Will

Lucas wyważył drzwi do naszego domku.
- Ktoś później będzie musiał naprawić te drzwi! - krzyknąłem za nim, ale on nie zareagował. Był zbyt zbulwersowany sytuacją, która wydarzyła się przed chwilą:
Kilkunastu zmiennokształtnych zbuntowało się i powiedzieli, że nie będą ćwiczyć. 
- Że co?! Wy tu w ogóle, nie macie nic do gadania! - krzyczał Lucas. Myślałem, że za chwilę ruszy na nich z pięściami, które teraz zaciskał tak kurczowo, że aż mu kłykcie pobielały. Był wytrącony z równowagi, tak jak my wszyscy. Może oprócz elfów, bo oni nawet stanęli przeciwko nam.
- Dlaczego? - spytał Paul, który chciał, żeby Clover dołączyła do nas jako trenerka! Co on sobie myśli? To jest niebezpieczne. W każdej chwili... może się coś stać. 
- Nie będziemy ćwiczyć, dopóki Clover, nie będzie trenowała. - odpowiedział spokojnie Luke, nie znałem go zbyt dobrze, ale mogłem łatwo stwierdzić, że jest w porządku facetem i dobrym przyjacielem. 
- Tak, będziecie! - wrzasnął wilkołak i kopnął z całej siły kamień, który pod wpływem jego uderzenia mógł kogoś zabić. To znaczy, mógłby zabić... człowieka. 
Wszyscy protestujący usiedli na ziemi. Lucas zaczął do nich podchodzić, ale Shane przytrzymał go w miejscu.
- Ochłoń - powiedział, a wilkołak poszedł kopać pień drzewa.
Lubiłem go. To znaczy Shane'a. Był dobrym przywódcą zmiennokształtnych. Tak samo jak Gabriel, czy Ryan swoich ras. Miał w sobie każdą cechę dobrego przywódcy. Teraz popatrzył na protestujących. Stężali pod jego spojrzeniem, a on uśmiechnął się krzywo pod nosem. Nic nie powiedział. Oddał pałeczkę Lucasowi, który podszedł do nas już nieco spokojniejszy. 
- Dobrze - warknął - Chodźmy porozmawiać z Clover. - i nie oglądając się na nikogo poszedł w stronę naszego domku. Paul i Robert podlecieli do niego. Shane, Lewis i Darren byli jakieś dwadzieścia metrów za nimi. Z tyłu szedłem tylko ja i... Mark. 
Trzymałem się na dystans od tego gościa. Nie podobało mi się, że zainteresował się Clover. Wczoraj zrobiła mi ostrą awanturę o to, że oceniam Marka. Przyznam, że odrobinę przesadziłem. Zdenerwowałem się tą całą sytuacją na ognisku. 
Siedziałem sobie spokojnie pod pieniem drzewa, aż tu nagle wyrosłą przede mną jak z pod ziemi Paris. Pogadaliśmy chwilę, a następnie zauważyłem Clover siedzącą przy stoliku z Markiem, Rozmawiali, a w następnej chwili Mark podniósł ją na nogi i zaczęli kołysać się w rytm piosenki. Paris zobaczyła czemu się przyglądam i wyciągnęła mnie dosłownie do tańca. Była bardzo ładna, wysoka i miała figurę modelki. Zaczęliśmy tańczyć i dziewczyna opowiadała mi o swoich przeżyciach ze starszym rodzeństwem. Śmialiśmy się i ledwo tańczyliśmy, gdy nagle wybuchło zamieszanie. Zobaczyłem Marka i Clover, którzy kłócili się z jakimiś zmiennokształtnymi. Widziałem jak Clover napina mięśnie, słysząc jak jeden z tych śmieci nazwał ją dziwką. Sam chciałem rozwalić mu nos, ale nagle dziewczyna się odsunęła. Wtedy Mark zaczął się przemieniać w każde możliwe zwierzę, które mogłoby rozszarpać na strzępy tego gościa. Paris pisnęła ze strachu i automatycznie objąłem ją ramieniem. Paris drżała, natomiast Clover nawet nie drgnęła. Mark przemienił się w sokoła i odleciał. Clover nawet się nie zawahała i pobiegła za nim! 
