6 marca 2016

Rozdział 13

Szliśmy razem z Willem na spotkanie z Shanem. Po tym jak elfy, Lucas i Mark odeszli wzięłam prysznic i się przebrałam, a William, siedział i czekał na mnie w salonie, nie odzywał się. Nie powiedział ani słowa odkąd weszłam do domu. Teraz, gdy zbliżaliśmy się do dziedzińca jego milczenie stawało się, coraz bardziej irytujące.
- Hej! - chwyciłam go za ramię i pociągnęłam do tyłu. Na początku wydawał się zdezorientowany, a następnie przybrał obojętny wyraz twarzy - Możesz powiedzieć mi o co ci chodzi?
- O nic mi nie chodzi.
- Od kiedy weszłam do domu, nie odzywasz się do mnie. Obraziłeś się, czy po prostu nie chcesz ze mną gadać?
- Znasz go?
- Co? - zapytałam zdezorientowana - Kogo?
- Marka.
- Że co? Nie. Przewrócił mnie, uderzyłam się przedstawił się, przyniósł do domu i odszedł. Koniec historii, ale... chwila skąd wiesz jak się nazywa, skoro ci się nie przedstawił?
- Słyszałem jak się z nim żegnałaś, brzmiało to jak pożegnanie starych przyjaciół.
- Gdy wracaliśmy do domu przedstawił się, przeprosił i pogadaliśmy chwilę.
- Zamierzasz się z nim jeszcze zobaczyć?
- Tak, za chwilę ty też to zrobisz.
- Czyżby?
- Jest synem Shane'a.
- Myślałem, że Shane ma tylko córkę, to gdzie niby był gdy jego ojciec przybył po Mercedes? Nie chciał pomóc własnej siostrze?
- Był tam - i nie chcąc mówić nic więcej, odwróciłam się i odeszłam.
- Gdzie? - spytał William, kiedy mnie dogonił i szliśmy obok siebie.
- To już nie jest istotne.
- Dla mnie jest
- Był tym zwierzęciem, który odepchnął nas od małej.
William parsknął pogardliwie.
- Czyli jest doświadczony w taranowaniu ludzi.
- Nie, jest doświadczony w walce z zori.
- Ta, jasne.
- Czy ty przypadkiem nie jesteś zazdrosny?
- O niego? - zaśmiał się - W życiu.
- Jasne - przewróciłam oczami i zaczęliśmy rozmawiać o jego treningu. Podobno wszyscy dali mu nieźle w kość i chociaż byłam strasznie zmęczona po tym dniu, to wydawało mi się, że William chociaż tego nie okazywał, najchętniej padł by na łóżko i poszedł spać. Tak rozmawiając doszliśmy na miejsce. Shane stał obok swojej żony, Samanty. Kobieta trzymała za rękę Mercedes, a elfy natomiast na przeciwko trójki zmiennokształtnych. Przyłapałam się na tym, że szukam wzrokiem Marka, więc natychmiast przestałam.
- Clover! - wykrzyknęła dziewczynka i rzuciła mi się w ramiona, kiedy przestała się do mnie tulić objęła Willa. Uśmiech błąkał się po mojej twarzy, gdy zobaczyłam zaskoczenie Willa, który od razu się opanował i odwzajemnił uśmiech.
- My to się jeszcze nie znamy - podeszłą do nas uśmiechnięta żona Shane'a - Jestem Samanta i niezmiernie się cieszę, że tu jesteście. Mercedes nie mogła się doczekać, aż ponownie was zobaczy. Nawijała o tym cały dzień.
- Nam też jest miło cię poznać. Ja jestem, Clover.
- William.
- Postanowiliśmy zrobić małą ucztę. Czekamy jeszcze tylko...
- Na mnie - odezwał się Mark, który właśnie zmierzał w naszym kierunku. Nie mogłam oderwać od niego wzroku. On również się przebrał. Miał na sobie granatową koszulkę, dżinsy i bordowe adidasy. - Przepraszam za spóźnienie, ale musiałem jeszcze się przebrać.
- Nic nie szkodzi, synu. Właśnie się zbieramy. - podali sobie ręce, a następnie Mark pocałował w policzek matkę i uściskał siostrę.
- No właśnie, nasza zguba. Poznajcie proszę naszego syna, Marka.
- My się już znamy - odparł wilkołak, był już o wiele spokojniejszy i nawet się uśmiechał - To spotkanie nie należało do wartych zapamiętania,a więc jestem Lucas - podali sobie ręce.
- Czy ktoś zechciał by mi to wyjaśnić? Mark? - zapytał Shane. - Jakieś ofiary?
- Nie tylko lekko poturbowani - zaśmiał się Paul - To znaczy teraz jest wszystko w porządku, prawda Clover?
- Nic takiego się nie stało, po prostu mały wypadek - odezwałam się i spiorunowałam elfa wzrokiem.
- Rany, co ten mój szkodnik znowu nawyprawiał? - zapytała zmartwiona Samanta i lustrowała mnie spojrzeniem.
- Małe zderzenie - zaczął Mark - Wpadłem na Clover, gdy wychodziła zza rogu, a że trochę się zapędziłem, przewróciłem ją. Obrażenia były poważne, ale na szczęście elfy zadziałały.
- Clover, tak mi przykro...
- Spokojnie, nic mi nie jest. Zapomnijmy o sprawie.
- Tak, chodźmy już. - odezwał się Lucas.
Odeszliśmy kawałek, ale zobaczyłam, że brakuje Shane'a i Marka. Zobaczyłam, że zostali w tyle. Podeszłam bliżej i schowałam się za budyniem, błagając w myślach, aby mnie nie nakryli.
- Znowu? - odezwał się Shane.
- Nie wiem już, co robić - nikt się nie odzywał przez dłuższą chwilę.
- Pokaż im.
- Co?
- Zrób to. Mam tego dość, więc pokaż im, że jesteś moim synem.
- Sam mówiłeś, że lepiej nic nie robić i ignorować to.
- Jesteś od nich o wiele silniejszy i dziesięć razy potężniejszy. Pokaż im, czego cię nauczyłem, pokaż, że są słabi i nigdy nie będą dosięgać ci do pięt.
- Gdy ty to pokazałeś, wszyscy się ciebie bali.
- Z tobą będzie inaczej. Wiem to.
- Dlaczego? Dlaczego, teraz?
- Zmieniłeś się. Dorosłeś i chyba...
- Co?
- Nic. Moje podejrzenia zachowam dla siebie. Teraz chodźmy.
Chciałam się odwrócić i biec jak najszybciej, ale nie raz już szpiegowałam i musiałam na początku wykonać dziesięć bezszelestnych kroków, a następnie biec ile sił w nogach. Tak więc zrobiłam.
- Gdzie byłaś - spytał się Will - Szłaś obok mnie i nagle... już cię nie było.
- Wydawało mi się, że zobaczyłam kogoś i chwilę obserwowałam, aż doszłam do wniosku, że był to zwykły krzak.
- Chyba, że tak.
Nie wiem, co w języku zmiennokształtnych oznacza mała uczta, ale wyszliśmy zza zakrętu, zobaczyliśmy wielki stół, a wokół niego jakichś stu zmiennych. Po kilku minutach dołączyli do nas Mark i jego ojciec, który rozpoczął poczęstunek. Los zmówił się przeciwko mnie i siedziałam pomiędzy Williamem, a Markiem. Siedzieliśmy i rozmawialiśmy. Poznałam nowych ludzi i omawialiśmy kwestie dotyczące życia codziennego zmiennokształtnych. Słuchałam wszystkiego uważnie, aż zaczęły mi się zamykać powieki. Podziękowaliśmy wszystkim i wraz z Williamem oddaliliśmy się od wszystkich stworzeń. W drodze powrotnej nie rozmawialiśmy z powodu zmęczenia. Przekraczając próg domu resztkami sił pobiegliśmy do pokoi. Rzuciłam się na łóżko.
- Dobranoc - wrzasnęłam.
- Dobranoc - odkrzyknął i odpłynęłam.

