21 maja 2016

Rozdział 23

No i fajnie. 
Tak. Nawet bardzo fajnie. Wampiry są przekonane do nas w stu procentach. A i z ostatniej chwili! Podszedł dziś do mnie (poproszę o werbel) Felix! I wiecie, po co? Uwaga, cytuję:
- Clover, jak miło Cię widzieć. Wiem, że masz swoje sprawy, ale musisz być konsekwentna w swoich obietnicach. Przegrałaś. Byłem cały tydzień grzeczny, nikogo nie wyzwałem, upokorzyłem, czy pobiłem. Tak, więc teraz przyszedłem po odbiór nagrody. 
Ten to ma tupet, no nie?
- Sorry, ale nie ma świadków i... - nie dane mi było dokończyć.
- Ja jestem świadkiem - odezwał się Tyler, wampirzy nauczyciel. Jego mina mówiła tylko jedno. "Nie chcę tu być, ale muszę potwierdzać fakty". Zaśmiałam się w duchu i zwróciłam do Felix'a, który miał banana na twarzy. 
- Okej - powiedziałam niechętnie, ale z lekką dumą, bo w końcu chłopak się postarał - Pogadam z Lizzy.
- Świetnie! - rzucił i odszedł.
- On jest niemożliwy - odparł Tyler.
- Nawraca się - odparłam.
- Ciekawe na co? - prychnął rozbawiony - Powodzenia w załatwianiu randki! 
Rzekł i po prostu odszedł z rękami w kieszeniach. 
Tak to mniej więcej wyglądało. Następnie, oczywiście latałam za Lizzie, aby ta zgodziła się na spotkanie. Dziewczyna cały czas mnie zbywała, aż w końcu, zaczęłam ją prowokować, ze boi się z nim spotkać itd. Powiedziała, że nie i zgodziła się na randkę. Szczęśliwa wiadomość dotarła do Felixa i tak skończył się mój udział w życiu społecznym tej placówki edukacyjnej. 
Natomiast William... ten to był wszędzie i nigdzie. Nie rozumiem, o co mu chodzi, bo w końcu... no do cholery jasnej to jest William! Ten to zostałby obrażony w dwudziestu językach, upokorzony na tysiąc sposobów i zapewne wykrztusiłby zaledwie dwa zdania. Nie chodziło o to, że nie miał swoich opinii, on chyba wolał pozostawić je dla siebie. Nie pokazywał, że chce wyrazić swoje zdanie. Po prostu z góry zakładał, że jest złe i nie zostanie zaakceptowane. No nie ma co, idź na psychologie, Clover. Podobno, każdy psychiatra musi mieć nie równo pod sufitem, aby pomóc innym, którym strop się zawala. Wracając do mojej analizy uczuć Williama, uważam, że otworzył się na świat. Widać, że to jest jego miejsce. Miejsce, w którym powinien się znaleźć. Tu jest sobą i tu odnalazł siebie. 
Dobrze, a teraz bardziej istotne rzeczy. 
Przemierzałam korytarzami drogę do pokoju Harry'ego. Dowiedziałam się od pokojówek, gdzie on się znajduje. Ustałam przed drzwiami. Westchnęłam, zapukałam trzy razy i bez zbędnego proszę, weszłam do komnaty. Było tu ciemno, a zarazem bogato. Czarne ściany, czarne meble, złote wykończenia, jak i dodatki. Nie mój styl, ale niech będzie. Mój wzrok padł na łóżko i leżącego na nim chłopaka. Zmarszczył brwi i odłożył trzymaną książkę. Harry, czyta? Boże! William się rozgadał, Harry, czyta, a ja zaczynam bawić się w psychoanalityka. Co się dzieje? 
Tak, więc zamknęłam za sobą drzwi i popatrzyłam na postać przede mną. 
- Czego pragniesz? - zapytał i przeciągnął się. Irytował mnie samym swoim bytem. 
- Chcę coś ustalić.
- Tak? 
- Unikajmy się. - rzekłam.
- Rozwiń.
- Chodzi o to, ze nie wybaczę Ci tego, co powiedziałeś. Ale dla dobra wspólnego... Myślę, że powinniśmy się pogodzić, a następnie unikać. Ty mnie będziesz traktował jak powietrze i vice versa.
- Wiesz... są czasami takie dni, kiedy nawet powietrze mnie denerwuje - zaraz normalnie go zabiję.
- Wiesz co? Mnie też, ale słuchaj dupku! Chcę Cię po prostu unikać i nie chcę, takiej sytuacji, że gdy będziemy musieli pracować razem, a nie daj Boże, to żeby pomiędzy nami nie było nie potrzebnego spięcia. 
Patrzyliśmy na siebie gniewnie, ale po chwili on wstał z posłania i podszedł do mnie, a następnie wyciągnął rękę.
- Zgoda - uśmiechnął sztucznie, a ja posłałam mu taki sam uśmiech. 