Później jakoś tak się złożyło, że pocieszając przerażoną Paris wylądowałem na werandzie jej domu, całując się z nią. Do niczego więcej nie doszło.

Wpadłem do domku i ustałem w przestronnej kuchni. Clover próbowała zetrzeć plamy po herbacie, którą musiała wylać. Ta dziewczyna bała się, jak ktoś otworzy nagle z hukiem drzwi, ale walczyć to ona by mogła 24/7. Westchnęła sfrustrowana, zdając sobie sprawę, że nic już nie zdziała i spojrzała ze złością na Lucasa.
- Nie jestem człowiekiem - odpowiedział, jednak nie wiem o co chodziło. Stałem z założonymi rękoma na piersi, byłem strasznie zirytowany całą tą sytuacją. Jeśli będzie jakiś sposób, aby odsunąć tę dziewczynę (która znając ją, poświęci całą swoją energię na szkolenie) od treningów, to zrobię to.
- Spójrzcie tylko na nią! Omal nie umarła ze strachu, jak ktoś wszedł do domu!
- Po pierwsze, ty nie wszedłeś. Ty mi drzwi wyważyłeś! - i zgadnijcie, kto będzie musiał naprawiać szkody? I nie przestraszyłam się, tylko zaskoczyłam i nie wiem, o co wam w ogóle chodzi. Nie powinniście być na treningu?
- Nie - odpowiedział Shane - To znaczy tak, nie ważne. Jesteśmy tu w sprawie treningów.
- Słucham? -  zapytała z podłym uśmieszkiem i oparła się o blat kuchenny. Znała swoją pozycję. Nie dobrze. Posłałem jej spojrzenie mówiące "nie mieszaj się w to".
- O, dajcie spokój! Ona wie o co chodzi. Przyszliśmy ją zmusić, aby powiedziała tym cwaniakom, że nie nadaję się na trenerkę.
- Powiedzieli, że będą trenować. Rozmawiałam z nimi. Najwidoczniej mnie nie posłuchali. - rozmawiała z nimi? Kiedy i gdzie?
- Najwidoczniej nie przyłożyłaś się.
- Lucas! - ostrzegł go Paul. Skrzyżowała ramiona na piersi.
- Poniosło mnie - potarł dłonią skronie - Po prostu boimy się, że za bardzo oberwiesz i nie chcący coś się stanie.
- Moim zdaniem da radę - odezwał się Paul.
- Nie masz pewności - odezwał się Lucas.
- Nie dowiesz się jeśli nie spróbuje - poparł wniosek Robert.
- Może zagłosujemy? - spytał Shane patrząc z namysłem w podłogę. Chwila ciszy.
- No dobrze - przyznał niechętnie wilkołak. No co ty Lucas, tak szybko się poddajesz?!
- Kto jest za, ręka w górę - powiedział Mark. Ale o dziwo tego nie zrobił. Dobrze. 
Lecz na moje nieszczęście rękę podnieśli wszyscy, prócz mnie, Marka i Lucasa.
- Przegłosowane. Wniosek przeszedł - rzucił z uśmiechem Paul.
- Może Clover nie chce już się w to mieszać? - zapytał z nadzieją Lucas. Nadzieja matką głupich! Ostatnią rzeczą o jaką bym podejrzewał Clover, to że posłucha Lucasa. Tu nawet cud nie pomoże!
- Chcę - odpowiedziałam - Przemyślałam to. 
Wiedziałem.
- No to przebierz się, mała i idziemy! - powiedział Paul.
- Już lecę - minęła nas w drzwiach i popędziła do swojego pokoju. 
Mark sfrustrowany wyszedł z domku, ja poszedłem od razu za nim. Udaliśmy się na polanę. 
- Boże! - krzyknął Mark- Czy naprawdę nie może posiedzieć sobie jeszcze przez dwa dni w domu? A jak coś jej się stanie?