Kiedy się obudziłam świeciło już słońce, po jego wysokości byłam w stanie określić, że jest jakaś ósma rano. Tak wcześnie wstałam? Poszłam z ciuchami w ręku do łazienki. Po wykonaniu porannej toalety. Weszłam do kuchni i zobaczyłam Williama, który smarował kanapkę masłem w tak szybkim tempie, że prawie ją podziurawił.
- Hej, ścigasz się z kimś? - zapytałam i patrzyłam z grymasem na jego śniadanie.
- Śpieszę się.
- A można wiedzieć gdzie?
- Mam swoje sprawy.
- Trening? - nie odpowiedział - Wiesz, że nie musisz mnie okłamywać?
Cisza.
- Jak chcesz - wzruszyłam ramionami i zaczęłam smarować swoją kromkę masłem.
- Tak, idę na trening... - czekałam, aż dokończy, ale... się nie doczekałam.
- W porządku - odpowiedziałam, nie patrząc na niego.
- Będą z nami trenować... wszyscy uczniowie ze szkoły, w której wczoraj byłaś.
Przestałam smarować chleb masłem i stałam jak taka przez chwilę. Potrząsnęłam głową i wróciłam do przygotowywania kanapki.
- To Lucas zaproponował, że czas zacząć wszystkich trenować. Powiedział, że już jestem gotowy, aby zacząć nauczać.
Nie odezwałam się. Bo co niby miałam powiedzieć? ,,Dobrze, William jestem z ciebie dumna?" Nie. Wolę milczeć.
- Zajęcia w szkole są dziś odwołane. - szepnął.
Znowu się zatrzymałam. Starałam się nie wybuchnąć i kolejny raz powróciłam do przyrządzania śniadania. Skończoną kanapkę chwyciłam w rękę i podniosłam wzrok na Willa, który nie spuszczał ze mnie oczu.
- Powodzenia - powiedziałam i poszłam do pokoju, usłyszałam tylko kroki Williama, gdy wychodził. Jeden raz się zatrzymał, chyba przed moją sypialnią, ale nie jestem pewna. Usłyszałam tylko ciche kliknięcie zamykanych drzwi frontowych.

