nie przeprosił. - Po prostu boimy się, że za bardzo oberwiesz i nie chcący coś się stanie.
- Moim zdaniem da radę - odezwał się Paul.
- Nie masz pewności - odezwał się Lucas.
- Nie dowiesz się jeśli nie spróbuje - poparł wniosek Robert.
- Może zagłosujemy? - spytał Shane patrząc z namysłem w podłogę. Chwila ciszy.
- No dobrze - przyznał niechętnie wilkołak.
- Kto jest za, ręka w górę - powiedział Mark.
Do góry rękę podnieśli: Shane, Paul, Robert i dwaj nie znani mi nauczyciele.
- Przegłosowane. Wniosek przeszedł - rzucił z uśmiechem Paul.
- Może Clover nie chce już się w to mieszać? - zapytał z nadzieją Lucas.
Wszystkie spojrzenia skierowały się na mnie. Osiągnęłam cel. Rozpierała mnie radość. Ale... Dopadły mnie wątpliwości, lecz nie chciałam rezygnować. W walce i tak nie będę mogła uczestniczyć, a mogłam wpłynąć na to, aby moi uczniowie pokonali zori. Miałam wiedzę jak trenować innych. Pamiętałam jak uczył mnie Ron i Monster. Szkoda, że ich tu nie ma, mieli by pole do popisu. Uśmiechnęłam się smutno do wspomnień. Jeśli ta piątka we mnie wierzyła, to chciałam spróbować. Sam, Ron i Monster, też by mnie namawiali.
- Chcę - odpowiedziałam - Przemyślałam to.
- No to przebierz się, mała i idziemy! - powiedział Paul.
- Już lecę - minęłam ich w drzwiach i poleciałam do sypialni. Zrzuciłam z siebie mokre ubrania i wyciągnęłam z szafy czarne spodnie dresowe i bokserkę. Włosy zostawiłam upięte w kok, zrzuciłam balerinki, włożyłam trampki i pobiegłam do drzwi. Stał tam Shane i Lucas.
- Idziemy - rzucił ten drugi.
Doszliśmy na miejsce. Wzrok wszystkich zebranych przeniósł się na nas. Jedni chłopacy przybijali sobie piątki i cieszyli się z sukcesu. Nie wiem z czego się tak cieszyli. Mieli przesrane, jeśli to ja ich będę trenować. Pierwszy dzień to będzie sielanka, drugi to istny test wytrzymałości.
- Więc... - odezwał się przywódca zmiennych, wszystkie rozmowy ucichły - Odnieśliście sukces, ale ostatni raz toleruję taką niesubordynację! Clover będzie jedną z trenerek i mam nadzieję, że na koniec dnia po jej treningu nogi wam z dupy powychodzą. - spojrzał na mnie - Clover wybierzesz po dwóch uczniów z każdej z naszych grup.
Skinęłam głową i wszyscy ustawili się za swoimi trenerami. Poszłam na początek go grupy Paula.
Wskazałam dwóch chłopaków. Paul skinął głową. Jeden z nich miał dziecięcą buzię i blond włosy, drugi był jego zupełnym przeciwieństwem czarno zielone włosy, wygolone po jednej stronie. Ubrany był w czarne dżinsy i czarny T- shirt. Taki był plan. Z pierwszej drużyny wybrałam dwa przeciwieństwa. Obaj ustali z boku. Następną grupą był skład Roberta. Popatrzyłam na jedną blond dziewczynę. Miała jakieś czternaście lat i widziałam w jej oczach, że chciałaby stąd zwiać. Wskazałam na nią palcem. Zrobiła przestraszoną minę, a chłopak obok poklepał ją po ramieniu. On miał jakieś siedemnaście i wyglądali bardzo podobnie. Chciałabym go wziąć, ale będzie próbował bronić siostry, a ja ją zamierzałam wyszkolić. Nie będzie już tą szarą myszką, ale prawdziwą wojowniczką. Podeszła do mnie chwiejnym krokiem i rozeszły się szepty w jej byłej drużynie. Słyszałam tylko ,,Serio?", ,,No bez jaj", ,,Bierze ją?". Robert zgromił ich spojrzeniem. Szepty ucichły, a ja popatrzyłam by znaleźć drugie słabe ogniwo. I znalazłam chłopaka. Jakieś metr sześćdziesiąt wzrostu, czarne włosy do ramion. Stał za jakimś innym chłopakiem. Prawie go pominęłam. Popatrzyłam mu w oczy i skinęłam głową. Wyszedł z tłumu i podszedł do reszty mojej drużyny. Z drugiej drużyny wybrałam słabszych. Trzecia grupa - Shane'a. Popatrzyłam chwilkę na zgromadzonych, a potem na Shane. Wzruszył tylko ramionami, wiedząc o co mi chodzi. W jego grupie byli najlepsi z najlepszych i chyba nie chcieli rozstawać się z przywódcą.
- Szukasz najlepszych? - spytał rozbawiony. Gdy nie odpowiedziałam, dodał - Powodzenia.
Wiedziałam, że tutaj pozory mylą. Wypatrzyłam chłopaka, który próbował stłumić śmiech. Przechyliłam głowę na bok i uśmiechnęłam się złośliwie, a następnie dałam gest ręką by podszedł. I już mu do śmiechu nie było. Shane miał oczy szeroko otwarte i chciał już zaprotestować.
- Ty powiedziałeś, abym wybierała.
- Co ty kombinujesz? - spytał, a ja się roześmiałam i wybrałam drugiego chłopaka. Brązowe włosy, wyższy ode mnie o jakieś dwadzieścia centymetrów. Uśmiechnął się do mnie i podszedł do reszty z rękami w kieszeniach. Shane stał z taką miną jakby odebrano mu zabawkę.
- Życzyłeś jej powodzenia i proszę zabrała ci tych najlepszych - parsknął Paul śmiechem.
Z czwartej grupy jednego z nauczycieli wybrałam dwóch przeciętniaków. Umieją walczyć, ale nie są powalający. Z piątej (drugiego nauczyciela, muszę nauczyć się ich imion) dwie dziewczyny. Jedną, która preferowała styl na chłopaka. Krótkie włosy i bezpłciowe ubrania. I nie obchodziło jej zdanie innych na jej temat. Druga była czarnoskóra i wyglądała na pewną siebie. Uśmiechnięta podeszła do reszty. Teraz szósta grupa - Marka. Przyszła pora na tych podobnych. Pomyślałam, że chcę dwóch chłopców. Gdy nagle ujrzałam Luka. Patrzył na mnie, a ja podeszłam do niego. Jakie było zaskoczenie wszystkich, kiedy szepnął mi na ucho.
- Nie bierz Poppy, wiem co planujesz. Powiem jej wszystko. Myśli, że w twojej drużynie będzie wesoło i kolorowo, ale przypuszczam, że to nie jest twój plan?
Uśmiechnęłam się i odszepnęłam.
- Nie, ale niech pozory jej nie zmylą.