- Ona sama będzie szukała siniaków - mruknąłem.
- Co z tą dziewczyną jest nie tak?! 
- Sam się zastanawiam. Ale już i tak nie możemy nic zrobić. Trzeba się z tym pogodzić.
Mark wziął kilka głębokich wdechów i szedł już spokojniejszy.  Kiedy doszliśmy na polanę wszyscy siedzieli na trawie. Na nasz widok podnieśli się i Luke zapytał:
- I co? - Mark zignorował jego pytanie i sam usiadł na trawie. Poszedłem w jego ślady. Niech inni im powiedzą. Przyszły elfy i nauczyciele. A po nich Clover, Lucas i Shane. Wstaliśmy z Markiem z ziemi. Zmiennokształtni różnie zareagowali. Jedni byli zdziwieni, drudzy przybijali sobie piątki, a inni byli wkurzeni. 
- Więc... - powiedział Shane - Odnieśliście sukces, ale ostatni raz toleruję taką niesubordynację! Clover będzie jedną z trenerek i mam nadzieję, że na koniec dnia po jej treningu nogi wam z dupy powychodzą. - spojrzał na nią - Clover wybierzesz po dwóch uczniów z każdej z naszych grup. 
Będzie wybierać?! O Boże...
Ale wbrew moim oczekiwaniom, że Clover będzie chciała zabłysnąć i wybierze tych najlepszych, ona wybrała... innych. Z każdej drużyny wybierała kogoś innego. Silnych, słabych, dziewczyny, chłopaków, przeciwieństwa, podobnych, oryginalnych. Uświadomiłem sobie jak mało jeszcze wiem o tej dziewczynie. Zaskoczyła nas wszystkich, bo nie chciała się popisać, a... No właśnie nie wiem. Miała plan, ale jaki?
Podeszła do mnie. Spojrzałem jej w oczy, dając znak by wybrała osoby, które... jej nie zabiją. Wzruszyła tylko ramionami. Serio? Tylko wzruszyła ramionami? Westchnąłem cicho. W mojej drużynie była Poppy. Może wybierze ją? Przyjaźnią się przecież, a Poppy... no nie oszukujmy się jest beznadziejna. Chciałbym, żeby ją wzięła, ale oczywiście podeszła do niej i pokręciła przecząco głową. Ta dziewczyna jest zagadką. Wybrała dwóch uparciuchów. Viola i Cody byli dobrzy. Bardzo dobrzy i nie poddawali się. Zadowoleni podeszli do nowej grupy. 
Po wybraniu szesnastki, którą będzie trenować. Shane podszedł do nich i wyjaśnił zasady. Podszedł do mnie Lucas:
- Będziemy mieć na nią oko. 
Skinąłem głową i zacząłem trening mojej grupy, co chwilę zerkając na Clover. Teraz odbywały się walki próbne. Nowi członkowie jej ekipy, pokazywali co umieli. JA zabrałem się za swoich i zarządziłem rozgrzewkę. Następnie, dobrałem pary. I kazałem walczyć. Co chwilę podchodziłem i pomagałem każdemu. Poppy leżała już na ziemi, a wybrałem dla niej łatwą przeciwniczkę.
- Co jest Poppy? - zapytałem i podałem jej rękę.
- Wszystko! - krzyknęła - Przepraszam, ale ja się do tego nie nadaję.
- Nie, nie nadajesz się - potwierdziłem.
Spojrzała na mnie groźnie.
- Ale to nie znaczy, że nie możesz się nauczyć.
- Jak... - nie dokończyła pytania, bo wszyscy spojrzeli na Clover i jej uczniów, którzy szli w stronę obozu. Co ona robi?
- Czemu mnie nie wybrała? - zapytała smutno - Nie to, że ty William... Ale my się przyjaźnimy. Wiem, ze jestem słaba...
- Myśle Poppy, że ona ma jakiś plan. Chyba chciała ci tego oszczędzić...