- Boję się - odrzekła Poppy i zaczęła obgryzać paznokcie, więc wytrąciłam jej rękę z ust.
- Dasz radę - dodał Luke i objął ją ramieniem. Spotkałam tą dwójkę, gdy szła na trening,a teraz żałowałam, że nie zostałam w domu. Zamierzałam ich odprowadzić.
- To tylko trening - burknęłam i kopnęłam kamyk.
- Co ja z wami mam - Luke objął mnie drugim ramieniem i szliśmy dalej - Jedna chce w jakikolwiek możliwy sposób uniknąć trening, a druga brać w nim udział.
- Nie uważasz, że to nie w porządku, że wszyscy mogą tam iść i ćwiczyć, z wyjątkiem mnie? - nic nie powiedzieli. - Czekam na odpowiedź.
- Tak, to jest w porządku - odpowiedzieli równocześnie. Zamurowało mnie, ale szłam dalej.
- To nie tak, że nie jesteśmy po twojej stronie - zaczęła tłumaczyć Poppy - tylko my mamy moce i damy rade walczyć,a ty jesteś taka... bezbronna.
Nic na to nie powiedziałam, zignorowałam ją. Jedyne określenie, które nie pasuje do Clover Grey to bezbronna. Może wydaje się zbyt pewna siebie, ale to wszystko zależy od toku myślenia. Jeśli wierze w to, że jestem silna, to taka będę. A ja wierzę, że umiem się bronić i walczyć, więc tak jest, trzeba jeszcze zdobyć trochę praktyki, którą również mam. Doszliśmy na miejsce, a ja zobaczyłam plac pełen nastoletnich zmiennokształtnych, a pośrodku kilka manekinów i... nauczycieli. W tym również Williama, elfy, Lucasa i... Marka. Los znów ze mnie zakpił. Patrzyłam na dochodzących zmiennych i postanowiłam, że odejdę kiedy wszyscy zaczną ćwiczenia.
- Witamy - odezwał się Shane - Dziś rozpoczniemy szkolenie. Nauczymy was walczyć przeciwko zori, a także dopracujemy waszą technikę przemiany. Podzielimy się na grupy. Mamy dziesięciu nauczycieli, więc będzie dziesięć grup...
- Co tu robisz? - syknął Lucas i chwycił mnie za łokieć - Wracaj do domu, ale już!
- Spokojnie, przyszłam odprowadzić i podtrzymać na duchu Poppy i Luka - pokazałam na przyjaciół, którzy przyglądali się tej scenie ze współczującymi minami.
- Świetnie, więc możesz już wracać.
- A to dlaczego? Nie mogę nawet popatrzeć?
- Nie.
- Dlaczego mi nie pozwalasz trenować?
- Clover... - powiedział zrezygnowany.
- Chcę tylko trenować.
- Po co?
Nie odpowiedziałam, bo nie wiedziałam po co. Po prostu tego chciałam.
- Nudzi mi się.
- Mam pomysł - na jego ustach pojawił się przebiegły uśmieszek - Urządzimy sobie pojedynek. Ty i ja, jeśli wygrasz będziesz mogła trenować, jeśli nie wrócisz do domu.
Zlustrowałam go spojrzeniem. Jakieś osiemdziesiąt pięć kilo, wilkołak, walczy od stu lat.
Szanse: brak, w teorii. Bębniłam palcem po brodzie.
- Do ilu? - spytałam.
- Do białej flagi - aż przegrany powie, że się poddaje. Szczwany lis. Myślałam jeszcze chwilę i zobaczyłam, że wszyscy nam się przyglądają Shane i nauczyciele. William kręcił głową, co znaczyło ,,nawet nie próbuj się zgadzać, bo nie wygrasz" tylko, że mój instynkt mówił, że mam jakieś szanse.
- Dorze.
- Dobrze? - spytał zdziwiony.
- No jak coś to przegram. Nie jesteśmy w średniowieczu i nie stracę przez przegraną honoru. Co nie nie zbije to mnie wzmocni - wzruszyłam ramionami.
- Nie oszczędzę cię - ostrzegł.
- Wiem. Ja też.
- Dobrze, a więc... - wszyscy się rozsunęli stając w kole i zostawiając dużo miejsca.
- Nie wiem, czy to jest dobry pomysł - powiedział Shane.
- Szybko to skończymy - powiedział Lucas.
- Ja się szybko nie poddaję - powiedziałam zdejmując sweter i zostałam w samej różowej koszulce i związałam włosy gumką.
- Zobaczymy. - Shane odsunął się i patrzył nadal nie przekonany. Ustałam na przeciwko Lucasa.
- Kiedy będziesz chciała się poddać klepnij ręką dwa razy w ziemie.
- Zaczynaj - uśmiechnęłam się. Wychowała mnie ulica i przyjaciele, którzy trafili do poprawczaka. Umiałam zrobić naprawdę wszystko. Jak byłam mała zajęłam drugie miejsce w konkursie gimnastycznym. Wszystko razem połączone daję niezły efekt, ale czy na tyle dobry, aby pokonać wilkołaka? Okaże się. Teraz skupiałam się tylko na walce, wyłączyłam cały świat. Tylko ja i Lucas.