Podeszłam do Marka, który uniósł brwi ze zdziwienia. Usłyszałam cichy szept chłopaka "Wybierze go, bo się przyjaźnią". Zobaczył, że go usłyszałam i spuścił głowę. No, kochany sam tego chciałeś.
- Ty - wskazałam go palcem, jakież było jego zaskoczenie, ale bez słowa zaczął podchodzić do mojej ekipy, chwyciłam go za ramię i odwróciłam do grupy Marka. - Może wybierzesz? - wskazałam ręką na innych.
- Nie, chyba nie - szepnął zmieszany.
- Nalegam - popatrzyłam mu w oczy dając znak, że nie przyjmuję odmowy.
- Mike - szepnął.
- Mike! - krzyknęłam i tak jak myślałam, wyszedł chłopak podobny do niego.
- Jak się nazywasz? - spytałam, był pierwszym, którego o to zapytałam.
- Zack - odpowiedział pewniej.
- Uważaj, co mówisz Zack - dałam mu radę, a on speszył się po tej krytyce.
- Jasne - i obaj podeszli do mojego grona.
Skinęłam głową Markowi i podeszłam do grupy Williama. Patrzył na mnie ostrzegawczo, a ja tylko wzruszyłam ramionami. Wybrałam jedną dziewczynę i chłopaka. Wyglądali na zawziętych i upartych. Zadowoleni podeszli do mojej grupy. Poppy popatrzyła na mnie z nadzieją, ale ja pokręciłam głową. Został tylko Lucas.
- No nie powiem, że mnie zaskoczyłaś. Myślałem, że wybierzesz tylko tych najlepszych. A wybrałaś, bardzo odmienną grupę. Myślę, że cię nie doceniłem.
- Wybierz.
- Co?
- Chcę ci sprawić przyjemność. Wybierz dwóch.
Nie namyślał się nawet i krzyknął.
- Tomas, Anthony!
Ku mojemu zaskoczeniu wyszło dwóch wysportowanych chłopaków.
- I co tak bez zemsty? Dajesz mi dwóch dobrych chłopaków?
- Clover, nie jestem złośliwy.
- A gdzie haczyk?
- Nie ma. Wiem, że ta dwójka cię nie zabiję.
- Ok. Ja też cię nie doceniłam.
Podeszłam do mojej szesnastki uczniów. Shane odstąpił od swojej grupy i podszedł do nas.
- To jest wasza trenerka. Macie się do niej odnosić z szacunkiem. Jest też wybranką proroctwa, więc od razu mówię, że macie na nią uważać - przewróciłam oczami - bez niej, nie będzie mowy, o żadnym pokonaniu wroga. Wyraziłem się jasno?
- Tak - odpowiedzieli wszyscy.
- Dobrze. Powodzenia, Clover.
- Dzięki - patrzyłam jak odchodzi i powiedziałam do siebie - Czy ja jestem małym dzieckiem? - spojrzałam na moją grupę i uśmiechnęłam się.
- Dobra, wszyscy mówicie do mnie Clover, to jest pierwsza zasada.
- Nie mówimy do trenerów po imieniu... - zaczął chłopak, którego wybrałam na początku, ten blondynek.
- Clover, koniec i kropka. Jesteśmy drużyną. Po drugie. Jak już sami zauważyliście traktują mnie tutaj jak małe dziecko, nie jestem Bogiem i kilka siniaków mi nie zaszkodzi. Walczymy normalnie. Nie daję sobą pomiatać.
Spojrzałam na wszystkich po kolei.
- Dobra, a teraz chcę zobaczyć jak walczycie. Dobierzcie się w pary, tak jak was wybrałam z poprzednich zespołów.
- To nie były zespoły - szepnął Mike i zaczęli się ustawiać parami.
- Dlaczego? - spytałam, a on spojrzał na mnie zdziwiony. - Słuchajcie - popatrzyłam na nich wszystkich - Nikt nie walczy dobrze jeśli nie czuję się swobodnie. Indywidualne walki można sobie urządzić na ringu. Wiecie, razem można zdziałać więcej niż w pojedynkę. Chcę stworzyć drużynę. Mówcie to co chcecie, bo macie do tego pełne prawo.
- Walcząc z zori, nie będziemy drużyną, będziemy walczyć o wolność i swoje życie, każdy walczy na swój rachunek - powiedział chłopak z grupy Shane'a.
- Mylisz się! - krzyknęłam i podeszłam do niego - Przez takie myślenie się przegrywa! Drużyna sobie pomaga, kiedy ma czas na to w walce. Mało zdziałasz sam. Co? Pokonasz dwudziestu zori i nagle, ktoś wystrzeli pocisk, a ty co? Zginiesz. Drużyna działa na wspólny rachunek. Nie rozpada się szybko, bo łatwo wyeliminować jedno ogniwo, a kilka? O wiele trudniej. Dlatego się jednoczymy, bo w pojedynkę nikt nie da rady. To może ktoś mi powie, dlaczego grupy pozostałych to nie zespoły?
- Bo oni oczekują, że będziemy bezwzględni, najlepsi i niepokonani - wyrzuciła z siebie ciemnoskóra dziewczyna.
- Można takim być w zespole - dodał chłopiec metr sześćdziesiąt w kapeluszu.
- W takim razie ja nie nadaję się do zespołu. Możemy już zacząć ten trening? - spytał Tomas.
Patrzyliśmy sobie w oczy, aż je odwrócił. O, widzę solistę, a więc proszę.
- Dobrze, zaczynamy!
Walki się skończyły i wycieńczeni padli na ziemię. Widziałam, że wszystko ich bolało, ale to dopiero początek. Tomas zmęczył się walką i siedział ciężko oddychając. Jeden z chłopków grupy Shane'a walczył na całego, a drugi leżał na ziemi. Wszyscy byli wyczerpani.
- Beznadzieja - skomentowałam i rzucili mi zirytowane spojrzenia - No co tak leżycie? Wstawać!
Podnieśli się nie chętnie na nogi.
- Jesteście za wolni i zbyt przewidywalni, słabo idzie wam atak, a jak już atakujecie to schemat jest taki sam. Jednym słowem - jesteście nudni. Chodźcie - rzuciłam i poszliśmy w stronę obozu, a towarzyszyły nam zdziwione spojrzenia.
- Pobawimy się berka - powiedziałam, wszyscy patrzyli na mnie zszokowani.
- A co to jest? - spytała czternastolatka, ta szara myszka.
- Nazywasz się?
- Zoe - odparła niepewnie.
- Dobra, Zoe. A więc wy! - wskazałam na Tomasa, chłopaków z drużyny Shane'a, Mika, Zack'a, Antony'ego i ciemnoskórą dziewczynę. - Będziecie berkami.
Spojrzeli na mnie jak na wariatkę.
- Uciekamy - wyjaśniłam ogólnikowo - Oni będą nas gonili i muszą nas złapać. Jeśli ktoś zostanie złapany, to na glebę i czterdzieści pompek, następnie on zaczyna gonić, a osoba, która ją dotknęła ucieka. Nie ma chowania się, trzeba cały czas pozostać w ruchu. Popracujemy nad waszą szybkością.