- Ale czego! Litości! Ona wybrała Zoe i Victora! Jestem od nich lepsza!
- Właśnie chodzi o to, ze oni byli za słabi. 
Westchnęła i wróciła do swojej przeciwniczki, która już po dziesięciu sekundach, znowu ją powaliła na ziemie. Dlaczego nie Poppy? Zapytałem sam siebie i wróciłem do trenowania.
- Moja babcia walczy lepiej od was!

Dwie godziny później.
- Kciuk na zewnątrz! - ile razy można to powtarzać?!
Zarządziłem już zmianę partnerów, a Poppy odpadła i leżała na ziemi ciężko dysząc. Patrzyłem na walki, gdy nagle dobiegł moich uszu śmiech. Szesnaście rozradowanych, zmęczonych zmiennokształtni, którzy z uśmiechami na twarzy rzucili się na trawę, uśmiechając się i dysząc.
Za nimi maszerowała Clover. Zlustrowałem ją spojrzeniem od stóp do głów i nie zarejestrowałem żadnych uszkodzeń fizycznych. Poczułem ulgę, bo przez te dwie godziny zastanawiałem się, co robiła.
- Ćwiczcie dalej - rzuciłem, bo wszyscy patrzyli na kolegów, a sam podbiegłem do trenerów, którzy zagrodzili drogę Clover.
- Coś ty im zrobiła? - spytał Shane i wszyscy patrzyliśmy na jej uczniów.
- Endorfiny. Hormony szczęścia wywołane nie małym wysiłkiem fizycznym. - odpowiedziała. Wiedziałem, o endorfinach prawie wszystko. Kiedyś unikałem wf'u jak ognia. W końcu nauczyciel się przyczepił i zapytał, dlaczego nie chodzę na ten przedmiot. Pamiętam, że zrobił mi niezłą pogadankę na ten temat, ale prawda była taka, że ojciec kochał sport. Mnie też w niego wciągnął. Grałem w każdą możliwą dyscyplinę koszykówka, siatkówka, nożna, tenis... Nie we wszystkich byłem dobry, ale każdą na swój sposób kochałem. Z jego śmiercią, moja miłość do sportu też umarła. Nauczycielowi powiedziałem, że mi się nie chce. Kazał wtedy przygotować referat na trzydzieści stron na temat sportu i co on nam daje. Trzydzieści stron do końca semestru. Okazało się, że na początku każdej jego lekcji zaczyna od przedstawienia informacji, o dyscyplinach sportowych i endorfinach. Więc musiałem tylko uczestniczyć w tej lekcji. Wtedy na nowo pokochałem sport. Przyniosłem mu pod koniec semestru moje wypracowanie. Dostałem 6, i do końca szkoły miałem z wf 'u 6.
- Powiesz nam czym się tak zmęczyli - dociekał Robert.
- Nie, mam swoje metody szkoleniowe i ich wam nie zdradzę. No już ustawcie się w szeregu! - odpowiedziała i potruchtała do swojego zespołu, aż się zdziwiłem, gdy jej komenda została wypełniona natychmiast. Wróciłem do swoich. 
- Teraz uniki! 
Później Clover  zaczęła robić to, co my. Trenować. A ja zachodziłem w głowę, jak zdobyła aprobatę i szacunek drużyny w dwie godziny! Moi się jeszcze do mnie nie przekonali. Tylko, że ja nie jestem taki jak Clover. 
Nie odrywałem podczas treningu oczu od Clover. Pokazywała wszystkie ruchy. Pomagała w walce. Poświęciła całą siebie, aby dobrze wypełnić to zadanie. Sama walczyła, jakby robiła to od urodzenia. Była taka pewna siebie, wytrwała, zawzięta i doświadczona. Lecz po chwili rozdzieliła swoją ekipę na cztery grupy i zaczęła odchodzić. Trenerzy znów się tym zainteresowali, a następnie zatrzymali.
- Śledzicie mnie? - spytała.