Lucas swój pierwszy cios zadał prawą ręką, zrobiłam na to szybki unik i kiedy ręka była jeszcze w powietrzu przekręciłam ją w bok i jedną nogą zahaczyłam o jego nogę, powalając go tym samym na ziemię. Chciałam zablokować mu głowę nogą, ale był zbyt szybki i już po chwili znowu stał. Teraz była moja kolej. Podbiegłam do niego, ale nie z zamiarem ataku, jak to myślał. Prześlizgnęłam się pod wyciągniętą ręką, przygotowaną do zadania ciosu i uderzyłam waląc z całą siłą w jego kark i kopiąc nogą w podbrzusze. Wilkołak znów wylądował na ziemi. Teraz zamierzałam przystąpić do zablokowania głowy nogami, ale jedna z nóg Lucasa zablokowała moją i dołączyłam do niego na ziemi. Podniósł się z nadprzyrodzoną prędkością, stanął nad moją głową chwytając mnie za nadgarstki i jedną ręką przerzucił całe moje ciało w powietrzu i gdybym nie wystawiła nóg upadłabym plecami na ziemię. Korzystając z okazji, ze stoję na nogach, (choć bolały, jak cholera) jedną z nich kopnęłam wilkołaka w brodę, że aż mu głowa do tyłu odskoczyła, ręką zadałam cios w skroń. Lucas, znów padł na ziemie, a z jego ust leciała krew, którą wypluł na bok. Zmartwiłam się tym widokiem i głupia opuściłam ręce, co Lucas wykorzystał i kopnął nie centralnie w brzuch, poleciałam na parę dobrych metrów do tyłu.
- Pierwsza lekcja, nigdy się nie wahaj - powiedział i oboje wstaliśmy. Parsknęłam pogardliwie i zaczęłam biec w jego kierunku. Dobiegając znów go wyminęłam i tym razem pochwyciłam jego rękę wykręcając pod naprawdę dziwnym kątem. Zablokowałam cios, który chciał mi zadać drugą i tym samy obezwładniłam dwie jego ręce. Lucas warknął i kopnął mnie w brzuch, zmuszając do puszczenia jego rąk. Powalił mnie na ziemię i przygniótł stopą moją nogę, krzyknęłam na to głośno i jedną ręką zadałam cios w skroń. Wilkołaka znów zamroczyło i padł koło mnie. Chciałam się podnieść, ale nie mogłam. Całe bladoniebieskie dżinsy stawały się po chwili czerwone, aż dziwne, że jeszcze nie zemdlałam. Lukas widząc to podnosił się powoli i nie spiesznie. Patrzył na mnie z góry z uśmiechem.
- Dobra, Clover. I tak już nie wygrasz, więc po co to dalej ciągnąć? Klepnij dwa razy w ziemię i po sprawie.
Wszyscy w napięciu oczekiwali na moją decyzję, więc podniosłam rękę nad ziemią. Klepnęłam w nią jeden raz i znów uniosłam ją, a następnie poczułam przypływ adrenaliny i wstałam. Druga noga do niczego się nie nadawała, ale pierwsza? Czemu nie.
- Naprawdę?
- Chcę przegrać w wielkim stylu - i kopnęłam go z pół obrotu. Wkładając w to całą swoją energię, całą adrenalinę, która we mnie wzbierała przepłynęła do tego ciosu. Niestety kończąc swój warty nagrody atak upadłam na ziemię, tak samo jak Lucas! Nie zamierzałam już wstawać. Spojrzałam jeszcze na Lucasa, który pluł krwią i przewróciłam się na plecy. Wyglądał beznadziejnie, pewnie tak samo ja. I zaczął się podnosić. Wstał i chwilę nie mógł złapać równowagi. Zaczął do mnie podchodzić, więc podniosłam lekko głowę i znów ją opuściłam. Byłam już zmęczona, a do mojego mózgu dochodziły tylko informacje o bólu, który zaczynał mnie przytłaczać. Lecz powiedziałam, że nie poddaje się do ostatniego tchu. Miałam nędzne resztki siły, ale je miałam i zamierzałam zużyć w całości.
- Nie chcecie tego skończyć? - krzyknął Shane, który wyglądał jakby zaraz miał nas rozdzielać. - Pójdźcie na jakiś rozejm. Może Lucas, pozwolisz Clover trenować? Spójrz, że ledwo stoisz na nogach, a ona... w ogóle nie stoi i nie zamierza się poddać.
- O nie, nie zamierza - odezwał się wilkołak. - Dlatego jej pomogę.
- Na pewno - odpowiedziałam sarkastycznie.
- Idąc na walkę piszesz się jakby na samobójstwo. Masz pięćdziesiąt procent szans, że przeżyjesz i pięćdziesiąt, że umrzesz - słuchałam uważnie - trening i ta walka są tym samym. Sama decydujesz, że chcesz tu iść i godzisz się z ewentualną śmiercią. Tylko ty możesz siebie zabić, ale idąc na walkę oddajesz swoje życie w czyjeś ręce. Podczas całego naszego pojedynku mogłaś umrzeć i o tym wiedziałaś. Oddałaś swoje życie w moje ręce. Teraz daję ci szansę je odzyskać, klepnij dwa razy ziemię.
- Co jeśli nie - zapytałam.