- Chwila, ty też biegasz? - spytała dziewczynka z grupy Williama.
- Tak, będę pilnowała, czy przestrzegacie reguł - puściłam jej oczko. - Imię?
- Viola, a co to pompki? - spojrzałam na nią zdziwiona i padłam na ziemię.
- Podpierasz się tylko stopami i na rękach unosisz ciężar ciała czterdzieści razy - zademonstrowałam i wstałam bez najmniejszego wysiłku - No, już spróbujcie!
Usłyszałam tylko jęki i przekleństwa.
- A co to jest? - spytała czternastolatka, ta szara myszka.
- Nazywasz się?
- Zoe - odparła niepewnie.
- Dobra, Zoe. A więc wy! - wskazałam na Tomasa, chłopaków z drużyny Shane'a, Mika, Zack'a, Antony'ego i ciemnoskórą dziewczynę. - Będziecie berkami.
Spojrzeli na mnie jak na wariatkę.
- Uciekamy - wyjaśniłam ogólnikowo - Oni będą nas gonili i muszą nas złapać. Jeśli ktoś zostanie złapany, to na glebę i czterdzieści pompek, następnie on zaczyna gonić, a osoba, która ją dotknęła ucieka. Nie ma chowania się, trzeba cały czas pozostać w ruchu. Popracujemy nad waszą szybkością.
- Chwila, ty też biegasz? - spytała dziewczynka z grupy Williama.
- Tak, będę pilnowała, czy przestrzegacie reguł - puściłam jej oczko. - Imię?
- Viola, a co to pompki? - spojrzałam na nią zdziwiona i padłam na ziemię.
- Podpierasz się tylko stopami i na rękach unosisz ciężar ciała czterdzieści razy - zademonstrowałam i wstałam bez najmniejszego wysiłku - No, już spróbujcie!
Usłyszałam tylko jęki i przekleństwa.
- Już! - wstali zmachani - Nie takie łatwe, co? - uśmiechnęłam się.
- Nie! - usłyszałam pełne oburzenia głosy.
- Teraz zastanowicie się dwa razy, czy lepiej jest biec, czy dać się złapać. Dobra macie dwadzieścia sekund przewagi, uciekający. Start! - wrzasnęłam i zaczęli biec.
- Trzy, dwa, jeden. Start! - i zaczęła się zabawa.
Viola uciekała przed Tomasem i zaczęła się śmiać, on to wykorzystał i złapał uśmiechając się pod nosem.
- Czterdzieści pompek, a ty uciekaj! - zarządziłam. Dziewczyna na ziemi robiła pompki, a ja je liczyłam.
- Teraz ty gonisz - powiedziałam Violi, która pobiegła w przeciwną stronę do mnie. Zobaczyłam ciemnoskórą, goniącą przez wszystkie uliczki metr sześćdziesiąt. Biegłam obok niej.
- Dawaj! - krasnoludek uciekł, a dziewczyna chichotała opierając ręce na kolanach.
- Imię.
- Lexi.
- Lexi, goń tego krasnala.Tu nie ma czasu na odpoczynek!
Rzuciła się biegiem przed siebie, wciąż się śmiejąc. Kolejny cel to chłopak z drużyny Shane'a ten z tym chamskim uśmieszkiem, uciekający przed Mikiem.
- Imię? - krzyknęłam.
- Dean.
- Szybciej! Depcze ci po piętach!
I Mike dotknął ramienia Deana.
- Cholera - zaklął.
- Na glebę, a ty spieprzaj! - Mike odbiegł, a ja patrzyłam na robiącego z wysiłkiem pompki Deana. - Wstawaj, a teraz kogoś złap - zasalutował żartobliwie i ruszył biegiem.
Po dwóch godzinach krzyknęłam na całe gardło.
- Wszyscy na plac główny!
Pobiegłam tam i zobaczyłam sapiących, śmiejących się i radosnych członków mojej ekipy. Byli zmęczeni.
- No nieźle. Teraz czas ogłosić zwycięzce.
Wszyscy z uśmiechami po zabawie wstali i patrzyli na mnie. Podeszłam do krasnoludka i uniosłam jego rękę w górę.
- Uczcie się ślimaki od mistrza! Imię?
- Victor.
- Gratuluję, Victor. Wracamy na polanę! - zarządziłam i ruszyliśmy truchtem na polanę. Gdy się na niej znaleźliśmy, wszyscy patrzyli na nas. Roześmiani i wykończeni padli znowu na ziemie.
- Coś ty im zrobiła? - spytał Shane i wraz z innymi trenerami patrzyli na tarzających się roześmianych członków mojej grupy.
- Endorfiny. Hormony szczęścia wywołane nie małym wysiłkiem fizycznym.
- Powiesz nam czym się tak zmęczyli - dociekał Robert.
- Nie, mam swoje metody szkoleniowe i ich wam nie zdradzę. No już ustawcie się w szeregu! - krzyknęłam i dobiegłam do nich, patrząc z dumą jak ustawiają się w szeregu. - Ok, to teraz trochę techniki walki. Dobrać się w pary.
Przez kolejne bite pięć godziny uczyłam ich technicznych sposobów walki wręcz. Podstawą było robienie nie przewidywalnych ruchów. Podeszłam, więc do Anthony'ego i Lexi.
- Anthony...
- Thony - wtrącił się.
- Thony, spróbuj ze mną. - kilka minut powalałam go na ziemię.
- Przestań walczyć jak ciota! Podejdź tu i daj z siebie wszystko. - Ustawiłam się i czekałam, aż zrobi ruch prawą nogą, ale ten mnie zaskoczył i postawił lewą, następnie uderzył mnie w bok i rzucił na ziemie.
- I o to chodzi! - podniosłam się i poklepałam go po ramieniu. - Lexi, cały czas atakujesz od lewej nogi i prawą ręką, następnie robisz obrót na prawej i znów atakujesz prawą. Zaskocz go! Uchyl się przed ciosem, zacznij zadawać je dwoma rękoma, a następnie zrób dwa obroty z lewej. Zamieszaj mu w głowie.
Podchodziłam do każdego dawałam rady, ustawiałam do ataku i pokazywałam nowe ruchy. Świetnie im szło. Na koniec zaplanowałam ćwiczenie zespołowe.
- Dobra podejdźcie tu. - gdy zebrali się wokół mnie zaczęłam mówić - Idzie wam coraz lepiej, ale co to za ćwiczenia bez zastosowania w praktyce? - zdziwili się - Posłuchajcie, na polu bitwy będą się liczyły dwie rzeczy. Atak z zaskoczenia, którego uczyliśmy się przed chwilą. Kreatywności, lecz druga rzecz jest trudniejsza. Na polu bitwy nie będzie liczyła się technika, tylko zdolność logicznego myślenia. Wszystko musicie przemyśleć, każdy ruch przeciwnika. Musicie umieć wykorzystać każdy jego błąd. Obmyślić plan w sekundę. Na koniec zaplanowałam ćwiczenie w grupach. Ty! - pokazałam dziewczynę z krótkimi włosami, obciętymi na chłopaka. - Imię?