- Nie, tylko cię obserwujemy - odparł rozradowany Lucas - Gdybym wiedział, że twoje treningi mają tak wyglądać, to od razu bym się zgodził, żebyś była trenerką!
- Czemu oni siedzą i gadają ze sobą, zamiast walczyć? - spytał Darren.
- Podzieliłam ich na drużyny.
- Po co? - spytał Paul. No właśnie, Clover? Po co?
- Bo zastosujemy technikę w plenerze. - Plener?
- Clover, oni mają nauczyć się walczyć...
- Nie, to wy uczycie ich walczyć. W bitwie zrozumcie, że nie przyda wam się technika. Przyda się spryt i obmyślenie kolejnych ruchów, trzeba umieć wykorzystać siłę przeciwnika. Trzeba myśleć, a nie posługiwać się tylko siłą fizyczną.
- Dobrze, chciałem cię tylko uprzedzić, że robimy tu sobie małe zawody. Grupa, przeciwko grupie. Próbujemy wyłonić najlepszego trenera. Tobie damy fory, bo zaczęłaś później...
- Nie trzeba, poradzę sobie, a teraz lecę. - Czego oni się spodziewali, że ona powie "No, pewnie! Fory będą mi potrzebne!". 
Wyminęła nas i rzuciła się biegiem do obozu, ale wróciła po kilku minutach z wielkim workiem. Okazało się, ze był wypełniony farbą i koszulkami, które rozdał każdej z grup. Coś do nich krzyknęła i wszyscy rozbiegli się we wszystkie strony. Sama pomaszerowała za nimi.
- Gdzie oni idą? - zastanawiali się moi uczniowie.
- Szybko biegają - szepnął ktoś.
- Mam dość, wszystko mnie boli - narzekał ktoś inny.
Clover spojrzała na moją grupę.
- Trenerze - zwróciła się do mnie Lena - Jesteśmy zmęczeni, może odłożymy walkę na później i porobimy coś innego?
- A co chcecie robić? - spytałem, bo to jest trening, a nie plac zabaw.
- Widział trener, drużynę nowej trenerki, cały dzień robili coś innego...
- Clover! - krzyknąłem, nie dając jej dokończyć. Sam chciałem wiedzieć co ona robiła.
- Słucham? - podeszła i uśmiechnęła się do mnie i Leny. Podeszła do nas cała drużyna.
- Powiedz, co robiłaś przez cały dzień? - spytałem, niby od niechcenia.
- Ja?
- Tak, ty i twoja grupa.
- Mała korekta, to nie moja grupa, tylko mój zespół. Jak już mówiłam, nic specjalnego. - Tworzy zespół? Dlaczego? Wszyscy jesteśmy solistami. Bedziemy walczyć o swoje życie. My mamy zabijać zori.
- Proszę opowiedz.
- Bawiliśmy się w berka.
- Żartujesz sobie ze mnie? - spytałem rozbawiony. Dlaczego ja się martwiłem?
- Nie, przerobiłam trochę zasady. wytyczyłam pięć osób, które goniły resztę. Nikt nie mógł się zatrzymywać. Osoba dotknięta przez berka robiła czterdzieści pompek po czym sama stawała się goniącym. Nieustanny bieg przez równe dwie godziny. - zastanawiałem się nad sensowną odpowiedzią, ale nie było mi dane jej wygłosić.
- Za dużo walczą, Will. Wykaż trochę kreatywności, zmień zasady. Pomyśl, co się przyda na bitwie.
- Na pewno nie gonitwy - parsknąłem.
- Nie, ćwiczyliśmy szybkość. Może sam powinieneś spróbować. Powodzenia. Idę sprawdzić, czy budynki, nie odniosły jakichś szkód.
- Będziecie niszczyć domki? - spytała Lena i widziałem w jej oczach zazdrość.
- Nie, kochana. Dałam im do rąk farbę i pozwolenie na wysmarowanie nią drugiej osoby. Możliwe, że ucierpią jeszcze budynki.
- A to co znowu za pomysł? - spytałem zbity z tropu.
- Może później ci to wyjaśnię - i już jej nie było.