- Każdy człowiek boi się śmierci, prawda? - zwlekałam z odpowiedzią.
- Tak.
- Ty również?
- Tak.
- Uświadomiłem ci teraz jak mało dzieli twoje życie od śmierci. Wystarczy, że założę dłonie na twojej szyi. Ile wytrzymujesz bez powietrza?
- Lucas, nie próbuj... - zaczął Paul, ale mu przerwałam.
- Wiem, o co ci chodzi, ale mnie nie zbijesz, bo mnie potrzebujesz. Wy mnie potrzebujecie.
- Nie zamierzałem cię zabić. Lecz teraz masz świadomość, że możesz umrzeć. Kiedy nie będziesz miała powietrza, twój mózg będzie robił wszystko, żeby je dostać. A jeśli zna drogę by je dostać? Nie zaryzykujesz życia, choć wiesz, że go nie stracisz. Poddasz się.
Nic nie mówiłam, bo to wiedziałam. Jestem silna, ale jeśli nie będę miała czegoś, bez czego nie będę mogła żyć, zrobię wszystko, aby to dostać. Próbowałam się podnieść, ale upadłam. Wilkołak zbliżał się do mnie. Uniosłam się na łokciach, aby odejść. Nie zdążyłam. Lucas odepchnął mnie i leżałam plecach. Przytrzymał moje nadgarstki, a ja zaczęłam się szarpać. Po chwili jego dłonie zacisnęły się na mojej szyi i zaczęły miażdżyć tchawicę.
- Lucas! - warknął Shane, lecz nic nie zdziałał, bo to ode mnie zależał wynik.
- Dasz radę Clover! - krzyknęła Poppy - Tylko się nie poddawaj!
Liczyłam sekundy. Minęło trzydzieści osiem. Leżałam spokojnie, tak aby nie marnować powietrza, które zostało mi jeszcze w płucach. Czterdzieści osiem. Podniosłam ręce do szyi i próbowałam oderwać ręce Lucasa. Bez skutku. Pięćdziesiąt sześć, podniosłam rękę. Trzymałam, chciałam wierzyć, że wygram, ale musiałam zrobić wszystko, żeby dostać powietrze. Moja porażka byłą tą ceną. Przed oczami zaczynało mi się robić ciemno.
- Lucas, wystarczy! Zabijasz ją! - wrzeszczał Robert.
Już nie mogłam. Klepnęłam w ziemię dwa razy i od razu poczułam jak ręce odklejają się od mojej szyi. Zaczęłam kaszleć, dusiłam się powietrzem. Usiadłam i nareszcie poczułam ulgę. Zaczęłam tylko sapać.
- Żyjesz? - spytał Lucas.
- Jeszcze - uśmiechnęłam się i dopiero zobaczyłam, że to nie ja się podniosłam tylko dwie inne pary rąk. Za moimi plecami stał Mark i William. Mark piorunował wzrokiem Lucasa, a William patrzył mi w oczy, a jego mina wyrażała gniew i dumę.
- Ale pomimo wszystko, nie chcesz mi pozwolić trenować?- spytałam, lecz znałam odpowiedź.
- Nie - westchnęłam. I zobaczyłam Roberta, który właśnie dotknął ręką mojej nogi, szyi, wszystkiego co było uszkodzone i zaczął mnie uzdrawiać.
- Dziękuję - powiedziałam do niego. On uśmiechnął się i odwrócił do Lucasa, lecz Paul go powstrzymał.
- O nie, przez niego ta walka była cholernie beznadziejna. Gdyby grał czysto, Clover by się tak szybko nie poddała? I kto wie może by wygrała? Spodziewałeś się tego kopniaka z pół obrotu, to było coś, może by było więcej takich akcji? Ale już się nigdy nie dowiemy, bo zepsułeś nam zabawę. Dlatego ani ja, ani Robert ci nie pomożemy. - zaprotestował Paul.
Lucas spojrzał na Paula, a ten uśmiechnął się na to, swój wzrok przeniósł na Roberta, który wzruszył ramionami i powiedział:
- Też chciałem zobaczyć dalszy rozwój akcji.
Następnie jego spojrzenie seryjnego mordercy przeniosło się na mnie. Dawno już wstałam.
- Na mnie nie patrz. To oni leczą, nie ja. Mogłabym ci pomóc i poprosić, żeby się nad tobą nie pastwili, ale wiesz zrezygnowałam, kiedy przypomniało mi się ,,Pierwsza zasada, nie wahaj się".
- Do domu! - powiedział głośno i splunął krwią.
- Dobra już idę - uniosłam ręce w geście poddania.
- Odprowadzę ją! - krzyknęła Poppy.
- Dobry pomysł. Zostań z nią do końca dnia. - zadecydował Shane. A my zaczęłyśmy już odchodzić.
- Clover - powiedział jeszcze Lucas, więc odwróciłam się do niego - Nie spodziewałem się, że możesz mi dokopać - uśmiechnął się.
- Przegrywam z stylem - odwzajemniłam uśmiech.
- Wiedziałaś, że przegrasz, więc dlaczego próbowałaś?
- Bo umiem przegrywać, a nie się poddawać - odwróciłam się plecami i zaczęłam iść - Od jutra zaczynam ćwiczyć wstrzymywanie oddechu!
Wszyscy zaczęli się śmiać, a Shane jako pierwszy się opanował i krzyknął.
- Ok, teraz wasza kolej...