- Jane.
- Jane, będziesz kapitanem pierwszej drużyny. A tak na marginesie, jak nazywał się twój były trener?
- Lewis.
- Drugim kapitanem będziesz ty, pod tytułem? - zapytałam tego bruneta z grupy Shane'a.
- Kevin.
- A pozostałe dwie kapitanki to Viola i Zoe. Okej, wybierajcie. Zaczyna Zoe.
A więc, podzielili się następująco:
Drużyna Jane: Mike, Lexi i Zack.
Drużyna Kevina: Victor, Thony, chłopak od Willa - Cody.
Drużyna Zoe: Dean, blondynek od Paula - Fred i jednego z tych przeciętniaków, jak się dowiedziałam od Darrena, nazywał się Gin.
Drużyna Violi: Sean - drugi przeciętniak, Tomas, Pierce - od Paula.
- Gdy mnie nie będzie macie stworzyć plan.
- Jaki plan? - zapytał zadziwiony Fred.
- Tego wam nie powiem, macie wziąć pod uwagę wszystkie opcje. Praca w zespole może okazać się waszym zwycięstwem. Wygrani jutro przychodzą na trening o siódmej. Przegrani natomiast o piątej, w czasie, gdy inni będą robić pompki na czas i będą biegać po lesie, wygrani sobie pośpią.
Usłyszałam pomruki zadowolenia i widziałam jak wszyscy się motywują i siadają w czterech grupach, uzgadniając plany. Ja ruszyłam sprintem do głównych kwater obozu, gdy na mojej drodze stanęli znowu trenerzy.
- Śledzicie mnie? - spytałam.
- Nie, tylko cię obserwujemy - odparł rozradowany Lucas - Gdybym wiedział, że twoje treningi mają tak wyglądać, to od razu bym się zgodził, żebyś była trenerką!
- Czemu oni siedzą i gadają ze sobą, zamiast walczyć? - spytał Darren.
- Podzieliłam ich na drużyny.
- Po co? - spytał Paul.
- Bo zastosujemy technikę w plenerze.
- Clover, oni mają nauczyć się walczyć...
- Nie, to wy uczycie ich walczyć. W bitwie zrozumcie, że nie przyda wam się technika. Przyda się spryt i obmyślenie kolejnych ruchów, trzeba umieć wykorzystać siłę przeciwnika. Trzeba myśleć, a nie posługiwać się tylko siłą fizyczną.
- Dobrze, chciałem cię tylko uprzedzić, że robimy tu sobie małe zawody. Grupa, przeciwko grupie. Próbujemy wyłonić najlepszego trenera. Tobie damy fory, bo zaczęłaś później...
- Nie trzeba, poradzę sobie, a teraz lecę.
Wyminęłam ich i rzuciłam się biegiem na plac główny.
Po dziesięciu minutach wróciłam z workiem pełnym ubrań. Gdy tylko przyszłam wszyscy wstali i ustawili się w kole.
- Co jest w tym worku? - spytała Lexi.
- Otwórzcie i zobaczcie - odpowiedziałam i Kevin zaczął rozwijać wór. Wyrzucił zawartość na ziemię. Ujrzeli szesnaście koszulek w żółtym, niebieskim, zielonym i czerwonym kolorze.
- Każda drużyna wybiera sobie kolor i każdy zakłada koszulkę. - Zoe dla swojej wybrała czerwone, Kevin - niebieskie, Jane - zielone, a Viola - żółte. Gdy założyli koszulki podałam im farby w kolorach tych samych, co koszulki.
- Zasady są proste, macie cały obóz jako pole manewru. - rozdałam każdemu po jednej tubce farby koloru, takiego samego, co koszulki. - Pamiętajcie, że jesteście drużyną i nikt nie działa solo. Musicie naznaczać swoim kolorem farby każdą osobę z przeciwnej drużyny, ale żeby ją naznaczyć, musicie wygrać z nią, stoczyć pojedynek. Osoba, która powali drugą na ziemie, może ją wymazać farbą, gdzie chce. Wygrywa ta drużyna, która naznaczy swoim kolorem więcej osób.
- Czyli nie mogę podbiec tak po prostu do Kevina i wymazać go zieloną farbą? - spytał z nadzieją Mike, a Kevin rzucił mu wściekłe spojrzenie.
- Tylko pod warunkiem że z nim wygrasz. Pamiętajcie, o co walczycie! O zachodzie słońca spotykamy się w tym miejscu. Start! - ruszyli biegiem, a ja patrzyłam jak wszyscy spoglądają na moją ekipę pędzącą, ile sił w nogach do... no właśnie, wszędzie. Ruszyłam marszem, aby obserwować rozwój tego zadania.
- Szybko biegają - szepnął ktoś.
- Mam dość, wszystko mnie boli - narzekał ktoś inny.
Spojrzałam na grupkę osób siedzącą na trawie. Byli poobijani, zmęczeni i zdołowani. Odwróciłam wzrok na innych, którzy walczyli i robili to chyba przez cały dzień.
- Trenerze - zwróciła się dziewczyna do Williama obok, którego stałam - Jesteśmy zmęczeni, może odłożymy walkę na później i porobimy coś innego?
- A co chcecie robić?
- Widział trener, drużynę nowej trenerki, cały dzień robili coś innego...
- Clover! - krzyknął William.
- Słucham? - podeszłam do niego i uśmiechnęłam się do dziewczyny, która odwzajemniła uśmiech. Podeszła do nas cała grupa Williama.
- Powiedz, co robiłaś przez cały dzień?
- Ja?
- Tak, ty i twoja grupa.
- Mała korekta, to nie moja grupa, tylko mój zespół. Jak już mówiłam, nic specjalnego.
- Proszę opowiedz.
- Bawiliśmy się w berka.
- Żartujesz sobie ze mnie? - spytał z rozbawieniem.
- Nie, przerobiłam trochę zasady. wytyczyłam pięć osób, które goniły resztę. Nikt nie mógł się zatrzymywać. Osoba dotknięta przez berka robiła czterdzieści pompek po czym sama stawała się goniącym. Nieustanny bieg przez równe dwie godziny. - milczał.
- Za dużo walczą, Will. Wykaż trochę kreatywności, zmień zasady. Pomyśl, co się przyda na bitwie.
- Na pewno nie gonitwy - parsknął.
- Nie, ćwiczyliśmy szybkość. Może sam powinieneś spróbować. Powodzenia - rzuciłam do jego zespołu, który patrzył z zazdrością na mnie. - Idę sprawdzić, czy budynki, nie odniosły jakichś szkód.
- Będziecie niszczyć domki? - spytała dziewczyna.
- Nie, kochana. Dałam im do rąk farbę i pozwolenie na wysmarowanie nią drugiej osoby. Możliwe, że ucierpią jeszcze budynki.
- A to co znowu za pomysł? - spytał mój współlokator.
- Może później ci to wyjaśnię - i pobiegłam do swojej bandy.