Na koniec dnia, podziękowałem wszystkim za trening. Ale nie odeszli, ja też nie. Patrzyliśmy na usmarowanych farbą zmiennokształtnych z drużyny Clover. I nie tylko my, bo praktycznie wszyscy to robili. Podszedłem bliżej. Ustałem koło Poppy.

- Dobrze, a więc podliczmy punkty - odezwała się. A zmiennokształtni ustawili się błyskawicznie w szeregu.
- 9 punktów dla drużyny Zoe. 8 dla drużyny Jane. 10 dla drużyny Violi - chwila ciszy -Ale drużyna Kevina zdobyła... 12 punktów i tym samym wygrywa!
Usłyszałam okrzyki zwycięstwa i ku mojemu zaskoczeniu pozostałe drużyny, zaczęły gratulować wygranym. Byłem tak zszokowany. Czemu nie rzucają się sobie do gardeł. A gdzie okrzyki "oszukiwali!", "my powinniśmy wygrać!".
- Kevin, Victor, Cody i Thony jutro widzimy się o siódmej rano w tym miejscu. Natomiast resztę widzę o godzinie piątej tutaj. Radzę się ubrać wygodnie, bo wam nie podaruję. 
Usłyszałem jęki.
- Jasne, tylko jest mały problem... - zaczął chłopak od Shane'a.
- Naprawdę? Zamieniam się w słuch.
- Bo, tak się składa, że... - wszyscy z uśmiechami na ustach zbliżyli się do nij o krok chciała się o krok odsunąć, ale za nią stał drugi chłopak od Shane'a i uśmiechał się - Chcemy podziękować. - i zgodnym ruchem reszta farbek, które im dała wylądowała na niej. Patrzyłem zszokowany. Chyba jak wszyscy. Czekałem, aż wybuchnie i powie, ze są beznadziejni, ale ona... ona zaczęła się śmiać!
- Wiedziałam, że złym pomysłem jest dawać wam farbę. Ładne podziękowania, tak na kolorowo, a teraz zejdźcie mi z oczu, bo każe wam przyjść na trening o czwartej rano i będę bezlitosna!
- Tak na serio, to dziękujemy - powiedziała Viola - Bo postanowiliśmy, że chcemy stworzyć zespół, współpracować i jesteśmy wykończeni.
- Miło mi to słyszeć, to znaczy tą końcówkę, że jesteście wykończeni, ale dziękuję i jestem z was dumna. Poczyniliście dużo postępów. Rano mówiłam, że jesteście beznadziejni, teraz jesteście nieźli, a jutro będziecie dobrzy. Zmyjcie to z siebie i się wyśpijcie, bo jutro długi dzień. 
Wszyscy odeszli, a ona? Z niebieskimi ustami, zielonymi włosami i ubraniach w najróżniejszym kolorze, ruszyła uśmiechnięta od ucha do ucha do domu. Poszedłem w jej ślady.

5 komentarzy:

  1. Miał 6 z W-F'u? Coś tu nie gra... Jeśli mieścisz się w przedziale wiekowym 11-16 to taka skala obowiązuje: od 8 (najlepszy) do 1 (uczeń nie zdaje). Potem egzaminy GCSE. Skala ocen to: A* (ocena najlepsza), A, B, C, D, E, F, G (najniższa) oraz U (uczeń nie zdaje). Potem jest juz College: Skala ocen to A (najlepsza) do F (nie zdaje). Potem egzamin A-levels Skala ocen to od A (najlepsza), B, C, D, E, F, G oraz U (nie zdaje). Chyba, że tak jest tylko u mnie w miastach :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Will juz jest w collegu, a tak poza tym to przełożyłam ocenę na polski system oceniania.

    OdpowiedzUsuń
  3. A, to okej :) W collegu miałby A zamiast 6

    OdpowiedzUsuń
  4. tak, ale to po polsku. Wiesz żeby spamu nie było typu ile to A? itp itd. :)

    OdpowiedzUsuń