- Normalnie, sama wstrzymywałam oddech - siedziałyśmy już w domu i Poppy opowiadała mi jak ta nasza walka wyglądała z perspektywy innych - Kiedy trzymałaś tą rękę nad ziemią Luke szeptał ,,nie, nie, nie..." i ty wtedy pierwszy raz klepnęłaś ręką, a dziewczyny za nami mówiły ,,Wiedziałam, że się podda". Już myślałam, że jej przywalę. A wtedy ty wstałaś i kopnęłaś Lucasa i on poleciał na ziemię, wtedy Luke krzyknął ,,Tak trzymaj!", ale wtedy upadłaś twarzą do ziemi i myśleliśmy, że to koniec. Jednak przewróciłaś się na plecy. Wtedy jak Lucas do ciebie podchodził i kiedy zaczął cię dusić... popatrzyłam gdzieś daleko, wszędzie tylko nie na ciebie i zobaczyłam Marka. Wiesz, że Robert musiał go trzymać, bo prawie do ciebie pobiegł i tak samo Paul trzymał Williama...
- Po co by mieli biec, przecież i tak bym przeżyła?
- Halo! W jakim świecie ty żyjesz? Lecą na ciebie, nie widzisz tego? - parsknęłam śmiechem.
- Ja i William się przyjaźnimy. No, fakt jest przystojny...
- Cholernie przystojny.
- Ale jesteśmy przyjaciółmi. Chociaż... chyba czuję do niego coś więcej niż tylko przyjaźń, ale nie chcę pakować się w kolejny związek.
- Tamten był na poważnie?
- Nie wiem. Harry mnie zdradził. Złamał mi serce, ale kiedy pierwszy raz go zobaczyłam to... nie było tak jak z Williamem... czy Markiem.
- Markiem?
- Tak. Harry zdradził mnie i zniknął, kiedy dowiedział się, że o wszystkim wiem. Zerwałam z nim, a kiedy dzwonił nie odbierałam, dobrze, że to zrobił. Łatwiej mi było go wyrzucić z mojej głowy, kiedy go nie widziałam, ale czy to była miłość? Ja chyba sama nie wiem co to miłość. Wiem, że Mark i William coś dla mnie znaczą, ale czy to nie będzie kolejny błąd?
- Spróbuj, nic nie stracisz.
- Stracę. Jeśli będę chciała być z którymś z nich i będzie to kolejna pomyłka stracę jego przyjaźń.
- Pospędzaj z nimi trochę czasu, wiesz jak przyjaciele. Dowiesz się wtedy, który jest dla ciebie ważniejszy.
- Poczekam jeszcze trochę.
- Dobrze.
- A co u ciebie i Luka? - zarumieniła się jak burak.
- Nic, a co miałoby być?
- Bylibyście dobrą parą. W końcu znacie się od dzieciństwa. On interesuje się modą, a ty szyciem. Tylko, że nigdy nie wiesz co uszyć, a on nie wie jak to uszyć. Uzupełnialibyście się ty niska, on wysoki. On kawa, ty herbata...
- Przestań! Przyjaciele!
- Tak, mhmm jasne. Przecież na pierwszy rzut oka widać, że się w nim zabujałaś.
- Tak, a niby jak to okazuje?
- Przez tego buraka, którego złapałaś, gdy o nim wspomniałam.
- To nie tak!
- Pewnie, wiesz co? Jutro będzie ognisko, no nie?
- Tak, będzie. I co w związku z tym?
- Wystroimy się.
- Co?!
- Tak załatwię jakieś kosmetyki, ubierzemy cię w coś super albo przerobimy! Ale będzie zabawa! I jak wejdziemy wszystkie pary oczu będą zwrócone na nas, a wtedy Lukowi oczy wyjdą z orbit.
Od kiedy to ja się zamieniłam w swatkę i od kiedy będę zajmować się takimi babskimi rzeczami? Zawsze tego chciałam, ale sytuacja zmusiła mnie do pozostania twardą i zimną.
- Oczy z orbit wyjdą Markowi i Williamowi, kiedy zobaczą ciebie. Zakoszę Lukowi jakieś projekty i zrobimy sobie metamorfozy. Nie mogę się doczekać!
- Czyli będą nam potrzebne...