- Dobrze, a więc podliczmy punkty - odezwałam się. Moi uczniowie stali w szeregu, cali w farbie, powiedziałam, że jak ktoś się do mnie zbliży jutro robi dwadzieścia kółek wokół obozu. Inne drużyny zaczęły się rozchodzić, ale odeszło niewielu. Praktycznie wszyscy inni patrzyli na nas z zazdrością.
- 9 punktów dla drużyny Zoe. 8 dla drużyny Jane. 10 dla drużyny Violi - usłyszałam okrzyki radości i chwila ciszy - Ale drużyna Kevina zdobyła... 12 punktów i tym samym wygrywa!
Usłyszałam okrzyki zwycięstwa i ku mojemu zaskoczeniu pozostałe drużyny, zaczęły gratulować wygranym. Byłam tak dumna i jeszcze wszyscy to widzieli!
- Kevin, Victor, Cody i Thony jutro widzimy się o siódmej rano w tym miejscu. Natomiast resztę widzę o godzinie piątej tutaj. Radzę się ubrać wygodnie, bo wam nie podaruję. - uśmiechnęłam się.
Usłyszałam jęki.
- Jasne, tylko jest mały problem... - zaczął Dean.
- Naprawdę? Zamieniam się w słuch.
- Bo, tak się składa, że... - wszyscy z uśmiechami na ustach zbliżyli się do mnie o krok chciałam się o krok odsunąć, ale za mną stał Kevin i uśmiechał się - Chcemy podziękować. - i zgodnym ruchem reszta farbek, które im dałam wylądowała na mnie. Wszyscy zaczęli się śmiać i ja też nie mogłam się opanować.
- Wiedziałam, że złym pomysłem jest dawać wam farbę - dodałam - Ładne podziękowania, tak na kolorowo, a teraz zejdźcie mi z oczu, bo każe wam przyjść na trening o czwartej rano i będę bezlitosna!
- Tak na serio, to dziękujemy - powiedziała Viola - Bo postanowiliśmy, że chcemy stworzyć zespół, współpracować i jesteśmy wykończeni.
- Miło mi to słyszeć, to znaczy tą końcówkę, że jesteście wykończeni, ale dziękuję i jestem z was dumna. Poczyniliście dużo postępów. Rano mówiłam, że jesteście beznadziejni, teraz jesteście nieźli, a jutro będziecie dobrzy. Zmyjcie to z siebie i się wyśpijcie, bo jutro długi dzień.
Odeszli. Ja z siebie, też byłam dumna, odwróciłam się i patrzyłam w oczy przyglądającej się tej scenie, młodzieży. Ruszyłam przed siebie do domu i czułam satysfakcję. Weszłam pod prysznic i zmyłam z siebie farbę, następnie ruszyłam w piżamie do łóżka, od razu zasnęłam.
- Dawaj! - krasnoludek uciekł, a dziewczyna chichotała opierając ręce na kolanach.
- Imię.
- Lexi.
- Lexi, goń tego krasnala.Tu nie ma czasu na odpoczynek!
Rzuciła się biegiem przed siebie, wciąż się śmiejąc. Kolejny cel to chłopak z drużyny Shane'a ten z tym chamskim uśmieszkiem, uciekający przed Mikiem.
- Imię? - krzyknęłam.
- Dean.
- Szybciej! Depcze ci po piętach!
I Mike dotknął ramienia Deana.
- Cholera - zaklął.
- Na glebę, a ty spieprzaj! - Mike odbiegł, a ja patrzyłam na robiącego z wysiłkiem pompki Deana. - Wstawaj, a teraz kogoś złap - zasalutował żartobliwie i ruszył biegiem.
Po dwóch godzinach krzyknęłam na całe gardło.
- Wszyscy na plac główny!
Pobiegłam tam i zobaczyłam sapiących, śmiejących się i radosnych członków mojej ekipy. Byli zmęczeni.
- No nieźle. Teraz czas ogłosić zwycięzce.
Wszyscy z uśmiechami po zabawie wstali i patrzyli na mnie. Podeszłam do krasnoludka i uniosłam jego rękę w górę.
- Uczcie się ślimaki od mistrza! Imię?
- Victor.
- Gratuluję, Victor. Wracamy na polanę! - zarządziłam i ruszyliśmy truchtem na polanę. Gdy się na niej znaleźliśmy, wszyscy patrzyli na nas. Roześmiani i wykończeni padli znowu na ziemie.
- Coś ty im zrobiła? - spytał Shane i wraz z innymi trenerami patrzyli na tarzających się roześmianych członków mojej grupy.
- Endorfiny. Hormony szczęścia wywołane nie małym wysiłkiem fizycznym.
- Powiesz nam czym się tak zmęczyli - dociekał Robert.
- Nie, mam swoje metody szkoleniowe i ich wam nie zdradzę. No już ustawcie się w szeregu! - krzyknęłam i dobiegłam do nich, patrząc z dumą jak ustawiają się w szeregu. - Ok, to teraz trochę techniki walki. Dobrać się w pary.
Przez kolejne bite pięć godziny uczyłam ich technicznych sposobów walki wręcz. Podstawą było robienie nie przewidywalnych ruchów. Podeszłam, więc do Anthony'ego i Lexi.
- Anthony...
- Thony - wtrącił się.
- Thony, spróbuj ze mną. - kilka minut powalałam go na ziemię.
- Przestań walczyć jak ciota! Podejdź tu i daj z siebie wszystko. - Ustawiłam się i czekałam, aż zrobi ruch prawą nogą, ale ten mnie zaskoczył i postawił lewą, następnie uderzył mnie w bok i rzucił na ziemie.
- I o to chodzi! - podniosłam się i poklepałam go po ramieniu. - Lexi, cały czas atakujesz od lewej nogi i prawą ręką, następnie robisz obrót na prawej i znów atakujesz prawą. Zaskocz go! Uchyl się przed ciosem, zacznij zadawać je dwoma rękoma, a następnie zrób dwa obroty z lewej. Zamieszaj mu w głowie.
Podchodziłam do każdego dawałam rady, ustawiałam do ataku i pokazywałam nowe ruchy. Świetnie im szło. Na koniec zaplanowałam ćwiczenie zespołowe.
- Dobra podejdźcie tu. - gdy zebrali się wokół mnie zaczęłam mówić - Idzie wam coraz lepiej, ale co to za ćwiczenia bez zastosowania w praktyce? - zdziwili się - Posłuchajcie, na polu bitwy będą się liczyły dwie rzeczy. Atak z zaskoczenia, którego uczyliśmy się przed chwilą. Kreatywności, lecz druga rzecz jest trudniejsza. Na polu bitwy nie będzie liczyła się technika, tylko zdolność logicznego myślenia. Wszystko musicie przemyśleć, każdy ruch przeciwnika. Musicie umieć wykorzystać każdy jego błąd. Obmyślić plan w sekundę. Na koniec zaplanowałam ćwiczenie w grupach. Ty! - pokazałam dziewczynę z krótkimi włosami, obciętymi na chłopaka. - Imię?
- Jane.