- Świetnie - dodałam i szybko odsunęłam rękę - Nara, pijawko. 
I wyszłam z jego pokoju. Pobiegłam czym prędzej do siebie i rzuciłam swoje cztery litery na łóżko. Zamknęłam oczy i przygotowałam sobie plan na rozmowę z Willem. Niestety teoria jest martwa bez praktyki i nawet najlepszy plan, mogą wziąć diabli. Czyli każdy mój zamysł artystyczny, może się pieprzyć. 
No, ale czym byśmy byli bez improwizacji? Czas na tą przełomową rozmowę. Czas na zmiany, wyznania. Czas się przełamać. 
Podniosłam się z łóżka i zaczęłam zmierzać do sypialni drugiego chłopaka. Szłam wolno, łudząc się, że odwlekę tą rozmowę. Niestety, po kilku sekundach stałam pod drzwiami pokoju Williama i nie zapukałam, nie westchnęłam. Po prostu weszłam, a moim oczom ukazała się sylwetka chłopaka. 
- Muszę z tobą pogadać. - powiedzieliśmy równocześnie. Czy to przypadek? 
- Wejdź - uśmiechnął się i przepuścił mnie w drzwiach, a sam rozsiadł się na fotelu. Wyglądał na zrelaksowanego, w przeciwieństwie do mnie. Obserwował każdy mój ruch, a ja unikałam jego spojrzenia jak ognia. Teraz nie mogę się wycofać, ale mogę to odwlec. Zaczęłam szperać po kątach. Oglądałam obrazy na ścianach, książki, wazony... ale najbardziej zainteresował mnie wazon z kwiatami. Nie były to piękne róże, lilie, czy tulipany. Było to kilka polnych kwiatków, które zaczynały już więdnąć. Spojrzałam pytająco na Williama, a on wzruszył tylko ramionami.
- Zaczynają więdnąć - zauważyłam.
- Dla jednego więdną, dla drugiego są w najpiękniejszym okresie rozwoju. Kwestia perspektywy z jakiej patrzysz. 
- Dla ciebie są w najpiękniejszym okresie rozwoju?
- Dla mnie są kwiatami, które nie zależnie od tego,czy są ładne, czy brzydkie zawsze nimi pozostaną. A kwiaty są piękne. Nie ważne, czy świeże, czy stare. Trzeba nauczyć się doceniać to, co mamy. A ja mam podwiędłe kwiaty, ale je mam, a niektórzy w ogóle nie mają.
- Kryje się w tym jakieś drugie dno? - zapytałam.
- Tylko takie, że do wszystkiego można się przyzwyczaić lub bardziej zaakceptować to i docenić. 
Przez jakiś czas zastanawiałam się nad jego słowami, aż w końcu nie wytrzymałam i powiedziałam to co mi leży na wątrobie. 
- Nie jesteś dla mnie nikim William. Cały czas myślałam, że miłość to jedna z tych fikcji literackich w książkach, czy ciekawa fabuła filmu. Nie mówię, że Cię kocham, ale jesteś częścią mojego życia. Tego nowego życia, które dopiero poznajemy, a ja chcę po prostu wiedzieć, czy jestem dla ciebie czymś więcej niż partnerką do zjednoczenia gatunków. Przy Tobie pierwszy raz czuję, że żyję, że jest osoba, która akceptuje... dla której jestem takim kwiatem - wskazałam na wazon - kwiatem, który już jest u kresu swojej idealności, a jednak jest czymś więcej dla kogoś innego. Powiedz mi, czy tylko ja to czuję? 
Zapanowała cisza, przerywana moim nierównomiernym oddechem. Patrzyliśmy sobie w oczy, a on otworzył usta, aby wypowiedzieć słowa, które... prawdopodobnie zbliżą nas do siebie... lub oddalą.
 
Hej mam nadzieję, że nie jest za krótki, ale jutro jadę do Warszawy, na komunię kuzyna i nie mogę wam dopisać dłuższej części. Ogólnie chciałam podziękować za nowe komentarze, bo dawno tak dużo ich nie było :). Do następnego! 

13 komentarzy:

  1. Czy nie jest za krótki?! Oczywiście że jest za krótki!!!! W takim momencie skończyć??! Chyba oszalałaś!!

    OdpowiedzUsuń
  2. miłej zabawy na komunii u kuzyna :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten to zostałby obrażony w dwudziestu językach, upokorzony na tysiąc sposobów i zapewne wykrztusiłby zaledwie dwa zdania.
    Hahah a to dobrę!

    OdpowiedzUsuń
  4. Mega rozdział ale c'mon! Kończyć w takim momencie??! Ja wiem że komunia, że wszystko ale TERAZ??

    OdpowiedzUsuń
  5. HEJ MUSZE WAM COŚ POWIEDZIEĆ DZIŚ WIECZOREM NA CZACIE

    OdpowiedzUsuń