Nie dokończyłam, bo do pokoju wpadli: Luke, William i Mark. Natomiast ja leżałam na dużej kanapie przykryta kocem i herbatą w ręce. Włosy zwinęłam w kok i miałam na sobie tylko długi sweter, który mógłby robić za miniówkę. Poppy siedziała w fotelu i też piła herbatę.
- Nie chcieliśmy wam przerywać tych babskich pogaduszek, ale przyszliśmy sprawdzić jak się masz Cloe - wyjaśnił Luke.
- Nie rozmawiałyśmy znowu o niczym ciekawym - powiedziałam wzruszając ramionami i popijając herbatę.
- Po kolorze twarzy Poppy wnioskowałbym, że było bardzo ciekawie - powiedział Mark z figlarnym uśmiechem. Spiorunowałam dziewczynę wzrokiem, a jej twarz przybrała jeszcze bardziej czerwoną barwę, westchnęłam głęboko.
- Ja również jestem ciekawy, o czym to tak rozprawiałyście - dodał William i usiadł na kanapie obok mnie, Mark na fotelu, a Luke przysiadł koło Williama.
- Nie musimy wam się z niczego spowiadać, prawda Poppy?
- Tak - odparła i się nie zarumieniła.
- Nie chcesz mówić Clover, a więc...może Poppy nam coś ciekawego opowie?
Zakrztusiłam się herbatą, bo wiedziałam, że Poppy to żywy wykrywacz kłamstw. Chłopacy też o tym wiedzieli.
- Pierwsze pytanie...- zaczął Mark.
Odłożyłam herbatę na stolik i zrzuciłam nogi z kanapy, lecz William złapał mnie za kostki i znów leżałam.
- Leż - powiedział i mnie nie puszczał, patrzyłam mu w oczy o dwie sekundy za długo.
- ...czy jacyś chłopacy byli tematem waszej rozmowy? - dokończył Mark. Patrzyłam na Poppy. Nie rumieniła się! Tak! Pospieszyłam się, bo po chwili jej twarz przybrała kolor buraczkowy.
- Czy był to Luke? - rumieniec - Mark? - rumieniec - Ja? - rumieniec - Lucas - brak rumieńca.
-  Tak byliście tematem rozmowy, ponieważ rozmawiałyśmy o jutrzejszym ognisku prawda Poppy?
Uśmiechnęła się i wykrzyknęła:
- Tak!
- I zastanawiałyśmy się, czy przyjdziecie. - rumieniec, chłopacy zaczęli się śmiać.
- Czuję się dobrze, dzięki za odwiedziny. Jestem strasznie zmęczona i idę się położyć.
Odsunęłam koc i wstałam. Niestety zdawałam sobie sprawę, że ten sweter, który miałam na sobie odsłaniał całe nogi i kątem oka dostrzegłam na sobie wzrok wszystkich.
Weszłam do sypialni i położyłam się na łóżku. Po chwili, ktoś bez pukania wszedł do pokoju.
- Nie rozumiem, dlaczego zgodziłaś się na walkę z Lucasem. Dlaczego się nie poddałaś, kiedy zaczął ci łamać kości? Przez dumę? Clover, może nie zdajesz sobie z tego sprawy, ale za każdym razem, gdy powalałaś go na ziemię, byłem z ciebie dumny, z każdego uniku, z każdego ciosu, a kiedy ty leżałaś, zrobiłbym wszystko abyś wstała. Kiedy Lucas cię dusił chciałem go od ciebie odepchnąć, chciałem go zabić, ale nie mogłem. Widziałem każdy twój przemyślany ruch, w każdym pokazywałaś kawałek siebie. Pokonałabyś go. Nawet jeśli nogi by ci nie działały. Gdyby nie zaczął cię dusić, on by się poddał. Chętnie bym tobą teraz potrząsnął i czekał, aż przysięgniesz, że nie będziesz mieszać się w żadne bójki. Ale ty taka już jesteś. Odważna i zdeterminowana. Zmusił cię do poddania, bo widziałem w twoich oczach, że będziesz walczyć póki masz jeszcze siły, póki możesz. Poddając się nie okazałaś słabości pokazałaś, że walczysz do upadłego.
Patrzyłam w oczy tego chłopaka i zastanawiałam się, co mu odpowiedzieć.