- Jane, będziesz kapitanem pierwszej drużyny. A tak na marginesie, jak nazywał się twój były trener?
- Lewis.
- Drugim kapitanem będziesz ty, pod tytułem? - zapytałam tego bruneta z grupy Shane'a.
- Kevin.
- A pozostałe dwie kapitanki to Viola i Zoe. Okej, wybierajcie. Zaczyna Zoe.
A więc, podzielili się następująco:
Drużyna Jane: Mike, Lexi i Zack.
Drużyna Kevina: Victor, Thony, chłopak od Willa - Cody.
Drużyna Zoe: Dean, blondynek od Paula - Fred i jednego z tych przeciętniaków, jak się dowiedziałam od Darrena, nazywał się Gin.
Drużyna Violi: Sean - drugi przeciętniak, Tomas, Pierce - od Paula.
- Gdy mnie nie będzie macie stworzyć plan.
- Jaki plan? - zapytał zadziwiony Fred.
- Tego wam nie powiem, macie wziąć pod uwagę wszystkie opcje. Praca w zespole może okazać się waszym zwycięstwem. Wygrani jutro przychodzą na trening o siódmej. Przegrani natomiast o piątej, w czasie, gdy inni będą robić pompki na czas i będą biegać po lesie, wygrani sobie pośpią.
Usłyszałam pomruki zadowolenia i widziałam jak wszyscy się motywują i siadają w czterech grupach, uzgadniając plany. Ja ruszyłam sprintem do głównych kwater obozu, gdy na mojej drodze stanęli znowu trenerzy.
- Śledzicie mnie? - spytałam.
- Nie, tylko cię obserwujemy - odparł rozradowany Lucas - Gdybym wiedział, że twoje treningi mają tak wyglądać, to od razu bym się zgodził, żebyś była trenerką!
- Czemu oni siedzą i gadają ze sobą, zamiast walczyć? - spytał Darren.
- Podzieliłam ich na drużyny.
- Po co? - spytał Paul.
- Bo zastosujemy technikę w plenerze.
- Clover, oni mają nauczyć się walczyć...
- Nie, to wy uczycie ich walczyć. W bitwie zrozumcie, że nie przyda wam się technika. Przyda się spryt i obmyślenie kolejnych ruchów, trzeba umieć wykorzystać siłę przeciwnika. Trzeba myśleć, a nie posługiwać się tylko siłą fizyczną.
- Dobrze, chciałem cię tylko uprzedzić, że robimy tu sobie małe zawody. Grupa, przeciwko grupie. Próbujemy wyłonić najlepszego trenera. Tobie damy fory, bo zaczęłaś później...
- Nie trzeba, poradzę sobie, a teraz lecę.
Wyminęłam ich i rzuciłam się biegiem na plac główny.
Po dziesięciu minutach wróciłam z workiem pełnym ubrań. Gdy tylko przyszłam wszyscy wstali i ustawili się w kole.
- Co jest w tym worku? - spytała Lexi.
- Otwórzcie i zobaczcie - odpowiedziałam i Kevin zaczął rozwijać wór. Wyrzucił zawartość na ziemię. Ujrzeli szesnaście koszulek w żółtym, niebieskim, zielonym i czerwonym kolorze.
- Każda drużyna wybiera sobie kolor i każdy zakłada koszulkę. - Zoe dla swojej wybrała czerwone, Kevin - niebieskie, Jane - zielone, a Viola - żółte. Gdy założyli koszulki podałam im farby w kolorach tych samych, co koszulki.
- Zasady są proste, macie cały obóz jako pole manewru. - rozdałam każdemu po jednej tubce farby koloru, takiego samego, co koszulki. - Pamiętajcie, że jesteście drużyną i nikt nie działa solo. Musicie naznaczać swoim kolorem farby każdą osobę z przeciwnej drużyny, ale żeby ją naznaczyć, musicie wygrać z nią, stoczyć pojedynek. Osoba, która powali drugą na ziemie, może ją wymazać farbą, gdzie chce. Wygrywa ta drużyna, która naznaczy swoim kolorem więcej osób.
- Czyli nie mogę podbiec tak po prostu do Kevina i wymazać go zieloną farbą? - spytał z nadzieją Mike, a Kevin rzucił mu wściekłe spojrzenie.
- Tylko pod warunkiem że z nim wygrasz. Pamiętajcie, o co walczycie! O zachodzie słońca spotykamy się w tym miejscu. Start! - ruszyli biegiem, a ja patrzyłam jak wszyscy spoglądają na moją ekipę pędzącą, ile sił w nogach do... no właśnie, wszędzie. Ruszyłam marszem, aby obserwować rozwój tego zadania.
- Szybko biegają - szepnął ktoś.
- Mam dość, wszystko mnie boli - narzekał ktoś inny.
Spojrzałam na grupkę osób siedzącą na trawie. Byli poobijani, zmęczeni i zdołowani. Odwróciłam wzrok na innych, którzy walczyli i robili to chyba przez cały dzień.
- Trenerze - zwróciła się dziewczyna do Williama obok, którego stałam - Jesteśmy zmęczeni, może odłożymy walkę na później i porobimy coś innego?
- A co chcecie robić?
- Widział trener, drużynę nowej trenerki, cały dzień robili coś innego...
- Clover! - krzyknął William.
- Słucham? - podeszłam do niego i uśmiechnęłam się do dziewczyny, która odwzajemniła uśmiech. Podeszła do nas cała grupa Williama.
- Powiedz, co robiłaś przez cały dzień?
- Ja?
- Tak, ty i twoja grupa.
- Mała korekta, to nie moja grupa, tylko mój zespół. Jak już mówiłam, nic specjalnego.
- Proszę opowiedz.
- Bawiliśmy się w berka.
- Żartujesz sobie ze mnie? - spytał z rozbawieniem.
- Nie, przerobiłam trochę zasady. wytyczyłam pięć osób, które goniły resztę. Nikt nie mógł się zatrzymywać. Osoba dotknięta przez berka robiła czterdzieści pompek po czym sama stawała się goniącym. Nieustanny bieg przez równe dwie godziny. - milczał.
- Za dużo walczą, Will. Wykaż trochę kreatywności, zmień zasady. Pomyśl, co się przyda na bitwie.
- Na pewno nie gonitwy - parsknął.
- Nie, ćwiczyliśmy szybkość. Może sam powinieneś spróbować. Powodzenia - rzuciłam do jego zespołu, który patrzył z zazdrością na mnie. - Idę sprawdzić, czy budynki, nie odniosły jakichś szkód.
- Będziecie niszczyć domki? - spytała dziewczyna.
- Nie, kochana. Dałam im do rąk farbę i pozwolenie na wysmarowanie nią drugiej osoby. Możliwe, że ucierpią jeszcze budynki.
- A to co znowu za pomysł? - spytał mój współlokator.
- Może później ci to wyjaśnię - i pobiegłam do swojej bandy.
- Dobrze, a więc podliczmy punkty - odezwałam się. Moi uczniowie stali w szeregu, cali w farbie, powiedziałam, że jak ktoś się do mnie zbliży jutro robi dwadzieścia kółek wokół obozu. Inne drużyny zaczęły się rozchodzić, ale odeszło niewielu. Praktycznie wszyscy inni patrzyli na nas z zazdrością.
- 9 punktów dla drużyny Zoe. 8 dla drużyny Jane. 10 dla drużyny Violi - usłyszałam okrzyki radości i chwila ciszy - Ale drużyna Kevina zdobyła... 12 punktów i tym samym wygrywa!
Usłyszałam okrzyki zwycięstwa i ku mojemu zaskoczeniu pozostałe drużyny, zaczęły gratulować wygranym. Byłam tak dumna i jeszcze wszyscy to widzieli!
- Kevin, Victor, Cody i Thony jutro widzimy się o siódmej rano w tym miejscu. Natomiast resztę widzę o godzinie piątej tutaj. Radzę się ubrać wygodnie, bo wam nie podaruję. - uśmiechnęłam się.
Usłyszałam jęki.
- Jasne, tylko jest mały problem... - zaczął Dean.
- Naprawdę? Zamieniam się w słuch.
- Bo, tak się składa, że... - wszyscy z uśmiechami na ustach zbliżyli się do mnie o krok chciałam się o krok odsunąć, ale za mną stał Kevin i uśmiechał się - Chcemy podziękować. - i zgodnym ruchem reszta farbek, które im dałam wylądowała na mnie. Wszyscy zaczęli się śmiać i ja też nie mogłam się opanować.
- Wiedziałam, że złym pomysłem jest dawać wam farbę - dodałam - Ładne podziękowania, tak na kolorowo, a teraz zejdźcie mi z oczu, bo każe wam przyjść na trening o czwartej rano i będę bezlitosna!
- Tak na serio, to dziękujemy - powiedziała Viola - Bo postanowiliśmy, że chcemy stworzyć zespół, współpracować i jesteśmy wykończeni.
- Miło mi to słyszeć, to znaczy tą końcówkę, że jesteście wykończeni, ale dziękuję i jestem z was dumna. Poczyniliście dużo postępów. Rano mówiłam, że jesteście beznadziejni, teraz jesteście nieźli, a jutro będziecie dobrzy. Zmyjcie to z siebie i się wyśpijcie, bo jutro długi dzień.
Odeszli. Ja z siebie, też byłam dumna, odwróciłam się i patrzyłam w oczy przyglądającej się tej scenie, młodzieży. Ruszyłam przed siebie do domu i czułam satysfakcję. Weszłam pod prysznic i zmyłam z siebie farbę, następnie ruszyłam w piżamie do łóżka, od razu zasnęłam.
Witam! Dawno mnie nie było, bo aż z dwa tygodnie. Sorry ale nie miałem internetu!
OdpowiedzUsuńsame
UsuńPisze sie 'sory' po polsku
UsuńAle ja pisze po angielsku, i co? I łyso.
Usuńte kupa niall'a, co znaczy same?
Usuńsame - też, tak samo
UsuńZayn naJlepszy
UsuńNIE BO LUIS
UsuńWow, a ja myslałem, że teraz to wszystkie za Herim.
UsuńMylisz sie skarbie.. wszyscy sie mylicie! Zayn nie jest już w ONEDIRECTION tak wgl -.-
UsuńHeri? haha Co, ty do niego masz? Nie to żebym go lubiła, ale codziennie słyszę jak o 1D nadaje moja koleżanka z ławki. W ogóle nie słucham tych wszystkich boysbandów. :D
UsuńŁączę się w bólu Ashley! U mnie w klasie są takie dwie niunie, co tylko Łan Di im w głowie haha, no masakra... a najgorsze jest to, że siedzą w ławce przede mną i trajkoczą całe lekcje: "Heri jest najlepszy, Heri ma nowy tatuaż, Heri ma dziś idealną fryzurę" i normalnie kiedyś nie wrobię! Dziś o mało co się nie pobiły o to, która z nich ma być jego dziewczyną ale przyszła taka trzecia i im uświadomiła, że ich idol to ma już damę serca, więc zaczęły planować jak ją uśmiercić... lepiej nie wiedzieć jakie miały pomysły ;)
UsuńWspółczuję! JAk moja zaczyna nadawać to uciekam od niej. Ostatnio miała fazę na koreański boysband! Foxes ja wiem o nich wszystko! Nadawała całymi lekcjami o koreanach! Ale, spokojnie po kilku miesiącach im się znudzi, lecz niestety znajdą kogoś nowego. ;)
UsuńSkąd ja to znam? U mnie też w szkole do niedawna koreany całym życiem! Teraz już im się piosenki osłuchały i wpadły w 1D. Tracę nadzieję na to, że kiedyś wyzdrowieją z tych ich obsesji! Ja to nigdy nie ogarniałem tych boysbangów z azji ale teraz jak jest Heri, Najal, Lujis, Zajan i Lijam to trochę kumam bo siostra też czasami co wspomni o nich (ona to tylko by na tym twitterze i fejsbuku siedziała całe boże życie).
UsuńMoim też się piosenki osłuchały, a do niedawna takie fanki, ożenię się z tym i z tym. W telefonach tysiąc zdjęć. Dosłownie tysiąc! Tylko, że teraz im się znudziło i tak jak mówisz na 1D się przerzuciły. Ale ja tego nie nie rozumiem, bo oni grają już tyle lat, i co teraz One Direction jest takie znowu znane, kiedy Zyne odszedł? Od czasu do czasu ściągnę sobie jakąś ich piosenkę, ale tylko wtedy kiedy idę pojeździć na rowerze jej słucham. Omg! Ja wchodzę na fejsa raz na miesiąc. haha Teraz zdaję sobie sprawę, że w porównani do wszystkich jestem strasznie inna.
UsuńDokładnie!! Teraz podobno mają lepsze piosenki, od kiedy Zayn odszedł (tak mówią). Osobiście, to niektóre songi też mi się podobają ale ja tam nawet do niedawna nie rozpoznawałem kto jest kto. Fejsbuka eksploatuję tylko w nagłych wypadkach, kiedy jakieś informację potrzebuję z grupy szkolnej/klasowej, bądź jak ktoś coś napiszę. W te urodziny, posty, zdjęcia, konwersacje itp. to ja się nie mieszam. No jesteś podobna do mnie, więc obydwoje jesteśmy inni :D
UsuńHej Foxes :) Pogadamy gdzieś na osobności razem? ;) Spoko jesteś ♥
UsuńJA tych wszystkich koreańczyków nie rozpoznawałam! Toć z tego czego się nasłuchałam to oni farbują włosy raz na tydzień! I jak później wiedzieć, który jest który? A mordkę każdy ma taką samą! Dzięki Bogu, że ten okres mamy za sobą. Więc nie tylko ja nie siedzę non stop na fejsie? Czyli oboje nie rozumiemy tej dzisiejszej mody na fejsy i twittery? Normalnie, nasza oryginalność przerosła system haha :D
UsuńAha a mi nie odpiszesz Foxes
UsuńToć weź kobito, jak tu rozpoznać czy to Jimin, czy to Suga, czy jeszcze kto inny! Podziwiam je za to w pewnym sensie ale nigdy nie rozumiem dlaczego tak szalały na ich punkcie. Ja nie wiem co można robić całymi dniami na fb.. jestem zwolennikiem świeżego powietrza i sportu haha. Ludzie tacy jak my powinni budować ten system!