48 komentarzy:

  1. to ona chce byc tylko przyjaciółmi z willem? jakaś głupia chyba!

    OdpowiedzUsuń
  2. NFUIEISOFWO94832DH93RHWQIP ale ekstrrraa
    !!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Czy. ona. naprawdę. była. tak. nieodpowiedzialna. ?!

    OdpowiedzUsuń
  4. Chodzi mi o moment kiedy Cloe walczyła.

    OdpowiedzUsuń
  5. Też się dziwię właśnie.. rozumiem, że tak odreagowała ale o mało co nie zginęła (chociaż oczywistym było, że główna bohaterka przeżyje).

    OdpowiedzUsuń
  6. No to co? Czyli że Marko zostaje na dłużej bejbe :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ale ta Clov ma kopa :0 waleczne dziewcze

    OdpowiedzUsuń
  8. Super rozdzial! ❤

    OdpowiedzUsuń
  9. Ale suuuper najlepsze opowiadanie jakie czytałam! Jesteś najlepsza pisz szybciutko następny rozdział ;** <3

    OdpowiedzUsuń
  10. Halo, tu jest zbyt mało miłościi.
    CLOVER RZUĆ SIĘ MARKOWI W RAMIONA PLIS

    OdpowiedzUsuń
  11. Supi akcja! To ja lubie! Tylko nie przesadźcie z wątkiem miłosnym x
    Zajrzyjcie tutaj - http://lostheartfindheart.blogspot.com/ też fajna opowieść ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. Jeju genialny rozdział! Już nie mogę się doczekać kolejnego :** Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
  13. Ciekawe kogo Chloe wybierze! Obstawiam że Willa. Czekam na nastepny :')

    OdpowiedzUsuń
  14. Ja to bym kobietki nie uderzył ja nie wiem co ten Łukasz czy Luke czy jak mu tam

    OdpowiedzUsuń
  15. Jejku ale ona by była słądką parką z Markiem :)♥

    OdpowiedzUsuń
  16. Fajny! Ale może, żeby było ciekawiej zrobicie coś takiego, iż stawiacie próg np: 20 komentarzy jak wybije tyle to wstawiasz kolejny rozdział? Fajna spawa dla cytelników i was i np jak coraz więcej będzie czytelników to robicie większy próg i większy próg :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Świetny rozdział, przeczytałam dzisiaj wszystkie od 1 do 13 bo jestem chora. Podobaja mi sie postacie a szczególnie clover bo jest taka z pazurem i jest dziewczęca z zarazem ostra i radzic sobie umie. Polecam http://now-im-your-nightmare.blogspot.com/ - dopiero zaczyna :)

    OdpowiedzUsuń
  18. Fajna do czytania przed snem ta online książka. Mam propozycję - zróbcie sobie taki fajny wygląd bloga jak tu ->> http://harriet-fanfiction.blogspot.com/ ♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
  19. Czekam na więcej ! super <3

    OdpowiedzUsuń
  20. Jest okey, chodź brakuje mi tu emocji, w sensie, jakoś mi one nie grają. Staraj się pisać tak, by wprowadzić czytelnika w problem, by mógł przeżywać wszystko jak bohaterowie.

    OdpowiedzUsuń
  21. noo jestem mega ciekawa co bedzie dalej ! ^^

    OdpowiedzUsuń
  22. Supi akcja ☻ Jak sie do was wchodzi z innych blogow to az dziwnie bo tak czarno ale okej ­☺ mam nadzieje że kiedys zrobicie tu troche kolorowiej lub przy nastepnej ksiazce xo

    OdpowiedzUsuń
  23. ------------------------------------------------------------------------------------

    OdpowiedzUsuń
  24. Gdzie nowy rozdział?

    OdpowiedzUsuń
  25. ej usuńcie ten niby "chat" bo nikt tam nie pisze lol

    OdpowiedzUsuń
  26. Fajny blog ;) zajrze jeszcze kiedyś! kiedy kolejny pościk?

    OdpowiedzUsuń