UsuńNie zauważyłem ciebie Amelio. Masz jakąś konkretną sprawę do mojej osoby?
UsuńJuż nic... pisz sobie z autorkeczką, a mnie ignoruj..
UsuńZazdrosna czy jak? :D
UsuńChyba, tak. Wyluzuj dziewczyno, nikt cię nie ignoruje, tylko cię nie zauważył.
UsuńJezu to przez ciebie bo się wtryniasz niepotrzebnie
UsuńNie chciałem być częścią kłótni.. Ashley ma rację tak poza tym, no ale jaką masz do mnie sprawę Amelio, skończmy to w końcu.
UsuńMiałam pytanie jaki kolor włosów lubisz najbardziej u dziewczyn?>
UsuńCzy to ma jakieś znaczenie? Każdy kolor ładny, najlepiej jeśli mają naturalne, choć teraz jest moda na farbowane.
UsuńAha okej, a jaki wzrost
Usuń2,3 metra, szerokość w biodrach 0,7 metra i pępek wgnieciony na 5 mm... a tak serio to do czego dążysz?
UsuńTak po prostu.. chce wiedzieć jaki masz gust bo pragnę się zaprzyjażnić :) z tobą
UsuńW jakim wieku dziwczyny lubisz?
UsuńCzy to jakaś ankieta?! Ile ty masz lat dziecko?
UsuńMam 16 lat więc ile ty masz?
Usuń15 i skończ już.
UsuńHAHA okej, skąd jesteś i jakiw imię?
UsuńHeri z 1D
UsuńDobrze :D
UsuńNo co :D pokochają mnie wszystkie haha.
UsuńTak serio to ci nie powiem, chyba że ty pierwsza.
Warszawa, Amelka :* a ty?
UsuńOkolice Warszawy, Foxes.
UsuńBożena, USA. Miło poznać. CZY TO PORTAL RANDKUJEMY.PL?
UsuńHahahaha Mery! Jak dobrze, że zawsze uratujesz umiesz uratować z opresji tym twoim humorem :D
UsuńKolejna się wtrynia ughhh... musicie zawsze mi go zabierać??
UsuńTak!! Rozgryzłaś nas hahha :D
UsuńW poprzednim odcinku: Amelia zawiązała znajomość z Foxesem. Niestety po chwili dwie adminki Mery i Ashley przeszkodziły jej w romansie. Foxes wydaje się być sfrustrowany przygniatającą go sytuacją. Amelia musi dostać się do serca wybranka omijając Ashley i Mery, które nie dają jej spokoju. Oto co przegapiliście w sekcji komentarzy w Czasie Proroctwa.
UsuńNie. śmieszne. Foxes zacznijmy nowy ciąg komentarzy plis
UsuńJezuu ale to jest genialne! BEST ROZDZIAL EVER
OdpowiedzUsuńZabawa w berka? Serio? Jeden mądry tylko William jest tam.
OdpowiedzUsuńEj no i ta zabawa jak w przedszkolu z farbkami.. żenada i dziecinada
UsuńAha ale się hejtereczki dobrały :) Śmieszne jest to, że wszyscy maja was w dupie i tak na marginesie, to takie bezpodstawne opinie - hejty nie przydają się tu do NICZEGO. Nie lepiej skupić się na lepszych rzeczach również? Na przykład, to jak wspaniale Clover wybrała osoby do team'u i jaką odwagę i rozsądek miała od samego początku rozdziału. Ja osobiście zawsze będę po stronie autorki, tylko uświadamiam was, że jesli sie nie podoba - nie czytaj. Koniec
UsuńDowaliłaś Jenn!
UsuńDzięki, Jenn. Jestem tego samego zdania. Nie podoba ci się - nie czytaj. Możliwe, że nie podobała się wam ta zabawa w berka, czy farbki, ale powiem, że było to coś innego. To wasza opinia i ja muszę ją uszanować, ale chciałam wam uświadomić, że gdybyście biegały przez dwie godziny, uciekając lub goniąc bez zatrzymywania to padłybyście na ziemie i leżały nie mogąc złapać oddechu + pompki, których uważam, że w stanie z miejsca po biegu nie dałybyście rady zrobić (wiem z doświadczenia), no chyba, że jesteście jakimiś wielkimi sportsmenkami, bo wtedy możemy inaczej porozmawiać. Czasami spróbujcie postawić się w sytuacji bohatera, a jak nie umiecie to pobiegajcie sobie sprintem przez bite dwie godziny. Powodzenia!
UsuńFajny epizodzik :)
OdpowiedzUsuńBedzie jakis wielkanocny speciał? ♥
OdpowiedzUsuńspecjał to w ratatuju był haha xD
UsuńA jo
Usuńspecjał lingwiniego: specjał, specjał, specjał!
UsuńPamiętam to hahahahahha
Usuńkiedy q&a
OdpowiedzUsuńGdzie mozna dostac ta ksiazke? Jest moze w empiku?
OdpowiedzUsuńNie jest dostępna w żadnej księgarni, sama ją piszę.
UsuńSzkoda.. powiedz kiedy będzie dostepna do kupienia na własność :)
UsuńChyba nigdy nie będzie. Ale dzięki, że myślisz, że dałabym radę ją wydać :)
UsuńZaczepisty rozdział!!!
OdpowiedzUsuńMarek jest takim luserem, Will to ciacho, a Robert jest cute :)
OdpowiedzUsuńzgadzam sie
UsuńKiedy kolejnu posy?
OdpowiedzUsuńUuuu a co to za karta: Drużyna Clover? :))))) Świwtny post, mój ulubiony od teraz! Genialnie przedstawione uczucia bohaterów no i to szkolenie ♥
OdpowiedzUsuńŚwietne! Zajżyj do mnie http://marrstyle.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńJest okej tylko powinnaś pomyśleć nad różnorodnością ubrań, bo wydaje mi się jakby ona zawsze nosiła te same klasyczne ciuchy i teraz nie mam na mysli tego, że to źle i że cloe ma być jakąś modnisią ale troche zmian jej sie przyda! Wydaje mi się że stylizujesz clover według tego jak ty bys się ubrała ale pamiętaj - clov to nie ty i powinnas ją trochę oddzielic od siebie. Tyle :)
OdpowiedzUsuńWiem!!! :D
UsuńBoże, cały czas próbuję ją jakoś tak dobrze ubrać! Ale rozdziały piszę w soboty, w nocy! Bo tylko wtedy mam czas. Pisząc myślę nad rozwojem akcji i dialogami i takimi innymi. Teraz przyłożę się do jej ubioru.
PS: Ja bym się tak nie ubrała :)
Okej rozumiem :) Powodzenia w takim razie
Usuń